|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Ucieczka od wolności słowa Autor tekstu: Grzegorz Galiński
Wolność zagrożona Wolność to temat od wieków poruszany w filozoficznych rozważaniach, temat zawsze aktualny, temat, który tyczy się każdego z nas. Jednocześnie jednak kwestia wolności nie jest poruszana tak często jak
być powinna. Dzieje się tak zazwyczaj w sytuacjach wyjątkowych, głównie
wtedy, gdy wolność ta jest, bądź może być, zagrożona. Mimo tak wielu koncepcji czy to „wolności od"
bądź „wolności do" encyklopedyści nie mają najmniejszego problemu ze
zdefiniowaniem jej prostego i jasnego znaczenia. Otóż według definicji wolności
oznacza „brak przymusu, sytuację w której możemy dokonywać wyborów spośród
wszystkich dostępnych opcji". Wychodząc z tej definicji możemy powiedzieć o wolności słowa jako o „prawie do publicznego wyrażania własnego
zdania". Dalej czytamy, że „współcześnie jest (wolność słowa -
przyp. autora) uznawana jako standard norm cywilizacyjnych" a także, iż
„brak wolności słowa charakteryzuje systemy totalitarne i autorytarne". Dlaczego przytoczyłem na samym wstępie rozważań
tak ścisłe, encyklopedyczne definicje? Otóż posłużą one w dalszej części,
za swoisty punkt oparcia, fundament, coś czemu przez zdrowy rozsądek zaprzeczyć
nie można. Uważam bowiem, że wydarzenia ostatnich dni i tygodni w Polsce,
wyraźnie wskazują na poważne zachwianie tychże fundamentalnych zasad. Nie
chcę przez to powiedzieć, iż zaczynamy mieć w kraju do czynienia z autorytaryzmem, a tym bardziej z totalitaryzmem. Stwierdzam natomiast z całą
powagą, że tego typu anty-wolnościowe tendencje zaczynają nad Wisłą
niebezpiecznie kiełkować. Co za tym idzie ludzie tacy jak ja, którym idea
wolności jest bardzo bliska, nie tylko czują się zaniepokojeni. Nas
zwyczajnie w świecie krew zalewa. Kult jednostki Częstokroć w historii bywało, że tym
niebezpiecznym dla wolności, a przede wszystkim wolności słowa, tendencjom
towarzyszył kult jednostki. Nie inaczej jest tym razem. Szczególnie my, ludzie
młodzi, mamy sposobność obserwować to zjawisko po raz pierwszy. Na własne
oczy oglądamy i doświadczamy kultu jednostki w takim wymiarze. Jeszcze do niedawna, z pogardliwym uśmiechem na
ustach, mogliśmy przyglądać się jak Ciemnogród stawia (żyjącemu jeszcze!)
człowiekowi kolejne pomniki, nazywa jego imieniem (a raczej imionami) kolejne
ulice, place, szkoły, placówki publiczne, a nawet — o zgrozo — stadiony piłkarskie.
Teraz wielu z nas miny wyraźnie zrzedły, a i powodów ku temu namnożyło się
co nie miara. By zacząć od tych najbardziej prozaicznych, a tyczących się rozrywki właśnie. Tak oto owe stadiony, ale także kina,
teatry, zostały szczelnie pozamykane w imię tego samego (nieżyjącego już)
człowieka. Odwołano imprezy kulturalne i masowe, a rząd naszego umiłowanego
kraju raz jeszcze pokazał, że na imię mu Ciemnogród — spowijając go na
tydzień z hakiem ciemną zasłoną żałoby. Jednocześnie mit o laickim państwie
prysł chyba raz na zawsze. Jeszcze gorzej sprawy miały się najbardziej
popularnego medium jakim jest telewizja. Tutaj przekroczono już wszelkie
granice. Wolność, tę fundamentalną zasadę — nie tylko demokratycznych, ale
cywilizowanych społeczeństw w ogóle — po prostu zbrukano. Nie robiąc sobie
nic z ludzi, którym daleko było do spazmatycznych reakcji rodem z „Ucieczki
od wolności" Ericha Fromma, wszystkie (!) kanały telewizyjne zafundowały nam
kilkudniowy spektakl, który nazwać można „JP2 24h". Wpierw szczegółowa
transmisja, z konania owego człowieka. Niesmaczna, przynajmniej dla mnie,
atmosfera wyczekiwania na „ten moment". Gdy wreszcie nastąpił, ciemna zasłona
spowiła także kanały telewizyjne. Te które nie miały możności transmisji
„spontanicznej reakcji" rodaków — po prostu zaprzestały nadawania!
