|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Irreligia
Między judaizmem, buddyzmem i religią fałszywą [1] Autor tekstu: Adam Marek Bryszkowski
"Jestem chrześcijanką-ateistką.
Nie wierzę w to, co rozumiemy pod pojęciem Boga. Już to napisałam w mojej
pierwszej „Sferze Armilarnej". Od dnia, w którym zdałam sobie sprawę,
że nie wierzę (rzecz, która nastąpiła bardzo wcześnie, czyli kiedy jako
dziewczynka zaczęłam głowić się nad przerażającym zagadnieniem: jest-Bóg-czy-też-go-nie-ma),
myślę, że to ludzie stworzyli Boga, a nie na odwrót. Myślę, że ludzie
wymyślili go z samotności, bezsilności, rozpaczy. Czyli po to, by dać
odpowiedź na zagadkę egzystencji, aby złagodzić nierozwiązywalne pytania,
które życie rzuca nam w twarz… Kim jesteśmy, skąd przybywamy, dokąd
idziemy. Co było przed nami i przed tymi światami, miliardami światów, które z taką precyzją krążą po wszechświecie. Co będzie z nami później… Myślę,
że wymyślili go także ze słabości, czyli ze strachu przez życiem i umieraniem. Życie jest bardzo trudne, umieranie jest zawsze nieprzyjemne, a idea Boga, która pomaga stawić czoło tym dwóm zjawiskom, może przynieść
bezbrzeżną ulgę: rozumiem to dobrze. W gruncie rzeczy
zazdroszczę tym, którzy wierzą. Czasami jestem o to wręcz zawistna.
Nigdy jednak do tego stopnia, by wzbudzić w sobie podejrzenie, czyli nadzieję,
że ów Bóg mógłby istnieć. Że
przy tych wszystkich miliardach światów miałby czas i sposoby, żeby mnie
odnaleźć, zatroszczyć się o mnie. Ergo, daję sobie radę sama. Jakby to nie
wystarczyło, źle znoszę Kościoły. Ich dogmaty, ich liturgie, ich rzekomy
autorytet duchowy, ich władzę. A z księżmi nie za bardzo dochodzę do
porozumienia. Nawet gdy chodzi o osoby inteligentne lub bez winy, nie jestem w stanie zapomnieć, że służą tej władzy, i zawsze przychodzi moment, że mój
wrodzony antyklerykalizm znów się pojawia. Moment, w jakim uśmiecham się do
zjawy mojego dziadka ze strony matki, który był dziewiętnastowiecznym
anarchistą i śpiewał: „Bebechami księży wydusimy królów". Mimo to,
powtarzam, jestem chrześcijanką. Jestem nią, chociaż odrzucam wiele nakazów
chrześcijaństwa. Na przykład tę historię z nadstawianiem drugiego policzka, z wybaczaniem. (To błąd, który rozzuchwala zło i którego nigdy nie popełniam.) A jestem nią, ponieważ podoba mi się myśl leżąca u podłoża chrześcijaństwa.
Przekonuje mnie. Pociąga mnie do takiego stopnia, że nie znajduję w niej żadnej
sprzeczności z moim ateizmem i z moim laicyzmem."
[ 1 ]
Bardzo lubię panią Orianę Fallaci za jej żywiołowość, odwagę i oryginalność, chociaż bardzo często nie zgadzam się z wieloma jej poglądami.
Urzekającym dla mnie w refleksjach pani Fallaci nie jest jednak zgodność jej
opinii z moim światopoglądem, lecz unikalna cecha jej pisarstwa, mianowicie
niesamowita zdolność do prowokowania czytelnika i zmuszania go do wyciągania
wniosków, a czasami nawet do prowadzi to próby samookreślenia się.
Jest to coś, co naprawdę uważam za fascynujące — lubić kogoś, z kim w znacznej części spraw się nie zgadzam, za to, że zachęca mnie do wysiłku
umysłowego, nierzadko nawet do autorefleksji. No cóż, pani Fallaci powiedziałaby,
iż jestem szczególnym przypadkiem postchrześcijanina i postmodernisty. Wierzący
zaś i praktykujący chrześcijanie powiedzieliby z całą pewnością, iż
brakuje mi stymulującego efektu dostarczanego przez sztukę kaznodziejską
moich byłych duszpasterzy. I każdy z nich ma na swój sposób rację, albowiem jestem byłym chrześcijaninem
wciągniętym w nurt postmodernizmu oraz próbującym określić swoją nową
niechrześcijańską tożsamość. Klasyczne przysłowie istotne dla tego
kontekstu mówi: „Natura vacuum horret." I coś w tym naprawdę jest,
albowiem jako były głęboko wierzący i praktykujący chrześcijanin jestem w dalszym ciągu przekonany, iż sprawy religijne są bardzo istotne i nie jest to
wcale mądre pozostawić tę sferę nieuporządkowaną i niezapełnioną.
