|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Prawo » Prawo wyznaniowe » Polskie konkordaty » Konkordat z 1993 » Prace nad konkordatem
Senackie seminarium o konkordacie z 29 VI 1994 [1]
Stenogram z Seminarium w Sali Posiedzeń Senatu RP na temat "Konkordat między Stolicą
Apostolską i Rzecząpospolitą Polską"
(29 czerwca 1994 r.,
Warszawa)
Marszałek
Senatu Adam Struzik: Szanowni
Państwo! Witam serdecznie wszystkich państwa w sali Senatu Rzeczypospolitej
Polskiej. Tematem naszego dzisiejszego seminarium jest konkordat między Stolicą
Apostolską i Rzecząpospolitą Polską.
Jest to już drugie spotkanie tego typu — to znaczy spotkanie w naszej sali
senackiej — spotkanie mające charakter seminaryjny. Poprzednie dotyczyło
problemu dwuizbowości i roli Senatu w przyszłej konstytucji.
Celem naszych seminaryjnych spotkań jest:
Po pierwsze, poszerzenie naszej senatorskiej wiedzy w sprawach ważnych i trudnych, a będących przedmiotem naszego zainteresowania.
Po drugie, spotkanie i nawiązanie bezpośredniego kontaktu ze specjalistami,
ekspertami, znawcami dziedzin, o których rozmawiamy, ludźmi, którzy wiedzą
na dany temat więcej od nas, parlamentarzystów.
Na dzisiejsze seminarium zaprosiliśmy wiele osób
reprezentujących różne poglądy na temat nowego konkordatu, a także osoby
oceniające go z bardzo różnych — światopoglądowych czy politycznych — punktów
widzenia. Bardzo dziękuję za życzliwe przyjęcie naszego zaproszenia.
Witam wszystkich tak licznie zgromadzonych gości,
profesorów prawa, reprezentantów różnych wspólnot religijnych i organizacji
społecznych i politycznych.
Witam posłów i senatorów.
Datę dzisiejszego seminarium wybrałem świadomy
faktu, iż Prezydium Sejmu zaplanowało na najbliższe posiedzenie rozpoczęcie
prac nad procesem ratyfikacji konkordatu. Nie będę przed państwem ukrywał, iż
obecność na sali członków izby poselskiej cieszy mnie bardzo i — wobec wagi
problemu — nie dziwi.
Senat jest izbą naszego parlamentu, która poza funkcją zasadniczą, a mianowicie rolą w procesie legislacyjnym, powinna znajdować czas na spokojne
analizowanie trudnych problemów, ważnych dla państwa i społeczeństwa. Senat
jest, i powinien być, całkowicie otwarty na każdą dyskusję merytoryczną
nad sprawami ważnymi dla Polski.
Konkordat to właśnie taki trudny i ważny problem, budzący dużo zrozumiałych
emocji. Musimy przekroczyć i wznieść się ponad partyjne i polityczne spory -
na tym także polega konsultacyjna i opiniotwórcza rola Senatu. Nie jesteśmy
co prawda na posiedzeniu Senatu, ale znajdujemy się w jego sali i dlatego też
chciałbym, jako marszałek tej izby, przekazać państwu moją nadzieję i życzenia: w czasie dzisiejszego seminarium, a także podczas jutrzejszej pracy w Sejmie i późniejszej w Senacie życzę nam wszystkim, abyśmy pamiętali o tak ważnej i mającej w Polsce długą tradycję tolerancji i otwartości na poglądy
innych ludzi. Skupienie i uwaga w słuchaniu siebie nawzajem to sztuka, której
nam, parlamentarzystom, często brakuje, a która jest warunkiem koniecznym
poznania i zrozumienia.
Dyskusja prasowa i telewizyjna na temat konkordatu jest nam wszystkim dobrze
znana. Środki masowego przekazu z natury rzeczy zajmowały się problemem
konkordatu w sposób bardzo powierzchowny. Nawet ta część mediów, która
starała się przedstawić obiektywnie obraz sytuacji, skazana była na duże
uproszczenia. Część dyskusji prasowej i telewizyjnej była jednak zdominowana
przez emocje i w związku z tym operowała skrajnymi ocenami.
Dzisiaj, tu i teraz, w tej senackiej sali spróbujmy oderwać się od
emocjonalnych przerysowań, starajmy się usłyszeć racje naszych rozmówców i zrozumieć się.
Dyskutując wielokrotnie z wyborcami, a także z kolegami politykami na temat
konkordatu zadawałem rozmówcom pytanie, czy znają, czy przeczytali tekst
traktatu? Bardzo często otrzymywałem szczerą, negatywną odpowiedź.
Podstawowym, moim zdaniem, problemem dotyczącym konkordatu jest właśnie
faktyczna nieznajomość jego treści oraz brak wiedzy na temat kontekstu
prawnego tej umowy międzynarodowej, a także nieznajomość przyczyn, które
znalazły się u podstaw podjęcia prac nad taką, a nie inną formą
uregulowania stosunków państwo — Kościół.
Profesor Krzysztof Skubiszewski w wywiadzie udzielonym „Polityce" wyjaśnia
przyczyny podpisania konkordatu. Najważniejsza wydaje się tu chęć
zdecydowanego i ostatecznego zamknięcia pewnego etapu stosunków państwa
polskiego ze Stolicą Apostolską i Kościołem. Stosunki pomiędzy Kościołem a państwem w czasach powojennych były bardzo trudne i szansy ich naprawienia
nie warto marnować. Ten ważny cel nie zwalnia nas jednak z obowiązku
wnikliwej i merytorycznej analizy — z obowiązku zrozumienia i przewidywania.
Ostateczna decyzja o ratyfikacji konkordatu przez Sejm i Senat musi być zgodna z polską racją stanu.
Problemem, który wysuwa się na plan pierwszy, jest relacja pomiędzy
konstytucją a konkordatem. Zasadnicze jest dzisiaj pytanie, na ile
ratyfikowanie konkordatu może wpłynąć determinująco na zapisy konstytucji?
Innymi słowy, czy prawo zewnętrzne, zapisy konkordatu, może mieć wpływ na
prawo wewnętrzne, na ustawę zasadniczą? Artykuł 1 umowy brzmi wszakże następująco:
„Rzeczpospolita Polska i Stolica Apostolska potwierdzają, że Państwo i Kościół
katolicki są — każde w swej dziedzinie — niezależne i autonomiczne oraz
zobowiązują się do pełnego poszanowania tej zasady we wzajemnych stosunkach i we współdziałaniu dla rozwoju człowieka i dobra wspólnego". Pozostawiam
moje pytanie w tej chwili bez odpowiedzi.
Program dzisiejszego seminarium wygląda następująco:
Część pierwsza to dwa referaty, a właściwie
referat i koreferat mające przybliżyć nam instytucję konkordatu, jego sens
oraz zastrzeżenia, jakie są do niego zgłaszane. Następnie przewidziane są
pytania do prelegentów. Proponuję, aby były to tylko pytania. Dyskusję
przewidujemy na zakończenie, po wysłuchaniu wszystkich zaplanowanych wystąpień i dyskusji panelowej.
Część druga to referat na temat konsekwencji, jakie niesie konkordat dla
polskiego ustawodawstwa. I tu także przewidziane są pytania do prelegenta. I wreszcie część ostatnia to dyskusja panelowa, po której planujemy dyskusję
ogólną. W dyskusji panelowej udział wezmą: dr Witold Brodziński, prezes
Synodu Kościoła Ewangelicko-Reformowanego, pan Marek Pernal, dyrektor Biura do
Spraw Wyznań w Urzędzie Rady Ministrów, ksiądz prof. Wojciech Góralski, wykładowca
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, prof. Jerzy Ignatowicz, nestor prawa
cywilnego oraz prof. Michał Pietrzak, kierownik Zakładu Prawa Wyznaniowego na
Uniwersytecie Warszawskim.
Pierwszym naszym referentem jest ksiądz prof.
Remigiusz Sobański, specjalista w zakresie nauk prawnych, prawa kanonicznego,
prawa konstytucyjnego, pracownik naukowy Uniwersytetu Śląskiego, kierownik
Katedry Teorii Prawa Kanonicznego Akademii Teologii Katolickiej.
Proszę księdza profesora o zabranie głosu.
Ksiądz
Remigiusz Sobański, Akademia Teologii Katolickiej, Uniwersytet Śląski:
Panie Marszałku! Panie i Panowie! Pan Marszałek zapowiedział już temat
mojego referatu: „Sens polskiego konkordatu" (Pełny tekst, opatrzony
przypisami, opublikowany został w „Państwo
iPrawo", z. 7-8/1994, s. 3-12).
Ująłem całość w ośmiu punktach, dodałem także dziewiąty, czyli uwagi końcowe.