Czarny ekran obecny był nawet do kilku dni po fakcie skonania. Gdy ktoś jednak, głodny informacji, chciał
dowiedzieć się co ponadto wydarzyło się na świecie przeżył kolejny zawód.
Także pozostałe media, od prasy począwszy, a na największych portalach
internetowych skończywszy, oszczędzały przez kilka dni na kolorowym tuszu, bądź
to na zmyślnej grafice. Spowite tożsamą czarną zasłoną informowały od
pierwszej do ostatniej strony tylko o jednym i tym samym. Znamienne, że nie
odpuściły sobie nawet gazety stricte sportowe, a portale erotyczne, a jakże...
zaprzestały „nadawania". Ta zbiorowa histeria to nade wszystko lekcja
historii. Historii najnowszej, dziejącej się na naszych oczach. Historii
smutnej bo opisującej rzeczywistość, w której w majestacie prawa (!) pogwałcone
zostały podstawowe zasady wolności, szczególnie te tyczące się możliwości
wyboru. Tu o czymś takim po prostu nie mogło być mowy. Opcja była tylko
jedna i tylko jedna reakcja była właściwa. Nie oszczędzono nawet — tak
charakterystycznego dla społeczeństwa konsumpcyjnego — pilota telewizyjnego.
Na nic się zdał, skoro na wszystkich kanałach nadawano to samo, bądź nie
nadawano nic. Czasem nawet „na zewnątrz" nie można było zaznać spokoju i wytchnienia, gdyż nie sprzyjały temu bijące w niezliczonych kościołach
dzwony i wyjące syreny. Smutne i niebezpieczne To oczywiście smutne, że tak się dzieje, ale
wypada mieć tym samym nadzieję, że historia właśnie, po latach, z właściwym
dla siebie dystansem opisze te wydarzenia należycie. Jednocześnie jednak rodzi
się niebezpieczeństwo. Bo oto, stoimy w obliczu zjawiska masowego, o masowej
sile oddziaływania, gdzie każda inna reakcja (wolność wyboru!) bądź opinia
zostaje natychmiast zagłuszana czy wręcz zwalczana. Ci sami wyznawcy Chrystusa, który niezliczoną ilość
razy nauczał o poszanowaniu wolności właśnie, tę wolność tłamszą w zalążku
pod każdą postacią. Najbardziej zagrożona zdaje się być w ostatnim czasie
wolność słowa. Doświadczenia ostatnich tygodni wyraźnie pokazują, że
sytuacja jest nader poważna. Także przy tej okazji, uznaję za stosowne, oprzeć
swoje rozważania, na jakimś niepodważalnym fundamencie. Będzie to stanowisko w sprawie poszanowania wolności i niezależności mediów w Ciemnogrodzie.
