|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Prawo » Prawa wolnomyśliciela
Wolność zgromadzeń kontra "moralność publiczna" [1] Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Wolność zgromadzeń, obok wolności zrzeszania się, jest fundamentem społecznej
samoorganizacji i społeczeństwa obywatelskiego. Zamachy na tę wolność w związku z wywołującymi silne emocje społeczne manifestacjami czy marszami pod pozorem
„moralności", „porządku" i „chrześcijańskich wartości"
pokazują, że nie wypracowano dotąd w III RP klarownego zakresu tej wolności — niewątpliwie niebezwzględnej. Rzecznicy moralności coraz częściej jednak odwołują się do prawa i do
argumentacji wypowiadanej w języku prawniczym. Najczęściej są to zresztą
osoby, które uważają, że ponad prawem państwowym jest prawo wyższe mające
moc uchylania norm prawa państwowego, czyli przyjmują prawnonaturalistyczną
filozofię prawa w jej konfesyjnej wersji. [ 1 ]. Czy jednak należy przyjąć, że
wolność organizowania „marszów równości" czy innych parad są z punktu widzenia polskiego prawa kontrowersyjne, sporne, wątpliwe a może i jawnie z nim sprzeczne, jak uważają niektórzy? Jeśli wiemy do jakich wartości odwołuje się nasz system prawa w najbardziej fundamentalnych dla państwa sprawach, jeśli znamy prawo
konstytucyjne — kwestia wydaje się być klarowna. Również w prawie są problemy czy kolizje rzeczywiste oraz pozorne. Próby prawnego uzasadniania ograniczania wolności zgromadzeń dla zgromadzeń
budzących kontrowersje społeczne przypominają w swej istocie dokładnie to co
dzieje się na styku nauka-pseudonauka. Pseudonauka bazuje na emocjach, ale
swoje tezy formułuje w języku imitującym naukę i naukową argumentację,
ignorując przy tym zupełnie metodę naukową i wiedzę naukową. Jest to działalność,
która winna być zupełnie ignorowana przez rzetelną warsztatowo naukę, gdyż
wszelka nawet polemika z nią — nobilituje ją. Niestety jest to niemożliwe
przez to, że jest to twórczość zwodząca znaczne rzesze społeczne a przez
to wywołująca zamęt. Analogicznie bliźniaczą działalnością jest pseudoprawne racjonalizowanie
podejmowanych w oparciu o prawo, lecz wynikających z dyrektyw zupełnie
pozaprawnych w odniesieniu tym razem do homoseksualistów: racjonalizatorzy
wypowiadają swe tezy w żargonie prawniczym, lecz do aksjologii i argumentacji
prawniczej nawet się nie zbliżają. Trudno byłoby nawet określić to
falandyzacją prawa, bo ta przynajmniej nawiązuje do prawniczej metody. Argumentacje przeciw homo-marszom odwołujące się do kwestii porządku i bezpieczeństwa to argumentacje doraźne i jako takie interesują mnie tutaj
mniej. Nie kwestionują one samej możliwości organizowania parad czy marszów
równości, lecz wydłubują jakieś szczegóły lub drobne uchybienia formalne
dla wydania zakazu. A to brak projektu zmiany organizacji ruchu co miałoby
naruszać prawo o ruchu drogowym (Parada Równości), a to ulica za ciasna
do zapewnienia bezpieczeństwa i porządku (Marsz Równości). Wydłubywanie
mniej lub bardziej niedorzecznych usterek organizacyjnych dla ograniczenia
niechcianego zgromadzenia podpada pod szykanę administracyjną i falandyzację
prawa czyli jest klasycznym nadużyciem prawa przez władze publiczne w sferze
fundamentalnych praw obywatelskich. Coraz częściej pojawiają się też argumentacje dowodzące, że
organizacja takich marszów czy parad jest jako taka co do istoty sprzeczna z polskim prawem, bo narusza „moralność publiczną", „godzi w rodzinę" czy w „wartości chrześcijańskie". To z kolei, jeśli
jakoś odwołuje się do żargonu prawnego czy przepisów, jest wspomnianym wyżej
modelowym przykładem opinii pseudoprawnej. Gdyby chciało się to
traktować w sposób na jaki zasługuje, należałoby to ignorować jako folklor
grasujący na obrzeżach prawa, tak jak bioenergoterapeuta czy inny znachor
grasuje na obrzeżach medycyny rozumianej jako sztuka leczenia. Tymczasem
obserwując tendencje społeczno-politycznej jakich obecnie doświadcza nasz
