|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Doktryny polityczne i prawne
Ideał greckiej polis [2] Autor tekstu: Daniel Kontowski
Miasto
Ateny jako kolebka kultury i myśli politycznej
Można zatem powiedzieć, że Grecja stanowi
pewne socjologiczne, ale i historyczne źródło demokracji i filozofii. Zatem
stanowi ona dla nas niezaprzeczalnie początek naszych czasów, kultury, w której
dziś żyjemy.
Istotą polityki wedle myślenia
mieszkańców polis była ekklesia, czyli demokracja bezpośrednia. Była ona pierwszym rozwiązaniem dla
modeli demokratycznych. Poprzedza ona w dziejach system reprezentacyjny — który
wykształcił się wraz ze wzrostem wielkości
zarządzanych terytoriów. Jednak to właśnie dzięki ekklesii każdy
obywatel miał prawo, a nawet pewien obowiązek, wpływania na politykę całej polis.
Dziś należy o tym szczególnie pamiętać. Głównie dlatego, że
aktualnie kontakt pomiędzy obywatelem a wybranym przez niego politykiem jest
mocno ograniczony. Jeśli zostanie całkowicie przerwany, będzie to dobitnym
znakiem upadku demokracji, która zakłada możliwość szeroko rozumianego
dialogu z władzą.
Antykomercjalizm
ateński i jego skutki
W
czasach demokracji ateńskiej miało miejsce jedno wydarzenie o niebagatelnym
znaczeniu dla sytuacji politycznej Europy ostatniego stulecia. Otóż, w rozwijającej się polis
pojawiły się głosy, aby przekazać władzę najbogatszym obywatelom, co wiązałoby
się ze wzrostem poziomu handlu, a co za tym idzie, dalszym bogaceniem się państwa.
Jednak efektem ubocznym zgody na taką transformację byłoby podzielenie społeczeństwa
ze względu na ilość funduszy. Na to obywatele Aten się nie zgodzili.
Mieszkańcy
polis
ateńskiej świadomi byli, że bogactwo może przynieść nieszczęścia na ich
kraj, jeśli przejmie ono faktyczną władzę. W związku z obawami o to, że za
pośrednictwem pieniędzy będzie można ograniczać strefę prywatną innego
obywatela, ludność największego miasta ówczesnej Hellady powiedziała planom
plutokracji stanowcze nie.
Decyzja
Ateńczyków została potem potwierdzona reformami Solona. Otóż istniało
realne zagrożenie pogłębienia różnic w statusie finansowym pomiędzy
poszczególnymi mieszkańcami polis. W związku z tym plutokracja mogła spowodować, że dzięki
bogactwu jeden obywatel mógłby ingerować w sferę prywatną biedniejszego -
ponieważ jako władca polis miałby do tego prawo. Właśnie strach przed
naruszaniem tej wolności, przed komercjalizacją stosunków społecznych,
przed przyznaniem bogactwu pierwszeństwa nad arete — spowodował, że nie tylko utrzymano demokrację, ale i zapoczątkowano
reformy, które ją umocniły.
Jako
reakcję na niezadowolenie społeczne wprowadzono odpłatność za pełnienie
urzędów publicznych. Było to ważne posunięcie, ponieważ dotychczas na pełnienie
funkcji urzędnika mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi — czyli ci, na których
życie pracowali niewolnicy. Nina Gładziuk w swojej pracy doktorskiej potem
wykaże, że dzięki niewolnikom byli oni w stanie na nowo narodzić się dla świata i stać się naprawdę wolnymi [ 12 ]. W związku z takim stanem rzeczy dostęp do władzy był tylko teoretycznie taki
sam dla wszystkich. Dzięki reformom Peryklesa także biedni — jeśli tylko
byli dobrymi mówcami i potrafili przekonać do siebie Zgromadzenie Ludowe -
mogli uczestniczyć w polityce. W związku z tym, za pośrednictwem obywatelstwa
mieszkańcy zostali faktycznie zrównani w prawach. Był to kamień milowy dla polis
ateńskiej, bowiem polityk stał się oficjalnym zawodem, a jednocześnie, dzięki
poszerzeniu dostępu do tego zawodu, pojawiła się duża konkurencja pomiędzy
kandydatami na urzędy. Podniosła ona zdecydowanie poziom polityki polis. W takiej sytuacji trudniejszym było przekonanie do siebie innych obywateli.
Ateńska
odmowa wobec głosów nawołujących do komercjalizacji powinna dla nas być ważnym
sygnałem. Otóż wielkie totalitarne mocarstwa XX wieku, jak nazistowskie
Niemcy czy komunistyczny ZSRR powstały właśnie przez ograniczenie wolności
jednego obywatela, poprzez naruszenie granic jego wolności i nietykalności
osobistej. Stąd o ile w starożytności powstrzymano się od pochwały
bogactwa, demokratyczna większość obywateli bowiem opowiedziała się za
dotychczasowym systemem, o tyle w XX wieku nie udało się już tego powstrzymać.
Niemiecka machina wojenna oparta była na wielkich koncernach zbrojeniowych i podporządkowaniu — w myśl ideologii narodowej — jednostki woli państwa. I wreszcie, że to ideologia przestrzeni życiowej — czyli nic innego jak chęć
powiększenia granic swoich posiadłości — popchnęła nazistów do wielkiej
wojny. Czyli ludzie zaślepieni ideami narodowymi usprawiedliwiającymi przemoc i czyniącymi uprzywilejowaną daną nację przed innymi zdecydowali się wręcz rzucić
wyzwanie światu. Chcieli oni zanegować zasady wolności i równości, aby
rozpocząć podboje na terenie innych państw. Czynili to trzymając się modelu
do złudzenia przypominającego spartański, w szczególności w kwestii
wychowania.
Gospodarka Niemiec z okresu bezpośrednio poprzedzającego wybuch II
wojny światowej była przykładem dynamicznego rynku. Ale nie należy zapominać,
że nie był on całkowicie wolny — większość przedsiębiorstw podlegało
kontroli aparatu partyjnego. W połączeniu z silnym, zwartym społeczeństwem
oraz zdyscyplinowaną młodzieżą, dążącą do wspólnego celu, państwo
niemieckie stało się najsilniejszym mocarstwem pierwszej połowy XX wieku.
Jednak takie efekty były możliwe dzięki przymusowi i krótkowzroczności, czy
może naiwności, obywateli oślepionych blaskiem obiecanych bogactw, nie zaś
silnego przekonania co do wartości nazizmu. Właśnie ta
koncepcja losów człowieka przez urodzenie, która posuwała się do żądania
od obywatela ofiary z życia, sprowadziła na świat przed 65 laty nieporównywalną z niczym innym katastrofę wojny. I trzeba przyznać, że silne państwo, do którego
dążyła dawniej Sparta, zostało wykorzystane do zabierania wolności innym.
Pod tym względem
umiejętność zdystansowania się do własnych korzyści u Ateńczyków jest
dla nas bardzo ważna. A może to nie przypływ altruizmu wobec
najbiedniejszych, lecz realne spojrzenie przewidujące konsekwencje pochopnej
decyzji, zaważyły na wyborze pozostania przy demokracji?
Ostracyzm
Warto
może dodać kilka słów na temat negatywnych zmian, jakie mogą dotknąć urzędów.
Otóż Grecy twierdzili, że pojawiają się one wtedy, gdy pełniący funkcje
publiczne obywatele okazują się niewystarczająco wytrwali w cnocie
politycznej. Ateńska instytucja ostracyzmu pomagała ukrócić dążenia do
przejmowania władzy przez osoby zbyt ambitne i przez to podejrzane o dążenie
do obalenia demokracji. W ten sposób wykluczano je z życia publicznego przez
wygnanie z miasta, jednocześnie nie odbierając im majątków. Można więc
powiedzieć, że nie ingerowano w ich sferę prywatną, ale jednocześnie
pozbywano się ich ze społeczności na 10 lat.
Dzisiaj
już tylko wierzymy w instytucję ostracyzmu, bowiem nie ma jej zapisanej w żadnym
prawie — jako że jest to naruszanie wolności drugiej osoby niebędącej
przestępcą. Niemniej w przypadku Polski historia życia pełni funkcję
ostrakonu w partiach prawicowych. Przeszłość komunistyczna uniemożliwia
kandydatowi karierę polityczną pod jej sztandarami. Na tej samej zasadzie ma
działać polska ustawa lustracyjna — efektem uznania polityka za kłamcę
lustracyjnego jest podanie jego nazwiska do wiadomości publicznej — kara w ten sposób nie jest bezpośrednia, ale pośrednia. Założeniem jest, że
ostracyzm społeczny dotknie kłamcę, a zamiast greckiego wygnania, zostanie on
objęty zakazem działalności
politycznej na wysokich stanowiskach.
