|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Religie i sekty » Religioznawstwo
Logika mitu [2] Autor tekstu: Marcin Punpur
Racjonalistyczna krytyka mitu zainicjowała proces odchodzenia od „dosłownej"
interpretacji na rzecz metaforycznej. Wiele zawdzięczamy w tym względzie
Heraklitowi oraz Stoikom. Chryzyp sprowadził bogów greckich do zasad
fizycznych i etycznych [ 13 ].
Także ojcowie Kościoła, a zwłaszcza Orygenes posługiwali się metodą
alegoryczną w objaśnianiu zagadek Starego Testamentu [ 14 ]. W ten oto sposób mit przybrał formę poezji, stając się jednocześnie głównym
źródłem jej inspiracji. Chrześcijaństwo notabene przyniosło nagły zwrot akcji w procesie
demityzacji. Warto więc poświecić mu odrobinę uwagę. Tym bardziej, że
rola, jaką odegrało była dość ambiwalentna. Z jednej strony bowiem
korzystając z dorobku myśli racjonalistycznej, przypuściło bezpośredni atak
na mitologię. Tu wielce skuteczna okazała się krytyka antropomorfizmu zapoczątkowana
przez Ksenofanesa. Z drugiej strony natomiast będąc ciągle, choć w sposób
zamaskowany, pod wpływem greckiej, a potem rzymskiej mitologii, stworzyło własną.
Była to jednak mitologia z gruntu różna od tej spisanej przez Homera i Hezjoda. Po pierwsze jak wiadomo chrześcijaństwo stało w opozycji do
greckiego politeizmu, próbując zredukować całą jego różnorodność i bogactwo do jednoosobowego Boga (w trzech postaciach, sic!). Zabieg dla Greka,
poszukującego w innych kulturach odpowiedników własnych bogów, nie do przyjęcia.
Nawet Ksenofanesowi obcy był ten sposób rozumowania. Jak pisze Reale: „Bóg, o którym mówi Ksenofanes jest bogiem-kosmosem, który w sposób naturalny zakłada
istnienie innych bogów czy boskich bytów". [ 15 ] Było to oczywiste,
albowiem „żaden Grek nigdy nie twierdził, że monoteizm jest antytezą
politeizmu" [ 16 ].
Swoją drogą taki pogląd
umożliwił tolerancję religijną. Godny podkreślenia jest fakt, że Grecy
nigdy nie prowadzili wojen religijnych ani nie dyskryminowali ludzi ze względu
na ich wyznanie. Skazanie Anaksagorasa czy Sokratesa nie było spowodowane ich
ateizmem, lecz było podyktowane ich koneksjami politycznymi. Także później,
prześladowania chrześcijan, praktykowane przez Rzymian nie były przejawem
religijnej dyskryminacji, lecz wynikały z odmowy respektowania rzymskich kultów.
Jak słusznie stwierdza B. Snell: „Rzymianie nigdy nie żądali od Chrześcijan
by wyrzekli się własnych wierzeń, lecz jedynie by przestrzegali przepisane
przez państwo praktyki i rytuały" [ 17 ].
Źródło ich odmowy nie leżało wyłącznie w woli buntu, lecz wynikało w istocie z charakteru ich religii. Chrześcijaństwo bowiem przyniosło obcy
Grekom monopol na prawdę religijną i awersję do inności (notabene jakże
dalekie od intencji jej założyciela). Wynikało to ze specyficznego stosunku
Kościoła do sacrum.
Spróbujmy wyartykułować ten stosunek zestawiając
go z wierzeniami Greków. Podczas, gdy chrześcijanie wierzyli w Boga, Grecy „żyli z bogami". Doświadczali ich tak jak praw przyrody. Byli oni dla nich czymś
naturalnym i oczywistym. Greccy bogowie bowiem, nie byli umiejscowieni gdzieś w zaświatach, lecz obecni w świecie. Żyli obok ludzi i wchodzili z nimi w różnorakie
stosunki. Jak pisze przy tym Snell stosunki te przybierały dość interesująca
formę: „Były to stosunki oparte raczej na partnerstwie, aniżeli posłuszeństwie.