Punkt 1. Konkordat, to jak wiadomo,
umowa o charakterze umowy międzynarodowej, zawarta między państwem a Stolicą
Apostolską, a regulująca sprawy interesujące obydwie strony. Stolica
Apostolska, podpisując konkordat, występuje jako zwierzchni organ Kościoła
katolickiego. Podpisanie takiej umowy jest możliwe dzięki niekwestionowanej
podmiotowości publicznoprawnej Kościoła katolickiego w stosunkach międzynarodowych.
Ta publicznoprawna pozycja Kościoła katolickiego nie narusza faktycznej równości
różnych wyznań — i tu cytuję prof. Zielińskiego, jego list do Marszałka
Sejmu Rzeczypospolitej — „ponieważ konstytucyjna zasada równości wobec
prawa nie może być prymitywnie rozumiana w ten sposób, że wszyscy powinni być
traktowani zawsze i pod każdym względem jednakowo".
Państwa nie zawierają z innymi wyznaniami tego rodzaju umów nie dlatego, że
nie chcą, lecz dlatego, że — wobec nieposiadania przez te wyznania
publicznoprawnej podmiotowości w sferze stosunków międzynarodowych — jest to
niemożliwe. Z kolei brak takiej podmiotowości nie wynika z odmawiania jej
innym wyznaniom przez Kościół katolicki czy przez Rzeczpospolitą, lecz z natury i samoświadomości tychże wyznań. Kościół katolicki działa w tym
przypadku zgodnie ze swoją podmiotowością publicznoprawną. Przez to jednak
nie zyskuje on w poszczególnych krajach pozycji uprzywilejowanej. Szczególną
pozycję prawną wśród głów Kościołów zajmuje Stolica Apostolska jako
partner publicznoprawnych stosunków międzynarodowych. Ale z tego faktu, który
wyprzedza zawarcie konkordatu i jest odeń niezależny, nie wynika
uprzywilejowanie Kościoła katolickiego wobec innych wyznań w konkretnym państwie.
Również z faktu konkordatu nie wynika takie uprzywilejowanie Kościoła.
Ewidentnym tego przykładem jest Republika Federalna Niemiec, gdzie łatwo
dostrzec, że konkordaty zawarte czy to z państwem, czy z poszczególnymi
landami nie stwarzają Kościołowi katolickiemu sytuacji uprzywilejowanej. Właśnie
RFN, nie mówiąc już na przykład o Tunezji, dostarcza też dowodu na
bezzasadność twierdzenia, iż w konkordatach chodzi o zapewnienie uprawnień
Kościoła większościowego. Większość lub mniejszość to fakt społeczny,
natura konkordatu jest od niego niezależna.
Punkt 2.
Zarówno Kościół, jak i państwo mogą istnieć bez Konkordatu. W odniesieniu
do państwa jest oczywiste: państwo dysponuje środkami ochrony własnej formy
politycznej i zabezpieczenia przestrzegania porządku prawnego. Gdy chodzi o Kościół,
to musi on wykonywać swoją misję niezależnie od tego, czy okoliczności mu
sprzyjają.
Postulowaną przez Kościół wolność religijną niewątpliwie można
zagwarantować wewnętrznym prawem państwa. Ale oznaczałoby to, że państwo
albo wtłoczy wyznania w organizacyjne, przyjęte w państwie formy życia społecznego,
albo przewidzi specjalne ramy dla życia religijnego. Tym samym jednak państwo
weszłoby w sferę, w której — jako państwo neutralne światopoglądowo — jest
niekompetentne. Wchodząc zaś w tę sferę przestałoby być światopoglądowo
neutralne. Tej neutralności nie da się też realizować przez ignorowanie
zjawiska religijności, gdyż próba prawnej obojętności wobec religii oznacza
jej prywatyzację w sensie wyeliminowania ze sfery publicznej. To z kolei
naruszałoby wolność religijną, a więc jedno z założeń demokratycznego państwa. A ponadto byłoby nierealistyczne.
Zjawisko religijności, fakt istnienia zorganizowanych wspólnot religijnych,
nie może przeto znaleźć oddźwięku w prawie państwowym. Co więcej, wolność
religijna każe państwu respektować wyznania zgodnie z ich samoświadomością.
Jeśli więc państwo ma pozostać światopoglądowo neutralne, a nie stać się
specjalistą od spraw religijnych, wypada mu podjąć dialog i porozumieć się
ze wspólnotami religijnymi przed wydaniem ustaw zahaczających o sprawy
religijne. W tym kierunku zmierza zresztą też postulat Polskiej Rady
Ekumenicznej, zawarty w opinii z 15 lutego br. Do takiej konsultacji instytucji
religijnych zobowiązuje państwo również punkt 16 dokumentu końcowego wiedeńskiej
Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.
Punkt 3.
Porozumienie, o którym mówiłem, nie narusza suwerenności państwa. Współczesne,
demokratyczne państwo prawa charakteryzują dwa równoległe procesy. Jeden to
koncentracja władzy w instytucjonalnym systemie organizacyjnym, a drugi to
emancypacja społeczeństwa składającego się z równych, wolnych od
wzajemnych prawnych uzależnień obywateli.
Państwo nie jest ani tożsame ze społeczeństwem, ani od niego oddzielone.
Jedno i drugie pozostaje we wzajemnym oddziaływaniu. Inaczej, niż to pojmowano
na przykład w Arystotelesowskiej czy późniejszej, tomistycznej, czy w końcu
wyznawanej przez książąt udzielnych koncepcji państwa-społeczności doskonałej,
życie indywidualne i zbiorowe obywateli nie jest kształtowane, organizowane
przez władzę państwową, lecz rozwija się w ich osobistej, rodzinnej, społecznej,
zawodowej, gospodarczej, kulturowej, religijnej, politycznej działalności.
Przez tę działalność obywatele wpływają na kształt polityczny państwa i widzą w nim narzędzie zapewniające pokojowe współżycie oraz prawa i wolności
obywatelskie, z zakresem władzy koniecznym dla ochrony wolności i porządku
publicznego. Proces kształtowania woli i decyzji politycznych jest otwarty.
Przebiega od społeczeństwa do państwa, które przez to nie przestaje być
suwerenne, wszak „władza pochodzi od narodu". Z tego, co powiedziałem w tym punkcie, nie wynika jeszcze wprost nic dla
konkordatu, a jedynie, ale to jest istotne, wynikają z tego ustrojowe podstawy
umożliwiające zawarcie konkordatu bez uszczerbku dla suwerenności państwa. Są
nimi wolności obywatelskie, a wśród nich wolność religijna. Ta ostatnia
gwarantuje nie tylko przestrzeń działalności religijnej, lecz także działalności
zinstytucjonalizowanej, czyli działalności Kościołów.
Poprzez działalność swoich wyznawców Kościoły wpływają na profil społeczeństwa
i, konsekwentnie, państwa. Zarazem jednak, jako instytucje „o celach
duchowych", a więc sfery, w które neutralne światopoglądowo państwo nie
ingeruje, Kościoły stają wobec państwa. Sfera, o której wspomniałem, należy
do realiów życiowych obywateli i styka się w swym oddziaływaniu z życiem
społecznym i porządkiem prawnym państwa. Stąd specyficzne relacje
instytucjonalne, ich regulacje drogą wzajemnego porozumienia, znajdują
podstawy normatywne w wolności religijnej, należącej do zasad ustrojowych
demokratycznego państwa, a umożliwiającej Kościołom działanie zgodnie z ich założeniami, z zachowaniem pluralizmu i z poszanowaniem porządku
prawnego.
Punkt 4.
Pozytywną racją zawarcia konkordatu jest współdziałanie tak odmiennych
partnerów, jak państwo i Kościół, dla dobra człowieka. To swoje
odniesienie do człowieka zdecydowanie podkreśla Kościół — „Redemptor
hominis" Jana Pawła II — a owo odniesienie jest też założeniem i warunkiem
demokracji, zwłaszcza demokracji liberalnej. Odniesienie to jest współcześnie
wzajemnie uznawane i dlatego widzi się w konkordatach wyraz solidarności państwa i Kościoła promocji praw osoby ludzkiej.
Zakłada się przy tym, że zarówno Kościół, jak i państwo działają na
rzecz człowieka w sposób sobie właściwy i że ten sposób zostaje przez drugą
stronę akceptowany. Przełożenie tego na język zobowiązań konkordatowych
oznacza ze strony państwa ochronę wolności działania Kościoła zgodnie z jego misją, zaś ze strony Kościoła — zobowiązanie do przestrzegania obowiązującego w Polsce prawa.
