|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Sceptycyzm, agnostycyzm » Credo sceptyka
Bogu nic nie jesteśmy winni [1] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Czyli
prawda religii i prawda rozumu
Motto:
"Życiową misją człowieka jest także nieustannie i niezmordowanie, zastępować
przekonania
nieuzasadnione, przekonaniami uzasadnionymi".
Miroslav
Plzak
Czy zastanawialiście się kiedyś /pytam tych, których nie obraża
zastanawianie się nad dogmatami wiary/, jakie jest największe albo jedno z największych zakłamań w naszej
religii? /w wielu innych też, ale tym niech się martwią tamtejsi wyznawcy/.
Powiecie zapewne; odwrócenie sytuacji, w której to Bóg stwarza ludzi na swoje
podobieństwo, podczas gdy naprawdę było odwrotnie /dowodzi tego niezbicie
historia religii/: to ludzie stworzyli bogów na swoje własne podobieństwo i obraz.
O, tak! To na pewno! Lecz aby je sobie uświadomić trzeba odwołać się
do wiedzy religioznawczej. Ja mam na myśli zakłamanie będące immanentnym składnikiem
religii. Na nie chcę zwrócić waszą uwagę i jemu poświęcić niniejszy
tekst. Nie ustępuje ono wiele w wymowie temu pierwszemu, a jeśli wziąć pod
uwagę konsekwencje jakie z niego
wynikają dla ludzkości, to może nawet je przewyższa.
Czym więc jest to największe zakłamanie w religijnej doktrynie? Albo w religijnej prawdzie, jak to się popularnie określa? Otóż według mnie jest
nim przerzucenie winy i odpowiedzialności
za zło istniejące w dziele bożym, ze stwórcy tegoż dzieła, na jedno z jego
stworzeń — człowieka. Obciążenie winą za istnienie zła człowieka a nie
Boga, skutkuje dla niego tak przykrymi konsekwencjami, iż myślę, że warto
jest „wyprostować" ten teologiczny problem, zgodnie z nakazami rozumu a nie
irracjonalnej i nieuzasadnionej wiary w prawdziwość prastarych mitów.
„Człowiek musi w coś wierzyć" jak stwierdza ogólnie znane
powiedzenie, przytaczane jako argument na konieczność wiary religijnej w życiu
ludzkim. To prawda; jest to jedna z głębszych psychicznych potrzeb człowieka i nie mam zamiaru jej kwestionować lub umniejszać jej wartości. Tym bardziej,
że i tak nie sposób jest wszystko wiedzieć. Jednakże jeśli człowiek już
musi w coś wierzyć, to niech przynajmniej nie wierzy w „prawdy" łatwe do
zakwestionowania i obalenia rozumem, bo to uwłacza jego godności i kondycji
umysłowej, jako istoty myślącej bądź co bądź.
Nadszedł już chyba właściwy czas, aby człowiek dla własnego dobra uwolnił
się od tak pomyślanych „prawd" religijnych, które skutkują u niego poczuciem
winy. Uważam, iż można być wierzącym w Boga /jeśli jest to komuś
potrzebne do pełni człowieczeństwa/, ale z zachowaniem właściwych relacji
pomiędzy Stwórcą a jego stworzeniem. Powtarzam: właściwych a nie celowo
zafałszowanych.
Religie bowiem — aby panować nad ludźmi — postępują z nimi dokładnie
tak, jak wynika to z przesłania bardzo pouczającej opowiastki, przytoczonej
przez Anthonego de Mello w jego wspaniałym „Przebudzeniu":
"Pewien człowiek znalazł jajko orła. Zabrał je i włożył do
gniazda kurzego w zagrodzie. Orzełek wylągł się ze stadem kurcząt i wyrósł
wraz z nimi. Orzeł przez całe życie zachowywał się jak kury z podwórka, myśląc,
że jest podwórkowym kogutem. Drapał w ziemi szukając glist i robaków. Piał i gdakał. Potrafił nawet trzepotać skrzydłami i fruwać kilka metrów w powietrzu. No bo przecież, czyż nie tak właśnie fruwają koguty?
Minęły lata i orzeł zestarzał się. Pewnego dnia zauważył wysoko
nad sobą, na czystym niebie wspaniałego ptaka. Płynął elegancko i majestatycznie wśród prądów powietrza, ledwo poruszając potężnymi, złocistymi
skrzydłami. Stary orzeł patrzył w górę oszołomiony. — Co to jest? -
zapytał kurę stojącą obok. — To jest orzeł, król ptaków — odrzekła
kura — ale nie myśl o tym. Ty i ja jesteśmy inni niż on.
