|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Miłość Boga Ojca czyli szczęśliwa wina człowieka [2] Autor tekstu: Lucjan Ferus
— To co już ci mówiłem, drogi Ojcze; chciałbym w twoim
dziele odegrać jakąś nadzwyczaj ważną rolę! Chciałbym, aby twoje
stworzenia
zawdzięczały mi coś istotnego, coś, czego beze mnie w żadnej sposób nie
mogłyby
mieć,… aby dzięki mnie byli bardziej doskonali...
— Ale oni j u ż są doskonali, jak tylko jest to
możliwe!
-
wtrącił Bóg, ale jego Syn nie zwracając na to uwagi, kontynuował swą
wizję z gorejącym wzrokiem utkwionym w obliczu Stwórcy.
— Chciałbym być dla nich symbolem twojej miłości i miłosierdzia,… a także bezprzykładnego poświęcenia się dla dobra
innych i oddania. Chciałbym być drogą, która by ich prowadziła do ciebie Ojcze i prawdą,
która by ich wyzwoliła i zbawiła. Jeśli mnie kochasz drogi Ojcze, uczyń
zadość
mojej prośbie, aby moje pragnienia spełniły się poprzez twoje
stworzenie, a będę ci wdzięczny jak nikt nigdy nie był dotąd. Zrobisz to dla mnie
Ojcze? Czy
to się da zrobić? —
— Synu mój,… czy zdajesz sobie sprawę, o co mnie
prosisz? — spytał Bóg, uważnie wpatrując się w oblicze swego potomka.
Ten jednak
odparł bez namysłu:
— No,… tak Ojcze,… proszę cię abyś również dla
mnie
przeznaczył jakąś rolę w swoim dziele...
— Nie, mój Synu! Biorąc pod uwagę to
k i m
chcesz w nim być, prosisz mnie o wiele więcej!; prosisz, abym
swoje d o s k o n a ł e dzieło, swoje doskonałe stworzenie
uczynił u ł o m n e i wymagające n a p r a w y !
Abym uczynił stworzenia,
które z n a t u r y będą tak mierne i niedoskonałe, że
koniecznością będzie w y b a w i e n i e ich z tej pożałowania godnej
sytuacji. Czyli jakaś pośmiertna rekompensata czy coś w tym rodzaju. O to mnie
prosisz, Synu! — dokończył Bóg wyraźnie zdegustowany dziwnym pomysłem
swego
potomka.
Syn Boży
wydawał się być zdziwiony nieco, niezrozumiałą dlań postawą swego
rodzica.
Ujmując jego dłoń, powiedział miękko:
— Tak drogi Ojcze,… o to właśnie cię proszę,...czy
to jest niemożliwe do zrealizowania?
Bóg żachnął
się wyraźnie.
— Nie, mój Synu! To jest możliwe, gdyż dla mnie
nie ma nic
niemożliwego! Wymaga to tylko mojego poświęcenia i dobrej woli,… nic
więcej!
— Wiem, drogi Ojcze i właśnie o to cię proszę;
abyś wykazał
dobrą wolę i poświęcił dla mojego dobra twoje stworzenie. Czy zrobisz
to dla
mnie? Obiecałeś mi przecież kiedyś, pamiętasz? — spytał Syn Boży, jak
gdyby nie
był świadom o co prosi swego boskiego rodzica, lub obojętne mu były
jego
odczucia w tej materii.
Stwórca
przytulił potomka do swej piersi, z której dobyło się
głębokie
westchnienie i trwali czas jakiś w milczeniu. Syn Boży podekscytowany i niespokojny zarazem, Bóg — Ojciec zatroskany i dziwnie zamyślony, choć
starał
się nie okazywać tego po sobie. Po dłuższej chwili odparł, pokrywając
uśmiechem
to wymowne milczenie:
— Zrobię to dla ciebie, mój Synu! Co ma się nie
dać zrobić?
Tyle, że będę musiał całkowicie z m i e
n i ć k o n c e p c j ę swego dzieła, aby móc zrealizować w nim
wszystko to na czym ci zależy, mój Synu...