Niewątpliwie tekst konkordatu polskiego robi wrażenie asymetrii tego, co
zapewnia Kościołowi i państwu, ale współczesne konkordaty nie przyznają
koncesji, nie udzielają przywilejów, lecz strzegą autonomii i niezależności
partnerów. To nie państwo działa w Kościele, ale Kościół w państwie. Stąd
uzgodnienia dotyczące działania Kościoła w sektorach objętych prawem państwowym,
jak: małżeństwo, wojsko, więzienie, miejsca publiczne. Po prostu państwo
nie ignoruje faktu, że żyją ludzie religijni, w tym przypadku katolicy, w wojsku, w zakładach zamkniętych, a także że uznają oni swoje małżeństwo
za sakrament. Chodzi o ułatwienie im, aby przestrzegając prawa państwowego
mogli być sobą jako katolicy i bezkolizyjnie przestrzegać praw swojego Kościoła.
Dodać trzeba, że nie mają oni i nie mogą zyskać pozycji uprzywilejowanej w stosunku do wyznawców innych religii czy osób bezwyznaniowych, gdyż kłóciłoby
się to z równością obywateli i wolnością religijną i tym samym podkopywałoby
podstawy, na których opiera się stosunek demokratycznego państwa do religii i Kościołów.
Obydwie strony — państwo polskie i Kościół, deklarowały wielokrotnie, że
uprawnienia zagwarantowane Kościołowi katolickiemu winny, w wyniku
odpowiednich umów i aktów prawnych, przysługiwać również innym wyznaniom.
Punkt 5.
Aczkolwiek ostateczną racją konkordatu jest dobro obywateli katolików, a pośrednio, w świetle tego co dopiero powiedziałem, wszystkich obywateli, to jednak
konkordat jest umową instytucji poczuwających się do odpowiedzialności za to
dobro. Uzgadniając ustalenia, państwo i Kościół kierują się swoimi
racjami, to znaczy dobrem instytucji widzianych, co zakładamy, nie samoistnie
ani abstrakcyjnie, lecz przez pryzmat własnych funkcji wobec obywateli. Z punktu widzenia Kościoła korzyści są oczywiste. Chodzi o to, aby żołnierz
lub więzień pragnący uczestniczyć we mszy świętej miał tę możliwość
prawnie zagwarantowaną, a nie był skazany na dobrą wolę przełożonego. Aby
wierny, uważający swe małżeństwo za sakrament, mógł je zawierać wedle własnego
przekonania i by właśnie to jego małżeństwo było uznane przez państwo,
podobnie jak małżeństwo tych, którzy nie dostrzegając w nim nic sakralnego
zawierają je w formie świeckiej. Z punktu widzenia państwa ważne są gwarancje przestrzegania prawa polskiego.
Nie znaczy to, by Kościół miał przestrzegać obowiązujące w państwie
prawo dopiero wskutek konkordatu czy tylko w zakresie, w jakim zobowiązał się
do tego w konkordacie. Poszanowanie prawa leży również w interesie Kościoła,
wszak w tym prawie mieści się też wolność religijna. A jednak nie można
przecenić tych gwarancji, zwłaszcza na tle niskiej kultury prawnej naszego społeczeństwa.
Nie mówiąc już o tym, że — jak powiedział pan Jan Maria Rokita — konkordat
uniemożliwia ekspansję najbardziej klerykalnych środowisk. Dlatego też
spotkał się z krytyką ze strony tych środowisk.
Sprawa jest jednak znacznie głębsza. Nie tylko kościelna, lecz i państwowa
racja konkordatu leży w tym, że Kościół będzie mógł bez przeszkód
prawnych wypełniać swoją misję, być rzeczywiście i autentycznie Kościołem.
Aż Kościołem i tylko Kościołem.
Wbrew pozorom nie jest to bowiem wyłącznie interes Kościoła. Społeczne i kulturowe znaczenie Kościołów podnosi się dziś powszechnie i to
postulatywnie w literaturze prawa konstytucyjnego. Postulaty te, często
kontrowersyjne, nieraz redukujące religię do zjawiska kulturowego czy społecznego,
zawsze abstrahujące od problemu prawdy religijnej, pojawiają się w kontekście
dyskusji o współczesnym demokratycznym państwie, w szczególności o jego
fundamentach nośnych i siłach je scalających.
Państwo to bowiem nie opiera się na założeniach religijnych, nie ma w swoim
wizjerze etycznych czy religijnych fundamentów działań ludzkich, lecz
pozostaje skazane na podstawowy konsens społeczeństwa, którego to konsensu
nie można zadekretować. I dlatego w interesie państwa leży spożytkowanie
społecznych wartości religii, zwłaszcza ich roli wychowawczej. Nie chodzi tu o polityczne wykorzystanie aktywności religijnej ani o jej upolitycznienie czy o wciągnięcie do służby interesów państwa lub legitymacje działalności
państwa, lecz chodzi o etyczne formowanie codziennych postaw ludzkich.
Demokratyczne, wolnościowe, pluralistyczne, świeckie państwo opiera się na
założeniach, którymi nie dysponuje, lecz na które jest skazane. Pozostaje
ono zdane na osiągniętą drogą kompromisu zgodę, co do podstawowych wartości
warunkujących jego istnienie i funkcjonowanie, takich jak: godność, wolność,
równość osób ludzkich oraz elementarne poczucie odpowiedzialności
obywatelskiej. Dlatego też państwo takie pozostawia swoją formę polityczną
otwartą na wszystko, co jest w stanie wypełnić ją duchem odpowiedzialności i solidarności, a tym samym wzmacnia jego stabilność. Państwo nie
instrumentalizuje religii ani też nie uzależnia się od religii, lecz
dostrzega publiczną użyteczność Kościołów i chroni sfery ich działania
zgodnie z ich własnymi założeniami i celami. Oznacza to, że państwo swoim
prawem uznaje autonomiczne prawo Kościołów.
Co więcej, ta leżąca w interesie demokracji publiczna użyteczność skłania
państwo do okazywania Kościołom życzliwości dalej idącej aniżeli tylko
samo zabezpieczenie wolności działania. Wyraża się to w sferze fiskalnej, w udostępnieniu uczestnictwa w instytucjach życia publicznego, mówię
publicznego nie państwowego, w umożliwianiu współdziałania w procesie
edukacyjnym. Takie dyspozycje prawne, wychodzące z założenia społecznej
nieobojętności religii i publicznej użyteczności Kościołów, nie kłócą
się ze świeckością państwa. W literaturze zachodniej rozróżnia się państwo
laickie i państwo laicyzowane.
Punkt 6.
Ratyfikacji konkordatu dokonuje Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej po upoważnieniu
wyrażonym w ustawie. Po upływie jednego miesiąca od dnia wymiany dokumentów
ratyfikacyjnych konkordat wejdzie w życie, czyli stanie się obowiązującym w Polsce prawem.
Trzeba tu rozróżnić te jego normy, które zobowiązując państwo do wydania
norm prawa wewnętrznego, regulującego odpowiednie działy stosunków prawnych
oraz normy konkordatu, które takiego obowiązku expressis
verbis nie nakładają.
Obowiązek wprowadzenia zmian nakłada jedynie art. 10, ten o małżeństwie.
Art. 15 ust. 3, o finansowaniu PAT, wymaga uwzględnienia przy uchwaleniu ustawy
budżetowej. Pozostałe artykuły konkordatu wymagają zmian o tyle, o ile jest
to konieczne do jego stosowania i przestrzegania. Bezzasadne jest przeto założenie
przyjęte w jednej z opinii, że „każde z postanowień konkordatu musi być włączone
do prawa polskiego przez odpowiednie zmiany w ustawach". Przy takim założeniu
łatwo dojść do przerażającej, idącej w dziesiątki, liczby zmian
koniecznych w ustawodawstwie polskim.
Za sporządzonymi w opinii wykazami i postulatami stoi nieosiągalny w prawodawstwie perfekcjonizm o jakim marzyli prawodawcy XIX wieku, twórcy owych
wielkich kodyfikacji. Rzecz jasna, że normy obowiązujące tu i teraz nie
powinny być sprzeczne, ale ta niesprzeczność nigdy nie jest absolutna,
matematyczna, bo taka byłaby osiągalna jedynie w prawie martwym, cyzelowanym, w oderwaniu od realiów życia. Dlatego teoretycy prawa Opałek i Wróblewski
przyznają, że system prawa cechuje się zaledwie dostatecznym stopniem
niesprzeczności, zaś o tym, czy ten stopień jest dostateczny, decyduje
praktyka prawa, tzn. jego przestrzeganie przez adresatów i stosowanie w administracji, w orzecznictwie, a nie literalne zestawienie słów.
Konsekwencje legislacyjne, bo tak to brzmi, warto oczywiście zestawić i trzeba
je uwzględnić w przyszłych nowelizacjach prawa. Nie wydaje się, by
funkcjonowanie konkordatu w ramach prawa polskiego musiało wywołać falę
zmian — przeciwnie. W arendze stwierdza się, że: „Rzeczpospolita Polska
uwzględniła swe zasady konstytucyjne i ustawy", co dla interpretacji
konkordatu i odnośnych ustaw oznacza założenie ich niesprzeczności.
Punkt 7.
