|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Dość Rusofobii! [3] Autor tekstu: Wojciech Rudny
Panowie Burliński i Zambrowski nie widzą
żadnej różnicy między zbrodniczym bolszewikiem a Rosjaninem (białogwardzistą
na przykład). Nie odróżniają bolszewika od Rosjanina! Tymczasem wszyscy
bolszewicy (w większości Żydzi, Gruzini, Łotysze, a nawet Polacy)
nienawidzili „nacjonalistycznej i antysemickiej" Rosji (zupełnie jak moi
konserwatywni adwersarze). Nienawidzili jej za dotychczasowe poniżenie i prześladowania,
jakie spadały na ich terrorystyczno-rewolucyjne łby. W końcu cała ta hołota
rewolucyjna wytworzyła nowy typ — ponadnarodowy (i bez poczucia narodowego) -
„obywatela radzieckiego" — nienawidzącego wszelkiego patriotyzmu. Co do
winy „ludu rosyjskiego". To jedno jest pewne — nie ma takiej zbrodni, której
nie dopuściłaby się poduszczona czerń na powalonych ołtarzach i tronach.
Rewolucja bolszewicka w Rosji jest kolejnym na to dowodem.
Pan Zambrowski jednak nie widząc różnicy
pomiędzy bolszewikami i Rosjanami naturalnie skazany jest na popełnianie
szkolnych błędów. Tym ostatnim przypisuje zbrodnie popełnione przez śmiertelnych
wrogów Rosjan i wszystkiego, co z ducha rosyjskie. Bestialski mord na carze
Mikołaju II i jego najbliższej rodzinie (ze służącą
Demidową) w piwnicach domu kupca Ipatiewa był bolszewicką (nie rosyjską!)
zbrodnią na zlecenie. Zleceniodawcą był naturalnie wódz rewolucji — (z
pochodzenia najprawdopodobniej „niemiecki Żyd") Lenin. Ogniwa pośrednie to
sowiet uralski (podjął on jakoby „demokratyczną"
decyzję), na czele którego stał Biełoborodow. A wykonanie tej
„uchwały sowietu" polecono Jurowskiemu. Nazwiska rosyjskie większości
bolszewików nie były dziełem przypadku — należało być wiarygodnym wobec
„ludu", na czele którego się stawało. A byli to przeważnie nie-Rosjanie.
Ci wszyscy pokrzywdzeni przez „carat" — Żydzi w przeważającej większości!
To zauważył zresztą i mój szanowny polemista, p. Zambrowski, pisząc, iż
„pełno ich było (Żydów) w szeregach opozycji od konstytucyjnych demokratów
aż po bolszewików".
Pan Zambrowski jest przekonany, że i „biała" Rosja zgotowałaby nam Katyń. Ale to on — a nie ja — się myli! Były
oczywiście zbrodnie — po obu stronach. Takiego jednak z premedytacją
wykonanego bestialstwa — typowego dla bolszewików — nie było nigdy wcześniej!
Niemniej cudze (rosyjskie) zbrodnie wytykacie, a „naszych"
zbrodni i grzechów nie znacie Panowie:
Rok
1535 ścięcie 1440 (tysiąca czterystu czterdziestu) jeńców — obrońców
ruskiego Staroduba — po kapitulacji.
Rok
1582 — Psków — po wydaniu kilku tysięcy dziewek ruskich, gród wykupił się
od oblężenia...
Tak — trzeba się wznieść ponad głupi szowinizm i nienawiść. I to dostrzec. To
potrafią ludzie takiego formatu, jak nasz hetman Stanisław
Żółkiewski, który w swoim pamiętniku z wojny polsko-rosyjskiej
(tutaj my też byliśmy agresorem), stwierdzał fakt (podchwycony później
przez rosyjską literaturę), że Polacy byli ciemiężycielami Rosjan (u boku
Dymitra Samozwańca): "rozpustnie żyli, zabijając, mordując, gwałcąc,
nie tylko czemu inszemu, ale i cerkwiom nie przepuszczając".
Potwierdził to poseł Teodor Szeremietiew, przebywając z poselstwem
moskiewskim w Warszawie. Rzucił on Polakom w oczy: "Rozwiązły żołnierz
wasz nie znał miary w obelgach i zbytkach: zabrawszy wszystko, co tylko dom
zawierał, złota, srebra, drogich zapasów mękami zmuszał. Niestety! Patrzeli
mężowie na gwałty lubych żon, matki na bezwstyd córek nieszczęsnych!
Rozpust i wyuzdań waszych zachowujemy pamięć…".