— Lecz to jeszcze nie wszystko Ojcze! Musisz
uczynić tak,
aby moja rola w twoim dziele wydawała się koniecznością i jedyną
możliwością,
aby przywrócić zachwiany w nim ład i zadośćuczynić twojej woli. Aby
nikt, nigdy
nie miał złudzeń, że mógłbyś się beze mnie obejść w jakikolwiek inny
sposób niż
ten, który będzie moim udziałem. Jednym słowem:
p r z y c z y n y mojej roli,
mojej działalności muszą być
dużo w c z e ś n i e j s z e ,
tak aby ich s k u t e k wydawał się
k o n i e c z n o ś c i ą samą w sobie. Czy to także jest możliwe, drogi Ojcze? — spytał Syn Boży,
uważnie
wpatrując się w oblicze Stwórcy. Ten westchnął głęboko i obruszył się
nieco:
— Synu kochany,… nie musisz mnie pouczać co do
szczegółów
technicznych! Jestem jakby nie było Stwórcą całego wszechświata i wiem
co
należy zrobić, aby uzyskać pożądane skutki! A co do twego pytania,...
wszystko
da się zrobić, mój Synu,… jest to tylko kwestia mojej woli, jak już
ci
mówiłem.
— Dzięki ci drogi Ojcze! Teraz wiem, że mnie
kochasz nad
wszystko skoro zgodziłeś się dla mnie poświęcić swoje stworzenie!
Bardzo jestem
rad z tego powodu, a swojej wdzięczności nie muszę cię zapewniać. Zatem
do
dzieła Ojcze! Niech obiecane s
ł o w o stanie się c i a ł e m w nowej
rzeczywistości! — zawołał Syn Boży z emfazą, ujmując dłoń swego boskiego rodzica i podnosząc ją do ust. Bóg
położył
swoją drugą dłoń na jego głowie i odparł beznamiętnym tonem:
— Dobrze zatem! Skoro taka jest twoja wola mój
Synu, będzie
tak jak sobie życzysz! — i nie ociągając się więcej, zaczął sadzić
ogród w Eden
na wschodzie. Potem uczynił wszystko w taki sposób, aby idea zbawienia
grzesznych ludzi przez jego Syna miała szansę powodzenia. Aby stała się
potrzebna ludziom, albo wręcz konieczna, czego będą mogli w przyszłości
doświadczyć wszyscy ci, których „zbawiano" siłą, ogniem i mieczem a także
torturami nie pytając ich o zgodę w tej kwestii. Gdyż dla oprawców było
aż
nadto oczywiste, że to wszystko czynione jest dla dobra ich ofiar.
Lecz przede
wszystkim musiał Bóg uczynić swe stworzenia — ludzi, tak ograniczonych
umysłowo, aby nie pojęli s e d n a jego zamysłu względem nich i swego
Syna i aby dali sobie wmówić w i n ę za zło, które im wyrządził pod
pozorem
miłości do nich i miłosierdzia, wykluczającego się — notabene — z jego
wszechmocą i wszechwiedzą.
W Biblii
wyraźnie widać w którym miejscu została zmieniona boża koncepcja, boży
plan
opatrznościowy względem jego stworzenia:
Do tego momentu Bóg stwarzał
s ł o w e m, później wyrabiał
ręcznie swoje kreatury z prochu ziemi, gliny czy nawet z żebra. Wpierw widział, że wszystko co
dotąd
stworzył było bardzo dobre, później natura jego stworzeń okazała się
„zła już
od młodości", i to do tego stopnia, iż żałował, że stworzył ludzi i zasmucił
się z tego powodu /mimo to, nie poprawił im wtedy tej ich złej natury/.
Wpierw
pomiędzy nim a jego stworzeniem panowała zgoda i miłość; pierwsza para
została
pobłogosławiona na ziemską drogę życia. Potem następni ludzie zostali
przez
Boga surowo ukarani /mimo, że to jego własne stworzenie skusiło ich do
nieposłuszeństwa/ i wygonieni z raju,
z n a k a z e m
rozmnażania się z grzeszną naturą, pomimo
tego, iż Bóg doskonale wiedział jakie będą
s k u t k i jego kary w przyszłości. Więc relacja zgody i miłości między Stwórcą a jego
stworzeniem,
została zastąpiona relacją niezgody, grzechu, winy i kary. Tacy ludzie
będą
potrzebowali bożego miłosierdzia, przejawiającego się przez
przebaczanie im win i grzechów, do popełniania których pcha ich grzeszna natura.
No i oczywiście będą w konsekwencji potrzebowali z b a w i e n i a swych
dusz
/notabene z natury nieśmiertelnych/. Czego będą mogli dostąpić, dzięki
ofierze z Syna Bożego, którą Stwórca złożył sam sobie, po to by przebłagać
siebie, za
swe grzeszne stworzenie — człowieka.