Sprawą tą zajęła się szanowana w cywilizowanym świecie organizacja
Reporterzy Bez Granic. Stanowisko krytyczne ponad wszelką miarę, by nie użyć
słowa druzgocące... Kwestia stała się aktualna na kanwie tak zwanej
„sprawy Urbana". Jerzy Urban, redaktor naczelny pisma „Nie", podjął w jednym ze swych felietonów temat JP2 z właściwą sobie swadą. Pisał o żenującym, z punktu widzenia zdrowego rozsądku i smaku, sposobie traktowania cierpiącego i umierającego człowieka w imię chorych idei. Artykuł w normalnym społeczeństwie
nie spotkałby się najprawdopodobniej z większym odzewem, po pierwsze z racji
żartobliwego tonu, po drugie zaś z racji tego, iż o niczym nadzwyczajnym nie
traktował. Podobnych mu, na zachodzie, ale i na wschodzie, powstają dziennie
setki i nikt nie robi z tego „afery". Sprawę znamy wszyscy doskonale, znamy
także jej żenujący finał. Tego typu sytuacje znalazły odbicie w owym
raporcie Reporterów Bez Granic. Wynika z niego jednoznacznie, że z wolnością
mediów jest u nas najzwyczajniej w świecie fatalnie. Ciemnogród nie tylko
wypadł najgorzej ze wszystkich krajów Unii Europejskiej, został także
sklasyfikowany niebezpiecznie blisko takich „ostoi wolności" jak Kuba i Korea Północna. Napisano także, iż „wyrok na Jerzego Urbana jest
niebezpiecznym precedensem w kraju będącym członkiem Unii Europejskiej" a także „wiemy doskonale, że krytykowanie papieża Jana Pawła II jest w Polsce absolutnym tabu, ale to nie powinno przeszkadzać władzom w zastosowaniu
się do zasad prawnych, odnoszących się do wolności prasy w Europie". Nic
dodać nic ująć — choć chciałoby się wymownie zakląć. Na zachodzie bez zmian Jak się okazuje reakcja z jaką mieliśmy do
czynienia w Polsce mało ma wspólnego z normalnością. Nie ma też nic wspólnego z jakimkolwiek poszanowaniem dla wolności, a co za tym idzie — paradoksalnie — z poszanowaniem dla tzw. „wartości chrześcijańskich". Jeśli
natomiast spojrzy się na nią przez pryzmat Zachodu — rozumianego pod pojęciem
świata rozwiniętego — to możemy już mówić o typowej dla Ciemnogrodu
psychozie.
6 kwietnia 2005 r. znany (200 tys. nakładu) francuski tygodnik
satyryczny z Paryża wydał numer specjalny o Papieżu, przy którym
obrazoburcze "Nie" jawi się jak "Niedziela". [MA] |
Natychmiast
po śmierci papieża, w prasie brytyjskiej — The Guardian, The Independent,
amerykańskiej — Washington Post, New York Times, francuskiej, kanadyjskiej
czy niemieckiej ukazały się na jego temat krytyczne teksty. Wspomnę tylko
znakomicie i przystępnie sporządzoną wyliczankę największych przewinień
JP2 autorstwa Johanna Hari’ego. Ten ceniony publicysta The Independet, w artykule „Historia surowo osądzi papieża" nie zostawił na biskupie Rzymu
suchej nitki. Publikacje takie jak ta, ale i bardziej nieprzychylne Wojtyle
(chociażby z poczytnego „Village Voice" z Nowego Jorku bądź opiniotwórczego
magazynu „Now" z Toronto) nikogo nie dziwią i są codziennością w świecie
gdzie wolność słowa jest na porządku dziennym. Tym większe zdziwienie w, tak odległym dla nas,
cywilizowanym świecie na typowo „polskie reakcje". Ze zbiorowej histerii w Polsce, Ted Turner i jego CNN zrobiły medialną szopkę, przedstawiając nas
jako odległy kraj, gdzie kult papieża porównać można z plemiennymi
zwyczajami ludów Afryki — z takim mniej więcej zdziwieniem obserwowali
Wadowiczan, i im podobnych, zagraniczni sprawozdawcy. W obcojęzycznej prasie po
prostu nas wyśmiano. W kraju zaś pojawiły się nawet głosy jakoby polskie
MSZ miało zareagować na „niestosowne" artykuły zarówno zza zachodniej
jak i wschodniej granicy. Sprawiedliwiej jednak byłoby przyznać się, że ludzie sami
sobie zgotowali taki los. Osobiście odnoszę wrażenie, że wielu ludziom w Polsce rola ofiary i „obrońców wiary" odpowiada. Stajemy wtedy w jednym
szeregu z pozostałymi „potęgami" intelektualnymi, tak często wymienianymi
przy okazji żałoby po papieżu, a mianowicie Meksykiem i Filipinami. Śmiać
się czy płakać? Akcja i reakcja Jednak ani gromki śmiech, ani płacz i zgrzytanie
zębów na obecną, skrajną już, sytuację nic nie poradzą. Potrzebne są
konkretne działania i to od zaraz, zanim będzie za późno. Przede wszystkim
należy wyzbyć się tak zwanej „politycznej poprawności". Należy nazywać
rzeczy po imieniu. Zacząć wreszcie głośno mówić o ograniczaniu wolności słowa w kraju nad Wisłą. O powrocie do niechlubnych praktyk cenzorskich znanych z przeszłości. Winniśmy, także w trosce o przyszłość, bić na alarm zwracając
uwagę na zagrożenia, jakie niosą za sobą mechanizmy „kneblowania"
dziennikarzy. Drogi do takich praktyk istnieją wszelakie. O sprawie Urbana wielu już zdążyło zapomnieć gdy autorytarni cenzorzy znów
zaczęli rościć sobie prawo do decydowania o czym wolno a o czym nie wolno mówić i pisać. Otóż na kanwie ostatnich działań prawicowych młodzieżówek, które
takie prawo, w ich mniemaniu, posiadają, powstaje niepisana zasada mówiąca o tym, że o papieżu można pisać li tylko w samych superlatywach. Wszelka
krytyka poczynań tego bądź co bądź „nieomylnego" człowieka zasługuje
jeżeli nie na proces sądowy, to przynajmniej na karę nagany i pouczenie.