Na osobną wzmiankę, sądzę, zasługują dwie kwestie. Pierwsza, konkordat a ustawa o stosunku państwa do Kościoła katolickiego oraz druga — konkordat a przyszła konstytucja.
Konkordat nie uchyla wyraźnie ustawy o stosunku państwa do Kościoła
katolickiego. Zarazem jednak trzeba stwierdzić, że zawierając konkordat
Rzeczpospolita zrezygnowała z jednostronnego regulowania swoich stosunków z Kościołem
katolickim. Należy przeto stosować zasadę lex posterior derogat priori. Znaczy to, że ustawa ta nadal będzie
ewentualnie obowiązywać, ale niektóre jej normy stają się martwe. Za
derogowane trzeba uznać te, które czy to są sprzeczne z ustaleniami
konkordatu, na przykład art. 6 ustawy wobec art. 8 ust. 4 konkordatu o zgodzie
na sprawowanie kultu w miejscach poza miejscem świętym, czy to zdezaktualizowały
się — art. 5-9 ustawy wobec art. 2 ust. 2 konkordatu o osobach prawnych. Skoro
Rzeczpospolita zrezygnowała z jednostronnej regulacji swoich stosunków z Kościołem,
trudno zgodzić się z postulatem nowelizacji ustawy.
Druga kwestia — konkordat a konstytucja. Problem sprowadza się do relacji art.
1 konkordatu potwierdzającego, że „Państwo i Kościół katolicki są każde w swojej dziedzinie autonomiczne i niezależne" do nadal obowiązującego art.
82 ust. 2 konstytucji stwierdzającego, że „Kościół jest oddzielony od państwa".
Pan prof. Pietrzak w swoim nader krytycznym artykule w „Państwie i Prawie"
przyznaje, że art. 1 potwierdza zasadę rozdziału państwa i Kościoła
katolickiego. To, czy różne słowa wyrażają tę samą myśl, zależy od
przypisywanego im znaczenia, i to nie tylko w słownikach, lecz w utrwalonym
obiegu potocznym.
Trzeba najpierw przypomnieć, że to właśnie chrześcijaństwo wprowadziło
rozdział sfery religijnej i społeczno-politycznej. Nie miejsce tu na
przypominanie trudności jakie realizacja tego rozdzielenia napotykała w ciągu
wieków. Ilekroć zacierał się ów dualizm, podejmowano próby jego przywrócenia
zarówno ze strony Kościoła, jak i ze strony państwa. Rozdział stał się
hasłem, który jednak ma sens tylko wtedy, gdy faktycznie istnieje sojusz tronu i ołtarza, gdy takiego sojuszu nie ma, nie ma co rozdzielać.
Do doświadczeń, zwłaszcza z historii najnowszej związanej z rozumieniem i realizacją rozdziałów w państwach socjalistycznych, trzeba dodać
wieloznaczność terminu „rozdział". Nie imputuję nikomu, też i zwolennikom zapisu o rozdziale, takiego jego rozumienia, jakie Henryk Świątkowski
uznał za klasyczne, bo nie sądzę, by na przykład mnie jako osobę duchowną
chciano pozbawić czynnych praw wyborczych. Niemniej jednak stwierdzam mała
przydatność tak wieloznacznego słowa. Najwidoczniej dostrzegli to autorzy
projektów konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, skoro wśród siedmiu projektów
termin ten występuje tylko w jednym. Z kolei w pięciu, wyjątek to projekty
KPN i PC przyznające wyznaniu rzymskokatolickiemu naczelne stanowisko wśród równoprawnych
wyznań, jest mowa o współdziałaniu względnie współpracy. Wniosek z powyższego
płynie taki, że zarzut jakoby konkordat przesądzał dyspozycje przyszłej
konstytucji, opiera się na podstawach wydumanych, nawet gdyby miał się w niej
znaleźć proponowany w jednym projekcie zapis o zasadzie rozdziału, nie
oznaczałby on prawnie nic innego, niż autonomię i niezależność Kościoła
od państwa.
Natomiast odpowiedź na pytanie, czy byłoby do pogodzenia z konkordatem
stwierdzenie, że „Rzeczpospolita jest państwem świeckim", zależy od tego
jakie znaczenie terminu przymiotnikowi przypisujemy. Gdyby przyjąć to w znaczeniu, jakie w podręcznikach prawa wyznaniowego — np. u Henryka Świątkowskiego — uznawane jest za klasyczne, byłby ten przymiotnik nie tylko nie do pogodzenia z ustaleniami konkordatu, ale z szeregiem innych dyspozycji projektu Sojuszu
Lewicy Demokratycznej, bo w tym projekcie konstytucji ten termin występuje, a także, sądzę, w ogóle z podstawowymi prawami człowieka.
Punkt 8.
Wydania odpowiednich norm prawa polskiego domaga się art. 10 konkordatu,
dopuszczający wywieranie, pod określonymi warunkami, przez małżeństwo
kanoniczne skutków, jakie pociąga za sobą zawarcie małżeństwa zgodnie z prawem polskim. Zamysł jaki przyświecał Kościołowi był taki, aby katolicy
nie musieli dwukrotnie wyrażać woli zawarcia małżeństwa — w formie
kanonicznej i wobec kierowników urzędów stanu cywilnego.
Artykuł 10 ust. 1 precyzuje warunki, od jakich zależy wywieranie przez małżeństwo
kanoniczne skutków prawnych. Dalsze sprecyzowania są w gestii ustawodawcy państwowego.
Przedłożone już do tej pory wersje projektów zmian, przede wszystkim w kodeksie rodzinnym, opiekuńczym oraz w prawie o aktach stanu cywilnego, dowodzą
możliwości ustalenia funkcjonalnych norm, czyniących zadość kościelnym i państwowym założeniom małżeństwa, respektujących wolność religijną i rozwiązujących problemy podnoszone przez prawników. Proponowane regulacje
niwelują dotychczasową nierówność i pozwolą obywatelom zawrzeć małżeństwo
zgodnie z ich przekonaniem. Warto dodać, że skutki prawne małżeństw
zawartych w formie religijnej uznaje zdecydowana większość współczesnych państw.
Punkt 9, uwaga
końcowa. Przedłożone Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego projekty
przyszłej konstytucji dowodzą raczej powszechnego stanowiska, iż stosunki między
Rzecząpospolitą a wszystkimi Kościołami winny opierać się na wzajemnym
poszanowaniu i współpracy. Współpraca układa się najlepiej, gdy buduje się
ją na wspólnych uzgodnieniach. Tym tłumaczy się dążenia Kościoła
katolickiego do regulacji konkordatowych. Mimo swej uroczystej formy i wysokiej
rangi w hierarchii źródeł prawa, konkordaty są narzędziem pragmatycznym i,
jak tego dowodzi najnowsza, posoborowa historia wzajemnych stosunków Kościół — państwo, nader przydatnym do konkretnej regulacji spraw wynikających ze zbliżenia
dwóch systemów prawnych — państwowego i kościelnego.
Konkordaty należą do dokumentów świadczących o zespolonym wysiłku narodu w budowaniu pokojowego ładu w świecie i o powszechnym docenianiu znaczenia
czynnika religijnego na tej drodze. Konkretyzacja tych wysiłków dokonuje się
zawsze tu i teraz. Stąd w odniesieniu do polskiego konkordatu istotne jest
pytanie, czy ułatwia on współdziałanie Kościoła i państwa polskiego przy
zachowaniu tożsamości obydwu stron. Od początku w refleksji ludzkiej nad
prawem wiadomo też, że nie da się przewidzieć wszystkich możliwych przypadków.
Prawa nie stanowi się ani umów nie zawiera się dla regulacji przypadków
jednostkowych czy zgoła wydumanych, lecz dla takich, które w świetle doświadczenia
mogą się zdarzyć i zrodzić sytuacje konfliktowe.
Lektura konkordatu ukazuje, że zawarte w nim gwarancje wolnościowe dla Kościoła
to przeciwstawne odbicie od ograniczeń, jakich Kościół doznawał w latach
powojennych, i to nie wskutek nadużyć ludzi, lecz przez dyrektywy prawa. To
prawem ograniczono tworzenie, obsadzanie parafii, diecezji, posługę
duszpasterską wśród żołnierzy, nauczanie religii, wydawnictwa itd. To doświadczenie
jest kluczem do zrozumienia, dlaczego właśnie takie, a nie inne sprawy znalazły
się w regulacjach konkordatowych.
Kryterium oceny sprowadza się więc do pytania, czy dla sytuacji, w których
styka się prawo kościelne i prawo państwowe znaleziono rozwiązania
zapobiegające kolizji prawa przy respektowaniu założeń i ducha obojga praw.
Sądzę, że na tak postawione pytanie, odnoszone do tekstu umowy, a nie do
domniemanych intencji, może paść odpowiedź pozytywna. Realizacja konkordatu
zaś i jego funkcjonowanie zależy od ludzi, których dobrą wolę mamy obowiązek
zakładać. Dziękuję państwu za uwagę.
