Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.010.219 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 14 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Wydaje mi się, że Bóg jest wygodnym wynalazkiem ludzkiego umysłu".
 Kultura » Historia

Kawaler Złotego Krzyża [1]
Autor tekstu:

Wiosną 1968 roku napisałem do niego list. Odpowiedziała żona. Niestety, sędziwy pisarz i podróżnik był w szpitalu. Zmarł w kwietniu 1968 roku. Tak urwał się, być może, ostatni ślad. Pozostają tylko domysły oparte na dedukcji i prawdopodobieństwie a także analiza danych, często pozornie zupełnie nie mających ze sobą żadnego związku, strzępy wiadomości, przypadkowe skojarzenia. Cagan Tołogoi — Biała Głowa lub Szczyt. Ktoś kto dobiega osiemdziesiątki może się tak podpisać. Dlaczego jednak ten ktoś użył takiego, a nie innego kryptonimu? Tu wkraczamy na niepewny grunt psychoanalitycznych skojarzeń. W momencie, kiedy decydował się na podanie w prasie informacji, że baron Ungern pozostawił skarb i nawet określił w przybliżeniu miejsce, gdzie go ukryto, Cagan Tołogoi — przekroczył zaledwie sześćdziesiątkę. Mężczyźni w tym wieku nie są skłonni przyznawać się do starości. Do piętrowego, tonącego w zieleni domu na peryferyjnej dzielnicy Wrocławia nie trafiłem przypadkowo. Na ścianach maski afrykańskie, tarcze, łuki znad Zambezi, pokaźna biblioteka. Pani Alina Giżycka, nie może przyjść do siebie po stracie. Pokazuje ostatnie wydania tłumaczonych na język niemiecki Listów z Archipelagu Salomona, albumy ze zdjęciami afrykańskimi. Panowie ze sztucerami w rękach, korkowych białych kaskach, naganiacze i tragarze, zastrzelone antylopy, krokodyle i słonie.

Mój mąż był polskim agentem dyplomatycznym w Liberii, miał tam plantacje i dużo polował.

A pani była w Afryce?

- Ja? Nie. Poznałam go dopiero w czasie okupacji. Miał takie ciekawe życie i zawsze go ciągnęło na Czarny Ląd. Ostatni raz go odwiedził parę lat temu. Otrzymał miejsce na polskim trampie. Kiedy wysiadł ze statku w Monrowii, to nie mogli się na niego doczekać. Odpłynęli, znalazł ich dopiero w następnym porcie.

— A może miał tam coś do załatwienia?

- E, nie, chyba nie? Chciał tylko zobaczyć tereny, gdzie była kiedyś jego plantacja i widocznie nie zdążył wrócić na czas.

Gryziemy kruche ciasteczka, pijemy kawę, herbatę. Uwagę moją zwraca kunsztownie w kości słoniowej rzeźbiony nóż do przecinania papieru. Azjatyckie czy afrykańskie trofeum?- Wie pan, że nie wiem. Nóż należał jeszcze do mego dziadka, Józefa Ignacego Kraszewskiego. O pobycie męża na Syberii i w Mongolii wdowa wiedziała niewiele.

- Kamil bardzo lubił opowiadać o podróżach po Afryce, oceanii. O tym, co przeżywał w latach dwudziestych na Dalekim Wschodzie, wspominał raczej niechętnie. Do mego męża, już po tym, jak wrócił z Afryki, było to chyba gdzieś w 1963 czy 1964 roku, przyjechało dwóch panów. Prosili, aby im powiedział, gdzie są ukryte jakieś papiery, dokumenty i skrzynie z tej jego mongolskiej dywizji. Obiecywali nawet, że załatwią mu wyjazd do Mongolii lub Chin, ale mąż wtedy już źle się czuł i propozycji nie przyjął.

Widząc, że do odjazdu pociągu pozostało już tylko niespełna pół godziny, zaczynam się żegnać. Teraz dopiero zauważam wiszące w rogu pokoju duże zdjęcie Kamila Giżyckiego. W 1958 roku Cagan Tołogoi nadawca anonimowych listów „białej" głowy jeszcze nie miał. Chciał, być może, wskazać jakoś ślad swoim kryptonimem. Cagan Tołogoi to Biały Szczyt. W powrotnej drodze miałem czas na uporządkowanie materiałów dotyczących osoby Kamila Giżyckiego. Dobrze byłoby wiedzieć, po co koniecznie zapragnął odwiedzić tę swoją plantację w Liberii. Żona twierdziła, że pozostawił na niej wszystkie rzeczy i nie mógł już wrócić, bo wybuchła wojna. Przez te parę dziesiątków lat zabudowania mogły dawno zjeść termity, nie mówiąc już o książkach, papierach, dokumentach.

