|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Ludzie, cytaty Czas niespokojny [2] Autor tekstu: Zbigniew Mentzel, Leszek Kołakowski
Przyjąłem
to z uznaniem, że nawet nie starał się blagować. To była ciekawa rozmowa.
Wspomniał, że mam wyjechać za granicę, zdawkowo o tym mówił, ale zrozumiałem,
że mi dadzą paszport.
Nie próbował
cię szantażować? Damy paszport, ale wy, towarzyszu...
Nie,
nie próbował, oni wiedzieli, że to by nie podziałało.
***
Rozmawiamy
tyle o polityce być może dlatego, że, jak ktoś powiedział: „Nasz wiek
jest czasem, którego całą substancję stanowi polityka. Nawet róże poetów
mają jej zapach". A przecież, mimo wszystko, nigdy nie byłeś zawodowym
politykiem.
Dzięki
Bogu!
Nie pełniłeś
funkcji publicznych.
Chwalić
Boga!
Nie miałeś
bezpośredniego wpływu na żadne decyzje polityczne.
Boże,
uchowaj!
Zajmowałeś
się filozofią i chociaż, jak wszystko, nieuchronnie bywała ona wciągana w tryby małej i wielkiej polityki, przy filozofii pozostałeś. Dlaczego w ogóle
postanowiłeś zająć się właśnie filozofią?
Ktoś
mi kiedyś już zadał podobne pytanie, w młodości. Dlaczego chcę studiować
właśnie filozofię.
I co
odpowiedziałeś?
Dlaczego?
Żeby mieć fach w ręku!
Nie
obawiałeś się, że ten fach nie zapewni ci środków do życia, nie pozwoli
utrzymać rodziny?
Nie
pamiętam, abym się specjalnie obawiał.
Z czego
żyje filozof Leszek Kołakowski?
Jak
to z czego? Mam emeryturę. Trochę zarabiam honorariami za artykuły i książki.
To wszystko.
Pytam
tak, bo w pięćdziesiątym szóstym roku opublikowałeś esej pod tytułem
"Z
czego żyją filozofowie?".
Dociekałeś w nim nie tego, kto opłaca filozofów za ich zajęcia, ale tego,
dlaczego i po co się ich opłaca.
Skoro
budżety większości państw przewidują pewne wydatki na filozofię, to widać
musi być ona do czegoś użyteczna i zaspokajać czyjeś potrzeby.
Owszem, ale, jak pisałeś, sam fakt, że filozofia
jest opłacana przez społeczeństwo, nie wyklucza możliwości, iż jedyne jej
zaplecze stanowi siła tradycji, na podobieństwo pstrych kostiumów,
jakie noszą szwajcarscy halabardnicy przy bramach Watykanu. Czy miewałeś
niekiedy poczucie, że dostajesz pieniądze jak szwajcarski halabardnik?
Czyli
nie wiadomo za co… Tak, miewałem nieraz takie poczucie. Chociaż mógłbym
pewnie jakoś uzasadnić to, że płacono mi pensję. Wszystkie uniwersytety świata
mają wydziały filozofii, profesorowie na nich wykładają, studenci na
te wykłady chodzą, a więc widocznie jest to do czegoś potrzebne. Nawet jeśli
trudno zdefiniować, do czego mianowicie jest potrzebne.
Może
jednak postaramy się o definicję. To chyba Arystoteles powiadał, że
wszystkie nauki i każda z nich z osobna są pożyteczniejsze od filozofii, ale
lepszej nie ma ani jednej. Szlachetność filozofii miałaby polegać właśnie
na jej kompletnej bezużyteczności praktycznej.
Ale
inni wielcy filozofowie twierdzili, że filozofia ma wyłącznie zadania
praktyczne, mając na myśli edukację moralnej natury, a więc naukę cnoty, która
uchodziła za warunek szczęścia, czy po prostu była z nim identyczna.
