Nauka » Nierzetelność naukowa
Działania władz wydziału wobec plagiatorów Autor tekstu: Marek Wroński
Ciekawe historie o różnorodnych kantach
naukowych, które można przeczytać w „Forum Akademickim", toczą się z reguły „za górami, za morzami". Myliłby się ktoś, myślący, że w Polsce
takie sprawy się nie zdarzają. Pisałem o niektórych w poprzednim
odcinku. Niestety, poradnik dla dziekanów i rektorów, jak postępować w takich wypadkach, jeszcze w kraju się nie ukazał. Spróbujmy zatem
przedstawić główne zasady. Przed nierzetelnością trudno się jest zabezpieczyć i zdarzają się
one nawet w elitarnych uczelniach. Plagiaty popełniają i dane fałszują
lub fabrykują zarówno zdolni i inteligentni, jak przeciętni czy słabi
pracownicy naukowi. W dodatku z różnych stopni drabiny akademickiej.
Aktywnie śledząc od pięciu lat różnorodne polskie
skandale naukowe z reguły odnotowuję, że większość uczelnianych organów jednoosobowych
(dziekani i rektorzy) nie ma pełnej świadomości, co w takich wypadkach
trzeba zrobić.
W przypadku ujawnienia nierzetelności naukowej ustawa o szkołach
wyższych nakłada na rektora uczelni obowiązek natychmiastowego podjęcia
postępowania wyjaśniającego via
rzecznik dyscyplinarny. Gdy zarzuty
potwierdzają się, wniosek o ukaranie wpływa do komisji dyscyplinarnej.
Rola rektora jest więc ściśle określona. Przepisy jednak nie zajmują
się dziekanem i dlatego niniejszy felieton poświecono temu, co powinien
zrobić rzetelny przewodniczący rady wydziału.
Otóż, najważniejszą rzeczą jest zrozumienie, że
wykryty plagiat na
wydziale jest „tykającą bombą zegarową", która w porę nierozbrojona
wybuchnie, niszcząc zarówno dotychczasową dobrą opinię plagiatora, jak i opinię dziekana.
Najczęściej pierwsza informacja o podejrzeniu
plagiatu wpływa do
władz dziekańskich. Nie ma to znaczenia, czy ktoś poinformował o tym
anonimowo, czy pod własnym nazwiskiem. Każdą informację dziekan ma
obowiązek dokładnie sprawdzić, zapewniając informatorowi pełną
dyskrecję. Jeśli po porównaniu wskazanej pracy ze źródłem widać
jednoznacznie, że większość tekstu jest przejęta i artykuł to jawny
plagiat, dziekan w ciągu najdalej kilku dni jest obowiązany podjąć
konkretne kroki. Brak akcji i parotygodniowe zwlekanie z podjęciem
oficjalnych decyzji w zasadzie dyskwalifikuje dziekana z pełnionej
funkcji, niszcząc opinię o jego rzetelności i pokazując, że brak mu
charakteru i niezłomności działania.
Pierwszym krokiem jest powołanie komisji
dziekańskiej, złożonej z kilku rzetelnych i dyskretnych profesorów, którzy w okresie 14 dni
powinni złożyć protokół określający wielkość i procentową skalę
zapożyczeń. Załącznikiem do protokołu są obie prace: plagiat i źródło.
Ważne jest, aby teksty w przebadanych pracach były podkreślone w taki
sposób, który nawet laikowi pozwoli się zorientować, co i skąd zostało
przejęte.
Mając formalny protokół, dziekan powiadamia na piśmie
rektora
uczelni, który od tej chwili odpowiedzialny jest za postępowanie
dyscyplinarne. Nie zwalnia to wcale dziekana od kolejnych posunięć.