Ale to my ponoć byliśmy zawsze przez Rosjan pokrzywdzeni. Gdyby tak
zadać przeciętnemu Polakowi pytanie — bez podania rzecz jasna osoby
relacjonującej te w/w gwałty i zbrodnie, odpowiedziałby, iż z pewnością
ich sprawcami musieli być… Rosjanie — najpewniej czerwonoarmiści.
Pan Zambrowski oburzony odwiecznym
rosyjskim okrucieństwem pisze, iż „w Powstaniu Styczniowym ciężko rannych
powstańców na polu bitwy dobijano bagnetami…". Jednak dopiero prawdziwym
bestialstwem byłoby dobijanie l e k k o, a nie ciężko rannych. Czyż nie tak? A jeśli już jesteśmy przy Powstaniu Styczniowym to nie kto inny, tylko polscy
„czerwoni" napadli na… śpiących w swoich kwaterach rosyjskich żołnierzy.
Jak zanotował Henryk von Sybel „około stu zostało zakłutych na śmierć w pierwszym ataku lub spłonęło w podpalonych domach, a około 300 zostało
poranionych". I to było
„wypowiedzenie wojny" — w istocie bez wypowiedzenia — w iście azjatyckim
stylu! Ale my wszak należymy do Zachodu. Skąd więc ten
antyrosyjski-terrorystyczny azjatyzm (w stylu czeczeńskich „forteli")
„naszych bohaterów styczniowych"? Tak nie postępują przecież ludzie
Zachodu szczycący się swym szlachectwem, rycerskością, honorem… I gdzie tu
nasza wyższość moralna — ten romantyczny i,
daleki od prawdy, oklepany frazes? Gdyby Polacy byli rzeczywiście wyżsi
moralnie od swoich wrogów, to wcześniej nie sprzedaliby własnej Ojczyzny. Tak
czynili przecież wszyscy jurgieltnicy (i nie tylko moskiewskiego dworu). Polska
nie była bowiem „niewinną ofiarą" zaborczości sąsiadów, jak sądzą
ludzie nie zaznajomieni z naszymi dziejami. A „Polacy sami byli winni swego
upadku", jak słusznie podkreślał ks. Walerian Kalinka — ojciec
konserwatywnej, krakowskiej szkoły historycznej, która zauważyła także, jak
to liberum veto zamieniło się — w warunkach niewoli — w liberum conspiro...
Pan Zambrowski spostrzegł trafnie:
„Siła niechęci do Rosjan zależała od siły represji rządowych względem
Polaków". A represje rządu rosyjskiego — należałoby dodać — brały się z „patriotyzmu szkodliwego" (podszytego rusofobią) Polaków, który
podpowiadał rewolucyjne zrywy miast cierpliwej, wytężonej pracy na polu
kulturalnym, oświatowym i gospodarczym (a istniały ku temu warunki!). Nie na
odwrót! Nie byłoby represji „carskich", gdyby nie rewolucje, m.in.:
listopadowa i styczniowa (obie wywołane w nie naszym interesie przez
niedowarzonych Polaków — przyniosły też korzyść naszym wrogom). Tak samo z antypolonizmem w Rosji. Jest on prostą reakcją na naszą antyrosyjskość — w słowie i czynie. Kiedy my byliśmy rusofilami — Rosjanie byli polonofilami.
Taka to już jest prawidłowość (łatwo ją dostrzec śledząc np. dzieje
obrazu Polaka w literaturze rosyjskiej, co ukazałem pokrótce w moim
inkryminowanym artykule).
To raczej Polacy dają dziś więcej
powodów do nienawiści ze strony Rosjan niż na odwrót. Trzeba być chyba ślepym,
by tego nie widzieć. Ja twierdzę nadal, że Rosja jest potrzebna Polsce. Nie
jako ciemiężyciel, ale jako partner — jako przeciwwaga dla potęgi
niemieckiej w Europie (nie wierzę bowiem w całość terytorialną Polski pod
niemieckim protektoratem). Czym Rosja będzie dla Polski: wrogiem czy
przyjacielem. Zależy w dużym stopniu od nas samych.
*
Polemika: O jakich antenatów nam chodzi?
Bardzo żałuję, że nie ukazała się na łamach „Najwyższego
CZASU!" moja polemika z pp. Burlińskim i Zambrowskim w sprawie artykułu pt.
„Dość Rusofobii!". Tekst ten, co tu dużo mówić, wywołał istną burzę...
