|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Nauka i religia
Nauka a religia [4] Autor tekstu: Bohdan Chwedeńczuk
Idźmy po kolei, konfrontując człon po członie naukę z religią i pamiętając, że nie istnieje wiedza religijna. Zdania religii mają
nieoznaczoną wartość logiczną, to zaś
znaczy, że niezależnie, czy są prawdziwe, czy fałszywe — jakie są, nie wiemy.
Sytuacja ta jest bezpośrednim następstwem nieistnienia wiedzy religijnej: tam,
gdzie nie ma wiedzy, nie ma w każdym razie uzasadnień, a gdzie nie ma
uzasadnień, nie ma przejścia od wydaje
się (że jest prawdziwe) do jest
(prawdziwe). Uzasadnienia, rzec można, to szlaki tego przejścia. W nauce
pozwalamy sobie na podnoszenie
pewnych zdań do rangi prawd, bo są końcowymi produktami łańcuchów
uzasadnieniowych, które nas nie zawodzą lub prawie nie zawodzą (dokładniej,
łańcuchów uzasadnieniowych, które pozwoliliśmy sobie uznać za niezawodne lub
prawie niezawodne). W nauce mówimy więc, pomijając trywialnie prawdziwe
tautologie, o zdaniach prawdziwych ponad rozsądną wątpliwość, i nic więcej.
Innymi słowy, istnieje w nauce każdorazowo rodzina sytuacji uzasadniania (tym
samym, rodzina zdań), gdzie pozwalamy sobie lekceważyć stale obecną różnicę
między wydaje się (że jest prawdziwe)
a jest (prawdziwe). W nauce
współczesnej są to fragmenty logiki, matematyki, centralne teorie
przyrodoznawstwa, i nic więcej. Nie mają one rzecz jasna żadnego immunitetu -
dziś są, jutro ich nie ma.
W religii natomiast nie ma przejścia od pozoru prawdy do prawdy, wszystko
jest co najwyżej pozorem prawdy, nie ma tam bowiem środków, by pójść dalej. Nie
stoi to jednak na przeszkodzie przeżywaniu wyobrażeń religijnych jako prawd.
Przeżycia te mają za podstawę wiarę. Wiara niczego jednak nie uzasadnia, jest
swoistym stanem organizmu, popychającym
nas do przekonań, a pozbawionym wpływu na ich wartość logiczną. Uzasadnienie to
działanie wiążące metodycznie, bo pod nadzorem logiki, nasze przekonania ze
stanami świata, stąd związek uzasadnienia z prawdą — uzasadnienie to nadzieja na
prawdę. Wiara natomiast jest niezależna od prawdy, i na odwrót -
prawda od wiary. Jeśli się tak zdarza, a zdarzyć się może, że wierzymy w prawdę, koincydencja jest czysto przypadkowa.
Trudno, żeby było inaczej, skoro wiara to splot dwóch sił psychicznych,
fantazjowania i chcenia,
nienastawionych na kontakt z rzeczywistością. U podstaw wiary jest mechanizm
tak sobie przedstawiam, do którego
dołącza drugi — tego chcę.
Zbierzmy wyniki tej konfrontacji. Religia jest poza prawdą i fałszem, bo
poza uzasadnieniem. W nauce występują prawdy, bo nic nie ma tam wstępu bez
uzasadnienia. W religii nie ma miejsca na wątpliwości, wiara z rozterkami to
niewiara, w nauce, mimo jej arsenału uzasadnień, nie ma miejsca na pewność inną
niż w granicach uzasadnienia; pewność bezwarunkowa to błąd.
Roszczeń religii wcale jednak nie ogranicza ta sytuacja. Występuje z prawdami, z samą Prawdą, wierze przyznaje bez porównania wyższą wartość
uzasadnieniową niż uzasadnieniu, a domaga się bezgranicznego zaufania,
zawierzenia.
8. Paradoks religii.
Uchylenie go przez zmianę języka. Koszty tego kroku.
Sytuacja ta zakrawa na
paradoks. Jak można tyle żądać stojąc na tak słabym, jeśli mierzyć niereligijną
miarą, gruncie? Trudno więc dziwić się próbom uniknięcia paradoksu. Było ich
wiele, ale da się je sprowadzić do dwóch rodzajów. Mamy tu reakcję
oświeceniową: podtrzymywanie mitów
religijnych niczym bezspornych prawd to głupota wiernych, a interes kapłanów
wspomaganych przez intelektualistów, dostarczycieli racjonalizacji. A po drugiej
stronie mamy reakcję mistyczną:wiara ma swoje racje, których rozum nie zna (parafrazując Pascala); „umarł
Syn Boży — jest to tym bardziej wiarygodne, ponieważ niedorzeczne; i pochowany
zmartwychwstał; jest to pewne, ponieważ niemożliwe" (Tertulian).
