|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kościół i Katolicyzm Moja apostazja Autor tekstu: Maciej Psyk
Ja, Maciej Psyk, w pełni świadom swej decyzji oraz jej konsekwencji z własnej nieprzymuszonej
woli poprzez ten dokument zrzekam się członkostwa w Kościele
rzymskokatolickim. Na pytanie
czemu nie jestem chrześcijaninem mógłbym odpowiedzieć za jednym z największych
filozofów XX wieku, Bertrandem Russellem, od strony etymologicznej: ponieważ
nie uważam, by Jezus Chrystus — nawet pomijając kwestię jego historyczności
oraz oczywistych zmyśleń w Nowym Testamencie czy to mających pobudzać euforię o jego cudach czy to mających wywoływać grozę o zmartwychwstaniu zmarłych w chwili jego śmierci — z całą jego nic nie interesującą takiego Rzymianina
jak Poncjusz Piłat dziwną i jakże ubogą w porównaniu do panteonu rzymskiego
religią monoteistyczną jest najwyższym wzorcem osobowym do naśladowania.
Poncjusza Piłata spór między „mainstreamowym" Sanhedrynem a odstępczym
Jezusem — którego według dzisiejszej terminologii nazwalibyśmy guru sekty
apokaliptycznej — na tak ważkie kwestie jak uwalniający od władzy Rzymian
koniec świata i palenie w piecu co siedem dni nazywane przez Żydów szabasem
obchodził tyle, co los ukrzyżowanych powstańców Spartakusa. Gdyby ówczesny
Sanhedryn miał tyle władzy ile Kościół rzymskokatolicki u szczytu swej potęgi
Jezus — zamiast fortelem oskarżony o szykowanie powstania narodowowyzwoleńczego
przez rabinów nagle zapewniających o swym rojalizmie — zostałby po prostu
spalony na stosie za herezje. Przesiewanie zaś drobin moralnego złota przez
tony piasku teologii to zadanie żmudne, ryzykowne i często syzyfowe. Nie jest
to też nigdy zadanie jubilera a przecież Kościół nigdy nie przywiązywał
wagi do przymiotów Jezusa, które mogłyby interesować niechrześcijan
(pomijając wierszyk zasłyszany w Radiu Maryja o treści: "Gdy
Pan Jezus był malutki nigdy w domu nie pił wódki" i to, że "pomagał Józefowi" jeśli wierzyć starym podręcznikom do
katechezy). Doktryna katolicka została stworzona w ten sposób, że bez jego
deifikacji cała religia by się zawaliła. A ponieważ z deifikacją jest już
pełna — istotnie nie potrzebuje niczego ponadto w przeciwieństwie do Jana
Pawła II, który jest bardziej znany z tego, że stał na bramce, chodził na
kremówki i opowiadał dowcipy niż z tego, że był nieomylny przemawiając ex cathedra.
Zamiast tego chcę podejść do zagadnienia od strony usługowej. Nie jestem otóż
katolikiem ponieważ nie wierzę w zmartwychwstanie i życie wieczne i jestem
pewny, że tak właśnie wyglądałoby owo katolickie piekło, gdyby istniało. Summa
summarum przyniosłoby to więcej cierpienia niż tu na Ziemi przynosi śmierć.
Jak mam nadzieję, że Ksiądz wie, ideę tę genialnie wykpił Mark Twain, i jego wizji Nieba w którym wszyscy zbawieni całują patriarchów i grają całą
wieczność na harfach, których na Ziemi nawet nie widzieli na oczy nie będę
tu rozwijał. Kościół dyskretnie unika odpowiedzi na pytanie czy małżonkowie
będą tam ponownie razem i czy można się tam zakochać. Prawdopodobnie nie a jeśli nawet tak to zapewne „miłością" wypraną z jakże ludzkiego
uczucia pożądania. Na wszelki wypadek można założyć, że wszyscy tam
kochają Jana Pawła II, co byłoby najbardziej ludzką i znaną z Ziemi czynnością.
Cała ta wizja wiecznych i darmowych wczasów w Chorwacji dla pozbawionych pamięci i ludzkich uczuć zombie jest tak płytka, że dziw bierze, że dorośli ludzie
mogą w to wierzyć i znajdować w tym pociechę.
Nie jest mi potrzebne żadne pocieszenie ani nadzieja, że moje nędzne
życie zostanie mi wynagrodzone po śmierci ani to, że moi złoczyńcy zostaną
ukarani. Ta nadzieja niewolników jest nawet nie tyle płonna ile anachroniczna
od kiedy policja służy wszystkim obywatelom. Mogę zrobić wiele, by bronić
swych praw. Co najmniej tyle, ile najlepsi katolicy robią, by ich nie otrzymać a posiadane stracić. Kler — a pośród nich Ksiądz — zgadza się przecież
na odebranie sobie prawa do małżeństwa, które jest prawem człowieka (art.