nieszczęsny kraj, uważam, że tego rodzaju opinie mogą być groźne, zapewne
będą się mnożyć, i są wyrazem zawoalowanych tendencji totalitarystycznych,
fundamentalistycznych i antydemokratycznych, które przemyca się pod pozorem
demokratycznej formy. Tego rodzaju argumentację, choć nieco wysubtelnioną i wygładzoną
jeszcze, słyszeliśmy wówczas kiedy Kaczyński rozprawiał się z Paradą Równości
na swoim warszawskim podwórku. Tego rodzaju argumentację można też było
spotkać na forum Frondy, już bez specjalnych wygładzeń, choć w strzelistym
akcie prawniczego żargonu. Zob. Opinia
prawna w sprawie Marszu Równości, 13.11.2005. Cały ten rozwleczony wywód
zanurzony jest w tak mętnej prawniczej logorei, że może nam umknąć jego
banalny sens i brak logiki. Odcedzając cały ten zupełnie niemal jałowy
prawniczy słowotok autor „opinii prawnej" mówi: Wolność zgromadzeń doznaje ograniczenia, jeśli zgromadzenie narusza
przepisy ustaw karnych. Marsz naruszałby art. 51 Kodeksu wykroczeń w zakresie
„wywoływania zgorszenia w miejscu publicznym", ponieważ (tutaj autor
rozszedł się z logiką prawniczą) narusza dominujący system moralny społeczeństwa
czyli katolicyzm. Ponieważ z punktu widzenia katolickiego systemu moralnego
homoseksualizm ma negatywną kwalifikację, więc mamy do czynienia z naruszeniem art. 51 kodeksu wykroczeń — zgorszenie w miejscu publicznym. W jaki sposób marsz domagający się równych praw może wywoływać
zgorszenie — pozostaje niedocieczoną tajemnicą dla mnie, co mogę włożyć na
karb mojej niezdolności do empatii z fanatykami obyczajowymi. Zrozumiałbym te
wywody, gdyby plan imprezy przewidywał publiczne uprawianie seksu, ale tutaj
nie miałoby wielkiego znaczenia czy miałby to być seks homo czy
heteroseksualny — oba przypadki byłyby wykroczeniem z art. 51 KW. Jeśli jednak
pokojowy marsz homoseksualistów może być zgorszeniem dla niektórych ludzi,
to znaczy, że idzie tutaj w istocie o to, że samo istnienie homoseksualistów
jest dla nich gorszące. Z tego co się orientuję, katolicki system moralny nie
uważa już homoseksualizmu za obrazę Pana Boga, lecz same praktyki
homoseksualne, a w czasie Marszu o żadnych „praktykach" mowy nie było. Dokładnie na tej samej zasadzie wszelkie twierdzenia, że pokojowe marsze
czy manifestacje homoseksualistów naruszają „moralność publiczną"
należą do tego samego gatunku ponurej twórczości moralizatorów. Gdyby jednak autor tej opinii zrozumiał co powiedział, czyli gdyby zdał
sobie sprawę z konsekwencji twierdzenia o tym, że praktyki negatywne z punktu
widzenia katolickiego systemu moralnego mogą być podciągane pod zgorszenie
publiczne, musiałby wówczas dojść do wniosku, że np. program Prawa i Sprawiedliwości wywołuje zgorszenie publiczne, bo propaguje karę śmierci, która
przez Jana Pawła II została oceniona negatywnie; takimi samymi wykroczeniami
byłyby również wszelkie reklamy środków antykoncepcyjnych z prezerwatywami
na czele. Nawet jeśli pominiemy ten jakże drobny fakt, że nie ma w Marszach czy
Paradach niczego gorszącego czy niemoralnego (może poza zachowaniami
„patriotycznych" kontrdemonstrantów), to przecież i tak główna
wada tego rozumowania zasadza się zupełnie gdzie indziej: nawet gdyby u części
osób krzyk homoseksualistów o lepsze traktowanie ze strony współobywateli i władz był czymś gorszącym, absurdalnym, skandalicznym, żenującym itd. — to i tak nie może to w żadnym razie prowadzić do ograniczania wolności do wyrażenia
tego, czasami nawet sfrustrowanego, głosu. chodzi tutaj o szczególny
konstytucyjnoprawny status wolności zgromadzeń, którym naprawdę trudno
„ruszyć" — to wie każdy konstytucjonalista. Jeśli ktoś uważa,
że Marsz czy Parada Równości może wywołać zgorszenie, że może godzić w dobro rodziny, że może godzić w bezpieczeństwo obywateli — to jest
to dużo za mało, aby „tknąć" wolność zgromadzeń. Kluczem do zrozumienia szczególnego statusu wolności zgromadzeń jest
wiedza z zakresu prawa konstytucyjnego na temat różnicy między prawem a wolnością.
