Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.626 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Mariusz Agnosiewicz - Heretyckie dziedzictwo Europy
Friedrich Nietzsche - Antychryst

Złota myśl Racjonalisty:
Propaganda jest matką wydarzeń.
« Felietony i eseje  
O Skałce, Majdzie i.... Litwie [1]
Autor tekstu:

Krzykacze na Skałce

Jest 25 sierpnia 2004 roku. Wszelkim odrażającym i zawstydzającym perturbacjom związanym z pochówkiem Czesława Miłosza równolegle towarzyszą równie bezzasadne co głupie komentarze odnośnie jego litewskiego pochodzenia. „Jak Miłosz chce bronić gejów, to niech jedzie do swojej Litwy, ale wara mu od Krakowa!" — cytuję za pewną zbulwersowaną kobietą, wykrzykującą takie dyrdymały przed kamerami TVN-u. Ciągle mam także przed oczami relację z protestu zorganizowanego przez środowiska (no właśnie jakie?) powiązane z Naszym Dziennikiem. Rozwieszone na przykościelnych murach transparenty z rzekomymi cytatami zaczerpniętymi z twórczości poety. Nie było to jednak nic innego, jak zdania — w plugawy sposób — wyjęte z kontekstu. Wart podkreślenia jest, przy tej okazji, fakt iż demonstracja firmowana przez „Młodzież Wszechpolską" składała się z… emerytek i emerytów w wieku od 60 lat wzwyż. Ile ci ludzie mają wspólnego z młodzieżą wiedzą tylko sami zainteresowani. Niemniej jednak — jak zwykło się mawiać — „smród pozostanie" na długo, a co gorsza unosi się dość żwawo i nie ma zamiaru opadać.

Pomijając jednak wszelkie kwestie dobrego smaku, czy najzwyklejszej etyki i moralności, zaintrygowały mnie pseudo-argumenty wysuwane przez „Nasz Dziennik", doktora Majdę wraz z jego koleżankami i kolegami. Szczególnie te, często powtarzające się, a tyczące się bezpośrednio pochodzenia naszego wieszcza. „To nie Polak, to Litwin!", „Niech wraca do siebie!", „Skandal! Ten polonofob, Litwin, zdrajca i szuja na naszej Skałce?!"… zabrakło tylko „Żyda" i „potomka zbrodniarzy NKWD", choć jestem pewien, że gdybym bardziej wyostrzył zmysły i na tego typu "obelgi" bym natrafił. Przy okazji tego tekstu, skupię się jednak na kwestii „Litwina", który ma „wracać do siebie". Można było poprzestać na stwierdzeniu, iż tego typu hasła są niedorzeczne, świadczą — lekko mówiąc — nienajlepiej o stanie umysłowym autora, po czym zwyczajnie machnąć na taką czy inną Majdę ręką i zostawić krzykacza samego sobie. Owszem, można by — i większość tak pewnie robi. Początkowe objawy zbulwersowania czy też zwykłego wkurzenia, zastępuje pobłażanie i śmiech. Jednak gdyby w tym momencie zatrzymać się na chwilę, przyjrzeć się krzykaczowi i zdiagnozować jego przypadłość, zastanowić się nad przyczyną fobii, czy też nawet… zrozumieć go? Prawda, że ambitne? A więc spróbuję!

Świat do góry nogami

W 1890 roku, w tym samym Krakowie, chowano prochy, równie wielkiego mistrza, Adama Mickiewicza. Postać tyleż zasłużona dla Ojczyzny, co kontrowersyjna. Tu również sprawa pochodzenia (czy nawet narodowości!) budzi, w niektórych kręgach, wiele kontrowersji. Ością niezgody pozostaje sławetna inwokacja „Pana Tadeusza". Słowa poety zdają się być z biegiem lat, coraz mniej zrozumiałe, nawet dla tych mieniących się „doktorami literatury". Owa „Litwa", do której wzdycha autor, jest pojęciem o znaczeniu tyleż oczywistym, co względnym zarazem. Przez „Litwę" bowiem rozumiano na przestrzeni lat i wieków całych rzeczy zgoła odmienne. Czym innym może być i jest bowiem Litwa, zarówno dla Mickiewicza, jak i dla Miłosza, Adamkusa i… Majdy. Tu kolejny raz sprawdza się powiedzenie o „punkcie widzenia"...