Marszałek
Senatu Adam Struzik: Dziękuję bardzo księdzu profesorowi za niezwykle dogłębny,
analityczny wykład. Drugim naszym referentem jest pan profesor Jerzy Wisłocki,
który wielokrotnie wypowiadał się w sprawie konkordatu, między innymi autor
książki na ten temat, dyrektor Biblioteki Kórnickiej Polskiej Akademii Nauk.
Proszę bardzo, Panie Profesorze, o zabranie głosu.
Jerzy Wisłocki,
Polska Akademia Nauk: Panie Marszałku! Szanowni Państwo! Na wstępie
winien jestem przeprosiny za to, że mój referat nie znalazł się w materiałach,
ale — państwo wiecie — z prowincji to nie tak łatwo dotrzeć. W związku z tym
przed chwilą go doręczyłem. Sprawność Kancelarii Senatu jest jednak taka,
że za chwileczkę otrzymacie państwo tekst (Pełny tekst wystąpienia prof.
Wisłockiego opublikowano w „Państwo i Prawo", z. 7-8/1994, s. 3-12).
Uwagi moje nie będą próbą podsumowania dotychczasowej dyskusji prasowej, gdyż
ze względu na ograniczony czas mogę się skoncentrować tylko na kilku, jak mi
się wydaje, najważniejszych problemach konkordatu. Uwagi te natomiast są związane z praktyką realizacji konkordatu z 1925 roku. Proszę się nie denerwować, nie
będę zanadto historyzował, ale to jest dziedzina, którą się zajmuję, poświęciłem
jej kilka lat badań i opublikowałem ich wyniki.
Formalnie teksty tych dwóch konkordatów są nieporównywalne, bo przecież są
inne czasy, inni ludzie, inne sprawy. Merytorycznie natomiast porównywalne są
problemy, które usiłowano rozwiązać. Bardzo instruktywne zaś są obserwacje
konfliktów, jakie narastały między władzami administracyjnymi państwa a biskupami i Stolicą Apostolską przy realizacji poszczególnych artykułów
konkordatu. Konflikty te wynikały między innymi z rozmaitej interpretacji
tekstu. Niezmiernie trudno było je usunąć w drodze rokowań dyplomatycznych. W 1938 roku na konferencji międzyresortowej, dokonano podsumowania skutków
konkordatu po 13 latach jego obowiązywania. Ówczesny dyrektor departamentu
wyznań, Henryk Dunin-Borkowski, stwierdził: „Konkordat nie przyniósł państwu
korzyści i w przyszłości należy zmierzać do stanu bezkonkordatowego. Sprawy
Kościoła regulować ustawami wewnętrznymi, po ewentualnym uzgodnieniu ich
zasad z Watykanem". Tyle Henryk Dunin-Borkowski. W wyniku tej konferencji,
Ministerstwo Spraw Zagranicznych poleciło ówczesnemu kierownikowi ambasady
przy Stolicy Apostolskiej rozpocząć rozmowy o uzupełnieniu konkordatu
dodatkowymi klauzulami, „aby hierarchia kościelna formalnie i faktycznie
liczyła się z interesami państwa". Wydarzenia polityczne w 1939 r. przekreśliły
możliwość realizacji tych poleceń. W lapidarnym skrócie wspominam o tych wydarzeniach po to, abyśmy zdali sobie
sprawę z tego, że poprzedni konkordat, a przede wszystkim praktyka jego
wykonywania, nasunął liczne zastrzeżenia. Tyle historii.
Spotykamy się dzisiaj podczas dyskusji przed parlamentarną debatą
ratyfikacyjną, która ma odpowiedzieć na pytanie, czy konkordat jest
potrzebny. Jeśli odpowiedź będzie pozytywna, można rozważać kwestię, czy
konkordat powinien być zaopatrzony w protokół dodatkowy, który mógłby usunąć
wątpliwości, jakie się rodzą przy interpretacji jego tekstu. Wówczas taki
protokół dodatkowy musiałby być przedmiotem rokowań dyplomatycznych.
Ta propozycja nie jest niczym szczególnym w dotychczasowej praktyce
dyplomatycznej. Nowy konkordat włoski z 1984 roku został podpisany łącznie z protokołem uzupełniającym w stosunku do 7 artykułów, a ratyfikowany po
podpisaniu jeszcze jednego protokołu w sumie, po upływie 15 miesięcy.
Wystąpienie moje jest zawarte — mówię to, byście państwo byli zorientowani — w czterech punktach. Punkt 1: czy konkordat narusza zasady ustroju państwa?
Punkt 2: jaki jest wpływ konkordatu na politykę zagraniczną? Punkt 3:
konkordat a sprawy wewnętrzne Polski. Punkt 4: niektóre problemy ekonomiczne.
Punkt 1.
Obowiązującą zasadą ustroju politycznego Polski jest oddzielenie Kościoła
od państwa. Konkordat na ten temat formalnie milczy, natomiast proponuje: „Państwo i Kościół katolicki są, każde w swojej dziedzinie, niezależne i autonomiczne". Kanoniści twierdzą, że jest to wypowiedziana innymi słowami
zasada rozdziału, która wszakże nie wyklucza przyjaznego współdziałania.
Interpretacja taka, moim zdaniem, ma charakter teoretyczny. Z tekstu konkordatu
odczytuję po prostu inne jej brzmienie. Jeśli nauczanie religii w szkołach,
zgodnie z wolą zainteresowanych, odbywa się na koszt wszystkich obywateli,
niezależnie od ich przekonań religijnych, jeśli ma być dotowana uczelnia
wyznaniowa, jeśli w zakładach penitencjarnych, wychowawczych,
resocjalizacyjnych, opieki zdrowotnej i społecznej mają być obowiązkowo
zatrudniani kapelanowie, to nie mamy do czynienia z systemem oddzielenia Kościoła
od państwa.
Do parlamentu będzie należała decyzja, jak określić w konstytucji rolę związków
wyznaniowych w państwie. Jednakże ratyfikowanie konkordatu ograniczy w tej
dziedzinie suwerenne prawa parlamentu. Co do tego nie mam wątpliwości.
Omawiany przeze mnie art. 1 konkordatu, zawiera też inne niejasności.
Przypominam: „Państwo i Kościół katolicki są, każde w swojej dziedzinie,
niezależne i autonomiczne". Kanonista, jeden ze współautorów konkordatu,
wyjaśnia, że niezależność i autonomia w swoich dziedzinach oznaczają, że
„władza kościelna jest całkowicie niekompetentna do ingerowania w sprawy
wewnętrzne państwa, władza zaś państwowa jest całkowicie niekompetentna do
ingerowania w sprawy wewnętrzne Kościoła". Kościół do swojego zakresu
zainteresowań, czyli swojej dziedziny, zalicza między innymi małżeństwo,
rodzinę i wychowanie. Czy jest zatem możliwe oddzielenie sfer zainteresowań
obu stron konkordatu?
Wyjaśnienia wymaga też niezależność Kościoła. W październiku 1991 roku
przeprowadzono nowelizację ustawy „O stosunku państwa do Kościoła
katolickiego w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej", usuwając z niej jeden
artykuł — usunięto więcej, ale w tym przypadku chodzi mi o ten jeden: „Kościół
katolicki działa w konstytucyjnych ramach ustrojowych Rzeczpospolitej
Ludowej", bo tak ten tekst brzmiał. Ponieważ, jak nam wiadomo od niedawna, w tym samym roku podjęto rokowania konkordatowe, ta nowelizacja nie powstała bez
związku z przygotowywanym tekstem konkordatu. Zadaję pytanie: dlaczego rządowi
negocjatorzy nie zapewnili nam obowiązku lojalności duchowieństwa wobec własnego
państwa? Jest to sprawa drażliwa i delikatna, ale doświadczenia z okresu międzywojennego
nakazują ostrożność. Duchowieństwo jest hierarchicznie podporządkowane
swoim władzom, a centrala tej władzy mieści się poza granicami państwa
polskiego. Interesy Stolicy Apostolskiej nie zawsze były zbieżne z polską
polityką wewnętrzną i zagraniczną. Przykłady licznych konfliktów są znane w naszej literaturze.
Punkt 2:
wpływ konkordatu na polską politykę zagraniczną. Ta sprawa jakoś uchodzi
uwagi. Konkordat gwarantuje Kościołowi „bez względu na obrządek, swobodne i publiczne pełnienie jego misji". Jest to uprawnienie naturalne, które
przysługuje wszystkim związkom wyznaniowym, ale uwagę proponuję skoncentrować
na sprawie obrządku. Kościół katolicki w Polsce jest zorganizowany w czterech obrządkach: łacińskim, ormiańskim, greckokatolickim, zwanym obecnie
ukraińskim, i wschodniosłowiańskim, który zapewne w przyszłości otrzyma
nazwę białoruskiego, tak można sądzić.