Jest
to zliberalizowany model zapewniania trwałości systemowi — kara dla polityka
dotyczy tylko jego zawodu i nie obejmuje jego innych dziedzin życia. Nie
obejmuje ona zatem działań niezwiązanych z polityką — można powiedzieć,
że potępione jest działanie, a nie osoba. Trzeba jednak potwierdzić, że ten
grecki wynalazek sprawdził się, chociaż oczywiście władzę w końcowej
fazie coraz częściej przejmowali demagodzy. Wolą tych ostatnich nie było w rzeczywistości niszczenie demokracji — wręcz przeciwnie — tylko ten system
zapewniał im rację bytu i pozwalał rozwijać działalność polityczną. Myśliciele
obawiali się jedynie ochlokracji — czyli inaczej rządów tłumu, do których
mogła doprowadzić władza demagogów. Ostracyzm, wprowadzony po okresie
tyranii Pizystrata, pozwolił Ateńczykom utrzymać rządy ludu i uniknąć w późniejszych
czasach w polis przejęcia władzy przez jedną osobę.
Ateński ideał polityka
Teraz
chciałbym przyjrzeć się dokładniej ideałowi greckiego polityka. Na początku
warto wspomnieć, że dla polis
ateńskiej koncepcja bios
politikos była
czysto indywidualistyczna. W związku z tym niezwykle ceniono sobie możliwości
polityka dzięki ich niepowtarzalności. Słowa i czyny aktywnego społecznie
obywatela mogły zapewnić mu wieczną pamięć — tak jak dzielnemu wojownikowi w Sparcie — która dla starożytnych była synonimem nieśmiertelności. Działalność
polityka nie tylko nie kończy się na konkretnym akcie prawnym ani nawet na
jego śmierci. Pozostanie on przecież w pamięci obywateli i miasta, przez które
będzie stale przypominany. Co więcej, śmierć posiada siłę zrównującą
wszystkich ludzi niezależnie od ich zasług za życia. Tymczasem polityk miał
możliwość pokonania śmierci i podkreślenia swojej indywidualności wśród
śmiertelnych.
Zarazem w tamtych
czasach arete
politike miała duży wpływ na życie obywateli. Dlatego polityk stanowił
wzorzec osobowy. Ogólnie jednak nie wolno nam zapominać, że cała ideologia arete
poprzez swego rodzaju pokojową rywalizację pomiędzy obywatelami zaowocowała
budową potężnego państwa. Przykładem tego były Ateny okresu klasycznego
czy Sparta i jej niezaprzeczalne sukcesy militarne.
Wróćmy jednak
do greckiej polis (która dziś nadal bardzo silnie wpływa na zasady
funkcjonowania państwa) i jej ideału polityka. O tym, że warto zabiegać o nieśmiertelność, mówił już Heraklit — „Istnieje jedna
rzecz, którą najlepsi przenoszą ponad wszystko: wieczna sława wśród
znikomych rzeczy; ale większość woli obżerać się jak świnie".
Ostre te słowa były zapewne odebrane jako krytyka apolitycznych rzemieślników i chłopów, ale także mieszkańców, którzy niechętnie odnosili się do
polityki. Oto bowiem potem Perykles będzie apelował, żeby każdy mieszkaniec
był chociaż świadomy swojego otoczenia politycznego, jeśli nie chce w nim
brać aktywnego udziału.
Arystoteles
później zaś powie: „Nic nie ma takiej trwałości jak działanie
zgodne z nakazem dzielności". Dzielność, która zostanie zaktualizowana do działania czyli
politycznej aktywności — bowiem Arystoteles mówił o dzielności jako o wytrwaniu w cnotach. Wiąże się to również z cnotami etycznymi, a wśród
nich z cnotą polityczną, połączoną z cnotą roztropności, mądrości, męstwa i sprawiedliwości. Ideał homo politicus pozostaje więc u Stagiryty ważnym
wyznacznikiem wartości człowieka.
Jednak
nie wolno też puszczać w niepamięć idealistycznego obrazu polityka świadomego
swojej wartości, jaki na przykład przedstawiał Tukitydes, cytując słowa
Peryklesa w Wojnie Peloponeskiej, mianowicie: „Człowiek bierny może to wszystko ganić, lecz ten, kto chce działać,
weźmie sobie nas za wzór, a jeśli nam nie dorówna, będzie zazdrościć". I jest to chyba pewna ponadczasowa prawda, że jeśli chcemy działać, to
potrzebujemy autorytetów — punktu, do którego dążymy. I jeśli udaje nam
się go dogonić, to szukamy następnego, który jest położony wyżej, zaś jeśli
się nie uda, to i tak nie pozbędziemy się uczucia zazdrości co do cudzych
umiejętności. W polityce zaś, jak nigdzie indziej, autorytet, nazwisko i wiążące
się z nim skojarzenia są najlepszym wyznacznikiem umiejętności, które można
osiągnąć. Porównania do innych same cisną się na usta obywateli, bowiem z łatwością wiążemy wydarzenia i postawy własne z ich autorami. I to jest
potęga polityka, który realizuje ideały greckie — że będzie on na zawsze
połączony z dziełem swojego życia. Stanie się w przeciwieństwie do dzieła
sztuki, które będzie kojarzone samo w sobie. Życie polityka to nic innego,
jak zdobywanie nieśmiertelności poprzez pracę na rzecz społeczności. I moglibyśmy sobie życzyć, aby u progu XXI wieku przedstawiciele władz o tym
nie zapominali.
Niemniej powróćmy
do Arystotelesa. Stwierdza on, że „życie jest
działaniem, a nie stwarzaniem" [ 13 ]. W ten sposób stawia w opozycji pracę rzemieślnika i chłopa wobec wolnego człowieka,
który pracuje jako polityk. Z tego punkty widzenia nawet legislator jest najwyżej
artystą, zaś polityk, który zajmuje się głównie praktyką władzy zostaje
nazwany jedynym żyjącym. Stąd słowa: „szczęście
leży w działaniu" [ 14 ]
są już tylko naturalną kontynuacją tej myśli — nazywa Stagiryta w ten
sposób żyjących szczęśliwymi. Animal sociale wykształca z siebie model homo
politicus. Nie
wiemy, na ile Arystoteles zgadzał się z Demokrytem, który stwierdził:
„Sztuka
polityki odwołuje się do tego, żeby nauczać jak wydać na świat to, co
wielkie i promieniujące".
Niemniej podobieństwo do przytoczonego wyżej stwierdzenia jest na tyle wyraźne,
że możemy z dużym prawdopodobieństwem to założyć. W związku z tym można
stwierdzić, że apoteoza sztuki politycznej w demokratycznych Atenach byłą
daleko posunięta. W każdym razie nie należy negować faktu, że pogarda dla
artystów, pomimo chwalenia ich dzieł równoważona była przez działanie
polityka. Artystów otaczano bowiem brakiem pozytywnych uczuć w porównaniu z odbiorem społecznym działań polityka. To drugie było bowiem w stanie
iluminować ludzką egzystencję.
Działanie
polityka przechodzi do tradycji prawa zwyczajowego — niekonieczne jest jego
kodyfikowanie, bowiem współcześni mu ludzie zapamiętują je i wykorzystują
jako wzorzec w swoim życiu. Dzisiejsi moralizatorzy co prawda nie są już, jak
to bywało w starożytnej Grecji, politykami, ale można powiedzieć, że każdy
polityk, aby moc zostać uznanym za wielkiego musiał potrafić robić coś
specjalnego. W związku z tym nie wystarczała umiejętność zarządzania państwem.
Nie umniejszając jej znaczenia — jako, że połączenie interesów kilku tysięcy
obywateli polis z pewnością nie było łatwe — to jednak musiał on stanowić autorytet także
pod względem posiadanych cnót. Współcześnie niestety brakuje nam polityków w znaczeniu typowo arystotelesowskim — mamy do czynienia raczej z urzędnikami o skłonnościach do poszerzania zakresu swojej władzy za wszelka cenę.
Niemniej nadal mamy gdzieś w umyśle zasiany ideał polityka, do którego porównujemy
kolejnych kandydatów, co tylko potwierdza wpływ ideałów polis
na naszą scenę polityczną.
Ideologia granic
Grecy bardzo wyraźnie odróżniali strefę
publiczną — koinon i sferę prywatną — idion. Warto w tym miejscu dodać,
że podział ten ma genezę jeszcze sprzed powstania polis.