Bogowie nie narzucali gniewnie woli ludziom, wymagając od nich bezwzględnego
poddaństwa, lecz raczej stosowali techniki uwodzicielskie. Przykładem mogą być
słowa Ateny, która zwraca się do Achillesa w ten oto sposób: 'podążaj za
mną jeśli chcesz...'. Ingerencja bogów w świat ludzki niosła zazwyczaj ze
sobą uwznioślenie jednostki, uczynienie jej wolną, silną, odważną i pewną
siebie" [ 18 ].
Stąd owe poczucie bliskości i naturalności świata boskiego. Mieszkaniec
polis, co podkreśla Snell, „nie traktował swych bogów z miłością i pokorą,
które stały się typową postawą wobec Boga w świecie chrześcijańskim,
lecz z szacunkiem i podziwem. Nawet, gdy się modlił to jego słowa, były
wyrazem owego podziwu i dumy, a nie uniżoności. Poza tym u Homera najbliżsi
bogu nie byli ludzie biedni i słabi, jak u Chrześcijan, lecz można by rzec
najlepsi z najlepszych" [ 19 ].
Chrześcijaństwo zniszczyło ten szlachetny obraz wprowadzając dualizm świata i umieszczając Boga poza jego granicami. Brak Boga w świecie wymusił potrzebę
jego uprawomocnienia w postaci wiary. Wiara obca doświadczeniu, postulując byt
nadprzyrodzony, ex definitione niezdolna inaczej, musiała opatrzyć swój
przedmiot mianem dogmatu. Za dogmat uznano więc stworzenie świata, człowieka,
jak i wiele innych zupełnie nowych „mitów" (niepokalane poczęcie,
zmartwychwstanie, wniebowzięcie itd.). Mit przestał być kwestią codziennego
doświadczenia (tak jak w świecie greckim) i stał się przedmiotem wiary [ 20 ].
Najbardziej przełomowe okazało się jednak co innego. Wraz z rozwojem chrześcijaństwa
upowszechnił się i utrwalił wymóg racjonalnego uzasadnienia aktów wiary. Były
to początki teologii scholastycznej. Jak się okaże później, jej narodziny będą
oznaczały bankructwo działalności mitologicznej, w tym samego chrześcijaństwa.
Poszukiwanie dowodów na istnienie Boga musiało skończyć się porażką,
albowiem żaden dowód nie ma mocy wiążącej dla tego co poza światem.
Dowodzenie zachowuje swą ważność jedynie w obrębie świata. To co ponad
nim, wchodzi w obszar fideizmu. A zatem jest irracjonalne. W tym sensie najwłaściwszą
postawą (choć jakże upośledzoną) pozostało tertuliańskie credo quia
absurdum. Niemniej jednak należy odnotować, że teologia stała się
destrukcyjna, nie tylko dla sfery sacrum opatentowanej przez Kościół,
ale w ogóle dla całości obszaru mitologicznego. Jak zostało już
powiedziane, człowiek pierwotny uznawał mit w sposób naturalny. Nie szukał
dla niego specjalnego uzasadnienia, wystarczało, że w naturalny sposób
zaspokajał jego potrzeby. „Odniesienie do mitu nie jest wiedzą, lecz aktem
akceptacji totalnej i ufnej, a nie doświadczanej potrzeby usprawiedliwień"
[ 21 ]. Scholastyka wywróciła
ten porządek do góry nogami. Rację wyniosła ponad motywy, racjonalność
ponad funkcjonalność. Z gruntu obca doświadczeniu, wprowadziła nakaz
intelektualnej inwigilacji. Mitowi postawiono wówczas ultimatum, albo poda swe
racje, albo stanie się dogmatem. Tak oto mit stanął na skraju przepaści.
