Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Miłość Boga Ojca czyli szczęśliwa wina człowieka [1] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Motto:
"O felix culpa — o szczęśliwa wino, któraś zasłużyła na takiego I tak
wielkiego Odkupiciela". Z hymnu wielkosobotniego.
Czy
zwróciliście uwagę na tę niepokojącą sprzeczność w powyższym fragmencie
tekstu?; Szczęśliwa wina — dziwne określenie, prawda? Wina powinna być
nieszczęsna, bo gdy jest szczęśliwa — nie jest już chyba winą? Dlaczego
więc
Bógu k a r a ł
człowieka, jeśli dzięki jego winie, jego
grzechowi — mamy dziś takiego i tak wielkiego Odkupiciela? Przecież
gdyby wtedy w raju człowiek nie przeciwstawił się Bogu i nie zjadł zakazanego
owocu, jego
Syn nie mógłby być naszym Odkupicielem i Zbawicielem, prawda? Myślicie,
że nie
mógłby? O naiwni! No, to
przeczytajcie uważnie fragment Pisma św., dotyczący tego akurat aspektu
dzieła
bożego: „On był wprawdzie p
r z e w i d z i a n y p r z e d stworzeniem świata, dopiero
jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na was" /1 P 1, 20/.
Rozumiecie co to oznacza? Nie?!
Syn Boży był przewidziany na odkupiciela i zbawiciela
ludzkości, z a n i m ta ludzkość zaistniała, zanim
nawet świat
został stworzony, ale co najważniejsze zanim pierwsi ludzie
„przeciwstawili
się" Bogu i dostąpili upadku, w efekcie którego ich natura została
skażona
grzesznymi skłonnościami. Spytacie zapewne jak to możliwe? Czyżbyście
nie
wiedzieli, że dla Boga jest wszystko możliwe i bardzo proste z racji
jego
atrybutów?
Pewien
znakomity biblista i historyk starożytności, tak wyjaśnia ten ciekawy
teologiczny paradoks /cytuję/:
„Otóż jeszcze "przed założeniem świata" Syn Boży
zawarł z Ojcem wieczne przymierze, na mocy którego zgodził się umrzeć za
ludzkość, gdyby
zaszła taka potrzeba".
Rozumiecie
to?; G d y b y zaszła
taka
p o t r z e b a ! I patrzcie;
„nieprzewidzianym" trafem taka potrzeba właśnie zaszła! Nic to, że
zaszła ona w dziele Boga wszechmocnego i wszechwiedzącego. Boga „który dokonuje
wszystkiego z g o d n i e z zamysłem swej woli" /Ef. 1,11/,...
Boga,
którego plany realizowane są w naszym świecie z żelazną konsekwencją:
„Jeśli
kto do niewoli jest przeznaczony, idzie do niewoli. Jeśli kto na
zabicie
mieczem — m u s i być mieczem zabity" /Ap.13,10/.
Czyż zatem -
biorąc powyższe pod uwagę — nasi prarodzice w raju mieli choć
najmniejszą
szansę n i e popełnienia
tego niewybaczalnego występku,
który poskutkował w tak biegunowo odmienny sposób? Głupie pytanie!
Oczywiście,
że nie mieli! I dlatego właśnie ich wina jest s z c z ę ś l i w a .
Zachodzi tylko pytanie dla kogo? I dlaczego
nazywana jest w i n ą i to na dodatek c z ł o w i e k a ?
Reasumując
powyższe, pozwólcie że przedstawię to w swojej wersji wydarzeń, tak jak
mi to
dyktuje wiedza na dany temat i logika rozumowania, wspomagana
wyobraźnią. Więc
musiało to być tak, mniej więcej:
„A gdy Bóg
ukończył w dniu szóstym swe dzieło nad którym pracował, odpoczął dnia
siódmego
po całym swym trudzie, jaki podjął. Wtedy Bóg pobłogosławił ów siódmy
dzień i uczynił go świętym; W tym bowiem dniu odpoczął od całej swej pracy,
którą
wykonał stwarzając".
Przystąpił
wtedy to niego jego Syn jedyny i ukochany i zataczając wokół krąg
dłonią,
powiedział z uśmiechem:
— Pięknie udało ci się to wszystko drogi Ojcze, aż
przyjemnie popatrzeć na twe dzieło! — Stwórca objął go ramieniem i zaglądając w jego oblicze, spytał:
— Podoba ci się moje stworzenie? Bardzo jestem rad z tego!
