|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Mroczne karty historii KK
Siostry Diabła Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Jak pisała Uta Ranke-Heinemann, zniekształcenie mitu
maryjnego doprowadziło na przestrzeni wielu wieków do poświęcenia kobiecości
wielu młodych dziewcząt, które oddały się „dziewictwu dla samego
dziewictwa". Duża ich część została poświęcona przez krewnych, bez
zgody samych zainteresowanych. Klasztory z ich obsesją dziewictwa znajdowały
się pod nieustannym szturmem Diabła, który nie tylko molestował wiele
dzielnych zakonnic, ale i całe ich tłumy przeciągnął na swoją stronę.
Przybytki owe były nie tylko miejscem wygranych bitew szatańskich, ale i wylęgarnią
seksualnej patologii, dewiacji i perwersji. Czasami bardzo subtelnej, innym
razem ordynarnej. W okresie reformacji, kiedy zaczęto zdobywać, demolować i sekularyzować wiele owych oaz nominalnej cnoty, odsłoniono wiele kości
małych dzieci, którym nie dane było się narodzić z uwagi na wzniosłą ideę
„czystości". Oczywiście aborcje zakonne dokonywane były w sposób na ogół
mało czysty i humanitarny. „Przez wiele wieków fobii seksualnej młode kobiety
stawały się świętymi odpadkami. Klasztory były duchowymi haremami Jezusa.
Duchowni przeciwstawiali przyjemności i ekstazy bycia narzeczoną Chrystusa
mizerii bycia narzeczoną zwykłego człowieka. (...) Jedynym mężczyzną, na
którego wolno im było patrzeć był Jezus w swojej nagości. (...) Istnieje
wiele opisów zakonnic wyobrażających siebie jak przyciskają usta do Jego
ran, spijają Jego krew jak wampiry. Każdy spowiednik, każdy psychiatra wie o związkach pomiędzy psychozami seksualnymi i niektórymi formami duchowości.
Zamknięte zakonnice cierpiały prawdopodobnie większe katusze niż świat
sobie wyobraża" (Uta Ranke-Heinemann) Zakonnice, które nie chciały się podporządkować lub
nie potrafiły wytrzymać w kieracie celibatu karano sankcjami kościelnymi,
odosobnieniem o chlebie i wodzie oraz chłostą. W średniowiecznej Hiszpanii za
różnego rodzaju uchybienia groziło niepokornym zakonnicom dwieście batów,
zamknięcie lub wykluczenie ze wspólnoty. W połowie VII w. synod w Rouen za złamanie
ślubów „czystości" przewidział karę odosobnienia i surowej chłosty.
Reguła zakonna ułożona przez biskupa Besançon, Donatiusa (zm. 660),
przewidywała w zależności od przewinienia — 6, 12 lub 50 uderzeń dla
siostry. Pierwszy niemiecki sobór narodowy z 742 r. za złamanie ślubu
„czystości" przewidywał karę więzienia o chlebie i wodzie, trzykrotną
chłostę i ogolenie głowy. Mimo tego Diabeł i tak był górą. Jak pisze Deschner, żeński
klasztor Gnadenzell w Szwabii nazywano offenhausen,
co oznacza „dom publiczny", tym bowiem stał się za sprawą tamtejszych
zakonnic. Znanymi burdelami były także, pod koniec XV wieku, klasztory żeńskie w miejscowościach Interlaken, Frauenbrunn, Trub i Gottstadt — koło Berna,
Ulmy i Miluzy. Rada miejska Lozanny wydała oficjalny nakaz, by zakonnice
przestały narażania na szwank burdeli. Natomiast rada miejska Zurychu uchwaliła w roku 1493 utrzymany w ostrym tonie dekret „przeciw nierządnemu gromadzeniu
się w żeńskich klasztorach". Wedle bogobojnego biskupa Ivo z Chartres (zm.
1116), klasztor w St. Fara był „nie miejscem pobożnych zakonnic, lecz
burdelem diabelskich bab".
Władze kościele
podejmowały szereg środków prewencyjnych, co by Diabłu zanadto roboty nie ułatwiać.
Starano się na ogół jak najściślej — czasami do granic absurdu -
odgrodzić zamknięte „córy Chrystusa" od świata zewnętrznego, a w szczególności
od równie wyposzczonych mnichów; kiedy wyznaczano siostrom kapelanów i spowiedników, to starano się, by byli to dziadkowie lub eunuchy, ograniczano
także pielgrzymki uświęconych niewiast. Dotkliwe musiały być zakazy
pielgrzymowania do Rzymu, do stóp grobu świętego Piotra. Franciszkanin
Berthold z Ratyzbony drwił: „Podróż do Rzymu jest kobiecie tak samo
potrzebna, jak kurze lot przez płot".