Sprawy dwóch obrządków — greckokatolickiego i wschodniosłowiańskiego były w okresie międzywojennym stałym punktem sporów w stosunkach między
administracją państwową a Kościołem katolickim ze względu na skomplikowane
stosunki z mniejszościami narodowymi. Obecnie mamy inną sytuację wewnętrzną i przywoływanie wszystkich doświadczeń międzywojennych nie jest celowe.
Zastanawiać jednak musi fakt, że Kościół katolicki z uporem i konsekwentnie
domaga się uznania różnorodności jego obrządków. W czasie nowelizacji
ustawy z 1989 roku w miejsce tegoż usuniętego artykułu, o którym poprzednio
mówiłem, wpisano artykuł nowy: „Kościół katolicki działa w Rzeczypospolitej Polskiej we wszystkich swoich obrządkach". Mamy więc to
samo, w konkordacie jest tylko potwierdzenie tej zasady.
Działalność misyjną Kościół może prowadzić w kraju, a także poza jego
granicami. I w tym przypadku jego działalność może budzić zainteresowanie
polskich służb dyplomatycznych. Aż trzy obrządki są zainteresowane pełnieniem
swojej misji za naszą wschodnią granicą. Chodzi przede wszystkim o restytucję
ich stanu posiadania z okresu międzywojennego, ponadto o poszerzenie zakresów
wpływu na tereny opanowane przez Kościół prawosławny. Działania te są w dużym stopniu uzasadnione, a prowadzenie opieki duszpasterskiej wśród Polaków
na obczyźnie powinno być otoczone opieką państwa.
Obserwujemy jednak, iż ta działalność duszpasterska lub misyjna spotyka się z zastrzeżeniami władz administracyjnych Litwy, Białorusi, Ukrainy, a patriarcha Kościoła prawosławnego w Moskwie już kilkakrotnie protestował
przeciwko odtwarzaniu obrządku ukraińskiego. W sytuacji, gdy nasza polityka
zagraniczna proponuje rozmaite trudności w ułożeniu poprawnych stosunków ze
wschodnimi sąsiadami, nie byłoby dobrze, gdyby do tych trudności doszły
kwestie wyznaniowe.
Dlatego w projekcie konwencji z 1988 roku w tym zakresie wprowadzono zasadę, że
rząd „będzie umożliwiać Kościołowi katolickiemu w Polsce prowadzenie
duszpasterstwa misyjnego i polonijnego w państwach" — i tutaj podkreślam -
„których ustawodawstwo lub zwyczaj na to zezwalają". To zastrzeżenie
formalnie zdejmuje z państwa odpowiedzialność za akcję misyjną Kościoła
poza jego granicami i powinno się znaleźć w protokole dodatkowym konkordatu.
Zwracam również uwagę na jedną rzecz, której swego czasu w mojej publikacji
nie podałem, a na którą zwrócili mi uwagę konstytucjonaliści. Chodzi o dziwne, jak na umowę międzynarodową, sformułowania w art. 6 pkt 2 i 3. Punkt
2 mówi: „Żadna część terytorium państwa polskiego nie będzie włączona
do diecezji lub prowincji kościelnej mającej swą stolicę poza granicami
Rzeczypospolitej". Następny punkt zaś mówi: „Żadna diecezja mająca
stolicę w Rzeczypospolitej Polskiej nie będzie się rozciągała poza granice
państwa polskiego". Zwróćcie państwo uwagę na to, że raz mówi się o terytorium polskim — nie Polski, a polskim — a drugi raz o granicach państwa
polskiego. Dotychczas ta różnica dotyczyła ziem zachodnich i północnych, które
między innymi przez Stolicę Apostolską przez wiele lat nie były traktowane
jako integralna część państwa polskiego. Są autorzy, którzy uważają, iż
nie jest to zwykłe uchybienie, ale jest w nim zawarta głębsza myśl. To jest
ta podejrzliwość, niestety.
Punkt 3:
sprawy wewnętrzne. Najwięcej dyskusji spowodowała chyba sprawa małżeństwa
kanonicznego i zakresu jego uznawania w prawie świeckim. Oczywiście, mój
poprzednik miał wgląd w wiele dokumentów związanych z tą sprawą, ja nie
miałem do nich dostępu, może nawet nie starałem się o to specjalnie.
Podzielam jednak wątpliwości, które ujawnili dyskutanci, i to specjaliści od
prawa rodzinnego, świeckiego, czy kanoniczna forma małżeństwa, która pod
określonymi warunkami może być zarejestrowana przez urzędy stanu cywilnego,
stwarza takie same warunki, jeśli chodzi o prawo świeckie w zakresie rozwiązania
związku małżeńskiego. Okazuje się, że cywiliści mają wątpliwość, czy
rejestracja związku zawartego przed duchownym jest jednoznaczna z zawarciem związku
przed urzędnikiem stanu cywilnego. W tych sprawach jestem ostrożny, dlatego że w gruncie rzeczy najważniejsze i konstytutywne znaczenie ma nie fakt, gdzie
narzeczeni składają przysięgę, ale to, że ją składają i tę przysięgę
trzeba tylko odebrać albo w imieniu państwa, albo w imieniu Kościoła.
Niemniej sprawa ta wymaga bardzo pilnej uwagi, z tym że przyznaję rację
kanonistom, iż konkordat petryfikuje ten stan, który już jest. A stan ten
jest dziwny, bo w 1989 roku w ustawie o stosunku państwa do Kościoła
katolickiego wprowadzono już zasadę, iż duchowni nie muszą wiązać się
faktem czy zostało uprzednio zawarte małżeństwo przed urzędnikiem stanu
cywilnego, czyli już istnieje dowolność. Wobec powyższego ta dowolność
powinna być usunięta.
Propozycja konkordatu, moim zdaniem, nie jest najlepszym rozwiązaniem,
poprzednie było jasne i precyzyjne. Jeśli, jak tłumaczą to duchowni,
katolicy czują awersję do nadmiernie rozbudowanej świeckiej ceremonii małżeńskiej,
to o wiele prościej byłoby tę ceremonię ograniczyć, niż zmieniać całe
polskie ustawodawstwo. Kanoniczne formy zawierania małżeństw pociągają za
sobą konieczność odpowiednich decyzji legislacyjnych dla innych związków
wyznaniowych, ale to jest następna sprawa.
Sprawa nauczania religii w szkole i szkolnictwo wyznaniowe. Już ustawa o systemie oświaty z 1991 roku przesądziła o możliwości nauczania religii w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych. Konkordat tę ustawę uzupełnia w dwóch istotnych punktach: nauczanie religii zostaje wprowadzone także w przedszkolach, w szkołach nauczanie ma się odbywać w ramach planu zajęć. Może
to oznaczać, że w ten sposób religia zostanie stopniowo wprowadzona do
programów nauczania jako przedmiot obowiązkowy, o co się zresztą swego czasu
Kościół ubiegał, z ewentualną zamianą — dla osób niewierzących — na etykę.
Oczywiście, w dalszym ciągu dla osób, które będą sobie tego życzyły.
Nie została natomiast wprowadzona kontrola nad programem nauczania, jak to
uczyniono w konkordacie włoskim z 1984 roku. Wielu dyskutantów wypomina mi, że
jestem entuzjastą konkordatu włoskiego i to na zasadzie ubrał się diabeł w ornat i ogonem na mszę dzwoni, jak to był łaskaw sformułować jeden z moich
oponentów. Proszę państwa, nie w tym rzecz! Jeśli mamy do czynienia z konkordatem wynegocjowanym wcześniej, i to we Włoszech, w państwie, o którego
charakterze wiemy wszystko, i tam są zawarte uściślenia wzajemnych stosunków, a z tego nie korzystają polscy negocjatorzy i konkordat polski w stosunku do włoskiego
jest o wiele bardziej lakoniczny i ograniczony, to po prostu wyciągałem
wnioski z tego stanu rzeczy.
Konsekwencją nauczania religii w szkole jest odpłatność za jej nauczanie. W grudniu ubiegłego roku minister edukacji narodowej wystąpił do Rady Ministrów z wnioskiem o uwzględnienie odpowiedniej sumy w budżecie państwa. Wniosek ten
opiewał na sumę jednego biliona złotych. Ponieważ resort tej sumy nie
otrzymał, już trzeci rok księża katecheci nie otrzymują wynagrodzenia, którego
się zrzekła w ich imieniu Konferencja Episkopatu, nota bene nie miała do tego podstaw. Wspominam o tym fakcie, bo do
sprawy wynagrodzeń jeszcze za chwilę wrócę.
Sprawą ważną z punktu widzenia modelu ustrojowego państwa jest dotowanie
szkolnictwa wyznaniowego. W artykule 15 konkordatu przewidziano dotowanie
Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Katolicki Uniwersytet Lubelski jest obecnie dotowany, zgodnie z ustawą z czerwca 1991 roku, co jednak może nie nasuwać zastrzeżeń, bo kształci
specjalistów z różnych dziedzin wiedzy, natomiast nowością jest decyzja o dotowaniu Papieskiej Akademii Teologicznej.