Mamy podobny gust zatem, bo mnie się ono również podoba! — roześmiał
się
głośno, przytulając potomka do swej szerokiej piersi.
— Tak! Masz rację mój Synu! Nie chwaląc się
;wszystko co
dotąd uczyniłem jest nie tylko piękne, ale i bardzo dobre zarazem. -
dodał po
chwili, rozglądając się wokoło krytycznym wzrokiem. Lecz nie było się
do czego
przyczepić; był to rzeczywiście najlepszy z możliwych światów, aż po
najdrobniejszy szczegół. Czy zresztą mogło być inaczej, biorąc pod
uwagę boże
możliwości: nieskończone i niczym nieograniczone? Oczywiście, że nie!
Syn Boży przez
chwilę zastanawiał się nad czymś, a potem spytał:
— I co dalej, drogi Ojcze? Domyślam się, iż
człowiek był
twoją ostatnią kreaturą, zwieńczeniem twego aktu stworzenia,… lecz co
dalej? —
Stwórca
rozłożył ręce i odparł:
— Dalej już będzie się wszystko dzieło zgodnie z moimi
prawami danymi temu i innym światom, które ludzie nazwą w przyszłościp
r a w a m i n a t u r y .A my obaj z ukrycia
będziemy podziwiać to
moje dzieło i zachwycać się jego doskonałością, przejawiającą się w idealnym
funkcjonowaniu każdego jego stworzenia, od najmniejszego do
największego nawet.
Każda drobina materii jak i każda gwiazda podlegać będzie moim
niewidzialnym
prawom, jednak tak silnie wpisanym w tę rzeczywistość, którą właśnie
skończyłem
stwarzać, iż nie będzie od nich ucieczki. Wszystko i wszyscy będą im
podlegać
mój Synu, bo taka jest moja wola! — zakończył Bóg kategorycznym tonem.
— Będziemy tylko patrzeć? — Syn Boży spytał z niedowierzaniem. — I nic więcej?
Bóg uniósł palec w znaczącym
geście.
— Patrzeć i podziwiać! — uzupełnił — i radować się
oczywiście z dobrze wykonanej pracy! Czy to mało? — zapytał na koniec,
przyglądając się z uwagą swemu potomkowi, którego mina zdradzała, iż ma
on
nieco inną koncepcję odnośnie tego teologicznego problemu. Jakby na
potwierdzenie powyższego spytał niby
od niechcenia:
— A jaką dla mnie wyznaczyłeś rolę w swoim dziele,
drogi
Ojcze? -
Wyraz
zatroskania wypłynął na boskie oblicze, nim odpowiedział zgodnie z prawdą: -
Żadną, mój Synu! Moje stworzenie jest tak doskonałe, iż ani ja, ani ty,
nie
jesteśmy mu do niczego potrzebni. Wystarczy pozostawić je samemu sobie, a ono
samo da już sobie radę we wszystkim, wierz mi!
Syn Boży był
wyraźnie zawiedziony zdecydowaną postawą swojego boskiego rodzica. Nie
zamierzał jednak tak łatwo poddać się. Patrząc odważnie w oblicze
Stwórcy, rzekł:
— Ale ja bardzo chciałem mieć w nim swój udział,
Ojcze!
Chciałbym być komuś do czegoś potrzebnym, albo wręcz koniecznym!
Chciałbym, aby
to mnie zawdzięczano coś istotnego, coś co tylko dzięki mnie można
otrzymać!
Chciałbym być drogą do jakiegoś ważnego celu. Jednym słowem
chciałbym,… to
znaczy bardzo bym pragnął odegrać jakąś istotną i ważną — jak na Syna
Bożego
przystało — rolę w twoim dziele, drogi Ojcze! —
Stwórca na te
słowa jeszcze bardziej się zatroskał, a przez jego oblicze przemknęła
jakby ciemna
chmura. Ujął Syna pod ramię i zaczął mu tłumaczyć:
— Posłuchaj mój drogi! Znasz doskonale moje
poglądy na te
sprawy; Jeden Bóg, jedna religia, jedna prawda, jedna wiara itp.,.
Jeśli w moim
dziele ma coś zależeć od ciebie, a nie tylko ode mnie — będzie nas o jednego za
wiele. A czego jak czego, lecz politeizmu nie znoszę nad wyraz i nie
będę go
tolerował nawet wśród najbliższej rodziny! — swoje słowa poparł
zdecydowanym
gestem ręki.
