|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Czytelnia i książki Filistrem jestem i nic, co mieszczańskie... Portret filistra u Marka Bałuckiego [2] Autor tekstu: Andrzej Bajguz
Kolejnym
dowodem na formowanie się, jak ją nazwie Thorstein Veblen — klasy próżniaczej,
filisterstwa jest przykład niektórych bohaterów z Grubych ryb. Onufry,
choć zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy, wymierza w siebie tragikomiczny
cios mówiąc: „od dziesięciu lat jeszcze mi się nie przytrafiło, żeby
wtedy, kiedy ja odprawiam sobie poobiednią drzemkę, ktoś śmiał dzwonić do
drzwi" [ 29 ].
Neurotycznie wtóruje mu w tym żona Dorota „żeby tak nagle kogoś budzić!
Ja się jeszcze cała trzęsę" [ 30 ]. W tym momencie Anglicy swoim zwyczajem rzekliby i ja powtórzę za nimi: "no
comments!".
Materialność
ponad wszystko
Młodopolscy
pisarze wskazują na „poprawność stroju i zachowania kołtuna, co stanowi w ich mniemaniu, dowód nieautentyczności zachowań i braku uznania dla duchowych
wartości" [ 31 ].
Przykładem jest Helena z Grubych ryb, której szczytem pragnień jest
posiadanie odpowiedniej garderoby. Marzy ona: „co by to było za szczęście
pokazać się w takiej materialnej sukni z ogonem, takim długim, długim
ogonem" [ 32 ].
Ponadto umiłowanie materialnych spraw jest powszechne: „mama z pannami pożyczają
skąd można, biorą na kredyt, gdzie się da, a gdy wszystkie źródła się
wyczerpią, znikają z widowni i wracają chyłkiem do kłopotów domowych, jak
aktorowie po przedstawieniu" [ 33 ].
Nieumiejętność finansowego radzenia sobie w mieszczańskim świecie oznacza
faktycznie niebyt w ogóle. Skoro więc niewiele się posiada, najważniejsze są
złudne atrybuty zamożności. Dlatego też bohaterowie Bałuckiego bawią się w pozory i gry. Dobre kombinowanie daje przecież szansę akcesji do środowiska,
które jest celem aspiracji. Pan Gienio na przykład, czyli donżuan powiatowy,
„był niby właścicielem małej kamienicy, która dostał w spadku po
ciotce" [ 34 ],
utrzymywał się zaś ze „skromnego kapitaliku, który także odziedziczył po
matce" [ 35 ].
Pani Pieprzyńska, bardzo ważna figura w Domu otwartym, wbrew swemu
absurdalnie brzmiącemu nazwisku, stanowi, według Telesfora, „egzemplarz porządnie
zakonserwowanego panieństwa" [ 36 ].
Jest ona jednak na balu, będącym niczym innym jak targowiskiem, ważnym
elementem, potrzebnym do „udekorowania" salonu, do dodania imprezie prestiżu.
Pulcheria znajduje nawet sposób na znajomość z nią. Wystarczy ponoć zapisać
się do stowarzyszenia religijnego „Drabiny Cnót Chrześcijańskich", by
wedrzeć się fortelem do jej łask. Wszystko to pokazuje, czym kołtuni zajmują
się w swym życiu codziennym. Nieustanne afery, intrygi, metody na pozyskanie
przychylności „szych" to nieliczne spośród wielu grzeszków. Towarzyszy
temu ponadto zupełny brak autentyzmu w relacjach międzyludzkich. Wiele postaci
permanentnie toczy między sobą gry, mówi co innego, a czuje co innego. Na
salonach toczy się wojna towarzyska niemal wszystkich względem wszystkich.
Umiejętność poruszania się w dżungli miasta ma zapewnić odpowiedni status
materialny i „poważanie" w środowisku.
Kłócę się, więc jestem
Kolejną
cechą kołtuna jest skłonność do sprzeczek, niejednokrotnie o nieistotne
detale lub sprawy niemal abstrakcyjne. Niech tego próbką będzie kłótnia
Doroty z Onufrym o to, kim będzie ich prawnuk. By dodać pikanterii do tego
sosu, warto podkreślić, że owo dziecko jeszcze się nawet nie narodziło:
|
"Dorota: gadaj ty sobie, co chcesz, ja tam na żadnego
inżyniera nie przystaję, będzie doktor i koniec!
Onufry: prędzej mnie tu włosy na dłoni wyrosną"
[ 37 ]. I jak dzieci, przekomarzają się uparcie:
"Dorota: nie będzie!
Onufry: będzie! (...)
Dorota: nie, nie, nie!
