|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Krucjaty i gnębienie
Środki dowodowe w procesach czarownic [2] Autor tekstu: Miroslaw Rybka
Próba
wrzątku lub mówiąc inaczej próba kotła, będąca trzecią formą próby
wody. Polegała ona mianowicie na wyjęciu przedmiotu z dna kotła pełnego wrzącej
wody. Brak oparzelin świadczył o niewinności podsądnego. [ 9 ] Jednakże oprawcy
zazwyczaj potrafili zadbać o to, by kocioł został podgrzany do odpowiedniej
temperatury.
SZATAŃSKIE ZNAMIĘ I PRÓBA IGŁYZgodnie z doktryną demonologii przyjęło się, że każda czarownica
podpisuje pakt z diabłem, zaś ten, przypieczętowując cyrograf piętnuje ją
jakimś znamieniem. W związku z powyższym sędziowie poszukiwali na ciele
podejrzanej szatańskiego znamienia, a należały do nich pieprzyki, brodawki,
kurzajki itp., były to znamiona widoczne, które łatwo dało się rozpoznać
przy publicznym obnażeniu podejrzanej, po uprzednim wygoleniu wszystkich włosów.
[ 10 ]
Oprawcy częstokroć golili całe ciało domniemanej czarownicy bez użycia mydła,
czasami włosy wypalano. Miało to na celu nie tylko odsłonić całe ciało do
badania ale również zapobiec ukryciu diabelskich amuletów ochronnych. Szatańskie
znamię, które było widzialne, odpowiadało współczesnemu dowodowi z oględzin.
Jednakże istniały również znamiona niewidoczne, ujawniane za pomocą próby
igły. Tego typu znamiona charakteryzowały się tym, iż po nakłuciu igłą
nie krwawiły, zaś ukłuta osoba nie odczuwała wówczas bólu, co stanowiło
dowód winy. Publicznie
roznegliżowane kobiety, były częstokroć w takim szoku, że podczas próby igły
nie odczuwały bólu. Obecny stan wiedzy z dziedziny medycyny dowodzi, że
istnienie na ciele kobiety miejsca niewrażliwego na ból, które na dodatek nie
krwawi jest czymś normalnym, w szczególności, gdy chodzi o kobiety w okresie
przekwitania. Poza tym w czasie przeprowadzania próby igły dochodziło także
do nadużyć. Najbardziej rozpowszechnione szalbierstwo polegało na tym, iż igły
chowały się do rękojeści w jakie były one wyposażane. Próba igły należała
obok pławienia do ulubionych środków dowodowych przeprowadzanych przez
Matthewa Hopkinsa zwanego w Anglii „generalnym tropicielem czarownic". Ów
łowca ofiarowywał swe usługi magistratom miasteczek i osiedli, które
zamierzał odwiedzić. Pobierał ustaloną opłatę za każdą wytropioną przez
siebie czarownicę. W ciągu czternastu miesięcy człowiek ten wysłał na śmierć
setki ludzi, pobierając dwadzieścia szylingów od głowy. Kiedy poprzedzony
jarmarczną reklamą zjawiał się w którymś z miasteczek, miejscowe władze
ogłaszały na jego życzenie apel do ludności wzywając mieszkańców, aby
korzystali z niezwykłej okazji i przyprowadzali na badania wszystkie podejrzane
kobiety. [ 11 ] PRÓBA
WAGI
Próba wagi podobnie jak próba igły nie wywodziła swych źródeł ze
średniowiecznych sądów bożych. Była zupełnie nowym środkiem dowodowym na
gruncie polowań na czarownice. Ważenie oskarżonych miało ujawnić czy
posiadają one ciężar ciała adekwatny do swojej postury. Jak wierzono
czarownica jest znacznie lżejsza niżeli zwykły człowiek, ponieważ potrafi
ona szybować w powietrzu. Próba wagi nie była stosowana jak próba igły, czy
też pławienie i nie wszędzie ją stosowano. Przed zważeniem oskarżona musiała
się rozebrać do naga i rozpleść włosy, by nie ukryć żadnych odważników
ani innych ciężkich przedmiotów. Jednakże tam gdzie stosowano tenże środek
dowodowy, okazywało się, że oskarżone przeważnie nie wykazują absolutnie
żadnej wagi lub waga ich ciała jest niewiarygodnie mała. Działo się to
oczywiście za sprawą licznych nadużyć jakie stosowali łowcy czarownic, którzy
np. przytrzymywali wagę, aby się nie poruszyła. Te oczywiste oszustwa bywały
bardzo powszechne, ponieważ sędzi lub ławnik, który zdecydowałby się
zaprotestować, sam niechybnie ściągnąłby na siebie podejrzenie o współudział w szatańskim spisku.