16 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka), którego podobne odebranie
funkcjonariuszom reżimu (tj. wydawanie zgody na ślub) jest dziś słusznie
uznawane za zbrodnię stalinizmu. Najlepsze w tresowaniu się do cierpienia — z całym szacunkiem dla Księdza — są nieszczęsne bite i gwałcone przez mężów-oprawców z kościelnym placet katoliczki, które
nie chcą roztrwonić otwierającej bramy do raju ciułanej latami waluty
cierpienia telefonem na policję (aczkolwiek i to jeno żałosne echo przekuwających
swe libido w masochistyczne torturowanie się średniowiecznych świętych). Kto
doprowadza się do takiego upadku, by gloryfikować swoje upodlenie z pewnością
musi mieć nadzieję, że mu się to opłaci. Zbyt często wierni w tej nauce
chrześcijańskiej z braku dobrego życia widzą jedyną drogę do raju, myląc
przyczynę ze skutkiem — a na pewno są do tego ze wszech miar zachęcani.
Nie ma też na świecie nikogo, od ochrzczonych dziś noworodków do Jego
Świątobliwości Benedykta XVI — poza dyskusyjnym i szczęśliwie nieznanym w naszej cywilizacji wyjątkiem osób wykazujących heroizm w obliczu prześladowań
religijnych — kto mógłby być dumny z tego, że jest katolikiem (nie mam na
myśli prostackiego poczucia wyższości) — w odróżnieniu od wielu ludzi, którzy
mają wielkie powody, by być z siebie dumnymi (np. wszystkich tych niedoścignionych
dla większości ludzkości ludzi pracujących dla innych z narażeniem życia, w tym katolików różnych zawodów). W smutnym przypadku chrześcijan prześladowanych
za konwersję z islamu (co jest prymitywną karą za zmniejszenie — nawiązując
do symboliki katolickiej — pogłowia religijnego), religijny „coming-out"
(np. z krzyżykiem na widok publiczny), co należy uznać za karę za brak zajęcia
wymaganej postawy omega a w skrajnym wypadku wiarę per se jest to prawdą jedynie jeśli wynika z wiary a nie niezależnej
od niej siły charakteru. Nawet jednak gdyby uznać, że to wiara czyni
bohaterem a takich wiernych są tysiące (co dzięki zwalczanym przez pokolenia
przez Kościół rzymskokatolicki obowiązującym dziś prawom jest prawie na
pewno liczbą wygórowaną), to fakt, że fanatycy różnych religii prześladują
się nawzajem jest bodaj najlepszym powodem ku temu, by wysłać je wszystkie do
diabła niż zachętą do szukania męczeństwa. Co więcej, nie trzeba być
katolikiem, by walczyć o wolność religijną tak jak nie trzeba było być Żydem,
by ratować Żydów i nie trzeba być kobietą, by wiedzieć jak opresyjna,
patriarchalna a czasem haniebna jest wciąż doktryna katolicka w stosunku do
kobiet. Z drugiej strony zaś jest prawie niemożliwe, by walczyć o prawa człowieka z perspektywy katolickiej — czego dowodzi przetrącona i odepchnięta
przez Kościół rzymskokatolicki teologia wyzwolenia i jego humanitaryzm nigdy
niewykraczający poza dawanie jałmużny i starania o systemowe utrzymanie status
quo w którym ludzie jej potrzebują. W historii Pokojowej Nagrody Nobla
przyznawanej od 1901 roku ludzie głęboko religijni otrzymali ją pięć razy:
szwedzki przywódca ruchu ekumenicznego arcybiskup Lars Olof Nathan Soederblom
(1930), filozof, lekarz i teolog Albert Schweitzer (1952), pastor Martin Luther
King Junior (1964), błogosławiona Agnes Gonxha Bojaxhiu (Matka Teresa) (1979) i anglikański biskup Desmond Mpilo Tutu (1984). Tylko w przypadku Soederbloma
można mówić, że miało to związek z jego religią przy czym pamiętajmy, że
było ponad trzydzieści lat przed soborem watykańskim II, który zbliżył się
do niektórych jego tez. W przypadku Matki Teresy to raczej tragiczne
nieporozumienie i efekt marketingu, bo jej prawdziwe poglądy graniczyły z socjopatią. Jest więc wiele dróg prowadzących do dumy z siebie i podziwu u innych i żadna z nich nie prowadzi przez wiarę ani tym bardziej przez
biczowanie się, leżenie w gnoju czy spędzenie życia na słupie. W większości
przypadków — po ominięciu kanonizowanych bohaterów i tych, na których
kanonizację było duże zapotrzebowanie, co zawsze pomaga w znalezieniu kilku
porządnych cudów — wyrazem bliskoznacznym do „święty" nie jest
„szanowany", ale „obłąkany". W przeszłości podskórne przeczucie
tego prowadziło do sublimacji w przemoc i torturowanie nie z siły, ale ze
strachu wszystkich, którzy to odkryli.
Innych korzyści z wyznawania wiary katolickiej nie widzę lub są one
tak prozaiczne, że w zupełności rekompensuje je społeczeństwo obywatelskie.