Tak więc orzeł o tym więcej nie myślał. I umarł, wierząc, że jest
kogutem w zagrodzie".
Rozumiecie sens tej opowiastki?; religie — ze zrozumiałych względów — wszystkich jak leci traktują jak wyżej wspomniane ptactwo domowe /"Nie
ma sprawiedliwego, nawet ani jednego, nie ma rozumnego /.../ wszyscy zboczyli z drogi, zarazem się zepsuli, nie ma takiego co dobrze czyni, zgoła ani
jednego" Rzym.3,10,12/.
Dlatego zachęcam tych wszystkich, którzy z różnych powodów
podejrzewają u siebie naturę orła, choć jeszcze nie w pełni zdają sobie z tego sprawę, do przeczytania poniższego tekstu i zastanowienia się ile może
być w nim prawdy. Tej prawdy, która
ma nas wyzwalać przecież z mentalności
kury i czynić orłami intelektu. Aby każdy z was zanim uwierzy,
iż jest kogutem w zagrodzie, spróbował przekonać się czy to znamienne
zdanie: "Ale nie myśl o tym. Ty i ja jesteśmy inni
niż on", na pewno jego dotyczy. Życzę wam aby owa mądra opowiastka nie
stanowiła ilustracji właśnie waszego przypadku. Przynajmniej jeśli chodzi o wiedzę dotyczącą religii.
Tyle tytułem wstępu,
teraz już właściwy tekst. [ 1 ] Niech ciekawość będzie z wami.
Wyobraźcie sobie następującą sytuację; otóż pewnego pięknego dnia
zostajecie oskarżeni o popełnienie ohydnej zbrodni przeciwko ludzkości, na
drugim końcu świata /dziesiątki tys. km od miejsca waszego zamieszkania/, za
którą grozi najwyższy wymiar kary: śmierć.
Jak się będziecie bronić przed tym nieuzasadnionym oskarżeniem? Prostym
stwierdzeniem: „Nie było mnie przy tym, jestem niewinny" i przedstawieniem
100 % alibi na czas jej popełnienia? To powinno wystarczyć zapewne. Więc skąd
to oskarżenie pod waszym adresem? Absurdalny pomysł powiecie, prawda?
Otóż nic bardziej błędnego; takie oskarżenie przeciwko wam /i nam
wszystkim/, wysuwa między innymi nasza judaistyczno-chrześcijańsko-katolicka
religia. Kiedy bowiem zaczynacie uczęszczać na lekcje religii dowiadujecie się — ni mniej ni więcej — iż jesteście winni
zbrodni popełnionej ok. 6 tys. lat temu /jak skrupulatnie wyliczyli egzegeci/,
przez waszych pra, pra, pra /i tak 250 -
300 razy/ prarodziców i w związku z tą ich winą zasługujecie na karę
śmierci.
Jak zareagujecie na to absurdalne oskarżenie?; prostym stwierdzeniem:
„A co ja mogę mieć z tym wspólnego? Nie było mnie wtedy na świecie!",
jednocześnie pukając się w czoło pod adresem tego, kto wymyślił tę
piramidalną bzdurę. Naprawdę tak się zachowacie? Czy raczej przyjmiecie w pokorze tę czyjąś winę sprzed tysiącleci i uznacie to za coś tak
oczywistego i właściwego, że nie ma nawet o czym mówić /o buntowaniu się
nawet nie wspominając/? Ba! Jestem pewien, iż nie tylko wybierzecie ten drugi
wariant zachowania, ale też będziecie wdzięczni, zachwyceni i uradowani tym
werdyktem, tak niesprawiedliwym i nieprawdopodobnym w kontekście bożych cech
/atrybutów/.
Gdyby tylko to! Będziecie nawet innych przekonywać /nierzadko siłą i wbrew ich woli/, że są również winni tej odległej w czasie zbrodni, więc
od kary nie mogą się wybronić w żaden sposób i — jakby tego było mało — powinni być jeszcze wdzięczni temu, kto ich ukarał w taki perfidny i bezlitosny sposób.
Czy ta analogia daje wam coś do myślenia? Nie uważacie, iż to dość
dziwne zachowanie /delikatnie mówić/ jak przystało na Boga doskonale sprawiedliwego?;
obarczać winą swoje marne stworzenia za coś w czym nie mogli mieć żadnego
udziału, ani mieć na to żadnego wpływu. Za coś co skutecznie oddziela
bariera czasowa, nie do przekroczenia dla bożych stworzeń,… a mimo to
powinni czuć się winni, li tylko
dlatego, że urodzili się nimi. Przerażające...