Zwolennicy konkordatu twierdzą, że jest to zadośćuczynienie za likwidację
Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w 1954 roku. Tymczasem wówczas
utworzono Akademię Teologii Katolickiej, opłacaną z budżetu państwa, w której
ulokowano wydziały teologiczne z Uniwersytetu Warszawskiego i Jagiellońskiego.
Dla przedstawicieli innych wyznań utworzono Chrześcijańską Akademię
Teologiczną. Dotowanie Papieskiej Akademii Teologicznej jest całkowicie nową
sprawą, a rozważania na ten temat należy łączyć nawet nie z kolejnym
dodatkowym obciążeniem skarbu państwa, ile z naruszaniem zasady oddzielenia
Kościoła od państwa.
Inne wątpliwości interpretacyjne, jakie się nasuwają. Wrócę do sprawy
szczegółowej, jak sprawa cmentarzy, bo zarzucono mi, iż nie rozumiem
kontekstu, w którym jest mowa o nienaruszalności. Negocjatorzy konkordatu
twierdzą, iż z kontekstu wynika, że jest gwarantowana nienaruszalność tylko z punktu widzenia przeznaczania obiektu na inne cele, a w niczym to nie narusza
dotychczasowych regulacji prawnych, według których zarządy cmentarzy umożliwiają
pochowanie innych zmarłych.
Nawet, gdyby sądy taką interpretację stosowały w przyszłości, to należy
stwierdzić, że właśnie w konkordacie powinna się znaleźć wyraźna zgoda, i to zgoda Kościoła, na udostępnienie cmentarzy dla zmarłych innych wyznań
lub bezwyznaniowych. W ustawach wewnętrznych nie można ograniczyć praw właściciela i takim ograniczeniem nie jest formuła, że zarządy cmentarzy umożliwiają
grzebanie innych zmarłych. I w tym punkcie oczekiwałbym, że właśnie w konkordacie zapadnie odpowiednia decyzja.
Sprawa kapelanów. Dotychczas, na mocy ustawy o stosunku państwa do Kościoła
katolickiego z 1989 roku, kapelani byli zatrudniani odpłatnie w państwowych
zakładach leczniczych i zamkniętych zakładach pomocy społecznej, a nieodpłatnie — w zakładach penitencjarnych. Konkordat wprowadza istotne zmiany, ponieważ
kapelani mają znajdować się we wszystkich zakładach penitencjarnych,
wychowawczych, resocjalizacyjnych oraz opieki zdrowotnej i społecznej, a także w innych zakładach i placówkach tego rodzaju. Z kapelanami mają być zawarte
stosowne umowy. Przede wszystkim zwracam uwagę na to, że obowiązkiem zawarcia
umowy z kapelanem obarczono wszystkie instytucje wyżej wymienione, ale już nie
tylko państwowe, a więc także komunalne, spółdzielcze, prywatne i inne.
Negocjatorzy w komentarzu do konkordatu twierdzą, że zawarcie umowy dotyczy
tylko udostępnienia obiektu, a niekoniecznie odpłatności. W świetle obowiązujących w Polsce przepisów, taka interpretacja nie jest zasadna, bo będzie tutaj działał
kodeks pracy.
Wątpliwości w stosunku do innych artykułów konkordatu wysunąłem w prasie i odrębnej publikacji, jednakże nie dlatego, że cechuje mnie zła wola w stosunku do Kościoła rzymskokatolickiego, jak mi to zarzucają zwolennicy
konkordatu, ale dlatego, że pilnie studiowałem wykonanie konkordatu w okresie
międzywojennym. Spory często dotyczyły różnej interpretacji poszczególnych
artykułów. Błędów wtedy popełnionych dzisiaj należałoby unikać.
Jeszcze kilka słów na temat problemów ekonomicznych konkordatu, a sprawy
oddzielenia Kościoła od państwa. Podstawową zasadą dotychczasowych
konkordatów była regulacja wzajemnych stosunków majątkowych. W konkordacie z 1925 roku sprawy finansowe zajęły przeszło połowę tekstu. W Konkordacie z 1993 roku sprawy majątkowe odesłano do przyszłych regulacji, którymi ma zająć
się specjalna komisja. Nikt nie wyjaśnił przyczyny tego stanu rzeczy, a przecież wiadomo, że te właśnie sprawy są najtrudniejsze w rokowaniach i one powinny być przede wszystkim załatwione. W konkordacie państwo potwierdza swój obowiązek opłacania 26 tysięcy
katechetów, kilka tysięcy kapelanów, z tego co mi wiadomo w tej chwili jest
zatrudnionych około 900, dwóch wyższych uczelni i rozważania dodatkowych możliwości
finansowania Kościoła katolickiego, a wszystko to z podatków obywateli
rozmaitych wyznań i bezwyznaniowych.
Państwo uznając całkowitą niezależność i autonomię Kościoła z góry
rezygnuje z kontroli jego finansów, mimo że składają się one także z grosza publicznego. Nie można wszakże zapominać, że państwo posiada zobowiązania
finansowe wobec tego Kościoła, a także i innych Kościołów, jak chociażby
prawosławnego i ewangelickiego. Te zobowiązania należy obliczyć. Przekazać
do dyspozycji Kościołów albo należne im sumy, albo sprawiedliwie obliczone
od nich odsetki.
Kształtując nowy ustrój polityczny Polski należałoby jedną ramową ustawą
zapewnić obywatelom swobody wyznaniowe a ich Kościołom autonomię. Zresztą
ustawa o gwarancjach wolności sumienia i wyznania istnieje. Wszystkie natomiast
wydatki, które ponoszą Kościoły na kult religijny i swoją misję
ewangelizacyjną powinny być opłacane przez wiernych i z posiadanego przez Kościół
majątku. Jest to jedyny sposób tworzenia ustroju państwa, które nie usiłuje
rządzić sumieniami swoich obywateli. Konkordat jest przeciwstawieniem takiego
modelu państwa, chociażby dlatego, że dzieli społeczeństwo pod względem
wyznaniowym. I jeszcze jedna uwaga. Kościół katolicki nie ukrywa, że Polska jest dla
niego, jako jeden z postkomunistycznych krajów, terenem doniosłego
eksperymentu. Podjęto próbę tworzenia demokracji katolickiej. Początek dała
ustawa z 1989 roku o stosunku państwa do Kościoła, zresztą wynegocjowana
jeszcze z ekipą PRL-owską, która uregulowała podstawy bytu prawnego tego Kościoła.
Następnie stoczono zwycięską batalię o przywrócenie nauczania religii w szkole. Potem przyszła kolej na wartości chrześcijańskie, które wpisano do
ustawy o systemie oświaty oraz ustawy o radiofonii i telewizji. Następnie
ustawa o zwrocie majątków kościelnych, ustawa o zakazie aborcji. Obecnie,
kolejnym etapem jest konkordat, który wprowadza małżeństwo kanoniczne,
potwierdza nauczanie religii w szkole, rozszerza je na przedszkole, kapelanów
lokuje we wszystkich zakładach leczniczych, wychowawczych i penitencjarnych.
Toczą się rozmaite rokowania o odpowiednie miejsce Kościoła w konstytucji.
To są fakty. Moim zdaniem konkordat z 1993 r. jest ważnym ogniwem w tworzeniu
Polskiej Rzeczypospolitej Katolickiej. Dziękuję za uwagę.
Marszałek
Senatu Adam Struzik: Dziękuję panu profesorowi. Chciałbym, aby państwo zadawali teraz krótkie,
zadawane z miejsca, pytania, do referentów. Osoby zadające pytania proszę o wyraźne przedstawienie się i kierowanie pytania do konkretnej osoby.
Anna Wolicka,
Stowarzyszenie „Neutrum": Pytanie do obu referentów — czy fakt, że prawo kanoniczne będzie miało
skutki cywilne, jest czy nie jest sprzeczne z zasadą rozdziału Kościoła od
państwa? I prośba o komentarz księdza profesora Sobańskiego, ponieważ Kościół mówi
różnymi głosami i te wypowiedzi są niekonsekwentne. Wśród podstawowych
zasad, na których Kościół oparł swoje stanowisko wobec państw nowożytnych
jest następująca: „Kościół jest upoważniony przez Boga do tego, aby z punktu widzenia prawa bożego oceniał działalność władzy państwowej w sprawach doczesnych, a także osądzał ustawy państwowe i deklarował ich
nieważność gdyby okazały się sprzeczne z prawem bożym. Władze państwowe
są prawnie zobowiązane do podporządkowania się tym ocenom". To jest tekst
księdza Krukowskiego z tegorocznego, majowego numeru „Niedzieli". Dziękuję
bardzo.