W konstytucji dla
klarysek z 1263 papież Urban VI takie ustanawia obligatoryjne zapory między światem a klasztorem: „Nakazujemy, aby na zewnętrznym murze klasztoru umieszczone było
koło silne, przez które niechaj nikt wnijść ani wyjść nie zdoła; jeno aby
przez nie być mogły siostrom rzeczy konieczne podawane. A jeden otwór w murze
maleńki połączy klasztor ze światem. Lecz niechaj tkwi w nim blacha żelazna,
drobno dziurawiona i tak mocno przybita, aby jej nikt nie otworzył. Niech ostre
kolce z niej wystają , a także szmat sukna czarnego zawieście, iżby siostry
nikogo, ani też nikt sióstr dostrzec nie mógł. Gwoździami niechaj także
najeżona będzie krata z kutego żelaza, którą oddzielicie kościół
klasztorny od siostrzyńskich izb".
Siostry najradykalniej
odgrodzone od świata — kolcami i gwoździami — przegrywając z pożądaniem
stawały się onanistkami i lesbijkami. I z tym próbowały sobie reguły
zakonne radzić. Zasady rządzące karmelitankami bosymi przewidują: „Bez
zgody przeoryszy żadnej siostrze nie wolno udać się do celi innej siostry! To
obowiązuje pod surową karą", „Każda ma swe łóżko tylko dla
siebie!", „Żadna z sióstr nie może objąć innej ani dotknąć jej twarzy
lub ręki!" Cóż to za ideały, którzy trzeba było strzec w sposób tak
dehumanizujący i barbarzyński?!
W Poenitentiale
Bedae ścigano wspólne igraszki zakonnic: "Jeśli
poświęcona Bogu dziewica grzeszy z inną poświęconą Bogu dziewicą za pomocą
instrumentu (per machinam), siedem lat
pokuty". Trudno powiedzieć, czym na ogół była owa „machina", można
jednak sobie wyobrazić, że nie każdej onanistce w habicie wystarczała
zwyczajna klasztorna świeca, jakich miały pod dostatkiem. W połowie XIX w. w jednym z austriackich klasztorów żeńskich odnaleziono bardziej wymyślną
„machinę", zwaną godemiché (od łac.
gaude mihi, sprawia mi radość). Była
to „rurka długości 21,25 cm, nieco zwężająca się z jednej strony, tak że
średnica otworu szerszego wynosiła 4 cm, węższego — 3,5 cm. Brzegi obu końców
były pogrubione i ponacinane, niewątpliwie w celu zwiększenia tarcia w trakcie używania. Powierzchnia ozdobiona obscenicznymi rysunkami, które miały
wywierać działanie erotyzujące… Rurkę mocno nasmarowano łojem" (Stoll).
Zrozumiałym jest, że we Francji sztuczny penis do onanizmu nazywano bijoux
de religieuse, czyli „klejnot zakonnic".
Te niewinne substytuty
seksualnych praktyk oczywiście nie w pełni i nie zawsze mogły zaspokajać libido. Zanotowano wiele przypadków, które można zakwalifikować jako
urojenia na tle seksualnym lub „opętania seksualne". W XVI w. współczesny
autor tak pisał na ten temat: „Młode dziewczęta, które jeszcze nie miały
stosunku seksualnego, wykonują w erotycznym delirium ruchy koitalne, obnażają
się, onanizują z rodzajem ekshibicjonistycznej dumy, którą laikowi trudno
sobie nawet wyobrazić, wymawiając przy tym sprośne słowa". Lekarz
niderlandzki, Johannes Weyer, w 1563 r. napisał dzieło De praestigis
daemonum, które wylądowało na Indeksie Ksiąg
Zakazanych. W książce tej Weyer protestował przeciw polowaniom na czarownice.
Autor znalazł się w komisji badającej „czary" w kolońskim klasztorze
Nazareth. W wyniku dochodzenia pisał: „Ich erotyczny charakter był
jednoznaczny. Zakonnice miały ataki konwulsji, w trakcie których leżały z zamkniętymi oczami na plecach, albo sztywno albo wykonując ruchy koitalne.
Wszystko zaczęło się od młodej dziewczyny, którą nocą nawiedzały zwidy,
że przychodzi do niej kochanek. Drgawki, którymi wkrótce zaraził się cały
klasztor, pojawiły się, gdy schwytano kilku chłopaków, którzy nocą
potajemnie składali wizyty zakonnicom". Być może „opętanie" wynikało z odcięcia sióstr od ich tajemnych kochanków i możliwości normalnego
zaspokajania żądz cielesnych...