Niezwykłą
pomoc dla uchodźców zorganizowało miasteczko Oudewater w Holandii.
Pielgrzymowali tam w ciągu lat setki przybyszów z krajów ościennych.
Otrzymywali oni tam swego rodzaju list żelazny, z którym mogli bezpiecznie
powrócić do rodzinnego kraju. Tym listem żelaznym było zaświadczenie,
„certyfikat", wystawione w uroczystej formie przez radę miejską i stwierdzające, że dana osoba była ważona na publicznej wadze targowej i wykazała się należytym ciężarem. Waga ta zdobyła sobie szeroką sławę
jak tzw. „waga czarownic z Oudewater". W krajach ojczystych uchodźców władze
traktowały świadectwo tej wagi jako dowód całkowicie oczyszczający zważone
osoby od wszelkich podejrzeń, jakoby były czarownicami. Jak poświadczają
bowiem przekazy źródłowe, nawet najbardziej zatwardziali łowcy czarownic w różnych
krajach nie kwestionowali wiarygodności wagi targowej tego małego
holenderskiego miasteczka. [ 12 ] Paradoksalnie używano ją w kraju, w którym procesy o czary zostały zabronione i faktycznie przestały
się tam odbywać (choć zdarzały się przypadki, że jakaś Holenderka
przychodziła się ważyć, by udowodnić swoim sąsiadom, że nie jest
czarownicom). W certyfikacie wpisywano jedynie fakt, iż osoba, która zgłosiła
się do ważenia, posiada ciężar ciała adekwatny do swej fizjonomii, czasami
nie wpisywano nawet dokładnej wagi. W dokumencie nie było żadnego słowa nawiązującego
do zarzutu czarostwa. Waga w Oudewater zawdzięczała swój fenomen legendzie,
jakoby to cesarz Karol V będąc w miasteczku nadał mu przywilej, dzięki któremu
osławiona waga posiadała "moc prawną na obszarze Świętego Cesarstwa
Rzymskiego Narodu Niemieckiego i uwalniał posiadacza jego od wszelkich dalszych
dochodzeń sądowych. Jednakże władze miejskie milczały w tej sprawie. Do tego niewielkiego holenderskiego miasteczka
licznie przybywali obcokrajowcy. Ich napływ rozpoczął się od połowy XVII
wieku, z okresu w którym datuje się pierwsze certyfikaty. Ostatni z zachowanych dokumentów stwierdza, że zważono kobietę i mężczyznę z okolic
Monasteru jeszcze w roku 1754, chociaż zapewne później także dochodziło do
ważenia ludzi. Większość uchodźców pochodziła z obszaru północno -
zachodnich Niemiec. Van Hoya, pisarz miejski Oudewater odnotował pewien
osobliwy przypadek. Otóż pewien przybysz z Nadrenii — Westfalii, który
poprzez kłótnie ze swoimi sąsiadami naraził się na pomówienie
dotarł do miasteczka po wyczerpującej podróży. Certyfikat z Oudewater był
dla niego ostatnią nadzieją. Jednakże w ostatniej chwili przed rozpoczęciem
próby przeraził się do tego stopnia, że wolał zrezygnować. Gdy powrócił z Holandii do swego domu z pustymi
rękoma, ludzie niemalże natychmiast rozpuścili plotkę, że waga wykazała
jego winę. Sąd zajął jego majątek, zaś on sam uciekł przed swym
aresztowaniem. Nie mając już nic do stracenia udał się po raz drugi do
Oudewater ale tym razem powrócił już do domu z certyfikatem a tym samym
odzyskał swój majątek i oczyścił się z wszelkich zarzutów.
Holenderska „Waga dla czarownic" w Oudewater
W
Rzeczypospolitej próba wagi raczej nie była stosowana. PRÓBA
ŁEZ
Środek dowodowy, jakim była próba łez polegał na tym, że
odczytywano oskarżonej fragmenty z Biblii opisujące mękę i śmierć Jezusa
Chrystusa. Domniemana czarownica nie potrafiła w takim momencie ronić łez, co
miało jednoznacznie świadczyć o zawarciu przez nią paktu z szatanem. Tylko z pozoru płacz na zawołanie był rzeczą łatwą. W praktyce jednak okazywało
się, że wystraszone i zdenerwowane kobiety najczęściej nie potrafiły
przymusić się do łez. W Polsce zachowały się tylko szczątkowe formy tej próby
łez, której zresztą wartość dowodowa dla sędziów nie była zbyt wielka.
[ 13 ]
Próba łez była zastosowana m.in. w procesie Katarzyny Kepler, matki
jednego z najwybitniejszych astronomów. W toku procesu nie potrafiła ona płakać
na żądanie odpowiadając, iż tylekroć w swym życiu płakała, że wypłakała
już wszystkie łzy. Ów proces toczył się aż sześć lat (1615 — 1621).
