|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Wprowadzenie Kres chrześcijaństwa w Europie [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
"Religie się zmieniają, religie się rozdrabniają,
religie się zwalczają, religie zlewają się ze sobą,
religie się rodzą. Cóż w tym dziwnego, że religie
również umierają? I na nie przychodzi kres -
jak na wszystko, co trwa. Poniektórym
fanatykom czy też bezkrytycznym wyznawcom
roi się radosne a pobożne przeświadczenie, że
wszystkie religie wymrą, a tylko jedna ich wiara
uniknie śmierci, ale religioznawca tego
przekonania nie podziela."
Tadeusz Margul, Jak umierały religie Napisałem niedawno, że nieubłaganie zbliża się kres
chrześcijaństwa w Europie, że jeśli nie zniknie ono jako religia to zostanie
wyparte z Europy, za co spotkało mnie posądzenie o próbę jasnowidztwa, która
racjonaliście nie przystoi. Nie jest to jednak żadne jasnowidztwo, lecz
antycypacja, która tym różni się od jasnowidztwa, że oparta jest na
racjonalnej analizie danych i rozpatrzeniu tych danych w świetle znanych nam
procesów społecznych. Antycypacja ma więc naukowe podstawy. Jeśli rzucasz
kamień do góry i mniej więcej wskażesz gdzie on upadnie, uczynisz to nie
dlatego, żeś był jasnowidzem, lecz dlatego, że znasz naturę tego zjawiska.
Problemem zanikania religii zajmują się zwłaszcza religioznawcy. Procesy te,
choć o dużej różnorodności, mają jednak pewne elementy wspólne. Wprawdzie
religioznawstwo nie jest tak precyzyjne jak nauki przyrodnicze, ale jednak jest
nauką i nie może być ignorowane przy naszych rozważaniach na temat losów
religii.
W Polsce najwybitniejszym chyba znawcą problemu zanikania
religii jest prof. dr hab. Tadeusz Margul, znany religioznawca, który poświęcił
temu problemowi trochę swoich prac [ 1 ].
Proces ten autor nazywa tanatologią religii, od greckiego słowa thánatos
oznaczającego śmierć. W swoich pionierskich szkicach z tanatologii religii
prof. Margul charakteryzuje proces wygasania politycznego kultu Marduka babilońskiego;
wielowiekowe umieranie religii staroegipskiej; tendencje desakralizacyjne w religii starogreckiej; ostatnie koleje losu wiary starorzymskiej; prześladowania
manicheizmu; zanik perskiego mazdaizmu pod wpływem islamu; zanik wiary słowiańskiej
pod naporem chrześcijaństwa; ustąpienie buddyzmu z macierzystych Indii. Jak
sam podkreśla autor, jest to obraz daleko niepełny, szkicowy jedynie. Dziś
dostrzega się potrzebę uzupełniania tych analiz o tanatologię chrześcijaństwa w Europie.
Europejskie chrześcijaństwo jest już na etapie
zanikania. Momentem przełomowym było Odrodzenie, które oznaczało nie tylko
wielkie wewnętrzne pęknięcie, ale i początek zewnętrznej kontestacji z pozycji humanistycznych. Od tego czasu proces ten jest postępujący, z niewielkimi tylko wyhamowaniami (np. kontrreformacja). Jednak żaden z tych
kompromisów Kościoła z nowoczesnością nie zahamowało tendencji upadkowej.
Gdyby nie jezuickie rozpuszczenie chrześcijaństwa Kościół raczej nie
przetrwałby tak długo, ale i ich taktyka okazała się w końcu niewystarczająca.
Nie pomogło też otwarcie się na problemy ludu, czyli nowa doktryna społeczna
kościoła zapoczątkowana w XIX w. Nie pomogło otwarcie się na demokrację i kapitalizm. I wreszcie: sukcesywnego spadku znaczenia chrześcijaństwa w Europie nie powstrzymał też Sobór Watykański II. Każda z tych
„pierestrojek" kościelnych nie odwraca niekorzystnych dla chrześcijaństwa
tendencji.
Czy z roju sekt wyłoni się królowa?
Obecna faza, w której nastąpił boom nowych ruchów
religijnych, jest już bardzo zaawansowana. Przypomina ona Rzym pierwszego
wieku. Wówczas działo się coś analogicznego: również miał miejsce zalew
wschodnich kultów, z których w końcu wyłonił się jeden zwycięski, który
nie tylko zdobył przewagę nad innymi, ale zakończył etap panowania
oficjalnych i dominujących dotąd religii. Teraz ta zwycięska „sekta" jest w identycznej sytuacji: pogrążona jest w stagnacji, systematycznie traci
wiernych, a zarazem bardzo dynamicznie mnożą się nowe ruchy religijne. Współczesna
religia „rzymska" jest na równi pochyłej, w swoim schyłkowym okresie.