To ma istotne znaczenie przy rozpatrywaniu tego problemu, tj. kwestii ułatwiania, utrudniania czy ograniczania wolności zgromadzeń.
Należy wyraźnie podkreślić szczególny status zgromadzeń w polskiej
konstytucji, które są zagwarantowane jako wolności (a nie prawa!), a tym samym to nie państwo konstytuuje i kreuje uprawnienie obywateli do zgromadzania się. Istnienie wolności jest niejako tylko przez prawo potwierdzane i dlatego właśnie wszelkie administracyjne ingerencje w wolności konstytucyjne muszą mieć mocne uzasadnienie prawne, nie może być wywodzone z wątpliwych przesłanek, zaś w sytuacji wątpliwości między danym ograniczeniem tej wolności a jej braku, należy rozstrzygać
in favorem libertatis. Właśnie dlatego, że to jest wolność a nie prawo, które jest przez państwo przyznawane. Jeśli
ktoś ignoruje szczególny status prawny wolności zgromadzeń i próbuje wciskać
religijne dyrektywy poprzez kodeks wykroczeń, kodeks rodzinny czy konkordat -
uprawia prawną szarlatanerię. Przy tych produkowanych obficie różnorakich zastrzeżeniach
„prawnych" względem demonstracji homoseksualistów zarzut godzenia w rodzinę brzmi już zupełnie kabaretowo. Jak wywodzi Frontowy specjalista od
prawa konstytucyjnego: "Promowanie zachowań homoseksualnych jest działaniem
rozbijającym rodzinę, ponieważ zamiast zakładania rodzin, nakłania się
jednostki do wchodzenia w relacje nie mające tego charakteru". Oczywiście
marsze na rzecz tolerancji i równości w dokładnie takim samym stopniu promują
homoseksualizm w jakim znaki o miejscach parkingowych dla niepełnosprawnych lub
program „Uniwersytet dla Wszystkich" promują niepełnosprawność i w
jakim ewentualna demonstracja leworęcznych na rzecz zniesienia pewnych utrudnień w życiu społecznym byłaby promowaniem leworęczności. Trzeba jednak przyznać,
że ze swą troską o to, że marsze równości odwodzą homo od zawierania małżeństw
hetero autor wykazał się wyjątkowym wyczuciem rzeczywistości społecznej. Jeszcze dalej poszedł nowy Marszałek Sejmu, Marek Jurek, który orzekł na
uroczystości 25-lecia NZS, że marsze równości są atakiem na rodzinę i promocją „rozwiązłości". Jeśli pod laską takiego człowieka ma
być w Polsce stanowione prawo powszechnie obowiązujące, to jest to naprawdę przygnębiająca wiadomość. Wyjątkowo nieetycznym i złośliwym jest uporczywe przedstawianie tych demonstracji przeprowadzanych na rzecz
tolerancji, szacunku i poszanowania praw jako promocji homoseksualizmu czy nawet
„zboczeń" lub „dewiacji". Jednocześnie próbuje się
stworzyć wrażenie, że osoby, które bronią prawa do organizowania takich
marszów są bez wyjątku zwolennikami samych tych problemów wyrażanych w trakcie manifestacji lub nawet, że są osobiście zainteresowane promocją
homoseksualizmu. Podział tutaj nie przebiega jednak między obrońcami i krytykami homoseksualizmu, między liberałami a „dobrymi katolikami",
lecz między tymi, którym bliskie są wartości demokracji i tymi, którzy mają
zapędy totalitarystyczne i którzy w istocie niczego nie zrozumieli z idei
opozycji antykomunistycznej.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Nb. jestem przekonany, że w nazwie przewodniej siły politycznej narodu nie chodzi o szczególny szacunek do
prawa jako takiego, lecz o prawo naturalne nade wszystko, można przypuszczać,
że w najbliższych latach uświadczymy eskalacji prawnonaturalnej wizji prawa w jej bardzo nieatrakcyjnym wydaniu. « Prawa wolnomyśliciela (Publikacja: 27-11-2005 Ostatnia zmiana: 01-12-2005)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4487 |
|