Onufry: tak, tak, tak!" [ 38 ]
Po czym chodzą oboje zirytowani.
|
Rysy
infantylizmu charakteryzują niemal wszystkich bohaterów utworów Bałuckiego.
W Domu otwartym mężczyźni pojedynkują się ze sobą o to, że jeden
drugiego nazwał smarkaczem, a honor każe przecież dżentelmenowi podjąć
rzucone wyzwanie. Szkoda jedynie, że nie ma komu ratować godności
uprzedmiotowionych przez kawalerów kobiet czy też dobrego imienia ojczyzny będącej
wówczas pod zaborami.
Non społecznikos, non artystos
Filistrowi
przeciwstawiona jest z reguły postać artysty lub działacza społecznego. Brak
wrażliwości estetycznej jest również ważnym probierzem kołtuństwa. Na
przykład Pagat i Wistowski nie umieją tańczyć, gubią krok. Jednak
odpowiednio połechtani słowami „ależ jak pan lekko tańczy", dają się
wciągnąć w żenujące, z powodu braku spontaniczności i nieznajomości
sztuki tanecznej, harce na parkiecie. Nie dostrzegłem choćby najmniejszych
artystycznych lub społecznikowskich rysów w którymkolwiek spośród bohaterów
Bałuckiego. Zaraz, zaraz ..., czyżbym był jednak w błędzie? W swym „umiłowaniu"
poezji niektórzy przecież są w stanie nawet stosować metafory. Wistowski tłumaczy
Pagatowiczowi: „karpie, szczupaki to grube ryby, a w przenośni to my"
[ 39 ].
Jak się okazuje jednak nie wszyscy są w stanie zrozumieć coś powiedzianego
nie wprost. Pagatowicz dziwi się więc: „jak to, ja gruba ryba?" Na to
„mentor" wyjaśnia zawiłości: „grube ryby to pan i ja, i w ogóle każdy
człowiek nieżonaty, z majątkiem, wyrobioną pozycją, który może żonie
zapewnić dobry los, piękne utrzymanie, słowem to, co nazywamy dobrą partią"
[ 40 ].
Kontynuuje: "jak taka gruba ryba pokaże się w domu, gdzie są panny na
wydaniu, zaraz mama, ciocia i opiekunowie usiłują go złapać na męża,
zaczynają się swatania, namowy, słowem formalne polowanie (...)" [ 41 ].
Tak więc oto od lichej metafory wracamy znowu do materializmu. Determinizm taki
jest rzeczywiście zadziwiający.
W
miejskich salonach w utworach Bałuckiego, w prowadzonych między bohaterami
rozmowach, nigdy nie pojawiają się kwestie poświęcone polityce czy też
sprawom społecznym. Postacie nie buntują się, mają ograniczone dążenia, są
„zadowolone ze swej praktycznej i pozbawionej ideałów egzystencji"
[ 42 ].
Pewne
asocjacje z zachowaniem artystów np. młodopolskich rodzą się jednak na myśl o niektórych męskich szowinistach u Bałuckiego. Wróbelkowski w Domu
otwartym mówi o Kamili: „ma jeden feler — jest panną (...), a ja w pannach nie gustuję. Mężatki to moja pasja" [ 43 ]. Tak samo Umizgalski -
donżuan powiatowy w pogoni za miłosną awanturą perwersyjnie raduje się:
„mężatka i do tego sama. To lubię" [ 44 ].
Umiłowanie mężatek jest to już przekroczenie granicy normalności. Sprawą
różnicującą jednak artystów modernistycznych od kołtunów jest stosunek do
konwenansów. O ile więc ci pierwsi odrzucają konwenanse jako takie, o tyle
drudzy wielokrotnie zasłaniają się nimi w celu usprawiedliwienia swoich
poczynań.
Plotka prawdę ci powie...
Świat
mieszczański jest światem plotek. Co robić zaś, gdy jest się samemu „na językach"?
Pulcheria w Domu otwartym, obyta już z regułami rządzącymi środowiskiem
mieszczańskim, radzi: „z początku to drażni, gniewa, ale potem oswoisz się"
[ 45 ].
Piotr w Radcy pana radcy z plotki właśnie dowiaduje się o romansach żony,
każe więc Zdzisławowi ją śledzić. Ponadto Piotr mówi wyniośle o żonie,
która rzekomo udała się na schadzki z innym mężczyzną: „gdyby
przynajmniej była to zrobiła zwyczajnemu człowiekowi, nie byłoby mi tyle
bolesnym, ale zhańbić godność, którą piastuję, to okropność"
[ 46 ]. W tej sytuacji na usta ciśnie się ironia: „panie Piotrze niech pan
zrezygnuje z piastowanego urzędu, ból będzie zapewne mniejszy".