Przejdźmy teraz do rewolucji naukowej. Dlaczego w ogóle
rewolucja? Idzie tu o przełom dokonany w XVI-XVII wieku przede wszystkim przez
Kopernika, Galileusza i Newtona. Przełom ten okazał się rewolucyjny, albowiem
podważył podstawowe wyobrażenia na temat świata, z jednej strony oraz
przyczynił się do narodzin nowoczesnej nauki z drugiej. Powstanie metody
eksperymentalnej oraz zastosowanie matematyki na szeroką skalę przyniosły
fundamentalne odkrycia. Ziemia przestała być centrum wszechświata (Kopernik),
uznano zjawisko bezwzględności (Galileusz), prawo powszechnego ciążenia, a także prawa ruchu leżące u podstaw mechaniki klasycznej (Newton). W ten sposób
świat zyskał nowe oblicze, człowiek natomiast nową orientację. Odkrycia
naukowe podważyły niektóre dogmaty religijne. Geocentryzm odchodził do
lamusa, a z czasem podobny los, dzięki odkryciom Darwina, miał spotkać
antropocentryzm. Kościół tracił na swym autorytecie. Nauka wprost przeciwnie
zyskiwała na sile, a wraz z rozkwitem technologii stała się potęgą. Jak to
się miało do mitu? Nijak! Mit, jak to pokazaliśmy na początku, pełni trzy
funkcje: hermeneutyczną, integrującą oraz terapeutyczną. Nauka koliduje z mitem jedynie w pierwszym obszarze, dwóm pozostałym pozostawiając całkowitą
autonomię. Tak jak mit dostarcza bowiem ogólnej wiedzy o świecie i zasobu
technik służących jego opanowaniu (technologia). Zważywszy jednak, że mit
od czasu krytyki racjonalistów nie pretenduje do dosłowności, a jedynie do
symbolicznego wyjaśniania świata, nie może tu być mowy o konflikcie. Nauka
nie podważa mitu, lecz jedynie jego patologiczną odmianę — dogmat.
Twierdzenie o antagonizmie mitu i nauki to nieporozumienie powstałe na mocy utożsamienia
mitu z dogmatem. Nieporozumienie, które w dużej mierze możemy przypisać Kościołowi.
W świetle powyższych rozważań
wynika, że to nie nauka, lecz scholastyczna teologia ponosi winę za
marginalizację mitu. Co się okaże zaraz, również rozpowszechniony pogląd
przypisujący destrukcję mitu Oświeceniu nie jest do końca prawdziwy.
Obecność
mitu
Podczas gdy w poprzednich epokach idea odczarowania świata była
wypowiadana jedynie pokątnie i z
rezerwą, to w Oświeceniu stała się sztandarem i urosła do rangi
uniwersalnej wartości. Nie bez kozery okres ten nazwano wiekiem Rozumu. Rozum
bowiem wraz z nauką miał stać się przewodnikiem ludzkości, jej motorem napędowym,
siłą emancypacyjną, wyzwalającą od ciemnoty i przesądów. Miał on być światłem
rozpraszającym mroki średniowiecza i zwiastunem nowych czasów wolności, równości i braterstwa. Czy oznaczało to jednak koniec mitu? Bynajmniej. Czym bowiem była
owa deifikacja rozumu, postępu, techniki jak nie pochodną mitu? Czym była
wiara w postęp jak nie mitem eschatologicznym właśnie? Nie był to z pewnością
mit całkiem niewinny. To co prawda światło rozumu miało prowadzić ludzkość
do krainy szczęścia, lecz czyż światło to z czasem nie stało się równie
oślepiające jak te boskiej proweniencji? Wprawdzie pochód ten miał znaleźć
spełnienie tu na ziemi, a nie w niebiosach, lecz czy nie towarzyszyła mu równie
„anielska nietolerancja"? Wojny napoleońskie, czy kolonializm wydają się
potwierdzać to przypuszczenie. Z pewnością kiedy Horkheimer i Adorno pisząc:
"(...)oto w pełni oświecona ziemia stoi pod znakiem triumfującego nieszczęścia
[ 22 ]"
czy dalej lakonicznie stwierdzając "oświecenie jest totalitarne [ 23 ]",
najwyraźniej przesadzają, niepotrzebnie radykalizując cały projekt rozumu
(rozumu, który notabene chcieli na nowo rehabilitować). Trudno jednak z drugiej strony nie zgodzić się z ich diagnozą odnośnie mitycznej natury tej
epoki. Za nimi można przyjąć, że walka z przesądem (mitem) w imię rozumu
sama ufundowana była na mitycznych podstawach [ 24 ].