Odpowiedź na pytanie, czym i jak tę sferę zapełniłem, znajduje się w mojej
biografii.
Jako jeszcze wierzący i praktykujący rzymski katolik traktowałem
judaizm jako prapoczątek chrześcijaństwa, w związku z czym był on moją
prareligią. W katolicyzmie bardzo podobała mi się scholastyczna teza: „Intellectus
quaerens fidem", mówiąca, iż intelekt sam przez się kieruje się ku sferze
nadprzyrodzonej i próbuje ją analizować oraz penetrować. Jako religię spełniającą
ten wymóg traktowałem buddyzm w jego pierwotnym kształcie. I tak oto buddyzm
stał się moją parareligią.
Tak zatem jako wierzący (bardzo zresztą naiwnie) katolik miałem religię
sensu stricto — chrześcijaństwo, prareligię — judaizm oraz parareligię -
buddyzm, oczywiście moja właściwa religia była dla mnie najważniejsza. Z czasem przekonałem się, iż chrześcijaństwo jest religią fałszywą,
albowiem ukrzyżowany Rabin Stolarz z Nazaretu nie zmartwychwstał i nie wstąpił
do nieba, a już na pewno nie był żadnym bóstwem.
Do odkrycia tego doszedłem spontanicznie, bez niczyjej agitacji, a właściwie
to odkrycie przyszło do mnie samo po uczestnictwie serii wykładów na temat judaizmu. Stało się to pewnego
popołudnia we wrocławskiej synagodze w czasie wykładu rabina Kanofskiego na
temat przestrzegania szabatu. Po tym wydarzeniu poczułem się naprawdę wolny,
jak nigdy przedtem. Równocześnie jednak zrozumiałem, dlaczego chrześcijaństwo
musi mieć swoją podbudowę w antysemityzmie. Jeżeli ja, wierzący i praktykujący
oraz douczający się chrześcijanin (wtedy już nie-katolik) tak szybko i niespodziewanie zrozumiałem fałszywy charakter chrześcijaństwa, to fenomenu
tego z całą pewnością doświadczyliby inni chrześcijanie. A jest to coś,
co niekoniecznie musi wprawiać w zachwyt rozmaite kościelne establishmenty.
Po owym pamiętnym dla mnie wydarzeniu znalazłem się w dziwnym stanie:
nie miałem właściwej religii, natomiast pozostały mi parareligia oraz
prareligia. I tak oto postanowiłem na nowo określić swoją religijną tożsamość.
Stałem się teistą stojącym w pasie granicznym pomiędzy judaizmem oraz
buddyzmem w pierwotnym znaczeniu (jako postawa człowieka pragnącego uporządkować
swoje życie oraz ustosunkować się w pewien sposób do nadprzyrodzoności oraz
materialnej przyziemności). Tak też do dzisiaj przebywam w tym pasie
granicznym pomiędzy tymi dwoma pozornie niewiele mającego ze sobą systemami
religijno-filozoficznymi.
Wbrew pozorom mają one ze sobą niejedno wspólne, mianowicie to, co
buddyzm próbuje osiągnąć przez ascezę, medytację oraz samowyrzeczenie,
jest osiągane w judaizmie przez przestrzeganie zaleceń Halachy (zwłaszcza zaś
przestrzeganie szabatu) oraz studiowanie Tory. Jedną szkołę można zatem
nazwać kontemplacyjno-ascetyczną, drugą zaś praktyczno-obrzędową. Oczywiście,
pomiędzy obydwoma tradycjami występują bardzo liczne różnice w wielu
kwestiach i w żadnym przypadku nie można powiedzieć, iż buddyzm i judaizm są
bardzo do siebie podobne.