Dlatego można podejrzewać, że jest to jedna z form wykształconych przez młodą
wspólnotę plemienną, która w ten sposób chroniła się przed unifikacją
społeczeństwa i wspierała rozwój jednostki. Poza tym pozwalało to na zwiększenie
efektywności prac przez podział obowiązków i zapewnienie warunków dla
poprawiania ich wydajności. W sferze prywatnej mieściły się czynności związane z domem i pracą rolnika czy rzemieślnika. Natomiast tytuł działalności
publicznej został jednoznacznie przyznany polityce. W związku z tym wszelka
polityczna aktywność nie odbywała się w domach, tylko w ogólnodostępnych
miejscach — jak rynek czy inaczej agora. Zapewniało to przejrzystość i jawność
władzy. Jednocześnie, każdy obywatel w przestrzeni politycznej mógł
aktywnie uczestniczyć, a demokracja bezpośrednia osiągała apogeum swoich
możliwości Ciekawostką
jest, że greckie nomos — które było tłumaczone jako prawo — pochodzi od słowa nomein,
do którego znaczeń zalicza się: rozdzielać, posiadać czy zamieszkiwać. Dla
Greków, symboliczne kamienie oddzielające tereny dwóch posiadłości stanowiły
boską granicę, której nie wolno było człowiekowi naruszyć. Jako ich
opiekuna przywoływano samego Zeusa Herkeiosa, który świadczył o wielkiej
wartości, jaką Grecy przypisywali ideologii granic. Można powiedzieć, że
granica między sferami rzeczywistości, aktywnościami czy rodzajami
egzystencji pozwala nam wyróżnić przestrzeń działania, którą można utożsamiać
z polis.
Te linie, rozgraniczające dwie wspólnoty domowe, były także dlatego ważne,
że gdyby zostały naruszone, ludzie mieszkający na zajętym terytorium
straciliby swoje miejsce w świecie. W niebezpośrednim sensie ideologia granic
była przyczyną jednej z najważniejszych decyzji w życiu polis
ateńskiej, jaką było odrzucenie propozycji przyjęcia plutokracji.
Kwestia
niewolnictwa a rozwój
Nie
bez znaczenia dla myśli politycznej Aten jest też fakt uważania przez
Arystotelesa niewolników za jedynie żywe narzędzia. To, że uważał on ludzi
tej klasy za równych zwierzętom — choć dziś oburza — dawniej było
powszechnie uznawanym dogmatem. I pomimo tego, że niewolnik podobny był do człowieka,
uważany był za takie samo zwierzę jak muł. Założenie to było podstawą
budowy systemu polis.
Trzeba otwarcie przyznać, że polis nie byłaby tak silna, jeśli miałaby zapewniać
dobrobyt wszystkim mieszkańcom.
Idealizm
polityki socjalnej przełomu zeszłych wieków, opartej na chrześcijańskiej myśli
społecznej jest w związku z tym pewną próbą mydlenia oczu obywatelom -
bowiem od początków myśli politycznej wiedziano, że ktoś musi pracować,
aby inny mógł odpoczywać. Idąc dalej: bez niewolników nikt nie miałby
czasu na zajmowanie się myślą. Można posunąć się do stwierdzenia, że
skoro ludność zniewolona wykonywała pracę za ich właścicieli, to tylko dzięki
temu oni mieli czas na rozwijanie nauki, nowych technologii czy prądów myślowych. W związku z tym dochodzimy do tezy, że bez niewolnictwa być może nigdy nie
rozwinęłaby się nie tylko silna gospodarka i nowe metody pracy, ale i cała
filozofia.
Chociaż oczywiście tak mocne stawianie
sprawy jest ryzykowne i obarczone dużym błędem, to jednak wszyscy
chyba się zgodzą, że bez świata niewolniczego — który w zasadzie panował
powszechnie do XVIII wieku (a w niektórych miejscach nadal istnieje) -
rzeczywistość, w której żyjemy byłaby diametralnie inna. Dlatego to
niewolnicy ponieśli koszty rozwoju całego cywilizowanego świata, a jednocześnie
byli jego motorem. Nie dziwi już więc fakt, że całkowicie powszechne
obywatelstwo było wprowadzane z takimi oporami społecznymi — bowiem oprócz
partykularnych korzyści dla ich właścicieli, byli niewolnicy gwarantem rozwoju nauki
przez odciążenie wybitnych ludzi od obowiązku pracy.
(Niemcy, ZSRR, Chiny a niewolnictwo...)
Współczesny
wpływ Aten. Dominacja
modelu demokratycznego
Dziś możemy
powiedzieć, że myśl wywodząca się od demokracji ateńskiej jest dominująca
na świecie. Stwierdzenie to jest wynikiem prostej obserwacji sceny politycznej — otóż przygniatająca większość cywilizowanych krajów zwie swoje
ustroje demokracjami. „Po raz pierwszy w historii ludzkości istnieje jedna
dominująca forma rządu, czyli współczesna demokratyczna, konstytucyjna i przedstawicielska republika" [ 15 ] — te słowa Johna Dunna są dla nas pewnym wyznacznikiem zwycięstwa
egalitarnej myśli z czasów Solona i później Klejstenesa, która doprowadziła
do powstania polis
ateńskiej w jej najszerzej rozpoznawalnym kształcie.
Jednocześnie
warto może sobie zadać pytanie, czy rzeczywiście współczesne nam systemy
polityczne są demokracjami w rozumieniu podziału ustrojów dokonanego przez
Arystotelesa. W końcu dzisiaj władza nie spoczywa bezpośrednio w rękach
demos — jak było w starożytnych Atenach. Obca nam jest teraz sytuacja, kiedy
to na apellę zbierali się wszyscy obywatele i w sposób bezpośredni
podejmowali decyzje na temat przyszłości swego kraju.
Aktualnie
korzystamy z systemu reprezentacyjnego, który jest jedynym rozwiązaniem
demokratycznym dla tak wielkich państw. Jednak ostatnimi czasy znacząco
zmniejszyła się rola parlamentu w procesie decyzyjnym. Wiele ustaleń
kuluarowych czy na półoficjalnych spotkaniach nie jest nawet przekazywana do
wiadomości wyborców. Dodatkowo nakładają się na to problemy narodowościowe
(mniejszości) czy rosnący kosmopolityzm decyzyjny. W dobie globalizacji i ponadnarodowego charakteru państwa możemy zaryzykować stwierdzenie, że
fundament demokratyczny coraz bardziej zmniejsza swoją powierzchnię, zaś
najważniejsze decyzje nie zapadają już w sejmie, tylko w trudnym do
jednoznacznego wskazania miejscu. [ 16 ] Kryzys demokracji klasycznej
Dziś jednak
stajemy wobec kryzysu znanej nam demokracji klasycznej. Otóż w przestrzeniach
ponadnarodowych wykształcone przez nią instytucje, jak na przykład parlament,
nie są w stanie kontrolować procesu władzy ani ludzi, którzy ją faktycznie
sprawują. „Premierzy przestali traktować
parlament poważnie. (...) W niektórych przypadkach parlamenty odgrywają rolę
służebną w stosunku do władzy, zamiast być ostoją
suwerenności" [ 17 ]. Powstaje
więc pytanie o konkretne rozwiązania, które przywrócą skuteczność wyrażania
woli ludu — oto bowiem znane nam wybory i referenda okazują się
niejednokrotnie nie pokrywać z ideą reprezentacji woli narodu.
Ralf Dahrendorf
odkrywa przyczyny kryzysu demokracji, aż dochodzi do stwierdzenia, które dla
nas jest bardzo ważne.
Nastąpiło: „Odseparowanie gry politycznej od życia i trosk większości ludzi. Partie stały
się machiną rozdzielania władzy" [ 18 ].
Ukazuje on w ten sposób, że przyczyny upadku kultury politycznej należy
szukać w odseparowaniu władzy, polityki od obywatela. To właśnie kuluarowa
polityka (przeciwieństwo greckiej agory) jest, według prof. Dahrendorfa, bezpośrednią
przyczyną kryzysu myśli demokratycznej. Wola ludu, dotychczas reprezentowana
przez parlament została zignorowana poprzez podporządkowanie wybieralnego
bezpośrednio organu pod rząd. Innymi słowy, umieszczenie władzy ustawodawczej w pozycji służebnej w stosunku do wykonawczej jest wyraźnym symbolem wyłączenia
obywateli z gry politycznej. A oznacza to nic innego jak odejście całkowite od
greckiego modelu polityki, które jak widać nie przynosi pozytywnych efektów.
Po raz kolejny ukazuje się ateńska myśl demokratyczna jako dobrze przemyślany
system, którego nie można negować bez szkody dla jakości władzy.
Niestety nam także
nie udaje się dopilnować, aby wszystkie decyzje wyborcze odbywały się
zgodzie z zasadami demokracji. Oszustwa nadal występują, chociaż wydaje się
to być naturalnym skutkiem słabości człowieka niepokrywającego się z ideałem
greckiego obywatela. Trudno jednak byłoby wymagać, aby w ordynacji wyborczej
zakładać odchylenia — pozostaje piętnować wszelkie przejawy łamania wzoru
postępowania, co może doprowadzić do ostracyzmu społecznego oszustów.
Nie ma chyba innej drogi, aby obywatele czuli, że biorą udział w faktycznie
wolnych wyborach, jednocześnie nie angażując w nie sił policyjnych czy
wojskowych. Zresztą nawet takie rozwiązanie nie ma w szerszej perspektywie
uzasadnienia. Pozostaje wierzyć w ludzi i piętnować postawę antyobywatelską — tak jak to się działo w starożytnych Atenach.