Johann Kepler opisywał w swym dzienniku wizerunek swej matki w następujący
sposób: „mała, chuda, czarniawa, rozmiłowana w plotkach i swarliwa".
Piastujący prestiżowe stanowisko „matematyka Jego Cesarskiej Mości"
Johann stanął w obronie swej oskarżonej matki.
Był to przypadek niezwykły, że dopuszczono w procesie o czary obrońcę. I było rzeczą jeszcze bardziej niezwykłą, że sędziowie nie pospieszyli się z wzięciem oskarżonej na męki, aby czym prędzej zmusić ją do wyznania winy i spalić, zanim nastąpi interwencja ze strony wyższych czynników. A już
czymś najzupełniej niezwykłym było, że nie pociągnięto do odpowiedzialności
syna, który odważył się stanąć w obronie matki-"czarownicy". Sąd w Leonbergu nie miał zwyczaju ceregielować się z kobietami, które skazywał na
stos jako czarownice. [ 14 ]
Tym bardziej, że próba łez jednoznacznie wykazała winę oskarżonej. Mało
tego, oskarżona dzięki usilnym
staraniom swego syna została przez sąd uniewinniona. Gdyby jednak Johann
Kepler nie piastował tak znaczącego stanowiska to nie ulega wątpliwości, że
sprawa ta potoczyłaby się zupełnie inaczej. POMÓWIENIE
Termin „pomówienie" określa oskarżenie o zbrodnię czarostwa wysunięte przez osobę prywatną z reguły uważającą
się za pokrzywdzoną i nie miał on wówczas pejoratywnego zabarwienia jak to
jest współcześnie. Pomówienie znaczyło zatem tyle, co dziś oznacza dowód
ze świadków. By posłużyć się typowym przykładem powołania i jego
typowych okoliczności sięgnijmy do „Młota na czarownice": "Mężatka jedna
uczciwa przed urząd przyszedłszy, według prawa zeznała: W tyle mówi domu
mego, mam ogród, któremu jest przyległy inszy ogród sąmsiady mojej, gdym
tedy dnia jednego widziała ścieżkę z ogroda sąmsiady mojej do ogroda mego, z żałością tego używałam, i stojąc we drzwiach ogrodu, narzekałam, tak o ścieżce jak i o szkodę. Sąmsiada ona natychmiast nadeszła, pytając, jeśli
bym ją miała za podejrzaną. Którego pytania jej zlekszy się ją, iżem o niej niedobrze słuchała, nic inszego nie rzekłam, ślad po trawie, szkodę
pokazuję. Ona tedy rozgniewawszy się, żem podobno k woli jej, nie chciała się z nią swarzyć, szemrząc odeszła, które szemranie jej, aczem słyszała,
alem go nie rozumiała. Po małym tedy czasie napadła mię wielka choroba z boleścią w żywocie i z srogiem morzeniem także kłuciem, z lewej strony na
prawą, i opak, nie inaczej jakoby z dwiema mieczmi, abo nożami ciało przebijał, i tak we dnie i w nocy wołaniem moim wszytkim samsiadom przykrzyłam się, którzy
dla pociechy gdy do mnie roznie przychodzili, trafiło się, że przyszedł też
garncarz niejaki, który namienionej sąmsiady mojej czarownice jako cudzołożnice
zażywał, żeby mię nawiedził, i żałując choroby mojej, pocieszywszy mię
słowy odszedł. [ 15 ]
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 9 ] K. S ó j k a — Z i e l i ń s k a, Historia prawa, Warszawa 1993,
s. 191. [ 10 ] M. R y b k a, Noc Walpurgii, "Świat Sobótki",
2003, nr 5, s. 8. [ 11 ] K. B a s c h w i t z, Czarownice. Dzieje procesów o czary, Warszawa 1971, s. 170 i nast. [ 12 ] K. B a s c h w i t z, „Czarownice. Dzieje procesów o czary", Warszawa
1971, s. 325 [ 13 ] B. B a r a n o w s k i, Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVIII wieku, Łódź 1952, s. 89. [ 14 ] K. B a s c h w i t z, Czarownice. Dzieje procesów o czary, Warszawa 1971, s. 229. [ 15 ] J. S p r e n g e r, H. I n s t i t o r, Młot na
czarownice, Wrocław 1992, s. 125 i nast. « Krucjaty i gnębienie (Publikacja: 26-11-2005 )
Miroslaw RybkaUr. 1979. W roku 2004 obronił dyplom mgr prawa na Uniwersytecie Wrocławskim. Obecnie współredaguje lokalną prasę "Świat Sobótki". Interesuje się literaturą, polityką i XIX-wieczną filozofią. Mieszka w Sobótce k. Wrocławia. Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Zbrodnie czarostwa | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4486 |
|