Boom nowych ruchów religijnych jest uderzający.
Prof. Margul wymienił 74 ugrupowania religijne, które cechuje "mistyczno-irracjonalistyczna
odpowiedź na wszystkie współczesne kryzysy". Są to na ogół związki "jednopokoleniowe"
„podlegające prawom mody", związane z charyzmatycznym przywódcą
[ 2 ].
[Więcej na ten temat: zobacz w tekście M. Mettnera: „Człowiek i religia w postmodernizmie".] Religioznawca ten porównuje aktualny "niepokój
religijny" do pierwszych wieków chrześcijaństwa i przypuszcza, że "mogą
to być wstępne rozgrywki do ostatecznego zwycięstwa tego z ruchów
religijnych, który zdoła opanować uczucia i umysły ludzi w obrębie nowego
wielkiego tworu politycznego". Dodajmy, że ten boom nie jest
wynikiem spisku ani tego, że nagle wschodni stratedzy religijny zainteresowali
się eksportem swoich „towarów" na europejskie rynki. Jest on wyłącznie
wynikiem powstawania nowych problemów społecznych i indywidualnych na które
odpowiedzi szacownych instytucji religijnych nie zadowalają już współczesnych
społeczeństw europejskich, co brutalnie podkreśliła Joan Smith w komentarzu
do kazania arcybiskupa Cantenbury, w którym stwierdził on, że Anglia staje się
społeczeństwem ateistycznym: "kazanie dr. Careya z ubiegłego tygodnia może
być interpretowane szerzej, niż zamierzał, ujawnia ono bowiem nie tylko utratę
władzy, lecz również ubóstwo wizji współczesnego Kościoła. Duchowni mogą
odnosić się z dezaprobatą do prozaku, ale jedynym antidotum dla doli
ludzkiej, jakie mają do zaoferowania, są bajkowe historyjki" [ 3 ].
Jeśli religie nie potrafią już udzielać odpowiedzi adekwatnych do wyzwań
rzeczywistości, a jedyne co potrafią to lament nad „cywilizacją śmierci" — same skazane są na śmierć, gdyż, jak to trafnie zauważył W. Benjamin, "religie
powstają z biedy nie ze szczęścia". Należy tutaj biedę rozumieć w szerszym znaczeniu.
"Upadek renomowanych firm branży soteriologicznej" (Holl)
jest faktem nie negowanym nawet przez najbardziej optymistycznych konserwatystów.
Agencje tak często donoszą o kolejnych wystąpieniach z kościoła i o
sukcesywnej utracie wiernych przez chyba wszystkie duże religie chrześcijańskie,
że nawet nie ma sensu tego tutaj wypisywać. Dość przytoczyć tutaj jeden
najbardziej interesujący przykład z ostatniego okresu: katolicka Hiszpania.
Nie robi już wrażenia obraz Francji czy Holandii, tych najbardziej
zlaicyzowanych krajów Europy. Co innego kiedy mówimy o kraju „tak
katolickim", jak np. Hiszpania. Obecnie następuje tam niemal całkowite
wycofanie się z aksjologii chrześcijańsko-katolickiej. Premier Zapatero ogłosił
program „unowocześniania i laicyzacji" Hiszpanii, który Kościół nazwał
„listą horrorów" i słusznie zwrócił uwagę, iż jest on podcinaniem
chrześcijaństwa w Hiszpanii. Zmiany mają objąć uproszczenie rozwodów,
poszerzenie edukacji seksualnej, ułatwienie aborcji, dopuszczenie badań na
embrionach i eutanazji, wprowadzenie małżeństw homoseksualistów i adopcji
dzieci przez homoseksualne pary, zniesienie dotacji dla Kościoła, wykreślenie
lekcji religii ze szkół, usunięcie krzyży ze szkół i innych instytucji
publicznych. Ktoś mógłby powiedzieć, że oto „kolejne fanaberie lewicowych
fobii antyklerykalnych", jednak takie etykietki tylko w Polsce się jeszcze
stosuje. Oto rzecz niesłychana: prawicowo-konserwatywna Partia Ludowa,
która jeszcze niedawno szermowała postulatem wprowadzenia zapisu o „korzeniach chrześcijańskich" w konstytucji europejskiej, teraz sama
postanowiła iść z „duchem czasu" i wyraża gotowość poparcia dla małżeństw
homoseksualnych, lecz bez możliwości adopcji dzieci, oraz chce z własnego
statutu usunąć zapis o „humanizmie chrześcijańskim" i zastąpić go
„humanizmem tradycji zachodniej"! [ 4 ]
[Więcej o stanie współczesnego chrześcijaństwa można się dowiedzieć z tego
działu.] Nie ma chyba takiego kraju kultury zachodniej w którym szacowne
kościoły nie notowałyby permanentnego spadku: zainteresowania ich praktykami,
znajomości zasad doktrynalnych, stosowania tych zasad w życiu czy w końcu -
wiernych. Chrześcijaństwo naprawdę jest u kresu swojej „europejskiej
przygody", gdyż nie ma żadnego pomysłu na to, co może zmienić, aby odwrócić
te tendencje.