Innym
zagadnieniem jest sytuacja, w której dzisiaj kraje najbardziej rozwinięte nie
są już państwami narodowymi — przykład ostatnich wydarzeń we Francji
dobitnie ukazuje nam, że państwo demokratyczne jakie znamy nie spełnia
wystarczająco dobrze swojej roli. Widać to wyraźnie w sztandarowych pojęciach:
reprezentacji w równym stopniu wszystkich grup społecznych wraz z ich poglądami.
Dzisiejsze państwo co prawda przyznając obywatelstwo przyznaje równe prawa
dla wszystkich, ale jak widać problem narodowościowej dyskryminacji jest nadal
aktualny.
Może dzieje się
tak dlatego, że terytorialnie różnica pomiędzy polis a współczesnym państwem jest ogromna, może dlatego, że dziś pojęcie
stałego mieszkańca jest prawie tożsame z pojęciem obywatela. Teraz, w bliżej
nieokreślonej ponowoczesności jesteśmy wyczuleni na wyrzucanie ludzi poza
margines społeczeństwa — chcemy tworzyć społeczeństwo otwarte, niejako
odwracając się od silnie zamkniętej na obcych polis. Jednak zagrożenie terroryzmem chyba zawróciło
nas z tej ścieżki; operując strachem skrajne ugrupowania religijne wytwarzają
konflikty wewnętrzne w naszych krajach, rozwijając ksenofobię i antyislamizm. W krajach, jak Francja, która znana powszechnie była z dużej tolerancji i zróżnicowania
etnicznego, dziś wybuchają wielkie zamieszki. Znana nam demokracja okazuje się
być niestety formą jedynie powierzchownej równości praw.
Tutaj warto na chwilę się zatrzymać, bowiem
jest to pewien ponadczasowy problem, który łatwo zobaczyć, obserwując
rzeczywistość za oknami. Dziś bowiem zainteresowanie udziałem w polityce
jest niskie — chociaż nie z powodu wymaganego statusu finansowego kandydata,
tylko ogólnie niskiego poziomu otaczającej nas kultury politycznej. Jasnym
jest, że poziom ten się podnieść może tylko wtedy, jeśli selekcja kandydatów
będzie dokładniejsza. Trzeba z całą mocą stwierdzić, że narzekanie samo w sobie na rządzących polityków jest bliższe malkontenctwu, niż konkretnemu
działaniu. Stąd może należy przypomnieć, że żyjąc w demokratycznym kraju,
każdy obywatel może pełnić podstawowe funkcje publiczne. Dlatego nie
wystarczy wyrażać swoje niezadowolenie z niskiego poziomu polityki — czy
nie lepiej zamiast tego zająć się własnym podwórkiem, osiedlem, gminą? Każdy z pełnoletnich obywateli ma prawo kandydować na przykład na stanowisko. Stąd
moja propozycja, aby z większą ufnością podchodzić do polityki i brać w niej czynny udział, bo ideał arete
politike
jest nadal aktualny, albo przynajmniej ograniczyć swoje nieprowadzące
do niczego narzekania. Zawsze przecież można pójść ze swoimi wątpliwościami
do przedstawicieli władzy, a jeśli to nie pomaga, to czemu by nie wziąć
spraw w swoje ręce, przekonać do siebie wyborców i osobiście zmierzyć się z problemami rządzenia. Wielu
myślicieli nam współczesnych apeluje do obywateli o budowę społeczeństwa
obywatelskiego poprzez przejmowanie w swoje ręce władzy w samorządach.
Demokracja daje nam możliwości dokonywania tego bez użycia przemocy i błędem
byłoby nieskorzystanie z tych możliwości. Tylko bowiem aktywność
polityczna najwybitniejszych obywateli może pozwolić państwu na rozwój -
wszak to jednostki budują potęgę państwa i one muszą być świadome roli
politycznej, jaką są w stanie spełnić w swoim otoczeniu.
Nie można jednak
stawiać ultimatum ani zmuszać ich do takiego udziału w życiu w społeczeństwie.
Należy bowiem pamiętać, że arete
politike
była dobrowolną chęcią działania na rzecz społeczności i aktywnego uczestniczenia w życiu politycznym polis.
Jednak była ona pewną apoteozą indywidualistycznej myśli ateńskiej. I dlatego, pomimo dzisiejszego kryzysu instytucji państwa a w szczególności
pamięci o przeszłości, należy pamiętać o możliwościach wprowadzania
zmian nie tylko przez bierny, ale i czynny udział w wyborach samorządowych.
Należy zachęcać młodych ludzi do życia politycznego, ponieważ jeśli młodość
pozostanie zdystansowana do polityki, w pewnym momencie okaże się, że nie ma w kim wybierać stojąc przy urnie. Albo też wszyscy kandydaci będą równie
dalecy od ideału polityka, co ostatnio zaczyna się już ujawniać. Dlatego w partykularnym interesie obywatela jest, aby brać czynny udział w życiu
politycznym — tylko w ten sposób może on uwolnić się z zarzutu, że
narzeka w zasadzie na własny brak aktywności.
Sofistyczny model
polityki
W
nawiązaniu do tego, co powiedziane zostało o ideale polityka warto zwrócić
uwagę na sytuację, jakiej współcześnie jesteśmy świadkami na scenie
politycznej. Dlatego poniższe rozważania poświęcone zostały dominacji
modelu polityki proponowanego przez sofistów i jego recepcji u progu XXI wieku.
Duża dowolność w rozwoju moralnym (wychowaniu) obywateli doprowadziła
do sytuacji, kiedy to sofistyczna myśl polityczna, traktująca cnoty polityczne
jako umiejętność nabywalną, święci tryumfy. Oczywiście nie zawsze możemy
być z nich zadowoleni. Na przykład: niezwykle charyzmatyczni politycy, mogą
łatwo okazywać się wewnętrznie zepsuci. W związku z tym istnieje zawsze duże
ryzyko, czy jesteśmy gotowi uwierzyć w ich zapewnienia i gdzie zaczyna się
granica demagogii. Aktualnie stoimy przed dużym dylematem, co zrobić, aby
poziom kultury politycznej znacząco się podniósł. Od jego rozwiązania w zasadzie zależy, czy dla przyszłych pokoleń myśl polityczna stanie się ważna,
czy powstanie niewidzialna granica pomiędzy rządzącymi a rządzonymi, która
tylko na okres wyborów częściowo zanika.
Współcześnie
nie istnieje już ani wzór osobowy, ani nawet kanon zachowań idealnego
polityka. Świadczyć o tym może chociażby fakt ostatecznego raportu komisji
śledczej ds. tzw. Afery Rywina z roku 2004. Przypomnijmy, powstało kilka
wersji raportu. Oprócz raportu komisji autorstwa Anity Błochowiak, powstały
także oddzielne wersje: Jana Rokity, Tomasza Nałęcza, Jana Łącznego i Zbigniewa Ziobry. Znamiennym jest, że różnice pomiędzy raportami, opartymi
na tych samych zeznaniach świadków, były ogromne. Doszło do tego, że posłowie
zamiast pełnić funkcję sprawiedliwych śledczych, w zasadzie odegrali gotowy
spektakl polityczny. Trudno było nie odnieść wrażenia, że w zasadzie
wnioski końcowe zostały ustalone na spotkaniach partii bez otwierania akt
komisji. Sama zaś procedura komisji stała się hitem oglądalności w telewizji, sondaże polityków poszły w górę, prawda zeszła na dalszy plan.
Wniosek z tego można wysnuć jednolity — dzisiejsza polityka jest przykładem
sofistycznego podejścia do prawdy, która zależy od woli poszczególnych
polityków. To interes grup politycznych, a nie ponad piętnastomiesięczne przesłuchania
świadków były podstawą ideową raportów końcowych. Różnice pomiędzy
raportem partii zamieszanej w aferę (zgodnie z którym całe zamieszanie to
efekt manipulacji jednej osoby), a raportem opozycyjnym (który wnioskuje
postawienie przed Trybunał Stanu najważniejszych osób w państwie) są chyba
najlepszym potwierdzeniem tych słów. W dzisiejszym świecie tak naprawdę
niewielu ludziom zależy na prawdzie — zarówno tym przed ekranami telewizorów,
jak i przed kamerami. Można wysnuć teorię, że dzisiaj prawda jest bardziej
efektem politycznej kalkulacji pomiędzy tym, co się spodobałoby elektoratowi, a tym, co można udowodnić.
Jednak
taka sytuacja ma też swoje lepsze strony. Oprócz niewątpliwego sukcesu, jakim
jest dzisiejsza forma parlamentu, należy do nich możliwość wykorzystania społecznego
dowodu słuszności do przekonania wyborców. Aktualna sytuacja, w której większość
obywateli nie jest pewna co do praktycznych wzorców zachowań oraz modelu właściwych
wyborów, stanowi jedną z przesłanek wiary w społeczny dowód słuszności.