Tak bowiem Bóg
umiłował swego Syna jednorodzonego, że cały świat i wszelkie stworzenie
na nim
oddał jako ofiarę swej miłości, byle tylko jego ukochany Syn mógł
zrealizować
swoją piękną ideę zbawienia człowieka. To nas — ludzi Bóg ustanowił
narzędziem
zadośćuczynienia jego potrzebie bycia Odkupicielem i Zbawicielem
grzesznej
ludzkości. Dlatego właśnie musimy wierzyć, że miłość i miłosierdzie
Boga nie
polegają na przebaczeniu ludziom ich „upadku" w raju, ani na zmianie
ich grzesznej
natury zaraz po potopie, aby ludzkość nie „odrodziła się" z piętnem
grzechu
pierworodnego. Bynajmniej!
Musimy też
wierzyć, iż wszechmocny Bóg o nieskończonych i niczym nie ograniczonych
możliwościach, nie mógł rozwiązać tego teologicznego problemu w inny
sposób
/np. cofnąć czas i zacząć od początku, albo po prostu przebaczyć
ludziom ich
„nieposłuszeństwo" w raju/, jak tylko przez ofiarę ze swego Syna,
złożoną
tysiące lat później, samemu sobie, kiedy zło zawładnęło już całym
rodzajem
ludzkim.
Musimy wierzyć w tę bożą miłość i to dziwne boże miłosierdzie, w przeciwnym wypadku
zostaniemy
ukarani; „kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony, a kto nie
uwierzy, będzie potępiony" — to słowa Syna Bożego. Więc mając taką
alternatywę
cóż nam pozostaje innego? Ślepa wiara bez żadnych wątpliwości i zastanawiania
się nad tym soteriologicznym paradoksem? Lecz co to ma wspólnego z miłosierdziem i miłością do nas — bożych stworzeń — nie mam
najmniejszego
pojęcia. Dlatego nie dziwcie się, iż pozwoliłem sobie mieć nieco
odmienne
zdanie w tej teologicznej kwestii.
Czy można tę
budującą opowiastkę o wielkiej bożej miłości i poświęceniu, zakończyć
jakimś
optymistycznym — i dla nas; wiecznych grzesznych stworzeń — akcentem?
Owszem,
można,… ale będzie to już czysta fantastyka, nie poparta żadnymi
racjonalnymiprzesłankami.
Tak sobie
myślę, że być może jest tak, iż stwarzając drugą parę ludzi /a
właściwie robiąc
ją/, Bóg nie zaprzepaścił możliwości rozwoju ludzkości z tej pierwszej
pary
ludzi doskonałych. Z tej, którą pobłogosławił na ziemską drogę życia,
widząc,
że wszystko co dotąd uczynił było bardzo dobre. Mógł przecież poddać
próbie
bogobojności tych pierwszych ludzi i spowodować, aby jej nie sprostali. A jednak nie postąpił tak i specjalnie do tego celu zrobił te dwie
miernoty; z prochu ziemi i Adamowego żebra.
Dlaczego
zachował się tak dziwnie? Myślę, że
stwarzając tę następną parę, o d d z i
e l i ł tamtą rzeczywistość od tej
naszej. Pozwalając tym samym, aby istniały
d w a ś w i a t y , dwie
równoległe rzeczywistości; historia tej pierwszej pary ludzi
doskonałych i nasza historia; potomków tej drugiej pary, ludzi grzesznych i upadłych,
ale za
to mających swego Zbawiciela i zbawianych,… zbawianych,… zbawianych
od
dwóch tysiącleci!
Możekażdy z nas, w ramach
rekompensaty za życie w tym „najlepszym ze światów", otrzyma od Stwórcy możliwość ponownego
zaistnienia w tamtym świecie i w tamtej bezbożnej rzeczywistości. Pozbawionej
przeróżnych
Bogów — Ojców, Synów Bożych,tudzież ich
Matek i ich pociotków, mesjaszy, proroków, niezliczonego panteonu
świętych,
aniołów, diabłów i innych złych i dobrych duchów, jak i całej reszty
tego
„niebiańskiego" folkloru z przeróżnymi infantylnymi „cudami" włącznie.
Może
Bóg każdą wolną chwilę spędza właśnie tam, obserwując z ukrycia swoje
doskonałe
od podstaw dzieło, nie wymagające jego — ani nikogo innego -
ingerencji? Kto
wie,… może jest tam akurat terazi
niewidzialny dla mieszkańców tamtego świata, podziwia jego doskonałość i piękno? I jest to dla niego wystarczająco satysfakcjonujące ic h w a l
e b n e ,… kto wie?
1 2
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 29-02-2004 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3268 |
|