Drugim krokiem dziekana jest powiadomienie rady wydziału o ustaleniach
komisji dziekańskiej. Jest to wymóg bezwzględny, bowiem nierzetelny
nauczyciel akademicki musi być poddany ostracyzmowi środowiska. Gdy
dowody popełnienia nierzetelności naukowej są niepodważalne, to proces
osądu środowiskowego biegnie niezależnie od postępowania
dyscyplinarnego.
ZAWIESZENIE I POWIADOMIENIE
Nie powinno się zdarzyć tak, jak to było dwa lata
temu na Wydziale
Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Łódzkiego, gdzie Rada Wydziału o pięciokrotnym plagiacie swojego profesora Macieja Potępy dowiedziała
się dopiero po 7 miesiącach z „Gazety Wyborczej". Zastępująca chorego
dziekana pani prodziekan Barbara Tuchańska — w porozumieniu z ówczesnym
rektorem UŁ, Stanisławem Liszewskim — postanowiła utajnić cały skandal.
Jej zdaniem, kroki dyscyplinarne wobec profesorów są nieskuteczne i najlepiej jest, aby plagiator po cichu wyniósł się z uczelni.
Upublicznienie sprawy na wydziale łączy się z wystąpieniem dziekana do
rektora o zawieszenie plagiatora w obowiązkach nauczyciela
akademickiego. Dziekan musi też pamiętać, aby plagiator został
pozbawiony funkcji promotorskich toczącego się przewodu doktorskiego,
jak również przewodnictwa różnorodnych komisji wydziałowych czy też
uczelnianych. Gdy plagiator pracuje w kilku uczelniach, obowiązkiem
dziekana jest powiadomienie właściwych dziekanów z tych uczelni.
Nie powinno się zdarzyć tak, jak to było trzy lata
temu w Akademii
Ekonomicznej we Wrocławiu, gdzie profesor uczelniany Aniela Puszko na
dwa dni przed rozpoczęciem swojego procesu dyscyplinarnego wystąpiła w Uniwersytecie Opolskim jako promotor na obronie pracy doktorskiej.
Nawiasem mówiąc, doktorantka również była współoskarżoną o plagiat w tym samym procesie. Stało się tak, bowiem prof. Teresa Znamierowska,
ówczesny dziekan Wydziału Inżynieryjno-Ekonomicznego Przemysłu AE,
zapomniała powiadomić dziekana Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii UO,
gdzie odbywał się przewód doktorski, iż przeciwko obu paniom otwarto
postępowanie dyscyplinarne, oskarżające promotorkę o popełnienie 9
plagiatów.
Trzecim krokiem dziekana jest dopilnowanie, aby
splagiatowana praca
została retraktowana z piśmiennictwa naukowego. Jeśli plagiat
wydrukowano w czasopiśmie naukowym, to dziekan jest zobowiązany do
napisania listu do redakcji, dokładnie informującego o nierzetelności
oraz o źródle zapożyczenia. Gdy plagiat ukazał się w monografii, to
osobą zobowiązaną do powiadomienia bibliotek (w postaci specjalnej
wklejki z komunikatem o plagiacie) jest redaktor naukowy oraz
wydawnictwo, które wydało książkę. Dziekan musi jednak dopilnować, aby
książkę wycofano z rozpowszechniania i zniszczono niesprzedane
egzemplarze. Należy także podać komunikat do czasopisma naukowego z tej
samej dziedziny wiedzy, informujący o plagiacie.
Podjęcie i wykonanie powyższych kroków zajmuje około
6-8 tygodni.
Naukowcy są osobami publicznymi, więc przy ewidentnej nierzetelności
winny nie ma szans na wygranie procesu sądowego pod pozorem ochrony
dobrego imienia.
Opisana powyżej „zasada trzech kroków" nie dotyczy
spraw, gdzie wina
jest trudna do udowodnienia i wymaga specjalistycznej wiedzy biegłych. W takich wypadkach sprawa musi trafić do rektora.