Drugą jest podobieństwo polityków do obywateli. [ 19 ]
W
związku z tym pojawia się szansa na budowanie nowego modelu polityka. Otóż
dzisiaj powrót do greckich ideałów nie wystarczy. Należy bowiem mieć narzędzie
przekonywania wyborców do siebie. Zasada społecznego dowodu słuszności mówi o tym, że ludzie bardzo często w sprawie wyborów kierują się zachowaniem
innych. Dlatego sporą szansą wyborczą jest pokazywanie się w audycjach
wyborczych razem ze swoimi zwolennikami, którzy nie stanowią elitarnego kręgu — ale są podobni do „statystycznego obywatela". Sukces polityczny dzisiaj
nie zależy bowiem wyłącznie od programu, ponieważ opinia publiczna uodporniła
się na szerokie obietnice. Za to wyczuliła się na podobieństwo, na bliski
kontakt — dlatego politykom bardzo zależy na spotkaniach z wyborcami. Szkoda
jedynie, że ten model przejściowy — bo chyba następuje przejście od
charyzmatycznych przywódców do
skutecznych menedżerów — eksponuje swoje zalety tylko przed wyborami.
Współczesna rola polityka
Podstawą demokracji, jak już wielokrotnie
wspominałem, jest możliwość wybierania władzy spośród najlepszych polityków.
Atrybutami działania polityka są mowa i czyn, które stanowią fundament
ustroju demokratycznego. Oczywiście, sofiści udowadniali, że umiejętność
przemawiania nie musi się wiązać z wartością wewnętrzną człowieka -
innymi słowy: arete politike można
się nauczyć. I dziś, trzeba otwarcie powiedzieć, żyjemy w czasach, które
podporządkowały sobie mowę nie jako zespoloną z dobrym politykiem, ale kształtującą
władcę. Dzięki licznym chwytom retorycznym mówcy od wielu lat zdobywają
przychylność ludu — dzisiaj osiągamy pewne apogeum, w którym przykładamy
większą wagę do słów człowieka niż do jego samego.
Oczywiście z drugiej strony ważny dla wyborców powinien być program kandydata, a nie
jego osobiste przekonania. Stąd należy traktować osobowość człowieka jako
swego rodzaju gwarant, że będzie on postępował zgodnie z założeniami
przedstawionymi publicznie. Jeśli człowiek ma poglądy lewicowe, ale jego
zachowanie tego nie potwierdza pozwala nam to mieć wątpliwości co do jego
prawdomówności.
Ważna
jest zasada złotego środka, bowiem zbytnia ufność do polityków dzisiaj nie
przyniosłaby dobrych efektów — jednak nie należy przekreślać wszystkich
na starcie. Warto mieć na uwadze, że są na tym świecie ludzie zdolni do poświęceń
dla wyższej idei — i wcale nie muszą to być wierni wyznawcy ideologii
narodowej. Wtedy można podejrzewać, że będą oni postępować zgodnie z dobrem ogólnym, a nie ich prywatnym. Wystarczy bowiem mieć świadomość, że
człowiek, jako istota błądząca, jest w stanie dać się przekonać do
cudzego poglądu. I w równym stopniu dotyczy to polityków. Tak jak grecki
polityk z pewnością musiał chodzić na kompromisy albo przyznawać rację
propagatorowi innego poglądu.
Dla
nas też ważne jest, aby nie doprowadzać do konfliktu interesów. Można tego
uniknąć przez odsuwanie od prac legislacyjnych obywateli, którzy są związani z tematem ustawy. Na przykład poseł, który posiada udziały w mleczarni nie
powinien mieć wpływu na kształt ustawy o produktach mlecznych. Jest to niezbędne,
bowiem nie można zakładać, że człowiek jest w stanie zawsze myśleć o dobru wspólnym — nawet podświadomie może on dążyć przecież do osiągnięcia
własnych
korzyści.
Dzisiaj
więc powinniśmy pamiętać, że polityk może — jeśli taka będzie wola większości
obywateli — zmienić poglądy lub przynajmniej skłonić je nieco w stronę
powszechnie akceptowalnych wzorców. Z jednej strony może to nas wypełniać
obawą o relatywizm prawdy i wartości, z drugiej jednak strony jest to podstawa
demokracji. Tylko bowiem dzisiejsza farma demokracji pozwala dyskutować na
temat prawdy a nie przyjmować jej jako jedynej możliwej. Gwarancją rozwoju
kraju demokratycznego jest w końcu kompromis — dlatego tyle problemów
dzisiaj występuje z politykami o poglądach konserwatywnych, którzy nie biorą
pod uwagę możliwości dyskutowania na temat ich podstawowych prawd. A jednak
każda ustawa, jaką dziś wprowadzają parlamenty, jest swego rodzaju
kompromisem pomiędzy skrajnymi poglądami tak, aby jak największa grupa społeczeństwa
mogła ją zaakceptować i podporządkować się jej założeniom. Stawianie
sprawy na ostrzu noża bowiem nie sprzyja nie tylko interesom państwa, ale i polityków, myślących o kontynuacji swojej działalności w następnej
kadencji.
Zasady
demokracji liberalnej
Myśl liberalna będzie
stanowić podstawę rozważań w dalszej części pracy. Jest tak dlatego, że w największym stopniu nawiązuje ona do ideałów wyznawanych w ateńskiej polis. W związku z tym warto przyjrzeć się elementom podobnym lub wręcz zaczerpniętym z myśli politycznej starożytnej Grecji.
Współcześni
liberałowie, jak Ralf Dahrendorf, postulują dualistyczny fundament sprawnego
państwa — z jednej strony klasyczne formy demokracji, a z drugiej rządy
prawa (rule of law). Podają oni przykłady, kiedy pomimo demokratycznych zasad
nikt ich nie przestrzega (jak na przykład początki demokratycznej Rosji) czy
też odwrotnie, rządów prawa niemających nic wspólnego z demokracją (przykład
XIX wiecznych Prus).
Państwo prawa
jest podstawą kontroli, ale i legitymizacji władzy, jednocześnie gwarantuje
rozwój porządku. Bez tej zasady niemożliwością jest stabilne funkcjonowanie
demokracji, skłonnej z natury do podlegania populistom i demagogom. Stąd prof.
Dahrendorf proponuje powołanie komisji etyki przy parlamentach, które
kontrolowałyby poziom debat poprzez odpowiednie działania, mające na celu
poprawę ich jakości. Jest to, innymi słowy, metoda na skrajnie populistyczne
ruchy, partie silnie nacjonalistyczne i wszelkie inne formy blokujące rozwój
gospodarczy państwa.
Rządy
prawa muszą polegać na tym, że państwo nie jest wewnętrznie sprzeczne
poprzez błędne założenia legislacyjne. Po drugie, wszelkie dokumenty powinny
mieć intuicyjne założenia — także należy unikać nielogicznych rozwiązań
prawnych, oraz muszą być objęte całkowitą jawnością. Oczywiście nie może
dotyczyć to ważnych dokumentów obejmujących ochronę państwa. Niemniej
trzeba mieć na uwadze słynne stwierdzenie, że nieświadomość prawa nie
zwalnia z jego przestrzegania. Dlatego władzy powinno zależeć na propagowaniu
znajomości zasad obowiązujących w państwie, tak aby obywatele nie stawali
przed sądami za łamanie praw, których nie znali. Wpłynie to pozytywnie na
odciążenie zapchanych sądów.
Takie założenie
również nie jest niczym nowym. Perykles wszak był uważany za propagatora arete
politike
w znaczeniu:
jeśli nie możesz brać aktywnego udziału w polityce, to przynajmniej bądź
świadomy, co się w niej dzieje.
Do znajomości prawa zatem nawoływano od dawna, tak samo jak piętnowano jego
ignorancję, jako objaw niskiej wartości intelektualnej człowieka. Cnota mądrości
bowiem opierała się także na poszerzaniu wiedzy, aby móc dokonywać właściwych
wyborów — znajomość prawa umożliwiała takie działanie.
Zasada ta,
stanowiąca podstawę społeczeństwa obywatelskiego, jest jednocześnie jedną z głównych, obok polityki małych ojczyzn, założeń ideologicznych Unii
Europejskiej. Można nawet powiedzieć, że UE stanowi spadkobierczynię
najlepszych rozwiązań polityki starożytnej. Jest to, rzecz jasna, wersja
przetworzona pod realia współczesności, ale jednak stanowi ona próbę
odbudowy kultury politycznej, podjętą zaraz po II Wojnie Światowej.
Demokracja
parlamentarna i rząd przedstawicielski są niewątpliwie wielkimi osiągnięciami
ludzkości, jednak są ściśle związane z funkcjonowaniem państwa narodowego. I było tak zarówno w polis
greckiej, jak i w dwudziestoleciu międzywojennym. Dzisiaj obywatele kraju nie są
pojęciem tożsamym do narodu, dlatego instrumenty te nie są już tak skuteczne
jak niegdyś. Dzisiejsze niepokoje wewnętrzne i próby ostracyzmu społecznego
mniejszości narodowych i etnicznych są przykładem, że nie jesteśmy w stanie
poradzić sobie w kosmopolitycznym świecie. Jest to efekt wychowania w duchu państwa
narodowego, jaki panował w XX wieku. Jest to kolejny problem, jaki musi pokonać
demokracja, jeśli nadal ma być skutecznym systemem władzy.