Spowodował też reakcję p. Aleksandra Gubrynowicza (tak nawiasem mówiąc:
zastanawiam się skąd u p. Gubrynowicza wziął się pomysł, że „N.CZAS!"
ma publikować tylko taką prawdę i takie fakty, które tylko on uważa za
stosowne — może „politycznie poprawne"?), który określił go jako
„klasyczny przykład przegięcia w drugą stronę, kosztem jednostronnego
doboru materiału faktograficznego pod kątem z góry założonej tezy". Teza — przypominam — brzmiała: nie powinniśmy się bać
Rosjan; musimy starać się zrozumieć rosyjską politykę; także — do
Rosji można odnieść słowa St. Tarnowskiego, że nie ma wiecznych wrogów ani
sojuszników, oraz — ten, który „wczoraj był złym, jutro może okazać się
praktycznym".
Wyraźnie
we wstępie do artykułu „Dość Rusofobii!" zaznaczyłem, jak rozumiem
konserwatywny stosunek do Rosji jako państwa carów, i do Rosji zdobytej przez
bolszewików. Mierzi mnie jak „prawicowy (tym bardziej
konserwatywno-liberalny) publicysta" pisze o Białej Rosji w tonie
„Robotnika" czy „Czerwonego Sztandaru" bądź (zaślepiony nienawiścią)
nie widzi różnicy między bolszewikiem a Rosjaninem!!!
*
Rosja
to nie Kuba ani Chile (ani żadna „czarna plama"), ale państwo, z którym
graniczymy! Nasza polityka wobec tego narodu i państwa zawsze pociąga za sobą
określone konsekwencje. Nie jest więc tak, jak sądzi p. Gubrynowicz, że my
nie mamy w ogóle żadnego wpływu na politykę rosyjską wobec Polski. Skąd -
taki ahistoryczny pesymizm! Przykład Finlandii wskazuje, że można było żyć — korzystając nawet z tego! — w „połączeniu z Moskwą" — bez desperackich powstań i zrywów! U nas się
to nie udało, ale nie z winy samych Rosjan, jakby chciał p. Gubrynowicz.
Finlandia zaczynała swoją narodową historię pod hegemonią Rosji od generał-gubernatorów
rosyjskich, kiedy u nas owi — pojawili się dopiero po powstaniu styczniowym! Za
swój lojalizm Finlandia otrzymała prowincję wyborską (ale tam nie było
Kaliszan i sprzymierzeńców dekabrystów — w carobójstwie!); my dostaliśmy — nie Kresy, Litwę, choć plany takie były — ale „księcia
warszawskiego" Paskiewicza — na własne, a raczej młokosów z podchorążówki warszawskiej, życzenie! U nas były opozycje jawne i niejawne,
masońskie spiski, burszenszafty, rewolucjonizowanie mas… Tylko dwóch
istotnych rzeczy brakowało: lojalności wobec legalnie panującego monarchy i rozumu, tj. zdrowego rozsądku. Można oczywiście brzydzić się, jak każdy
rewolucjonista, polityką ugody — konserwatyzmem — ale, jak mi się wydaje, w „Najwyższym CZASIE!" — nie miejsce na wylewanie tych wszystkich, niewiele z konserwatyzmem mających wspólnego, żółci… („Trybuna" — nie
lepsza!?).
*
Pan
Gubrynowicz antenatami swoimi nazwał organizatorów buntów i powstań
przeciwko Rosji (zob. „N.CZ!" nr 7, s. XXIII)! Wydawało mi się dotąd, że
publicyści konserwatywno — liberalnego „N.CZASU!" mają zgoła innych
antenatów — tych, co starali się zapobiec tym katastrofom (chodzi przede
wszystkim o rewolucję listopadową i powstanie styczniowe) organizowanym przez
niedorostków, młokosów -
czerwonych! A tu coś takiego — na łamach konserwatywnego czasopisma!? Prawdą
jest, że i konserwatyści (niektórzy) brali udział w skazanych na przegraną
rewoltach przeciwko Moskwie (imprimis z nadzieją na umiędzynarodowienie
sprawy polskiej i interwencję Zachodu!), ale nigdy nie byli ich
organizatorami!!!
Panu Gubrynowiczowi jednak nie brakuje pewności siebie, chciałoby się
powiedzieć zadufania w sobie, kiedy w tak mentorskim tonie „przekonuje"
Janusza Korwin — Mikkego (bez „p", które w przypadku Naczelnego "N.CZASU!"
jest już chyba zbędne — w mojej opinii — zarezerwowane dla zwykłych
publicystów — śmiertelników), o swoich racjach — wytykając jego rzekome błędy.
Wypada pogratulować samopoczucia.
1 2 3 4 Dalej..
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 27-06-2004 Ostatnia zmiana: 16-06-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3467 |
|