Nomen omen
Michał Bałucki nieraz ułatwia ocenę a priori swych postaci poprzez
nadanie im tendencyjnych nazwisk. Przykładowo pan Bagatelka ciągle myli nazwę
stowarzyszenia, którego jest członkiem, Umizgalski zachowuje się jak etatowy
amant, zaś Tarapatkiewicz, wiecznie ma, jak można łatwo się domyślić, kłopoty.
Ponadto w komediach występują zabawnie nazwani: Piernikiewicz, Ślazikowski,
Ciumciukiewicz, Pieprzyńska, Ciaputkiewiczowie i inni.
Czy
ja jestem?
Bohaterowie Bałuckiego z pewnością nie mają świadomości
tego, że są filistrami, a nawet gdyby im ktoś owo kołtuństwo zarzucił,
zapewne odparliby z niesmakiem, że nic to ich nie interesuje. Chcąc być zaś
bardziej wyrafinowanymi w krytyce swych adwersarzy, rzuciliby: „atakują nas
jedynie ci, co sami niczego się nie dorobili". Truizmem jest jednak
konstatacja, że nie w tym rzecz, że w życiu chodzi o coś więcej niż o pełny
brzuch i o pustą rozrywkę.
Próba apologii kołtuna?
Jadwiga
Zacharska próbuje wskazać pewne uzasadnienie postaw wielu ludzi pozytywizmu
oraz bohaterów utworów z tego okresu. Powołując się na opinie modernistów,
tłumaczy: „podporządkowanie jednostki zbiorowości, a w skrajnej postaci
determinizm społeczny czy biologiczny w programach i w literaturze pozytywizmu
uzasadniały redukcję cech indywidualnych na rzecz typowych (...)"
[ 47 ].
Ponadto "materialistyczna koncepcja świata i nacisk na program ekonomiczny
implikowały dominację celów materialnych nad innymi, a hasła realizmu
politycznego usprawiedliwiały ostrożność i zawężenie horyzontów do
interesów jednostki czy rodziny" [ 48 ].
Znakomitym przykładem jest przypadek Piotra z Radcy pana radcy, który
łatwo daje się przekonać, że realizując sprawy prywatne, działa dla większej
idei — dobra publicznego. Ów chwyt retoryczny, zastosowany względem niego, ma w rzeczywistości jeden cel — nepotyzm. W efekcie prowadzi to do zwyrodnień całego
systemu, korupcji, do zależności w posiadaniu „haka" na siebie nawzajem,
do przysłowiowej „ręki rękę myjącej". Apogeum takich postaw przypadło w Polsce, zdaje się, na okres realnego socjalizmu. Zjawisko tzw. amoralnego
familizmu polegało na wspieraniu rodziny, „swoich" kosztem całego społeczeństwa i państwa. „Przedsmakiem" takich postaw był już np. polski nepotyzm
szlachecki, oraz, jak widać, okres pozytywizmu w Polsce. Historycy i socjologowie tłumaczą to represyjnością systemu zaborczego w wieku XIX, jak
też reżimu PRL-owskiego. Nie jestem apologetą takich postaw, bo jeśli nawet
ów amoralny familizm miał być reakcją obronną na okupanta, sposobem na
radzenie sobie w trudnych czasach, mierzył zarazem, być może nieświadomie, w resztę społeczeństwa polskiego. Hermetyczność środowiska, wzajemna pomoc
szły w parze z egoizmem, brakiem wrażliwości społecznej względem reszty
Polaków, którzy posiadali gorszy status ekonomiczny niż np. dobrze sytuowani
bohaterowie utworów Michała Bałuckiego. Moim zdaniem należy jednak pamiętać o źródłach historyczno-społecznych tych kontrowersyjnych, etycznie
dwuznacznych zachowań i postaw.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 31 ] Zacharska Jadwiga, op. cit., s. 50. [ 32 ] Grube ryby, op. cit., s. 23. [ 33 ] Przewrócone główki, op. cit., s. 292. [ 34 ] Donżuan powiatowy, op. cit., s. 260. [ 36 ] Dom otwarty, op. cit.,
s. 180. [ 37 ] Grube ryby, op. cit., s. 14. [ 41 ] Dom otwarty, op. cit., s. 212. [ 42 ] Zacharska Jadwiga, op. cit., s. 54. [ 43 ] Dom
otwarty, op. cit., s. 221. [ 44 ] Donżuan
powiatowy, op. cit., s. 262. [ 45 ] Dom otwarty, op. cit., s. 282. [ 46 ] Radcy pana radcy, op. cit., s. 79. [ 47 ] Zacharska Jadwiga, op. cit., s. 67. « Czytelnia i książki (Publikacja: 17-07-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4932 |
|