Podoba się wam ta „boska sprawiedliwość"? Bo mnie nie bardzo! Lecz
to jeszcze nie wszystko. To dopiero pierwszy krok na tej drodze ku świadomości
orła. Przyjrzyjmy się teraz bliżej samemu wydarzeniu, które posłużyło
Bogu za pretekst do ukarania człowieka /jako całego gatunku/, a uświadomicie
sobie całą głębię „boskiej" /dlaczego w cudzysłowie okaże się na końcu/
perfidii w stosunku do swych marnych i niczemu nie winnych stworzeń.
Zaczęło się to podobno wszystko od upadku
człowieka w raju; oto Bóg stworzył ludzi doskonałych /jak utrzymuje religia/ i zakazał im nabycia wiedzy o istocie dobra i zła. Lecz ci nie posłuchawszy
jego zakazu ulegają podszeptom węża i zjadają zakazany owoc z drzewa dobrego i złego. W efekcie tego nieposłuszeństwa ich natura ulega skażeniu
grzesznymi skłonnościami. Jest to tzw. grzech
pierworodny człowieka przechodzący na następne pokolenia, gdyż Bóg -
za karę — nakazuje ludziom rozmnażać się z tą grzeszną naturą.
Pierwsza sprzeczność; gdyby ludzie byli naprawdę doskonali, Bóg nie
musiałby im niczego zakazywać, bo i po co? /istota doskonała sama powinna
wiedzieć co jest dla niej dobre a co złe. Inaczej mówiąc; powinna być
samowystarczalna, także moralnie/. Poza tym, gdyby byli doskonali nie posłuchaliby
węża w żadnym wypadku, bowiem doskonałość bożego stworzenia — co
potwierdza cała religijna doktryna — polega na jego doskonałym posłuszeństwie,
czyli na owej bogobojności, tak bardzo przez Boga cenionej u swych stworzeń.
Zatem takimi Bóg musiał stworzyć pierwszych ludzi, by zasłużyli na miano
doskonałych /inaczej nie obraziła by go tak bardzo ich samowola/. Jak mogli więc
tacy ludzie sprzeciwić się Bogu?
Musieliby już wcześniej — przed upadkiem — wcale nie być doskonali.
Druga sprzeczność; związana z bytnością i działalnością węza w rajskim ogrodzie. Doskonała boża sprawiedliwość wymagałaby aby uwzględnił
on fakt, iż ludzie zostali skuszeni przez jego własne stworzenie, które w kontekście bożej wszechobecności i wszechwiedzy nie miało prawa tam się
znaleźć bez woli i wiedzy Boga. Jednak stwórca — karząc ludzi — nie
bierze tego w ogóle pod uwagę, jakby obecność węża w tym czasie i miejscu
/o posiadając mowy nie wspominając/, była z góry zaplanowanym elementem tej
moralnie dwuznacznej próby, a jego ukaranie miało tylko „zamydlić oczy"
ludziom.
Trzecia sprzeczność; ukaranie
ludzi przez Boga nakazem rozmnażania się ze skażoną grzechem naturą, skłonną
do czynienia zła i nieprawości, jaką nabyli w rezultacie swego upadku. Czy to
nie dziwne, że ten który może zapobiec
złu zanim ono zaistnieje, woli poczekać aż ono zaistnieje i ukarać za nie? Przecież Bóg ma nieskończone możliwości /jest
wszechmocny i wszechwiedzący/! Mógł tyle razy cofnąć czas i zaczynać swe
dzieło od początku, ile razy trzeba by było, aby jego stworzenie poczęło się
doskonałe. Ma on wszak także władzę nad czasem i całą wieczność do swej
dyspozycji, nieprawdaż?
1 2 3 4 5 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Ponieważ niniejszy tekst jest w pewnym sensie kontynuacją rozumowania
zawartego w „Credo sceptyka", pozwoliłem sobie pominąć w nim niektóre
argumenty zawarte w tamtym tekście w formie rozbudowanej /na przykład:
wyszczególnienie atrybutów Boga, kwestię „wolnej woli" u człowieka, czy
różne analogie lub cytaty wspomagające wyobraźnię/, choć niektóre siłą
rzeczy są powtórzone. Prawdę mówiąc uprościłem sobie tę pracę w nadziei, iż przynajmniej niektórzy czytelnicy znają tamten elaborat, a ci którzy
nie znają zajrzą do niego, jeśli uznają to za stosowne. « Credo sceptyka (Publikacja: 05-06-2005 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4173 |
|