Jeżeli zaś idzie o mój stosunek do judaizmu, to w mojej intelektualnej i spirytualnej przygodzie z religią Mojżesza i jego fizycznych oraz duchowych
synów bardzo wyraźnie utknął mi w pamięci pewien bardzo radosny moment,
mianowicie jednego wieczoru przeczytałem artykuł na tematy archeologii
biblijnej przedstawiający najnowszy stan badań nad podbojem Kanaanu. Okazuje
się, iż żydowscy zdobywcy Ziemi Obiecanej nie dokonali tych strasznych masakr
opisanych w Pięcioksięgu a same opisy należy traktować jako pewnego rodzaju
moralną i dydaktyczną metaforę: „Wystrzegaj się pogaństwa w swoim życiu
za wszelką możliwą cenę!" Było to jedno z nielicznych odkryć nauki, które w sposób nad wyraz bezpośredni mnie ucieszyło.
'Sytuacja ma miejsce w chederze (rodzaj żydowskiej
szkoły).
"Rabi, co to jest osioł?" — pyta się Berek
sprawdzając hebrajskie słówka w dużym słowniku.
"To jest takie zwierzę, na którym pewien
nawiedzony rabin mamzer
[ 2 ] z Nazaretu wjechał kiedyś
do Jerozolimy." — odpowiedział od niechcenia rabin Elijahu.
"A co było potem?" — chciał wiedzieć
dociekliwy uczeń.
"A potem świat nie był już taki sam ani dla Żydów
ani dla Gojów." — odpowiedział rabin pogrążony w głębokim i smutnym
zamyśleniu.'
Joszua bar Josef, Rabin Stolarz [ 3 ] z Nazaretu, oraz rabin Saul z Tarsu, znany również jako Paweł Apostoł, są
twórcami religii chrześcijańskiej. Pierwszy z nich, był założycielem wędrownej
szkoły rabinackiej, drugi zaś stał się propagatorem oraz interpretatorem myśli
religijnej tego pierwszego. Religijna oferta Jezusa była adresowana do Żydów.
Jego głównym celem była reforma ówczesnego judaizmu. Saul z Tarsu, początkowo
zajadły wróg szkoły religijnej założonej przez Jezusa, stał się nie tylko
jego duchowym uczniem, lecz postanowił również pozyskać nie-Żydów dla
nowego ruchu.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Oriana Fallaci, Oriana
Fallaci intervista Oriana Fallaci. L'apocalisse, 2004 (wyd. pol. Wywiad z sobą samą.
Apokalipsa, 2005). [ 2 ] Mamzer — według żydowskiego prawa religijnego (halachy )
jest to dziecko nieprawego łoża, które urodziło się po ślubie matki z innym mężczyzną. Mamzer jako taki podlega rozlicznym restrykcjom halachicznym, na przykład mamzer może poślubić tylko innego mamzera lub
konwertytę. Status mamzera jest dziedziczny, dziecko mamzera jest zawsze
mamzerem. W zasadzie jest to status osoby przeklętej.
Bez
wątpienia najsłynniejszym żydowskim mamzerem był Joszua bar Josef, zwany
również Jezusem z Nazaretu. W zasadzie należałoby go nazywać Joszua
mamzer bar Miriam (syn Miriam). W okresie Średniowiecza i Renesansu niejeden Żyd został ukarany za głoszenie
tego rodzaju poglądów przez rozmaite kościelne instytucje (na przykład
Inkwizycję) lub sądy świeckie, albowiem wypowiedzi tego rodzaju
traktowano jaka bluźnierstwo, co było również przestępstwem w świetle
prawa państwowego.
Wielokrotnie
rozmaici rabini z obawy przed zbiorowymi represjami ze strony „tak
zwanych młodszych braci we wierze" zabraniali Żydom wdawania się z chrześcijanami w dyskusje na tematy dotyczące różnic pomiędzy obydwoma
religiami, szczególnie zalecano zaś nieporuszanie zagadnienia dotyczącego
halachicznego statusu Ubóstwionego Rabina z Nazaretu oraz jego Matki
Rzekomo Dziewicy (patrz Rozdział De Intolerabili Blasfemia Judeorum Contra
Christum Et Fidem Eius Et Populum Christianum — O nie mogącym bezkarnie
uchodzić bluźnierstwie Żydów skierowanym przeciwko Chrystusowi, Jego
religii oraz chrześcijanom w dwóch niemalże identycznych artykułach tego
samego autora Żydzi jako ofiary kościoła, Dziś, nr 8 (131), 2001 oraz
Zagadnienie „czarnej" legendy inkwizycji,
„Racjonalista", str. 2630). « Irreligia (Publikacja: 29-10-2005 Ostatnia zmiana: 26-02-2006)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4441 |
|