Na pytanie apostoła Pawła "Jaką
otrzymam zapłatę?" (1 Kor 9,18) odpowiadam więc sobie: „żadną".
Nie ma mi więc Kościół rzymskokatolicki nic do zaoferowania poza luksusem
gdybym został biskupem. To zaś można uzyskać uczciwszą drogą, nie robiąc
tych wszystkich okropnych rzeczy, które trzeba robić, aby nim zostać — od
niegodnego człowieka i budzącego litość leżenia plackiem, przez pozbawienie
się prawa do miłości, do — może najbardziej — walki o ciemnotę,
wstecznictwo i ocalenie niczym pandy zabobonnej wiary w diabła i rzucanie uroków.
Przykłady Dody i Spice Girls pokazują, że do tego celu nie trzeba być ani mężczyzną
ani mądrym.
Nie wierzę w to, że Ziemia ma sześć tysięcy lat, w transsubstancjację
(przykro mi o tym pisać, ale magiczne zaklęcia Księdza nie działają — to
nadal wino) ani w ten szowinistyczny pomysł w który Ksiądz — współczuję — ma obowiązek wierzyć, że Żydzi są narodem wybranym. Mogę Księdza
pocieszyć, że nie wierzę w horoskopy i już ich nawet nie czytam ani w psychologię dla ubogich czyli wróżki, które tępię jak szczypawki. Mała to
dla Księdza pociecha — jeśli w ogóle — ale nie jestem też gejem. Zgadzam
się z papieżem, że kobiety nie powinny być wyświęcane a nawet rozciągnąłbym
to na mężczyzn. Obawiam się jednak, że to wszystko, co mogę dla Księdza
zrobić. Co do biblijnego wymogu posiadania jąder u kapłanów (Kpł 21:16-21) — jest mi to obojętne tak samo jak wnętrostwo, żylaki powrózka nasiennego,
przerost prostaty, zespół ozdrowieńca po WZW i ocaleńca po A i tyłozgięcie
macicy u zakonnic. Proszę czuć się wolnym, by się za mnie modlić — nawet o moje nawrócenie jeśli będzie Ksiądz tak uprzejmy. Tym niemniej
nie chcę, by moje nazwisko figurowało w Waszych statystykach służących następnie
Waszej propagandzie. Żaden hierarcha zgłaszając swe roszczenia nie ma prawa
powoływać się na Naród Polski, którego jestem częścią. Chcę, by różnica
ta była jasna i respektowana. Poza tym nie chcę — nawet nominalnie -
być członkiem kościoła, który na całym świecie do dzisiaj dyskryminuje
kobiety, podtrzymuje swój własny — bo przecież nie swych wiernych -
strach przed seksem, prowadzi miliony swych „owiec" do pustki, strachu,
fanatyzmu, pogorszenia swego życia, cierpienia a z powodu nieomylnie obłąkanej
choć nieomylnej doktryny o antykoncepcji do najstraszniejszej śmierci -
śmierci głodowej bluźniąc, iż takie jest Słowo Boże (co jest znacznie
gorsze niż bluźniercze nazywanie papieża Ojcem Świętym). W Polsce zaś -
który tuczy się nie milionami, ale miliardami złotych wyciąganych z publicznych źródeł na wszystkie legalne i nielegalne sposoby i nadal okrada
Naród Polski przez legalne złodziejstwo Funduszu Kościelnego. To zapewne miłe
uczucie móc legalnie kraść i oficjalnie stać ponad prawem, rozpatrując
swoje własne wnioski o przyznanie sobie ziemi, zostawiając sądy dla frajerów
alias „Ludu Bożego". Proszę nie
mieć nadziei, że ma to moje nihil obstat. Nie ma i mieć nie będzie. Proszę zatem — na podstawie wolności sumienia i wyznania zagwarantowanych przez Konstytucję
RP — o wykreślenie mnie z grona nominalnych członków Kościoła
rzymskokatolickiego oraz zwłaszcza statystyk ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Mam szczerą nadzieję, że w związku z podjętą decyzją moje prawa jako
obywatela i członka społeczeństwa nie będą ograniczane ani teraz, ani w przyszłości. Dokonuję
aktu apostazji w obecności dwóch świadków i proszę o pisemne potwierdzenie
dokonania stosownej adnotacji w księdze chrztu.
« Kościół i Katolicyzm (Publikacja: 06-01-2008 )
Maciej Psyk Publicysta, dziennikarz. Z urodzenia słupszczanin. Ukończył politologię na Uniwersytecie Szczecińskim. Od 2005 mieszka w Wielkiej Brytanii. Członek-założyciel Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów oraz członek British Humanist Association. Współpracuje z National Secular Society. Liczba tekstów na portalu: 91 Pokaż inne teksty autora Liczba tłumaczeń: 2 Pokaż tłumaczenia autora Najnowszy tekst autora: Monachomachia po łotewsku | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5680 |
|