Zawiedzie się Czytelnik,
jeśli oczekuje, że będę pracowicie rozważał, która ze spierających się od
stuleci stron ma rację. Nie muszę, jest bowiem sposób, by spojrzeć na sytuację,
omijając pytanie, co może wskazać katolik (powołany tu na reprezentanta dowolnej
religii) na poparcie przekonania, że istnieje Bóg, do którego się modli.
A powołać może wszystko, całe
bogactwo religii. I powołuje: objawienie (nie bacząc na błędne koło, które
wskazywał Kartezjusz, że wierzymy w objawienie, bo pochodzi od Boga, a w Boga,
bo jest objawiony), dowody, nauczanie Kościoła. Może powołać wszystko, bo nie
podlega wyrokom — jak zwykli mawiać dawni pisarze religijni — naturalnego
rozumu. Nie podlega kryteriom prawdy, normom poprawności logicznej, wymogom
dotyczącym jasności i składności języka, zwyczajom sankcjonującym poznawcze
ryzyko i ostrożność, prawidłom wsparcia, jakiego hipotezom udzielają świadectwa, i tak dalej, i dalej — nie podlega prawodawstwu obowiązującemu w świecie wiedzy.
Znalazł się zaś poza zasięgiem tego prawodawstwa, bo mówi w innym języku. W tym
języku wyrażenia kluczowe dla oceny słuszności przekonań — „prawda",
„uzasadnienie", „przekonanie", „świadectwo" itp. — zmieniły znaczenia w stosunku
do ich znaczeń w nauce, w poznawaniu przez praktykę, w życiu codziennym. Łatwo
to opisać, korzystając z obiegowego dziś rozróżnienia: wyrażenia służące ocenie i krytyce przekonań, gdy występują na obszarze
sacrum, mają inny sens niż na
obszarze profanum, choć mają na ogół
ten sam kształt.
Różnice między znaczeniami
tych wyrażeń można w przybliżeniu przedstawić następująco. Prawda zwyczajna to
zgodność zdania ze stanem rzeczy, o którym mówi; prawda religijna to zgodność
zdania z instytucjonalnie strzeżonym depozytem wiary (o strzeżeniu trafna uwaga
G. W. F. Hegla w Wykładach z filozofii
religii, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006, tom I, s. 222 [wydanie
oryg., 1832]: "kontrola nad doktryną i nabożeństwami może być przeznaczeniem
jakiejś kasty albo pewnej szczególnej
rodziny"). Uzasadnienie zwyczajne to
wymuszenie zdania na nas przez doświadczenie i przez logikę lub tylko przez
logikę; uzasadnienie religijne to wymuszenie zdania przez wiarę lub przez inne
zdania z depozytu wiary. Przekonanie zwyczajne jest stopniowalne, idzie w ślad
za uzasadnieniem; przekonanie religijne ma jeden stopień, bo wiara ma tylko
jeden — gdy schodzi niżej, znika. (Kto zaledwie
przypuszcza, że ma nieśmiertelną
duszę, nie jest katolikiem.)
Sytuacji tej — że ludzie
mówią w innym języku, niż się zdaje — nie sposób nic zarzucić. Można wprawdzie
utyskiwać, że powinni zmienić kształt słów, gdy zmienili znaczenia, ale trudno
przeoczyć przyczyny przywiązania do dawnego kostiumu, choć zmienił sens. Religia
przychodzi na gotowe, gdy toczy się już cała reszta ludzkiego życia, czerpie
więc z zasobów kultury zastanej, w szczególności z środków służących nabywaniu,
utrwalaniu i propagowaniu społecznie ważnych przekonań. „Prawda" i okalające ją
słowa to rdzeń środowiska komunikowania wierzeń. Słowa te
opisują wierzenia pod istotnym
względem wartości informacyjnej, ale też
wyrażają i polecają postawy wobec
wierzeń: gdy słyszymy, że coś jest prawdziwe, słyszymy, że mamy się tego
trzymać.
I oto dokonuje się „cud" nad
słowem prawda. Prawda wiary to
bynajmniej nie prawda w zwykłym sensie, można by więc odstąpić od samego słowa w imię unikania nieporozumień. Słowo jednak pozostaje, niesie bowiem z sobą
szacunek, czyli kult tego, co prawdziwe.