W Kościele Katolickim dodatkowym balastem, który ściągnie
dziurawą łajbę św. Piotra na dno jest eksplozja dewiacji seksualnych u stróżów
ładu moralnego a przede wszystkim pontyfikat Jana Pawła II, który niemal
doszczętnie zmarnował tę nadzieję dla przetrwania kościoła jaką był Jan
XXIII. Mówią o tym coraz częściej komentatorzy zagraniczni, choć w Polsce
triumfy święci nieświadoma niczego błoga egzaltacja będąca spektaklem żałosnej
dumy narodowej. Z drugiej strony reformy wewnętrzne są tym utrudnione, iż
ludzie kościoła zdają sobie sprawę z tego, że próba wyjścia do
religijnych potrzeb współczesnego Europejczyka musiałaby oznaczać niemal
zaprzeczenie swojej istocie.
Pewien sceptyk, ale jednak praktykujący katolik, pisał w latach 90. XX wieku: "Być może czas naszego mitu minął. Chrześcijaństwo
może wietrzeć powoli jak skała, a może też skończyć się jednym gwałtownym
spazmem. Historia widziała upadające imperia i trony, nawet imperia religijne i trony papieskie. Chrześcijaństwo wydaje się wieczne przez to, że przetrwało
dwa tysiące lat. Jest to jednak zaledwie króciutki okres wobec ogromu wszechświata i jego nieskończoności w czasie i przestrzeni. (...) Coraz trudniej uwierzyć,
by żydowscy eschatolodzy z I wieku mogli nadal być interpretatorami świata. Być
może chrześcijaństwo już jest jak odległa gwiazda, którą jeszcze długo będzie
widać, chociaż już dawno przestała istnieć. Czy ma ono wciąż możliwość
adoptowania się, skoro autorytatywni chrześcijanie nieustannie wierzą i poprzez dogmaty usiłują wpoić innym wiarę, że istniał pierwszy człowiek
imieniem Adam (...) Mimo wszystko mam wciąż nadzieję, że mit Jezusa przetrwa
jeszcze chociaż kilkaset lat. Może to jednak zbytni optymizm" [ 5 ].
Oczywiście koniec chrześcijaństwa na Zachodzie (na początku w Europie) nie musi się wiązać z jego ostatecznym upadkiem, gdyż na szczęście
dla kościoła są jeszcze takie społeczeństwa do których trafia jego
niezreformowane przesłanie. Wystarczy prześledzić uważnie, gdzie w ostatnim
czasie zdobywa on nowych wiernych, aby stwierdzić gdzie pozostanie katolicyzm
po swoim europejskim zmierzchu. Jak pisał Henri Tinq w Le Monde: "Proces
jest nieodwracalny. Katolicyzm jutra będzie latynoski..., czarny… lub żółty"
[ 6 ],
choć co do tego ostatniego byłbym sceptyczny.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] T. Margul, „O
etapach wygasania religii", Euhemer. Przegląd Religioznawczy, nr
2/1970; tegoż, Jak umierały religie. Szkice z tanatologii religii,
Warszawa 1983. [ 2 ] T. Margul, Religie jako
święte przekazy, UJ, Kraków 1987, s. 68-72. [ 3 ] J.
Smith, „Jesteśmy
ateistami — i dzięki Bogu!", The Guardian, przedruk: Forum,
26.11.2000. [ 4 ] M. Tryc-Ostrowska,
„Rewolucja obyczajowa Zapatero", Rzeczpospolita, 1.10.2004. [ 5 ] P. de Rosa, Mitologia
chrześcijaństwa. Kryzys wiary chrześcijańskiej, tłum. J. Głogoczowski,
1994, ss.207-208. [ 6 ] "Kardynałowie ze
wszystkich kontynentów", za: Forum, 4.3.2001. « Wprowadzenie (Publikacja: 06-10-2004 Ostatnia zmiana: 09-10-2004)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3661 |
|