Jeszcze raz wracam pamięcią do treści listów w sprawie „skarbów" barona Ungerna. Szczególnie ostatniego z 1958 roku. Uderza osobiste zaangażowanie, z jakim występuje przeciwko wersji o zakopaniu kasy Azjatyckiej Dywizji Konnej, wersji podanej na łamach „Dookoła Świata". Argumentuje, zresztą słusznie, że obyczaj zakazuje lamaistom kopania ziemi, uważanej przez nich za świętą. Przypomina, że do niedawna Mongołowie nosili buty z zadartymi w górę nosami, aby spełnić to przykazanie. Konwojenci „skarbu" nie mieli łopat ani czasu, a zakopany „skarb" musiałby zostać natychmiast odnaleziony. A może kasę dywizji ukryto w inny sposób? Dokładne studia nad mapami pozwoliły odnaleźć grupę wzgórz Tabun Tołogoi, leżącą jakieś 80 kilometrów przed Tamcagbułag, na drodze do Bargi. Jedno z nich nosi nazwę Cagan Tołogoi. W tej części Mongolii jest wiele starych gór osadowych z licznymi pieczarami i grotami, wypłukiwanymi przez wodę. Ładunek wybuchowy, umieszczony u wejścia jednej z nich po wniesieniu do środka skrzyń, mógł na zawsze uniemożliwić niepowołanym dostanie się do wnętrza.

Chan Roman Maksymilian von Ungern-Sternberg w pieśniach nomadów żyje nadal. W kraju gór, stepów i pustyń pozostawił pamięć szczególną. Przetrwała do dziś. „Ułan Odd", druga co do wielkości nakładu po „Unen" — mongolskiej „Prawdzie", gazeta przedrukowała za prasą radziecką obszerne fragmenty historycznej opowieści, jaką w połowie 1969 roku opublikowałem w niedzielnych wydaniach „Życia Warszawy". Nosiła tytuł „Tajemnica Ossendowskiego". Odezwali się ludzie, pamiętający wypadki sprzed pół wieku. Byli partyzanci, żołnierze. Twierdzili, że kasę Azjatyckiej Konnej Dywizji ukryto gdzieś na terytorium wschodniej Mongolii. Zawartość kasy, o ile nie zgłoszą się prawowici spadkobiercy, miała przejść w ciągu 50 lat od śmierci barona na cele lamaizmu. Czas w Azji nadal mierzy się inną miarą. Choć Irkuck przez Ułan Bator i Kałgan ma połączenie kolejowe z Pekinem, na lotniskach w Uliasutaju, Kobdo, Bułgan parę razy dziennie lądują samoloty, a na piaski pustyń Dżungarii, po których przemykał się z dzarą Kamil Giżycki, pada błysk chińskiej bomby "H" z pobliskich poligonów, być może był ktoś pamiętający o dacie 17 września 1971 roku.

Herman Keyserling był zafascynowany osobą ostatniego chana Mongolii barona Romana von Ungern Sternberga. Spowinowaconego z nim zresztą. Młodszy o trzy lata brat barona inżynier Konstantin ożenił się z Leonią von Keyserling. Książka filozofa Twórcze poznanie zawiera wykłady jakie wygłaszał na uniwersytecie w latach 1920 — 1921. Fragment jednego z nich warto zacytować. "Dziś, tak jak w czasach wojny trzydziestoletniej, natury kondotierów mają szerokie pole do popisu. Mogą stać się postaciami historycznymi. Istniały zresztą zawsze, tylko że dopiero w określonych warunkach dają o sobie znać. Wielką indywidualnością, której chciałbym tu wystawić pomnik, był baron Roman von Ungern-Sternberg, niestety uwięziony i stracony przez bolszewików. W przeciwnym przypadku założyłby najprawdopodobniej jako Tamerlan Redivivus, którego horoskop podali lamowie, światowe mocarstwo azjatyckie. Do czasów pokoju w żadnym wypadku nie pasował. Jego istota tkwiła równocześnie w pustej przestrzeni między niebem i piekłem. Zdolny do czynów najwyższej szlachetności i dobroci, jak i do najbardziej ponurych. Nie miał żadnego stosunku do norm tej planety. Ale jako syberyjski kondotier czynił później cuda i będzie tam chyba przez stulecia żył w pieśniach nomadów, którymi dowodził" [ 1 ].