Marszałek
Senatu Adam Struzik:
Dziękuję. Proszę o dalsze pytania. Proszę, pan marszałek Stelmachowski.
Andrzej
Stelmachowski, Stowarzyszenie „Wspólnota Polska":
Miałbym dwa zapytania do prof. Wisłockiego. Mianowicie — w pańskim referacie
jest teza, że prowadzenie duszpasterstwa misyjnego i polonijnego powinno być
uzależnione od ustawodawstwa i zwyczajów obcych, panujących w tych państwach.
Czy pan rzeczywiście uważa, że troska o Polaków i akcje polonijne muszą być
uzależnione od ustaw i zwyczajów państw obcych? Że to ma być wyznacznikiem w ogóle opieki polonijnej? I drugie pytanie — czy pan bierze pod uwagę wyłącznie stany wynikające z ustaw czy stany prawne? Na przykład mówi pan, że rozciąga się coś na
przedszkola. Przecież nauka religii w przedszkolach jest, tylko że nie na
podstawie aktu rzędu ustawy, tylko instrukcji ministra. Jak się zwał, tak się
zwał, z punktu widzenia obywatela jest to obojętne. Chodzi o pewien fakt
prawny. A więc czy pan mówi o faktach czy wyłącznie o tekstach? Dziękuję.
Zbigniew
Nosowski, miesięcznik „Więź": Mam dwa pytania do pana prof. Wisłockiego. Po
pierwsze, powiada pan, Panie Profesorze, że kanoniści utożsamiają zasadę
autonomii i niezależności Kościoła i państwa z zasadą rozdziału Kościoła i państwa. Chciałbym zapytać — czy nie ułatwia pan sobie przez to zadania?
Wszak już był dzisiaj tutaj cytowany sąd prof. Pietrzaka, z jego artykułu na
temat konkordatu w „Państwie i Prawie", gdzie prof. Pietrzak stwierdza, że
art. 1 konkordatu potwierdza zasadę rozdziału państwa i Kościoła
katolickiego. Proszę o komentarz. I drugie pytanie — czy ostatnie stwierdzenie pańskiego referatu, że konkordat z 1993 roku jest ważnym ogniwem w tworzeniu Polskiej Rzeczypospolitej
Katolickiej jest sądem prawnika-eksperta czy sądem politycznym? Dziękuję.
Wanda Nowicka,
Stowarzyszenie „Neutrum": Mam pytanie do pana prof. Wisłockiego, nawiązujące do kwestii
polityki zagranicznej. Odbywa się teraz konferencja ONZ w Kairze, konferencja
populacyjna, która odbędzie się we wrześniu, natomiast przygotowania do niej
trwają już trzeci rok. Na ostatniej przygotowawczej konferencji w Nowym Jorku,
ogromne naciski wywierał Kościół katolicki na pewne sformułowania dotyczące
planowania rodziny. Ponieważ Kościół katolicki działał tam zarówno jako
Stolica Apostolska, jak również przez kraje tzw. katolickie wywierał nacisk
na to, by pewne sformułowania były zawarte w tym dokumencie.
Moje pytanie jest takie — czy konkordat, jeżeli zostanie ratyfikowany, będzie
dawał prawo Kościołowi katolickiemu do tego, by na międzynarodowych
konferencjach, czy w różnych innych gremiach, reprezentanci narodu, państwa
polskiego reprezentowali również zdanie Kościoła katolickiego. Dziękuję
bardzo.
Tomasz Wiścicki,
miesięcznik „Więź": Chciałbym prosić pana Wisłockiego o skomentowanie
zdania ze swojego referatu, że w ustawach wewnętrznych nie można ograniczyć
praw właściciela. Nie bardzo rozumiem to zdanie, bo mi zawsze wydawało się,
że prawo wewnętrzne każdego kraju pełne jest ograniczeń praw właściciela,
np. począwszy od kodeksu cywilnego aż po ustawy dotyczące trybu wywłaszczenia.
Prosiłbym więc o skomentowanie jak to należy rozumieć, że prawo nie może
ograniczyć prawa właściciela. Dziękuję.
Marszałek
Senatu Adam Struzik: Dziękuję bardzo. Pan senator Piotrowski.
Walerian
Piotrowski, Przewodniczący Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego Sejmu I kadencji: Mam
pytanie do pana prof. Wisłockiego. Przedstawił się pan tutaj przede wszystkim
jako znawca historii konkordatów i swoje zastrzeżenia do praktyki polskiego
konkordatu z 1925 roku zilustrował pan stanowiskiem dyrektora departamentu
Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego i jakąś notą
Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wiem, że konflikty pomiędzy Kościołem a państwem w przeszłości także wydarzały się, ale inne było wtedy nasze spojrzenie na
rolę państwa i nieco inaczej widziano rolę Kościoła w państwie. Czy pan sądzi,
że te incydenty dają jakąkolwiek podstawę do oceny znaczenia i funkcji
konkordatu w odniesieniu do interesu państwa polskiego jako całości widzianej
już dzisiaj historycznie? To jest pierwszy problem. I drugi problem. Zastrzegał się pan przed polityczną oceną pańskich
publikacji na temat konkordatu. Poszerzyłbym pytanie zadane przez pana
redaktora Nosowskiego: czy pan sądzi, że może pan się obronić przed taką
oceną pańskich wystąpień, gdy do argumentacji przeciwko konkordatowi włącza
bardzo wewnętrzną, chociaż ważną, sprawę Kościoła katolickiego w Polsce — problem reaktywowania Akcji Katolickiej? Dziękuję.
Marszałek
Senatu Adam Struzik: Dziękuję bardzo. Proszę państwa, ostatnie cztery pytania, ponieważ
nie możemy przekształcić tej części seminarium w dyskusję. Mamy dalszy
plan do realizacji, ostatnie cztery pytania.
Andrzej Wójtowicz,
Polska Rada Ekumeniczna: Mam pytanie do księdza prof. Sobańskiego. Na
stronie dziewiątej przyznaje ksiądz, że właściwie trudno podać w tej
chwili definicję państwa świeckiego i rozumienia państwa świeckiego. Czy
nie odnosi ksiądz profesor wrażenia, że ta trudność polega na tym, że w Polsce w ostatnich latach nie mieliśmy dyskusji na temat Kościół, naród, państwo.
Posługujemy się pewnymi definicjami z doświadczeń chociażby ostatnich 200
lat. Dzisiaj żyjemy w innym ustroju, Polska nie jest zagrożona jak w ciągu
ostatnich 200 lat i prawdopodobnie inna jest też rola Kościoła w Polsce. Czy
nie uważa ksiądz, że brak dyskusji i nagłe pojawienie się tekstu konkordatu
spowodowały właśnie taką reakcję naszego społeczeństwa, które właściwie
nie było przygotowane do tej dyskusji?
Marszałek
Senatu Adam Struzik: Dziękuję bardzo. Pan Kropiwnicki, proszę bardzo.
Jerzy
Kropiwnicki, Szef Centralnego Urzędu Planowania w rządzie H. Suchockiej: Dziękuję
bardzo. Niedokładnie zrozumiałem tezę pana profesora Wisłockiego dotyczącą
Akcji Katolickiej. Jak rozumiem, prawo do organizowania się w celach nieprzestępczych
jest fundamentem demokracji przynajmniej od karty Organizacji Narodów
Zjednoczonych. Chciałbym zapytać, co jest sensacyjnego w tym, że ktoś chce
czy nie chce organizować się w takiej formie jak Akcja Katolicka?
Longin
Pastusiak, poseł SLD: Pytanie do obu referentów: czy, zdaniem panów, Trybunał
Konstytucyjny powinien mieć prawo orzekania zgodności konkordatu z konstytucją w przypadku jego wejścia w życie?
Marszałek
Senatu Adam Struzik: Proszę Państwa, kończymy pytania. Będzie możliwość ich zadawania
podczas dyskusji. Proszę bardzo, pani senator Simonides.
Dorota
Simonides, Senator Unia Wolności: Mam pytanie do pana profesora Wisłockiego. W traktatach międzynarodowych podpisaliśmy zobowiązanie, że finansujemy
wszelkie szkoły mniejszościowe w Polsce. Czyżby wyższe szkoły katolickie były w dużo gorszej sytuacji? Jesteśmy wspólnotą tych Kościołów i płacimy również
podatki. Dziękuję.
Marszałek Senatu Adam Struzik: Proszę Państwa, w tej chwili, zgodnie z kolejnością wystąpień,
proszę prelegentów o odpowiedzi na zadane pytania. Po odpowiedzi na ostatnie
pytanie ogłoszę dwudziestominutową przerwę na kawę.
Przepraszam, ale muszę opuścić w tej chwili salę, ponieważ jest ważna
sprawa — wręczenie nominacji nowym senatorom. Proszę o zachowanie dyscypliny.
1 2 3 4 Dalej..
« Prace nad konkordatem (Publikacja: 18-11-2003 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3006 |
|