Nawet jeśliby sprawa dotyczyła przedruku z prasy światowej (mówię o
pretensjach Młodzieżówki PiS do portalu Lewica.pl w związku z opublikowaniem
przezeń artykułu z brytyjskiego The Guartian). Doprawdy żenujące! Dlatego my, ludzie, którzy w tej zbiorowej
histerii potrafiliśmy zachować zdrowy rozsądek nie możemy stać z boku. Nie
możemy biernie przyglądać się poczynaniom prawicowych i skrajnie prawicowych
organizacji i bojówek. Jerzy Urban, którego sprawa wstrząsnęła opinią
publiczną na Zachodzie (a także w Ameryce i Rosji), nie zamierza poddawać się
bez walki. Już zapowiedział oddanie sprawy pod trybunał w Strasburgu. Także
wszyscy pozostali, którzy czują się dotknięci, zagrożeni, albo po prostu
wkurzeni, poczynaniami owych oszołomów, powinni podjąć konkretne kroki. O ile naiwne mogą wydawać się próby podjęte
przez młodych ludzi związanych z Unią Wolności, mające na celu delegalizację Młodzieży Wszechpolskiej, o tyle nie powinniśmy bagatelizować
tego typu poczynań. W raporcie przygotowanym przez oskarżycieli widnieją
oburzające materiały i fotografie przedstawiające między innymi ludzi
pozdrawiających się faszystowskim gestem. Wszyscy mamy świeżo w pamięci
poczynania owych budowniczych Wielkiej Polski Katolickiej, podczas manifestacji w Poznaniu i Krakowie. Przykłady można by mnożyć, a serce staje w przełyku
na myśl o tym, co się stanie, gdy ludzie ci wreszcie dojdą do upragnionej władzy. Dlatego powinniśmy zacząć działać już teraz.
Nasze zdecydowane i słyszalne odpowiedzi na pouczające pisma owych młodych,
gorliwych, czy też nasze „stanowcze NIE" dla poczynań ich jeszcze bardziej
gorliwych i bandyckich bojówek. Nie możemy dać się zastraszyć. Nie
doprowadzajmy do sytuacji, w której każdy krytyczny tekst w stronę bądź to
papieża, bądź instytucji Kościoła, bądź po prostu tekst o wymowie innej
niż "ta jedyna", zostaje natychmiast bombardowany irracjonalnymi oskarżeniami
(o przekłamania itp.) czy bezczelnymi żądaniami. Nie dajmy sobie wejść na głowę.
Zacznijmy działać, nim będzie za późno. Historia bowiem bardzo dobrze zna
takie przypadki... * Przy pracy nad tekstem korzystałem z:
Materiałów w encyklopedii powszechnej PWN oraz
internetowej encyklopedii Wikipedia. Z artykułów zamieszczonych w Nie,
Trybunie, The Independent, New York Times, a także prasie zagranicznej z USA,
Kanady, Wielkiej Brytanii, Niemiec i Rosji. A także z portali internetowych
Onet, Wirtualna Polska oraz Lewica.pl
« Felietony i eseje (Publikacja: 19-04-2005 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4088 |
|