W
szkicach, które złożyły się na twoją książkę "Światopogląd i życie
codzienne", wydaną w roku 1957, stawiasz właściwie znak równości
pomiędzy filozofem a moralistą. Filozofia, pisałeś, to kształcenie umysłowe w zakresie kwestii obejmujących to, co zwykło się nazywać poglądem na świat, a więc w zakresie przekonań, które wpływają na nasze postawy moralne, które
kształtują nasze zachowania społeczne i których zrozumienie zmienia w jakiś
sposób nasze postępowanie. Mnóstwo wiadomości zdobytych w szkole
powszechnej, na przykład taka oto, że karpie żyją w wodach słodkich i obfitych w plankton, nie wchodzi w skład naszego światopoglądu, chociaż
jesteśmy przekonani o ich prawdziwości.
Ale, oczywiście, w niektórych twierdzeniach, bardzo skromnych na pozór,
jest już zawarta określona opcja filozoficzna czy historyczna. Jules Michelet
miał rozpocząć swoje wykłady o historii Anglii od zdania: „Panowie, Anglia
jest wyspą!".
A ty,
przypominając Micheleta, zacząłeś swoje Główne nurty marksizmu
zdaniem: „Karol Marks był filozofem niemieckim". Bo wiedziałeś, że to, iż
był on niemieckim filozofem, może pomóc w zrozumieniu jego myśli. Ale wtedy, w połowie lat pięćdziesiątych, nie chodziło ci tylko o rozumienie
marksizmu, ale o pytanie, w jakiej mierze jest on jeszcze, czy może być, siłą
moralną, kształtującą życie ludzi. Wychowanie moralne, pisałeś w szkicu
"Światopogląd i edukacja", nie ma
żadnych zadań odrębnych od kształcenia intelektualnego — „chodzi tylko o to, by to ostatnie miało dostateczny wigor praktyczny".
Jak
wiesz, bardzo nie lubię przypominać sobie własnych szkiców dawno temu
pisanych. Ale tak, chyba o to mi szło wtedy właśnie, żeby światopogląd
objawiał żywotność w życiu codziennym, wpływał na postępowanie ludzi.
W lipcu
1957 roku odbyło się w Warszawie międzynarodowe spotkanie filozoficzne z udziałem filozofów z dwudziestu krajów, w tym myślicieli chińskich i hinduskich. Tematem ogólnym obrad był związek między myśleniem i działaniem.
Bardzo
mgliście rysuje mi się to w pamięci. O co tam chodziło?
Głównie o to, czy filozof przestaje być filozofem, jeśli zaangażuje się w ideologię
lub w życie polityczne. Profesor Izydora Dąmbska — wiem o tym z twojego
sprawozdania, które zamieściły „Studia Filozoficzne" — twierdziła na
przykład, że przestaje, ponieważ poznanie filozoficzne jest wartością
autonomiczną, a nie narzędziem do zaspokajania innych potrzeb. Ale przytłaczająca
większość uczestników obrad była odmiennego zdania, wyrażając
przekonanie, iż filozof pojęty jako „czysta" substancja intelektualna
poszukująca prawdy i wolna od społecznego zaangażowania jest postacią
fikcyjną. Sam wypowiadałeś się w tym duchu podczas dyskusji nad referatem
Raymonda Arona, który mówił, cytuję twoją relację, że „między
nihilizmem płynącym z poczucia względności historycznej wartości a ślepą
wiernością dla jednej sprawy czy jednej partii, filozof musi oscylować
niejako, przezwyciężając ekstrema owego konfliktu i dzieląc ryzyko, lecz nie
dzieląc złudzeń partii, którą obrał za swoją".
Ważne
było, że tamte dyskusje pokazały, że marksizm przestał być jednolitą
doktryną i że zarysowała się możliwość wielości różnych stanowisk
niezgodnych, powołujących się na tradycję marksistowską. W praktyce okazało
się, że sztywny podział na „marksistów" i „niemarksistów" traci
sens w warunkach swobodnej dyskusji i może być utrzymany tylko z punktu
widzenia dogmatycznej ortodoksji, a określenie „granic marksizmu" stało się
równie niemożliwe, jak zbędne.