Sto lat później diabeł
nawiedzał podobnie urszulanki w Auxonne. Lekarze wezwani do potarganych sióstr
odkryli niemal u wszystkich objawy przypadłości, którą scharakteryzowano
jako „uczucie gorąca, któremu towarzyszy nie dające się ugasić pragnienie
rozkoszy seksualnej", zaś u młodszych sióstr niezdolność „do myślenia i mówienia o czymkolwiek innym niż seks". Niebożęta… Osiem z nich wyznało,
iż zostały rozdziewiczone przez duchy, na co lekarze nie znaleźli remedium
innego niż modlitwa, praca i woda święcona.
Najbardziej znanym
przypadkiem tego rodzaju była sprawa „Diabłów z Loudun" u nas znana jako
przypadek Matki Joanny od Aniołów. To najsławniejszy przypadek diabelskiego
zwycięstwa nad okowami celibatu. W roku 1634 miało miejsce grupowe opętanie
seksualne urszulanek z Loudun we Francji. Przełożona tego klasztoru, Jeanne
des Anges, młoda i piękna przeorysza zaczęła
być regularnie trapiona dzikim pragnieniem zmysłów, które przerodziło się w molestowanie przez złe duchy, elitę piekielną zresztą, w osobach Lewiatana,
Asmodeusza, Zabulona, Astarotha, Behemota, Balaama i Isacarona. W Autobiografii
Jeanne tak pisze o swym 'opętaniu':
„Odczułam silne uczucie miłości do pewnej osoby i niestosowne pragnienie
rzeczy nieprzystojnych". Nie mogąc zaspokoić swego pragnienia Joanna poczęła
mieć urojenia, które szybko rozniosły się na resztę sióstr. Z odsieczą
zakonniczkom ruszył dzielny jezuita, Surin i grupa egzorcystów. Księża-magowie
radzili sobie tak kiepsko, że wkrótce po ich przybyciu wszystkie siostry, z wyjątkiem kilku najstarszych, uległy „opętaniu" i żądały nocnego
egzorcyzmowania.
„Zaczęło się trwające
lata widowisko, któremu przyglądali się książęta i księża, a lud
przybywał tłumnie. Improwizowane pokazy chronicznie spragnionych miłości,
afektowanych, wzajemnie pobudzających się kobiet za każdym razem na nowo dawały
niebywały efekt. Nieszczęsne owe istoty popadały w konwulsje, wyginały się,
przybierając jakieś zupełnie niemożliwe pozycje. Podnosiły w górę suknie,
koszule, przyjmowały najróżniejsze pozy, tak że podobno widzowie, którzy
wszak przybywali tu, by oglądać i wyciągać wnioski, zasłaniali twarze.
Rzucały się ojcom na szyje, usiłowały ich całować, onanizowały się
krucyfiksami, przekrzykiwały w sprośnościach i opowiadaniu wulgarnych dowcipów,
posługując się przy tym najplugawszym rynsztokowym słownictwem".
Mnisi odpowiedzialnością
za opętanie oskarżyli duchownego świeckiego, Urbaina Grandiera, który był o tyle wygodną ofiarą, iż na krótko przedtem spłodził książeczkę
przeciwko bezżenności księży. Kanonika wzięto na męki. "Tak to prawda na
światło wyszła, pisze Kołakowski w Rozmowach z diabłem, i piętnastu sędziów, bezstronnie i z miłością sprawę zbadawszy,
sprawiedliwy na koniec wydało wyrok, iżby Urbana Grandier żywcem w ogniu
spalić. 18 sierpnia wydany był wyrok i tegoż dnia zaraz wykonany, jeno
przedtem kwestii jeszcze poddano czarciego sługę, aby wspólników wydał.
Potem na plac Świętego Krzyża go powieźli (bo chodzić nie mógł, nogi mając
przez swoją hardość potrzaskane) z głową nagą, w koszuli, ze sznurem na
szyi, a w ręku płonącą pochodnię trzymając dwóch funtów wagi. Jaki bezbożnik
to był, wszyscy widzieli, bo skruchy żadnej przed sprawiedliwością nie
pokazał… A kiedy go wiedli, polewali go obficie z litości ojcowie wodą święconą
po twarzy, iż oddychać nie mógł od wielkiej ilości tej cieczy błogosławionej. A przecie upór diabelski zachował i z miną szyderczą na wózku siedział.
Jeszcze go do pala przywiązanego nawrócić chcieli i skruszyć, bo
niewyczerpane było miłosierdzie pobożnych ojców. Mnich jeden żelaznym
krucyfiksem po twarzy go bił, aby się pomiot szatański opamiętał, a ten
jeszcze głowę odwracał, świętego wizerunku Zbawiciela nie chcąc ucałować".
« Mroczne karty historii KK (Publikacja: 16-01-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5214 |
|