Osłabiony
parlament to nie jedyny problem, z jakim boryka się dzisiejsza demokracja. Nie
wolno zapominać o tym, że zrozumiałość debaty społecznej stoi w sprzeczności
do jej wartości merytorycznej i faktycznej. Oczywiście nie stoją
one w otwartej opozycji, ale naturalnym jest, że gdy stawiamy na zrozumiałość,
zawartość treściowo-problemowa zostaje drastycznie obniżona. Dlatego może
należy dziś sobie zadać pytanie, czy nie przenieść debaty o priorytetach państwa z masowych dzienników pełnych czasami wręcz prymitywnych analiz politycznych,
na węższe, ale zasobniejsze w moce intelektualne tory. Chodzi o to, aby do tej
debaty włączał się świat nauki, ochoczo wspierany przez młodych. Należy
unikać obecnej sytuacji, kiedy debata ta odbywa się pomiędzy kolejnymi
grupami społecznymi oczekującymi prostych i krótkowzrocznych rozwiązań
problemów społecznych. Może rozwiązaniem jest zamieszczanie artykułów w gazetach przez samych polityków. Taki sposób aktywizacji społeczeństwa jest o tyle dobry, że trafiłby do szerokiego odbiorcy.
Kolejnym
zagadnieniem jest przekonanie, że nie można budować silnego państwa na zasiłkach.
Zdawali sobie z tego zapewne sprawę już starożytni Grecy — nie budowali oni
demokracji dla wszystkich ludzi, ale dla ograniczonego grona obywateli, którzy
byli świadomi swojego udziału w państwie. Nie troszczono się o los niewolników,
ale wspierano biednych obywateli. W ten sposób powstały wszystkie największe
potęgi gospodarcze starożytności.
Nienaruszalna
autonomia, jaką starożytni Grecy przyznawali sferze prywatnej, utożsamianej z gospodarstwem domowym została przejęta dzisiaj przez założenia liberalnej
konstytucji. Otóż trzeba zwrócić uwagę, że zgodnie z antypaternalistycznymi założeniami liberalnej filozofii politycznej państwo nie
może ingerować w sprawy rodziny (idion)
jeśli obywatel nie wyrazi na to zgody. W związku z tym mieszkaniec może -
powołując się na swoje prawo do prywatności — godzić się na wyzysk lub
poniżenie. [ 20 ] Wiąże się z tym na przykład sytuacja, w której państwo nie może ratować
prostytutki, hazardzisty czy masochisty wbrew ich protestom. Zgodnie z tą myślą
należy ograniczać pomoc państwa do tych, którzy nie są w stanie
samodzielnie sobie poradzić — na przykład dzieci lub osoby ubezwłasnowolnione.
Idąc dalej tym tropem należałoby założyć, że w gestii państwa nie
leży ratowanie samobójcy — bowiem jeśli ktoś chce odebrać sobie życie,
to próbując go ratować prawdopodobnie skazujemy go na dalsze cierpienia, a nasza pomoc nie zostanie doceniona. Skoro zaś nie jest ona konieczna, to
oznacza, że byłaby niepotrzebna — tak pod względem finansowym, jak i etycznym. Naruszana jest w końcu wolność drugiego człowieka do odebrania
sobie życia, podczas gdy pomaganie innym nie jest elementem niezbędnym dla
naszej wolności. W ten sposób ingerujemy w wolność drugiej osoby próbując
ją ubezwłasnowolnić (co może być paradoksem, bowiem samobójca raczej nie
jest uznawany za osobę poczytalną). James
Jones w swojej powieści Stąd do wieczności napisał: „każdy
człowiek ma prawo odebrać sobie życie (...). Jest to jedyne, niewzruszone
prawo człowieka, jedyny czyn, co do którego nikt inny nie może mieć nic do
gadania, jedyny nieodwołalny czyn, którego może dokonać bez żadnych zewnętrznych
wpływów" [ 21 ].
Ateńczycy z pewnością byli podobnego zdania, bowiem uważali oni wolność
jednostki za podstawę ustroju demokratycznego. I trzeba wiedzieć, że z perspektywy jednostkowej ciężko jest obalić ten argument, chociaż próbuje
to czynić ideologia chrześcijańska. Jednak czy takie traktowanie człowieka nie
jest stawianiem go w szeregu, odbieraniem mu wolności do decydowania o własnej
osobie, a wreszcie wkraczaniem w jego idion?
Samobójca przecież nie jest i nigdy nie będzie uznany za mordercę -
ponieważ swoim czynem nie zabiera wolności drugiego człowieka, nie narusza
jego niezbywalnego prawa. W starożytnej Grecji można mu było zarzucić
jedynie słabość w arete, brak męstwa, co dyskredytowało go w oczach społeczeństwa.
Ale chociaż nie czyniło go to wzorem do naśladowania ani nie podnosiło jego
wartości, to jednak nigdy nie zostałoby uznane za przestępstwo, jeśli nie
uszkodziłby on innych osób.
I
wreszcie istnieje — w myśl konstytucji liberalnej — gradacja praw, która
polega na tym, że w przypadku sporu interpretacyjnego należy odwoływać się
do wyższych postanowień. Najważniejszych postanowieniem prawnym jest
konstytucja. Warto pamiętać, że do tego dążyli Ateńczycy żądając nomos — aby to nie autorytet, ale konkretne prawa były rozwiązaniem sytuacji
spornych. Pozostaje tylko doprowadzić do stworzenia dobrego prawa podstawowego.
Jednak
rozwiązanie tego zagadnienia jest o tyle proste w teorii, o ile trudne w praktyce. Teoretycznie wystarczy bowiem, aby prawo było stanowione przez
najwybitniejszych specjalistów, którzy byliby w stanie nadać ustawie
zasadniczej kształt, który nie stałby w sprzeczności z prawem zwyczajowym.
Platon stwierdzał, że filozofowie — jako najmądrzejsi obywatele byliby w stanie to uczynić. Natomiast dzisiaj ich miejsce mogłyby zająć agencje
pozarządowe, które powinny pełnić pomocniczą funkcję legislacyjną — o tym pisze na przykład Wiktor Osiatyński w Rzeczpospolitej
obywateli.
Tylko jak to zrobić, aby o kształcie przepisów decydowali swoiści
arystokraci ducha, wyćwiczeni w arete
do tego stopnia, aby przedkładali zawsze dobro państwa nad własne korzyści?
Słowem, co zrobić, aby dzisiaj wystarczyła im sława i nieśmiertelność ich
imienia, za którą byliby gotowi zrezygnować z korzyści za życia? Dopiero
kształt konstytucji, jaki wyłania się z kompromisów środowisk specjalistów
powinien być poddany powszechnemu referendum wśród obywateli.
Trzeba
jednak pamiętać, że demokracja nie może być nieograniczona — w sensie, że wola większości nie może (zgodnie z myślą liberalną)
zawsze być obowiązującym prawem. Liberalizm ogranicza demokrację poprzez
ustawę zasadniczą — dzięki temu oddala perspektywę ochlokracji (rządów tłumu),
zmniejsza zagrożenie totalitaryzmem i próbuje ograniczyć wpływ demagogów. W przeciwnym wypadku demokracja byłaby ustrojem, w którym „dowolna mniejszość
ma tyle wolności, ile przyzna jej większość, jest więc narażona na tyranię
większości" — zgodnie ze słowami J.S. Milla w eseju O
wolności. [ 22 ]
Wola
większości musi podporządkować się ustawie zasadniczej. Na taki kształt
poglądów liberalnych konstytucjonalistów mogły mieć wpływ wydarzenia w Grecji, kiedy to demagogowie — w schyłkowym okresie demokracji ateńskiej -
doprowadzili do stworzenia ogromnej liczby przepisów, z których każdy był
efektem woli większości. Konstytucja w pewien sposób oddala perspektywę
takiej sytuacji, która w efekcie doprowadziła do upadku polis. „Liberalizm uznaje za pożądane, by tylko to było
prawem, co większość faktycznie uzna za prawo, nie stoi jednak na stanowisku,
że tak ustanowione prawo jest z konieczności dobrym prawem. (...) Przyjmuje
[liberalizm] zasadę rządów większości jako metodę podejmowania decyzji,
ale nie uznaje jej za autorytet stanowiący o tym, jakie decyzje powinny być
podjęte". [ 23 ] — wyjaśnia w swej słynnej książce Konstytucja wolności
F. Hayek.
I
wreszcie pozostaje kwestia przymusu. Bowiem z jednej strony stajemy przed
homeryckimi bohaterami, których męstwo zakłada okrucieństwo i przemoc, a z
drugiej mieszkańcami polis,
którym zależy na spokoju i wolnej własnej woli. Problemem jest, jak to zrobić,
aby silniejsza jednostka nie narzucała swojej woli drugiej. Oczywiście
teoretycznie można ją do tego zmusić, ale odpowiadanie przemocą na przemoc
nie może być dobrym rozwiązaniem. Stąd zdecydowano, że władza sądownicza
(która jako jedyna może zgodnie z prawem rozstrzygać ewentualne spory) musi
być niezależna od ustawodawczej i wykonawczej, ale jednocześnie sądzić
tylko w zgodzie z obowiązującym prawem.