Wiara w Rozum nie podlega zakwestionowaniu, to wszystko inne jest kwestionowane w imię tej wiary. Otóż, jeśli w przeszłości rozum był jedynie w pewnej
relacji do prawdy to w Oświeceniu stał się jej tożsamy. „Mit Rozumu nie
jest prawdziwy ani fałszywy, ponieważ żaden mit nie podlega dychotomii
prawdy i fałszu. Ale coś może być prawdziwe lub fałszywe tylko dzięki
mitowi Rozumu" [ 25 ].
Wiara w Rozum zatem zostaje przyjęta nie dlatego, że jest racjonalna:
„prawomocność środków dowodowych nie może być dowiedziona wcześniej,
nim się ją przyjmie" [ 26 ], lecz na podstawie wartości
jakie reprezentuje: wolność, równość i braterstwo. Wiara w Rozum ma sens,
albowiem konstytuuje człowieczeństwo i czyni życie godnym ludzkiego miana.
Rozum zatem jest wartością i jak każda wartość przynależy do porządku
mitu. W tym sensie uznanie rozumu za jedyną gwarancję prawomocności mitu jest
grą nieczystą, bo z gruntu niezdolną spełnić swych racjonalnych założeń. W obszarze mitu, w który Rozum nieuchronnie
wkracza, nie następuje zderzenie racjonalnego z nieracjonalnym, jakby
chciał tego Rozum, lecz jednej wartości (Rozumu) z innymi. Stosowanie
dialektyki „racjonalne" "irracjonalne" w sferze mitu jest zatem
nieuprawnione. Jedyne ustępstwo na jakie można tu pozwolić to uznanie
odmienności w ramach samej racjonalności i mówienie o takim czy innym rozumie
(a właściwie dyskursie).
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 14 ] Tamże,
s. 154. Swoją drogą, spory odnośnie do dosłownej interpretacji biblii w Kościele
Katolickim toczą się po dziś dzień. [ 15 ] Reale, dz. cyt., s. 134. [ 17 ] B.
Snell, Die Entdeckung des Geistes. Studien zur Enstehung des Europaischen
Denkens Bei den Griechen, 8. unveranderte Auflage, Gotingen 2000, s. 33. [ 20 ] Swoją
drogą, nawet gdyby kultura grecka przetrwała nigdy zaakceptowałaby
chrześcijańskiego aktu stworzenia ex nihilo. Zarówno dla
mitologii greckiej, jak i w ogóle dla kultury antycznej był to motyw całkowicie
egzotyczny. Jak zauważa Snell, „bogowie greccy przeobrażali świat,
ewentualnie zmieniali jego kierunek, lecz nigdy nie tworzyli go z niczego".
„W przeciwieństwie do chrześcijańskiego Boga, byli podporządkowani prawom
kosmosu" (zresztą podobnie jak bóstwa indyjskie). Snell, dz. cyt., s.
34. [ 21 ] Kołakowski, dz. cyt., s. 72. [ 22 ] M. Horkheimer, T. W. Adorno, Dialektyka oświecenia. Fragmenty
filozoficzne, przeł. M. Łukaszewicz, Warszawa 1994, s. 20. [ 24 ] Stwierdzenie to nie ma na
celu dyskredytacji oświeceniowego projektu, lecz jedynie demistyfikację jego
pozornie antymitycznego charakteru. [ 25 ] Kołakowski, dz. cyt., s. 67. « Religioznawstwo (Publikacja: 06-04-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5337 |
|