*
Zakres działania i sposób podchodzenia rektora
do stwierdzonej nieuczciwości naukowej kształtuje rzetelność
instytucjonalną uczelni. Zarówno profesorowie, jak i asystenci w milczeniu obserwują poczynania rektora, które mogą ich „uaktywnić" lub
„zahamować" w zwalczaniu i ujawnianiu przekrętów naukowych. Rektor ma
dużą władzę i spore możliwości wpływania na kariery pracowników
naukowych, więc najczęściej nikt nie ma odwagi publicznie mu się
przeciwstawić. Milczenie wcale nie oznacza, że społeczność akademicka
zgadza się z rektorem. Bagatelizowanie zgłaszanych spraw bądź
podejmowanie działań pozornych w sposób trwały uszkadzają pozytywną
opinię, jaką inni profesorowie dotąd mieli o rektorze.
Ustawowo rektor jest odpowiedzialny za podjęcie
działań
dyscyplinarnych wobec pracownika naukowego, który popełnił
nierzetelność naukową. Ze względu na możliwość przedawnienia,
najważniejszym krokiem rektora jest szybkie doprowadzenie do otwarcia
postępowania dyscyplinarnego przed uczelnianą komisją dyscyplinarną.
W sytuacjach „podbramkowych", gdzie wina naukowca
jest niewątpliwa, a czas czteromiesięcznego przedawnienia jest tuż „za rogiem", rzecznik
dyscyplinarny może maksymalnie skrócić postępowanie wyjaśniające, nawet
rezygnując z przesłuchiwania obwinionego i świadków. Wniosek
dyscyplinarny może być rozpatrzony przez przewodniczącego komisji
dyscyplinarnej następnego dnia. Czas przedawnienia jest wtedy
zatrzymany. Świadków i obwinionego przesłuchuje się dopiero podczas
rozprawy przed komisją dyscyplinarną. Jednak powinno to być wyjątkiem.
Dla skuteczności działań dyscyplinarnych duże
znaczenie ma taktyka
rektora w stosunku do podejrzanego. Istotne jest, aby rektor
wykorzystał czynnik zaskoczenia, jaki towarzyszy wykryciu afery
uczelnianej. Po otrzymaniu zawiadomienia o złamaniu etyki naukowej,
rektor zwykle wzywa pracownika na rozmowę, przedstawia mu zarzuty i prosi o ustosunkowanie się do nich. Większość obwinionych stara się
bagatelizować swój czyn i tłumaczy go różnymi okolicznościami,
„pomyłkami" bądź też „nieporozumieniem". Wtedy rektor, spokojnie
przyjmując te wyjaśnienia, powinien podsunąć kartkę i poprosić o napisanie odręcznego wyjaśnienia, udostępniając delikwentowi nawet
własne biurko i długopis. Następnie zostawić go w samotności na 45
minut do godziny. Po tym czasie wrócić i odebrać „wyjaśnienie",
sprawdzając, czy jest opatrzone datą i podpisem.
Jest to o tyle ważne, że „wyjaśnienie" takie z reguły
zmusza osobę
podejrzaną do trzymania się pierwszej, naprędce wymyślonej wersji,
którą dość łatwo można później zweryfikować w dalszym formalnym
dyscyplinarnym postępowaniu wyjaśniającym.
Tego typu krok rektora szczególnie jest wskazany, gdy
nierzetelność
naukowa zarzucana jest profesorowi tytularnemu, członkowi władz
uczelnianych lub osobie, z którą rektor pozostaje w stosunkach
koleżeńskich. Zapobiega to późniejszemu matactwu i pozwala rektorowi
uchylać się od nieformalnych nacisków, aby sprawę zatuszować.
Tuszowanie sprawy przez rektora praktycznie jest dla
niego
samobójstwem moralnym. Sprawa po jakimś czasie zawsze wychodzi na jaw i ogrom potępienia, jaki wtedy publicznie spływa na rektora, dorównuje
potępieniu chronionego sprawcy. Rzetelność rektora i jego opinia
naukowa z reguły są zrujnowane do końca życia!