Mickiewiczowi, urodzonemu na Litwie (choć dla teraźniejszego, geograficznego uściślenia warto wspomnieć iż są to tereny obecnie należące do Białorusi), do Litwy tęskniącemu i w końcu o Litwie piszącemu, nic nie stało na przeszkodzie by być Polakiem i to przez największe „P" jakie tylko można sobie wyobrazić. Mickiewicz, szczególnie w okresie wpływu Towiańskiego, oszołomiony mesjanizmem, stał się jednym z największych w dziejach kraju, nie tyle patriotów, co wręcz skrajnie nacjonalizujących, religijnych mistyków. Ten aspekt twórczości wieszcza zdaje się nie wadzić Majdzie, "Naszemu Dziennikowi" i spółce. Mało tego, gotowi są go odpowiednio uwypuklać i chwalić. Jednocześnie, jakby pomijając w swych dywagacjach i tak drażniącą ich kwestię „litewską", ani słowa, przy okazji sprawy pochówku zwłok Miłosza, o Mickiewiczu, którego z czystym sumieniem można by nazwać jego krajanem. Dlaczego? Ano zasada „punktu widzenia" widoczna w pełnej krasie.

Dlaczego przeszło sto lat temu nikt nie robił takiego „szumu" przy okazji pochówku Mickiewicza? Toć miasto to samo, a i poeta „Litwin" nie w ciemię bity. Brak danych, z mojej strony, co do liczby przygłupów, zamieszkujących w owym czasie gród Kraka, podejrzewać tylko można, iż było ich zdecydowanie mniej. Jednak i czasy były inne. Lata 90-te dziewiętnastego wieku i Kraków z tego okresu to kolebka późniejszych poetów i twórców Młodej Polski. To cały region, Małopolski i Galicji, przesycony patriotyzmem. Pogrzeb wieszcza był więc niepowtarzalną okazją do zamanifestowania swych uczuć i przekonań. Cały kondukt pogrzebowy i ceremonia, wszystko z wielką pompą, przesycona patriotycznym duchem i uniesieniem. Nikomu nie mogło by nawet przejść przez myśl, aby bojkotować, sabotować… Nikomu prócz zaborcy, ale w takiej chwili, nawet ten, nie odważył się pisnąć słowem.

I jak tu nie oprzeć się wrażeniu, że w sto lat później mamy do czynienia ze swoistym paradoksem? Rzeczywistość zdaje się być postawiona na głowie, a już na pewno świat do góry nogami widzą ci, którzy stali się sprawcami całego zamieszania. Stowarzyszenie (organizacja?), której nazwy nawet nie pamiętam i pamiętać nie będę, ludzie mieniący się… poetami!, których nazwisk i twarzy nie kojarzę i kojarzyć nie chcę, słowa, a raczej bełkot, których nie zamierzam cytować. Chcąc odpierać wysuwane przez nich argumenty, mimo woli zniżyć musiałbym się do ich poziomu. Chcąc jednak po części ich zrozumieć, pozostanę dalej przy śledzeniu tak istotnej „kwestii litewskiej".

Polak — Litwin, dwa bratanki?