Uznając
przemoc za hybris (bezprawie) Grecy poczynili wielki krok do przodu w stosunku
do państw plemiennych. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że usunięcie przemocy z życia obywateli nie spowodowało jej całkowitego zaniku — w końcu w ten
sposób państwo posiada monopol na stosowanie przemocy. Obywatele, będąc równymi
wobec prawa dzięki temu przekroczyli barierę klasową, w której sądownictwo
należące do arystokracji mogło sprzyjać jej interesom. Egalitaryzacja
obywateli pod względem statusu prawnego została zaprowadzona już w Grecji, a jest rozwiązaniem na tyle dobrym, że do dziś jest z powodzeniem stosowana.
Już w Atenach
jednak ujawniły się pierwsze problemy z takimi dziedzinami jak religia. Dziś
myśl liberalna chce rozwiązać je wprowadzając wolność religijną,
obyczajową i polityczną jednostki, z tym zastrzeżeniem, że nie może ona
naruszać wolności innych. Słynny proces Sokratesa był przykładem skazania
obywatela za przekonania religijne — nie wyznawano bowiem w dzisiejszym
stopniu wolności słowa i poglądów. Postępem, jaki się dokonał przez dzielące
nas od tego momentu lata jest głównie przekonanie, że człowiek nie jest w stanie obiektywnie uznać prawdziwych i fałszywych przekonań w sprawach
metafizycznych. Dzięki temu cywilizacja europejska jest mniej „bogata" w wojny religijne. Oczywiście nie udało się ich całkowicie usunąć, czym należy
się jak najszybciej zająć. Niemniej konflikty te nie są już ani powszechne,
ani usprawiedliwione. Należałoby więc doprowadzić do sytuacji, w której każda z religii może korzystać z prawnej opieki, którą zapewnia im państwo.
[ 24 ]
Dzisiejsze metody budowania demokracji
Dlatego należy
pamiętać, że dzisiaj należy kłaść akcent na budowanie demokracji w sposób
dwukierunkowy — czyli zarówno metodą odgórną, jak i oddolną. Polis
greckie jako mały twór państwowy nie miało takich problemów jak dzisiejsze
państwa, w których obywatel staje się całkowicie anonimowy. Jednak szansa leży w samorządach, dzięki nim bowiem następuje aktywizacja polityczna dużej
grupy obywateli. Jednocześnie jest to dobre rozwiązanie do radzenia sobie z problemami lokalnymi.
Kolejnym
problemem dla obywatela — polityka jest zrzucenie z siebie anonimowości, a zatem dążenie do nieśmiertelności politycznej. Choć dziś możemy podchodzić
do takiego rozumienia polityki z przymrużeniem oka, to jednak wielu ludzi chciałoby
zaistnieć w historii. Efekt ten na pewno nie będzie masowy, ale interesujący
się przeszłością nasi potomkowie z pewnością odnajdą imiona dzisiejszych
polityków. Państwa, w których rozwój następuje tylko odgórnie, szybko mogą
przekształcić się w ustroje totalitarne, zmorę XX wieku. Dlatego należy
pamiętać o wielkiej roli, a nawet więcej — zwycięstwie i jednym z głównych
sukcesów myśli demokratycznej, jaką było wprowadzenie samorządu lokalnego.
Warto także mieć
na uwadze drobną myśl, której efektem mogą być naprawdę wielkie systemy:
demokracja to możliwość zmiany władz bez korzystania z przemocy a także kontrolowania poczynań rządzących przez obywateli.
To stwierdzenie, przy jednoczesnej pamięci o rozbudowanym fundamencie liberalnego państwa, wyznacza nowe horyzonty dla budowy zapowiadanej coraz głośniej
nowej demokracji. Powinna ona opierać się na tych samych zasadach, jednak będzie posiadać skuteczne
instrumenty w rękach obywateli wobec globalnego systemu władzy. Pozwoli także
mieć pewność, że to wola większości z demosu, a nie wybranej grupy
obywateli, będzie decydowała o kierunkach rozwoju państwa.
Trzeba zatem
trzymać się zasad porządku liberalnego, na których opiera się demokracja, a nie po prostu imitować tradycyjne instytucje demokratyczne [ 25 ] — podsumowuje prof. Dahrendorf mówiąc o przestrzeniach ponadnarodowych, w których
dziś (jak na przykład w UE) zapadają decydujące o losach świata uchwały.
I wreszcie należy
znaleźć sposób na wyrażanie woli ludu w instytucjach ponadnarodowych. Otóż
dotychczas znane nam metody, jak na przykład bezpośrednie wybory, nie
sprawdzają się w przypadku instytucji takich jak NATO. Może rozwiązania należy
szukać w Internecie? Odgrywa on dziś zdecydowanie wielką
polityczną rolę jako pośrednik i medium, w którym spotykają się ludzie o podobnych poglądach. Tam właśnie często zapadają decyzje o akcjach
obywatelskich, demonstracjach i wiecach.
Dziś
nowe instrumenty demokracji, jak telefony komórkowe czy Internet, mogą
przynieść wielką odnowę. Znane są przykłady, gdy dzięki SMS-om
obywatele zwołują się na demonstrację w bardzo krótkim czasie. Tak było na
przykład po śmierci Jana Pawła II. Oprócz tego nie można umniejszać ich
roli w badaniach opinii publicznej — w sondażach prawie zawsze jest możliwość
oddania głosu za pomocą krótkich wiadomości tekstowych.
Jednocześnie Internet stanowi niejako dzisiejszą (bardziej anonimową i skonsolidowaną)
formę agory greckiej czy rzymskiego forum. Wiele debat na tematy społeczne i polityczne płynnie przeniosło się właśnie do sieci, razem za studentami i młodością,
która jest siłą napędową zmian w każdym kraju.
Dlatego
należy szukać może w tych mediach szansy na rozwój demokracji, na przywrócenie
dialogu ze społeczeństwem w pełnej formie popularyzując te źródła także
wśród ludzi starszych. Dzięki temu być może nasze czasy znane będą jako
druga młodość demokracji, a nie postdemokracja — którego określenia używa
prof. Dahrendorf.
W
związku z tym jest szansa, aby przyszłe pokolenie odzyskało kontakt z władzą, a ta — legitymizację w społeczeństwie. Problemem jednak pozostanie, czy
zachęta, jaką byłoby szersze wkroczenie myśli politycznej i społecznej do
Internetu i naszych telefonów komórkowych poprawiłaby frekwencję na
wyborach? A gdyby, co wydaje się dziś być daleką i nierealną perspektywą,
ale w niedalekiej przyszłości ma szanse się spełnić — wszelkie życie
polityczne kraju odbywało się na stronach internetowych, a wszelkie głosowania
odbywałyby się za pośrednictwem kilku kliknięć myszy. Taka sytuacja,
dzisiaj mieszcząca się w political fiction, może wkrótce stać się powszechna.
Może dobrym rozwiązaniem byłoby
wprowadzenie dialogu politycznego na tory publiczne dzięki wielkim tygodnikom,
jak „Der Spiegel". Już teraz przykłady Jacquesa Chiraca, czy przede
wszystkim Vaclava Havla, ukazują, że rozmowy o problemach kraju nie muszą
odbywać się wyłącznie za zamkniętymi drzwiami, co jest szczególnie często
praktykowane z krajach byłego bloku wschodniego, w tym w Polsce. Dobrym wyjściem z tego problemu wydaje się być sytuacja, w której czołowi politycy nie boją
się opinii publicznej. Wtedy są w stanie pojawiać się w mediach nie tylko
przy okazji wyborów — na przykład mogliby publikować eseje dotyczące
aktualnej sytuacji politycznej w gazetach. Tak robią coraz częściej wyżej
wymienieni politycy — i zdaje się, że jest to dobra droga rozwijania
demokracji w zgodzie z myślą ateńską, która zakładała kontakt. Teraz,
coraz częściej ten kontakt ma charakter przedwyborczy jednokierunkowy, nie zaś
dialogu.