— To może choć w przyszłości?… odległej nawet… — wtrącił
Syn Boży z uporem godnym lepszej sprawy. Bóg pokręcił głową jakby nie
mógł
nadziwić się jego postawie i mówił dalej:
— Lecz to nie wszystko jeszcze! Mój stosunek do
tych spraw
to jedno, ale jest jeszcze jeden powód — dużo ważniejszy — dla którego
nie
przewidziałem żadnej roli dla ciebie w moim dziele. Otóż jest ono
doskonałe
samo w sobie, jak to sam zauważyłeś. Prawa, które dla niego stworzyłem
będą
działały przez miliardy lat i żadna żywa istota, ani nawet martwy
kamień nie
oprą się im choćby nie wiem co! Nie potrzebna jest więc ż a d n a dodatkowa ingerencja; ani moja, ani tym bardziej twoja, mój
Synu!
Stwórca
patrzył na swego potomka karcącym wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: -
Czy ja
ci muszę przypominać o tym?! Sam powinieneś wiedzieć jak się te sprawy
mają i nie upierać się przy jakichś dziwnych i niedorzecznych pomysłach! —
Ponieważ z miny Syna Bożego nie dało się wywnioskować, aby był przekonany do słów
swego
Ojca, ten jeszcze dodał:
— Co innego gdybym był Bogiem u ł o m n y m i takież byłoby
moje stworzenie,… Wtedy
zapewne konieczne byłyby częste korekty z mojej strony, moja nieustanna
ingerencja w jego działanie, poprawianie go w trakcie istnienia,.. może i nawet
dla ciebie znalazłaby się rola jakiegoś uzdrowiciela czy innego
naprawiacza chorego
ładu. Lecz pomyśl tak sam, mój Synu: jakby to świadczyło o stwórcy tego
dzieła?
Poprawiać je w trakcie realizacji? Chyba bym się spalił ze wstydu! Po
co?!
Skoro mogę w każdej chwili cofnąć czas i zacząć od nowa? Ale nawet i to
nie
jest mi potrzebne, dzięki wszechwiedzy dotyczącej mojego dzieła, która
obok
wszechmocy jest jednym z moich głównych atrybutów! Tak się rzeczy mają
jeśli
chodzi o te sprawy, co nie powinno cię dziwić zresztą, bo znasz mnie
chyba
dobrze, prawda mój Synu? Może zatem zmieńmy temat i porozmawiajmy o czymś
bardziej istotnym, co ty na to? — spytał Bóg obejmując swego potomka i przytulając do siebie, jakby tym ojcowskim gestem chciał złagodzić
wymowę słów
wypowiedzianych przed chwilą.
Syn Boży
milczał, zastanawiając się nad czymś i uważnie wpatrując się w oblicze
swego
boskiego rodzica. Jego mina była nieodgadniona, a w kącikach ust błąkał
się
dziwny, ledwie dostrzegalny uśmieszek. Jakby coś jeszcze ukrywał w zanadrzu. I tak było w istocie; pochylając w bok głowę spytał niby od niechcenia: -
Powiedz
mi drogi Ojcze,… czy ty mnie kochasz?
Bóg spojrzał
na niego zdziwiony: — Jak
możesz mieć
jakiekolwiek wątpliwości?! Oczywiście, że cię kocham, mój Synu!
— Bardziej niż swoje stworzenie? — dopytywał się
ten,
patrząc na Boga, a on roześmiał się i odparł,
rozbawiony
wyraźnie:
— Pewno, że bardziej! Stworzenie jest tylko
stworzeniem;
bytem przygodnym i niekoniecznym. Mogę ich uczynić do woli, wystarczy,
iż
wypowiem s ł o w o . A Syna mam
jednego, jedynego i niepowtarzalnego! Różnica jest zatem oczywista i zasadnicza,… a dlaczego pytasz? — zainteresował się Bóg tą dziwną
indagacją
ze strony swego potomka. Ten jednak pytał dalej, jak gdyby dążył do
ukrytego
celu:
— Powiedz mi Ojcze,… czy zrobiłbyś dla mnie
wszystko? W imię tej miłości, która nas łączy?
Bóg odparł bez
wahania:
— Tak, mój Synu! Zrobiłbym dla ciebie wszystko,...
ale...
— Poświęcił byś dla mnie swoje stworzenie? -
dopytywał się
Syn Boży. Stwórca odsunął go od siebie na odległość wyprostowanych rąk i patrząc uważnie w jego oczy, spytał wolno: — Co masz na myśli?
1 2 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 29-02-2004 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3268 |