Żyć będzie w pieśniach nomadów. Tak jak Czingiz? Wielki Czingiz, co dał ludowi jasę [ 2 ], stworzył imperium, budował miasta, rozwijał handel, otaczał opieką uczonych i artystów. Filozof przeszarżował. Wylazł z niego bałtycki Niemiec. Syberyjski kondotier krótko prosperował w Mongolii. Zaledwie kilka miesięcy nosił tytuł chana. Ale chanem był. Białym chanem. Prawie bogiem. Nawet lamowie się go bali. My dodamy, że obawiali się też o klasztorne ruchomości, które bez miłosierdzia na potrzeby armii uszczuplał. Nie wiadomo co myśleli podkomendni Sunduj-guna i on sam, ubogi książę jednego z najniższych, bodajże piątego stopnia, kiedy ujrzeli barona uciekającego przed własnymi oficerami. Nie chcieli już walczyć, ale na chana podnieść ręki nie chcieli. Nie wierzyli, że można go zabić tak jak innych, ciosem szabli, kulą.

Uciekinier był u kresu sił, ranny, wyczerpany, słaniał się na nogach. Kazał sobie postawić osobny namiot — manchaj. Postawili. Nocą najodważniejsi, zwinni jak węże, podkradli się. Żółty chański terłyk zarzucili na głowę, związali, omotali sznurem, zawinęli w wojłokowy kobierzec. Żywy ludzki kokon drgał i charczał. Następnego dnia rankiem związanego powieźli w kierunku obozowiska Kozaków. Ungern uprzedza konwojentów, że mogą napotkać nieprzyjacielską kawalerię, tropiącą resztki Azjatyckiej Dywizji Konnej. Eskorta przy pierwszej okazji składa broń przed szwadronem zwiadu 35 pułku kawalerii. Barona stawiają przed dowódcą pułku Konstantym Konstantynowiczem Rokossowskim. Wydarzenie miało miejsce pomiędzy 20 a 24 sierpnia w pobliżu brodu przez Selengę i góry Gurt. Jeńca powieziono doliną rzeki Dżidy. Gdy z uwagi na wysoki poziom wezbranych wód musiano przeprawić się przez jeden z jej dopływów Hiugt. Związanego więźnia na plecach przenióśł jakiś bolszewik. Podobno miały paść wtedy słowa: Baronie wiedz dobrze, że to ostatni raz jesteś niesiony na karku klasy robotniczej.

Przesłuchiwano go w Górnej Siwie, Górnej Udzie i Irkucku. Za każdym razem domagał się szybkiej śmierci. Obawiał się tylko, aby nie przekazano go kobietom. Ostatecznie uznano go za człowieka honoru i wroga, któremu należy się normalny proces. Sąd w trybie doraźnym miał miejsce w Nowonikołajewsku, ówczesnej stolicy Syberii. Rozpoczął się w dniu 15 września 1921 w sali teatru SOSNÓWKA. Przedsięwzięto szczególne środki ostrożności. Zaproszenia rozdano tylko najbardziej zaufanym. Żywe legendy są niebezpieczne nawet w więzieniu. Gazeta SOWIETSKAJA SIBIR opublikowała reportaż z przebiegu procesu autorstwa mienszewika członka Rewolucyjnej Rady Samary Iwana Majskiego późniejszego ambasadora ZSSR w Londynie. Podsądny ,wysoki szczupły i blond włosy z niegolonym od wielu dni zarostem jest wychudzony. Jedwabny żółtym terłyk z generalskimi pagonami i rosyjskim orderem świętego Jerzego na piersi, dosłownie wisi na nim. Jest spokojny. Na pytania odpowiada krótko. Okrucieństw, jakich dopuszczali się jego żołnierze w czasie ekspedycji karnych, nocnych jazd przez step z płonącymi ciałami zamiast pochodni nie wypiera się. Tłumaczy prosto: „To była wojna". Zachowuje się wyzywająco. Urąga Trybunałowi. „Od tysiąca lat Ungernowie rozkazywali innym, nigdy od nikogo nie przyjmując rozkazów [...]. Odmawiam uznania rządów klasy robotniczej. Jak człowiek, który nie miał nawet zwykłego służącego, może mówić o rządzeniu. Jest on niezdolny do wydawania rozkazów". Postawiono mu trzy zarzuty. Usiłowanie stworzenia za namową Tokio środkowo-azjatyckiego imperium, powstanie przeciwko władzy ZSRR i próba przywrócenia tronu dynastii Romanowych. Stanowczo protestuje przeciwko twierdzeniu, że był marionetką w rękach Japończyków.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dajmy odejść legendom
Klio w służbie chrześcijaństwa

 Zobacz komentarze (1)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Z książki Twórcze poznanie, zawierającej wykłady Keyserlinga wygłaszane w latach 1920-1921.
[ 2 ] jasa (mong.) — zbiór praw opartych na wielowiekowej tradycji, spisanych na rozkaz Czingiz-chana.

« Historia   (Publikacja: 07-01-2008 Ostatnia zmiana: 08-01-2008)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Witold Stanisław Michałowski
Pisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli.   Więcej informacji o autorze

 Liczba tekstów na portalu: 49  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Kaukaz w płomieniach
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5682 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365