Druk
twojej książki
" Światopogląd i życie codzienne"
ukończony został w lutym 1957. Szkice, które się na nią składały, pisane
były, jak podkreślałeś w przedmowie, „pomiędzy styczniem 1955 a czerwcem
1956, to znaczy w epoce na poły prehistorycznej". Krytykę urzędowego
marksizmu przeprowadzałeś w nich „ze stanowiska reformistycznego, to znaczy
z nadzieją na możliwość reformy czegoś, co do czego nie wiadomo, czy w ogóle może być zreformowane". Pisząc przedmowę, już chyba wiedziałeś,
że nie może.
Rzeczywiście, w pięćdziesiątym siódmym roku już nie miałem takiej nadziei.
De
facto nie byłeś
więc już wtedy reformistą czy, jak mówiono, rewizjonistą. W twoich pismach z tamtego okresu ten termin w ogóle się nie pojawia.
Oczywiście,
że się nie pojawia, bo się nim nie posługiwałem. Termin „rewizjonizm"
czy „rewizjonista" używany był od drugiej połowy lat pięćdziesiątych
przez władze partyjne oraz oficjalnych ideologów państw komunistycznych jako
obelżywe przezwisko w celu napiętnowania ludzi, którzy w ramach partii albo w ramach marksizmu podważali różne dogmaty ideologiczne. Sens, w jakim Gomułka i różni aparatczycy używali tego słowa, był mętny, żadna określona treść
nie była też zawarta w pojęciu „dogmatyzm", które było z kolei
przezwiskiem partyjnych konserwatystów, opierających się reformom.
Ale
rewizjonizm wytykali ci uporczywie nie tylko partyjni aparatczycy. Do dzisiaj w dziesiątkach prac historycznych można przeczytać, że byłeś rewizjonistą
co najmniej do roku 1966, niektórzy zaś twierdzą, że wręcz do chwili
wyjazdu z Polski w sześćdziesiątym ósmym.
Jest
to nonsens, bo rewizjonista musiał zakładać, że istnieje w ideologii
komunistycznej jakiś rdzeń nienaruszalny, który ostanie się, choćby nawet
ideologia ta poddawana była najostrzejszej krytyce. Ja już w taki rdzeń nie
wierzyłem, chociaż, jak wspomniałem, mam świadomość dwuznaczności mojej
pisaniny z drugiej połowy lat pięćdziesiątych i sądzę, że daje ona wyobrażenie o „duchu rewizjonizmu" z tamtych
czasów. Taki tekst jak Śmierć bogów
na pewno jednak nie był tekstem rewizjonistycznym.
Był ni
mniej, ni więcej jak tylko sprawozdaniem z pogrzebu ideologii komunistycznej,
ale, jak pisałeś, pogrzebu niezwyczajnego — koszmarnej groteski, pogrzebu,
podczas którego trup, nie zdając sobie sprawy z własnej śmierci,
„wykrzykuje ochoczo różne hasła w przekonaniu, że stoi na czele radosnej
manifestacji i rozdziela tęgie ciosy między uczestników pochodu, wstrząsanych
makabrycznym śmiechem". Opisywałeś tę ideologię w jej „życiu po życiu".
Stąd tak częste w twoich tekstach metafory funeralne.
Marksizm w leninowsko-stalinowskiej formie okazał się doktryną, której materia w konfrontacji ze światem zewnętrznym rozpadała się jak zmumifikowane zwłoki
wystawione nagle na świeże powietrze. Ale także marksizm Marksa zanikał,
rozpływał się w wielości idei i stawało się jasne, że nie może dostarczyć
odpowiedzi na nowe zasadnicze kwestie, które wyłaniały z czasem filozofia i nauki społeczne.
Ideologia,
która dla ciebie i dla twoich przyjaciół była w czasach młodości racją
istnienia, umarła, wyprawiłeś jej moralny pogrzeb. Ale sam przecież pozostałeś
wśród żywych. I pytanie o sens życia musiało narzucać ci się od nowa. To
pytanie, pisałeś, „bardziej niż jakiekolwiek inne szuka odpowiedzi w każdym
fakcie bieżącej historii ludzkiej i z tej racji nieuchronnie od nowa, z każdą
chwilą dziejową od nowa i każdej epoce od nowa, stawia swój natarczywy
pytajnik — utajony nerw filozofii". Miałeś trzydzieści lat...
1 2 3 Dalej..
« Ludzie, cytaty (Publikacja: 26-11-2007 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5635 |
|