Tak
jak Ateńczycy stanowili istotę polis,
obywatele demokratycznego kraju powinni dążyć do budowania systemu opartego właśnie
na nich. Stąd dużą nadzieję pokłada się w myśli zakładającej rozwój
demokracji obywatelskiej, samorządności i decentralizacji władzy — bo jest
to sposób nawiązania do antycznego wzorca polityki. Dzisiaj absurdalnym byłoby
dzielenie terytoriów na odpowiadające wielkości greckich polis
autonomiczne regiony. Dlatego władza centralna jest konieczna. Jednak prawdziwa
siła społeczeństwa obywatelskiego musi leżeć w niewielkich wspólnotach,
tak zwanych małych ojczyznach, a także ograniczonych podziałami
administracyjnych terenach — jak na przykład gmina.
Stąd
należałoby dziś zastanowić się nad aktywizacją społeczeństwa na płaszczyźnie
politycznej poprzez popularyzację instytucji samorządu i zacieśnianie kontaktów
pomiędzy ich mieszkańcami — chociażby przez koncerty i festyny. Wspólnotę
greckiej polis
gruntownie wzmacniały przecież olimpiady, święta, obfite uczty i sztuki
teatralne. Można powiedzieć, że sposoby na budowanie więzi w społeczeństwie
bez wykorzystywania instytucji zewnętrznego wroga już zostały poznane i sprawdzone, a stało się to ponad 25 wieków temu. A dziś ich skuteczność
nie zmniejszyła się, jedynie ich częstotliwość i rozmach drastycznie spadły.
Dlaczego więc nie inwestować w obywateli, w ich możliwości i oddolne
budowanie silnego państwa?
Według
mnie, należy przekonywać lokalne władze do powrotu na łono antycznych wzorców
społeczeństwa. Trzeba w końcu pamiętać, że największego znaczenia dla
naszego życia nie mają decyzje prezydenta, ale wójta czy nawet administratora budynku. Ich działania mają największy wpływ na nasze życie, o czym niestety często zapominamy.
Rodzi się jednak pytanie, czy nie jest to tylko doraźny
środek, który nie zmieni wewnętrznego niezadowolenia z poziomu polityki
uprawianej na najwyższych szczeblach władzy. W polis greckiej istniała dużo większa możliwość kontrolowania władzy
przez instytucję ostracyzmu społecznego i bezpośredniej demokracji. Kultura
polityczna stała także na wyższym poziomie, co było efektem dużego rozwoju
wprowadzanej w życie myśli etycznej. Można powiedzieć, że w Grecji
obywatele wychowywani byli według w miarę określonego schematu zbudowanego na
bazie utworów Homera, lokalnych poetów, wierności bogom, dyscypliny społecznej.
Później dodano do tego arete politike i myśl filozoficzną.
Dziś wolność obywatelska pozwala każdemu na rozwój według woli rodziców, a potem własnego uznania. W efekcie często fundament etyczny, na którym
utrzymuje się wiedza i umiejętności polityczne, nie jest już tak mocny, jak
niegdyś. Także religijne przekonania kandydatów do przejęcia władzy w większości
krajów demokratycznych nie mają już dominującego znaczenia, jak to miało
miejsce przez większość dziejów świata.
Jednocześnie
społeczeństwo nie tworzy już tak silnego kolektywu, jaki miał miejsce w czasie dwóch wojen światowych — kiedy to składały się na niego co
najmniej dwa czynniki. Oprócz zagrożenia zewnętrznego obywatele posiadali, w większości
oparty na tradycji i zwyczajach, potężny system wartości. Dziś żyjemy
bardziej w dobie relatywizmu wartości i pragmatyzmu politycznego, niż
zdecydowanego stanowiska rządzących.
Zakończenie
Polis
dla nas dzisiaj może mieć znaczenie fundamentu myśli politycznej, na której
budowano wszystkie późniejsze systemy. Same garną się porównania systemów
politycznych do Aten — słynnej wręcz demokracji ateńskiej i do Sparty -
równie znanego spartańskiego wychowania. Dlatego można stwierdzić, że te
dwa wzorce państwowe na stałe osadziły się w kulturze o wiele mocniej niż
znany szerzej głównie z piramid i faraona Egipt czy tajemnicze dla
Europejczyków cywilizacje dalekiego wschodu.
Tak
jak cała cywilizacja helleńska stała się podstawą kultury całej
Europy w późniejszych latach, tak źródłem myśli politycznej niewątpliwie
pozostanie dla nas półwysep Peloponez i historia tamtejszych wojen, przewrotów
na poziomie władcy i zmieniających się sposobów sprawowania rządów -
ustrojów politycznych. Kodyfikacja prawa rzymskiego z pewnością miała
miejsce pod wpływem dążenia mieszkańców Aten do ujednolicenia sądownictwa,
wprowadzenia dikaiosyne — rozpoczętych w sto lat przed słynnym dziełem
Republiki. Warto pamiętać, że tutaj także były one efektem konfliktu dwóch
warstw społecznych o interpretację prawa zwyczajowego. Polis
po raz kolejny ukazuje ponadczasowy charakter problemów politycznych, z jakimi musieli się zmagać jej wielcy prawodawcy.
Dziś
do najlepszych tradycji polis
ateńskiej wydaje się nawiązywać myśl neoliberalna. W szczególności zaś
widać to w kwestii sfery publicznej i prywatnej życia — tutaj zachowano
odrębność, czego nie udało się zrobić innym modelom politycznym. Jedynie w kontynuacji liberalizmu możemy zauważyć, że jednostka jest wolna i nieograniczona przez stale rosnące wymagania państwa. Zasada laisser-faire
pozostaje wyraźnym świadectwem indywidualizmu obywatela wobec państwa, który
to wyciągnięto od Ateńczyków.
Podsumowując, można powiedzieć, że bez polis
nie byłoby kultury politycznej, jakiej kształt możemy dziś oglądać. W zasadzie wszelkie korzenie myśli politycznej sięgają miasta-państwa, a ich różnorodność jest efektem przyjmowania lub negowania założeń
istnienia polis.
Dodatkowo do omawianego powyżej modelu państwa w pewnym sensie chce odwoływać
się Unia Europejska, w szczególności we wspieraniu tzw. małych
ojczyzn. Polis
na zawsze pozostanie fundamentem, na którym zbudowano politykę i pewnym
drogowskazem na przyszłość demokracji.
Bibliografia:
-
Werner Jaeger, Paidea,
Warszawa 2001.
-
Zygmunt Kubiak, Literatura Greków i Rzymian, Warszawa 1999.
-
Historyczny Biuletyn Lotniczy Klubu Miłośników Lotnictwa
Polskiego w Łodzi, listopad 2002.
-
Rzeczpospolita,
9.01.1997 r.
-
www.wszechpolacy.pl
-
Arystoteles, Polityka;
Warszawa 2004.
-
Przegląd Polityczny
nr 72,Gdańsk 2005.
-
Robert Cialdini,
Wywieranie wpływu na ludzi, Gdańsk 1999.
-
Jacek Hołówka, Etyka w działaniu, Warszawa 2001.
-
James Jones, Stąd do wieczności,
Warszawa 1974.
-
Allan Bullock, Hitler. Studium tyranii,
Warszawa 1997.
-
Słownik
myśli społeczno-politycznej, pod red. Jacka Dereka, Bielsko — Biała
2004.
-
Słownik myśli filozoficznej, pod red. Michała Kuziaka, Bielsko — Biała 2004.
-
Niezbędnik
Inteligenta wyd. 6, wrzesień 2005
-
Historia
doktryn politycznych i prawnych, pod red. Krystyny Chojnickiej, Poznań
2004.
-
Nina Gładziuk, Cóż po Grekach?
Archetyp polis w twórczości Hannah Arendt, Warszawa 1991.
-
Wiktor Osiatyński, Rzeczpospolita
obywateli, Warszawa 2004.
-
Ryszard Nycz, Postmodernizm.
Antologia przekładów. Kraków 1997.
-
Z demokracją na ty, Warszawa 2004.
1 2
Przypisy: [ 12 ] N. Gładziuk, Cóż po Grekach? Archetyp
polis w twórczości H. Arendt, Warszawa 1991 [ 13 ] Arystoteles, Polityka; Warszawa
2004, str. 11. [ 15 ] Cyt. za: Jaka przyszłość w świecie
po demokracji?, „Przegląd Polityczny" nr 72, str. 23-25,
Gdańsk 2005. [ 17 ] R. Nycz Postmodernizm. Antologia przekładów.
Kraków 1997. [ 19 ] Zob. także: R.
Cialdini, Wywieranie wpływu na ludzi, Gdańsk 1999, str. 112. [ 20 ] Jacek Hołówka, Etyka w działaniu, Warszawa 2001,
str. 431. [ 21 ] James Jones, Stąd do wieczności, Warszawa 1974,
str. 213. [ 22 ] Cyt. za: Jacek Hołówka, op. cit. [ 23 ] Cyt. za: Jacek Hołówka, op. cit, str. 432. [ 25 ] Wywiad w:
Przegląd Polityczny nr 72, Gdańsk 2005. « Doktryny polityczne i prawne (Publikacja: 17-03-2006 Ostatnia zmiana: 30-01-2011)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4656 |
|