Dziś w głowie przeciętnego Polaka, na myśl o stosunkach polsko-litewskich, czy też nawet na samo hasło „Litwa", pojawić się może wizja Rzeczpospolitej Obojga Narodów, wizja państwa potężnego, wizja mapy wiszącej w klasie, na której połowę Europy zajmuje wielka czerwona „plama" od morza do morza, wizja wyniesiona ze szkoły. Automatycznie to Władysław Jagiełło jest po dziś dzień, najbardziej znanym w Polsce Litwinem. Znanym i jakże swojskim jednocześnie. Jakże inna jest jednak postać historyczna litewskiego wodza, od tej kreowanej przez Sienkiewicza i Forda, lepiej głośno nie mówić, by Polaków za bardzo nie zszokować. Że wspomnieć, iż nazwiska Jagiełło król nasz nie używał, zwąc się po prostu Ladislaus Logaila (ściślej Ladislaus II Logaila). Także językiem polskim nie mógł operować tak płynnie jak ma to miejsce w wizji Forda. W Rzeczpospolitej bowiem, obok języka polskiego, a nawet przed nim, stawiana była łacina, szczególnie jeśli mowa o „wyższych sferach". Tu niewątpliwie traci urok scena z dwoma nagimi mieczami, Krzyżaków bowiem odesłać mógł z kwitkiem Logaila, a nie poczciwy Władysław, i to zwracając się doń w łacinie. Prawda, że mniej swojsko?

Jednak to tylko metodyczne szczegóły i „czepianie się", gdyż dyskutujemy o fikcji literackiej, oraz „prawdzie ekranu". Jednak fikcji nie można stawiać ponad prawdziwym obliczem owych czasów. A te wyglądały zgoła odmiennie niźli rysują to przed nami w/w twórcy. Pierwszym podstawowym błędem jest tak beztroskie stawianie znaku równości między Rzeczpospolitą, a Polską właśnie. Rzeczpospolita jako idea i jako państwo jest czymś, na dobrą sprawę, niemieszczącym się w głowie, nie tylko ludziom pokroju Majdy, ale także nam wszystkim. Państwo wielonarodowościowe, wielowyznaniowe, bliskie idei pluralizmu, a jednocześnie państwo potężne. Także żaden z krajów wchodzących w skład Rzeczpospolitej (tj. Polska, Litwa, Ukraina, Białoruś) nigdy wcześniej i nigdy potem, w pojedynkę nie był w stanie wznieść się tak wysoko, czy nawet do niej się zbliżyć. No i Kraków w czasach Jagiellonów zamieszkały przez ludzi różnych nacji, od Polaków i Żydów, przez Niemców, Włochów, po Flamandów i Hiszpanów — to zdaje się wizja, mogąca dr. Majdę przyprawić o palpitacje serca...

Także Litwa, ta znana nam dzisiaj, niewiele ma wspólnego z tą, reprezentowaną przez litewskich magnatów podczas Unii Lubelskiej. Wielkie Księstwo Litewskie, późniejszy sojusznik Korony, był tworem, w którym Litwini stanowili — paradoksalnie — garstkę ludności. Księstwo rozciągające się głównie na terenach dzisiejszej Białorusi i Ukrainy, zamieszkane było w większości przez Rusinów. Większość z tych ziem zresztą, właśnie na mocy ustaleń z Lublina, Księstwo, nie bez przymusu, oddać musiało Koronie. Właściwie przez cały czas trwania Rzeczpospolitej Obojga Narodów, Księstwo pozostawało niejako w cieniu Korony, a „zajmowano" się nim (jak i całą wschodnią częścią) tylko w wyjątkowych sytuacjach, szczególnie niesubordynacji (Witold, Chmielnicki). O tym, kto naprawdę rozdawał karty świadczą wydarzenia z 1791 roku, kiedy na mocy Konstytucji 3 maja, formalnie poddano Księstwo tak zwanej inkorporacji, czyli wcieleniu w szeregi Rzeczpospolitej (już tej „Polskiej"). Potem były już tylko kolejne rozbiory, i rozłąka, która trwać miała po dziś dzień...