Praktycznym sposobem uwolnienia się rektora od
nacisków kolegów lub
grupy profesorów, którzy ze względu na chęć zachowania dobrego imienia
instytutu lub wydziału sprzeciwiają się podjęciu ostrych kroków
dyscyplinarnych, jest poinformowanie o sprawie senatu uczelni oraz (po
cichu) zaprzyjaźnionego dziennikarza. Opisanie sprawy na łamach
lokalnej lub centralnej prasy z reguły łamie „opór wewnątrzuczelniany".
Warto wiedzieć, że rektor jest obowiązany dopilnować,
aby mimo
biegnącego postępowania dyscyplinarnego, w przypadkach plagiatu czy
fabrykacji doktoratu, habilitacji lub też nierzetelnych publikacji
będących podstawą przyznania stopnia doktora habilitowanego bądź
profesorskiego tytułu naukowego, rada wydziału, która wnioskowała o ten
stopień, podjęła równoczesne kroki prawne zmierzające do odebrania
stopnia.
To samo obowiązuje rektora, gdy powiadomiony jest o przypadku
splagiatowania doktoratu czy habilitacji, przyznanej osobie z zewnątrz,
która nie jest pracownikiem uczelni. Tutaj kłania się przypadek
doktoratu obronionego w 1998 na Wydziale Zarządzania i Ekonomiki Usług
Uniwersytetu Szczecińskiego. Jak podała w październiku 2002 „Gazeta
Wyborcza w Szczecinie", praca Artura Korneluka Wpływ struktury
gospodarki regionu na poziom bezrobocia w warunkach transformacji
systemowej na przykładzie województwa szczecińskiego w latach
1990-1995, której promotorem był prof. Waldemar Grzywacz, ma
kilkanaście stron zapożyczeń z książki dr. Ryszarda Czyszkiewicza.
Przepisano też tabele z badaniami na temat bezrobocia w gminach
województwa, które opisano jako opracowane na podstawie badań własnych.
Zarówno władze rektorskie, jak i władze dziekańskie,
nie mówiąc już o promotorze, nie podjęły dotąd żadnych kroków wiodących do wznowienia
przewodu doktorskiego i ewentualnego cofnięcia stopnia doktorskiego.
Kończąc chciałbym poinformować, że prof. Marian
Ochmański z Wydziału
Pedagogiki i Psychologii UMCS w Lublinie, któremu zarzucono popełnienie
nie jednego („Forum Akademickie", nr 1/03), ale trzech kompletnych
plagiatów, został ukarany przez Uczelnianą Komisję Dyscyplinarną
zaledwie naganą i zakazem pełnienia funkcji kierowniczej przez okres
trzech lat. O taką „surową" karę wystąpił rzecznik dyscyplinarny, prof.
Zbigniew Szeliga.
Dla komisji okolicznością łagodzącą był fakt, iż
obwiniony pełnił
dwukrotnie funkcję dziekana. Zapomniano, że właśnie w tym okresie
popełnił poważną nierzetelność naukową. Im wyższe stanowisko, tym
większe wymagania i surowsza kara. Ile plagiatów musi popełnić dziekan,
aby ustawowo zabronić mu wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego?
Orzeczenie jest nieprawomocne i miejmy nadzieje, że
prof. Marian
Harasimiuk, rektor UMCS, odwoła się od niego.
[Tekst ukazał się wcześniej w Forum
Akademickim, nr 2 i 3/2003]
« Nierzetelność naukowa (Publikacja: 21-03-2004 )
Marek Wroński Doktor medycyny. Lekarz mieszkający w Nowym Jorku. Zajmuje się problemem oszustw naukowych w Polsce i na świecie. Autor będzie wdzięczny każdemu za informacje o konkretnych tego typu przypadkach w środowisku naukowym i akademickim (gwarantowana pełna dyskrecja). Liczba tekstów na portalu: 22 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Afirmatywna habilitacja na AGH | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3324 |