Powiedziałem, że praktyce
odstąpienia od pewnego języka (tu, języka społecznej konwersacji o poznawczej
wartości przekonań) przy zachowaniu kształtu jego wyrażeń — praktyce tej, choć
bywa źródłem konfuzji, nie sposób nic zarzucić. Wskazałem też na istotną, jak mi
się wydaje, przyczynę tej religijnej apostazji językowej. Kto by natomiast
chciał ganić religię, niech uwzględni, że słownik, o którym mowa — słownik opisu i oceny przekonań oraz wytworów przekonaniom pokrewnych pod względem ich
zasługiwania na aprobatę — ulega
analogicznym przeobrażeniom w innych niż religia obszarach kultury. W literaturze pięknej, w ideologii, w polityce, gdy mówi się tam o prawdzie,
uzasadnieniu itp., nie mówi się tego, co w fizyce, biologii, historiografii, czy w codziennym użyciu słowa „prawda". Tam też na starych słowach narosły nowe
sensy, pasożytujące na dawnych.
Nie sposób więc nic rzeczowo
zarzucić zmianie języka, przebiegającej od języka powszechnego do lokalnego, od
języka powszechnej naukowej i potocznej praktyki poznawczej do języka religii -
wolność Tomku w twoim języku. Mało co jednak jest za darmo. Język prawdy,
uzasadnienia itp. po przeniesieniu do religii, gdzie przeistacza się w język
„prawdy", „uzasadnienia" itp., zamyka swojego użytkownika w getcie lub go
dyskwalifikuje. W getcie, gdy ten chce mówić po swojemu ze społecznością języka
powszechnego, przekonywać ją, a co dopiero narzucić jej religijny obraz świata.
Wszystko jedno, czy do współpracy, czy do walki trzeba mówić wspólnym językiem -
ta prosta zależność ma kluczowe znaczenie dla kwestii stosunku nauki do religii.
Do dyskwalifikacji zaś
dochodzi, gdy mamy ruch z języka religii do niereligijnego. Ruchem tym kieruje
zazwyczaj poważny interes — pokazać, że
„prawdy" religii są prawdami, że są uzasadnione, nie zaś „uzasadnione". Ale nie
są, o ile rzecz jasna wynik przeprowadzonych wyżej rozważań- pogląd, że nie ma wiedzy religijnej, a język religii to język po
przejściach, w szczególności po zmianie znaczeń słów, maskującej ów deficyt
wiedzy — jest w zwykłym sensie prawdziwy.
Powrót do dawnego wspólnego języka jest więc niemożliwy, chyba że wraz z powrotem do wspólnych sposobów uzyskiwania i kontroli przekonań, opisywanych za
pomocą słów prawda, uzasadnienie, dowód
itp. w ich niereligijnym sensie. To zaś znaczyłoby zrównanie religii z fizyką czy czymś takim, zatem jej śmierć.
9. Przyszłość nauki i przyszłość religii. Nauka a religia o przyszłości religii.
Sytuacja ta — nauka i religia, dwa języki, dwa światy, dwa rodzaje sposobów osiągania przekonań, dwa
zespoły kryteriów ich oceny — nasuwa pytanie. Dlaczego żadnemu z nich nie udało
się zapanować nad drugim? Wiadomo
skądinąd, że imperialne próby podejmowano po obu stronach.
Wypchnięcie nauki z zakresu
zainteresowań ludzkości nikomu się nie powiodło, bo powieść się
nie może, albo — co na jedno wychodzi — może się powieść wraz z wypchnięciem ludzkości ze świata, jako jej wyczyn
ostatni. Usuwanie nauki musiałoby skądinąd przebiegać pod dyktando nauki, trzeba
by bowiem
wiedzieć, jak to zrobić. Nietykalność
nauki prostą ma przyczynę — nauka jest nieodzowna do zaspokajania ciekawości
oraz potrzeb pozostałych. Nieodzowność nauki demonstruje zresztą sama religia,
mamy tam bowiem na każdym kroku rozumowania i pseudorozumowania, mamy niczym w nauce sięganie do przeżyć, oznaczanych mianem doświadczeń — doświadczeń
religijnych. Mamy zapewnienia: veritati
fidei christianae non contrariatur veritas rationis (Tomasz z Akwinu [prawdy
wiary chrześcijańskiejnie przeczą
prawdom rozumu]; "nauki pozytywnej religii nie są
wbrew rozumowi" (Hegel). Zapewnienia
analogiczne — wyniki pozytywnej nauki
nie są wbrew religii — słyszy się też dziś z ust niektórych naukowców (o tym
niżej). W historii Kościoła katolickiego występuje natomiast osobliwy dwufazowy
cykl: najpierw sprzeciw wobec sztandarowego w danym czasie osiągnięcia nauki,
potem zapewnianie, że Bóg nic przeciw niemu nie ma. Nikt nie składałby tych
zapewnień, nikt nie podejmowałby prób uzgodnienia wiary religijnej z nauką,
jeśli nie traktowałby nauki jako miarodajnego układu odniesienia.
1 2 3 4 5 Dalej..
« Nauka i religia (Publikacja: 26-08-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 543 |
|