Dzieje Litwy osamotnionej, to pasmo porażek i nieudanych „przyjaźni". Pierwszego zrywu próbowano dokonać w czasach napoleońskich, w 1812, kiedy to Litwini stanęli w szranki z Rosjanami. Naiwnie licząc na wsparcie z zachodu, snując nie mniej nierealne plany stworzenia wspólnego, wolnego państwa z Polakami. Zachód jednak zdał się o Litwie zapomnieć, o dziwo podobnie rzecz się miała z Polską. I o ile w 1815 stworzono na naszych terenach namiastkę wolności w postaci Królestwa Polskiego (silnie zależnego od Cesarstwa Rosyjskiego), o tyle o Litwie „słuch zaginął". Jeszcze w tym samym wieku, podczas dwóch wielkich zrywów roku trzydziestego i sześćdziesiątego trzeciego, u boku Polaków i Rusinów, Litwini walczyli, o rzec by można „wolność naszą i waszą". Znów bez powodzenia. Taktykę zmieniono dopiero u schyłku Wielkiej Wojny, w roku 1918, wtedy to bowiem wzrok Litwinów skierował się w stronę… Cesarstwa Niemieckiego. W tym samym roku proklamowano niepodległość Księstwa, księciem zaś miał zostać członek niemieckiej dynastii jako Mendog II. Z tak niedorzecznego pomysłu, co oczywista nic jednak nie wyszło. Jednak już w rok później Litwini, odwracając wzrok o 180 stopni, zwrócili go w stronę Sowietów. Przez krótki okres czasu istniała nawet sowiecka republika Litewsko-Białoruska o wdzięcznej nazwie „Lit-Bieł". Jak nie trudno odgadnąć, także z tego nic nie wyszło. Przyjaźń (choć to nie najlepsze słowo) litewsko — sowiecka, jak miało okazać, przetrwać miała jednak znacznie dłużej...

Zmowa milczenia

Rok 1920, ekspansja Bolszewików. W tym czasie następuje całkowite odwrócenie się Litwy od Polski. Litwini zawierają bowiem, z całą pewnością nie do końca własnowolnie, przymierze z Rosją Sowiecką, przeciw Polsce wymierzone. Tak jak w Lublinie, tak i tutaj, płacą za „sojusz" wysoką cenę w postaci Wilna, Grodna i Suwałk oraz znacznych terenów Białorusi. Właśnie spór o Wilno stanie się tym co najbardziej dzielić będzie Polaków i Litwinów przez najbliższe dziesięciolecia. Jedni i drudzy roszcząc do niego swe pretensje, grzebią tym samym tradycje przyjaźni polsko-litewskiej. Wilno ostatecznie zostaje po polskiej stronie, Litwa zaś aż do 1938 roku utrzymywać będzie, że znajduje się „w stanie wojny" z Polską. Impas dyplomatyczny złamie dopiero ultimatum ze strony polskiej wystosowane właśnie, na rok przed rozpoczęciem II wojny światowej. Czas dwudziestu lat niepodległości w okresie międzywojennym, jest najgorszym w dziejach stosunków dwustronnych. Po jednej stronie Polska rządzona przez faszyzującego Józefa Piłsudskiego, po drugiej „wściekła" Litwa, rządzona to przez siły lewicowe, to przez narodowca Antonasa Smetona (wzorował się na Piłsudskim). Rząd w Kownie, nazywanym przez Litwinów „stolicą tymczasową" nie miał zamiaru „odzywać się" do Polaków. Także sposób w jaki przerwano zmowę milczenia, pozostawia wiele do życzenia.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
O skutecznym rad sposobie
O równości kretynów

 Zobacz komentarze (6)..   


« Felietony i eseje   (Publikacja: 26-08-2004 Ostatnia zmiana: 03-09-2004)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Grzegorz Galiński
Student pedagogiki na Uniwersytecie Warszawskim. Członek Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów oraz Stowarzyszenia Amnesty International w Polsce.

 Liczba tekstów na portalu: 4  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Ucieczka od wolności słowa
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3576 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365