|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Kawaler Złotego Krzyża [2] Autor tekstu: Witold Stanisław Michałowski
"Moim zamiarem było wykorzystać Japonię [...]. Porozumiewałem się z Japończykami, tak jak porozumiewałem się z Czang-Tso-Linem. Czingiz-chan też
bywał u Wang-chana nim zdobył zwoje królestwo!" [ 3 ]. „Nie
żyjemy w XIII wieku — powiedział prokurator — i nie zebraliśmy się po to,
aby sądzić Czingiz-chana".
Wyroku — kara śmierci przez rozstrzelanie należało
się spodziewać. Wykonano go przed frontem oddziału kawalerii 17 września
1921 roku. Kiedy wiadomość o śmierci ostatniego mongolskiego chana dotarła
do Bogdo-Gegena nakazał we wszystkich świątyniach odprawić modły. On sam
przeżył jeszcze tylko trzy lata. Wysuszone i zawinięte w złotą folię zwłoki
Żywego Boga lamowie wystawili na widok publiczny w świątyni Megdzid Dżanrajsan.
Co się z nimi stało nie wiadomo. Jego żonę poddano próbie boskości. Polegała
na wypiciu trucizny i skoku z dachu świątyni na ziemię. Kobieta okazała się
zwykłą śmiertelniczką. Prześladowania wyznawców żółtej wiary już się
rozpoczęły.
Koniec epopei Azjatyckiej Dywizji Konnej nastąpił trzy tygodnie
wcześniej. Nie opodal klasztoru Wan Chure resztki rozgromionej jeszcze w lipcu
kawaleryjskiej brygady pułkownika Kazagrandi, w liczbie około 250 szabel,
przebiły się na wschód. Parę dni później to samo uczynią zgrupowane w tym
rejonie niedobitki ungernowskiej armii. Obchodzą od północy Urgę i kierują
się na Dzan Chure. Tam ich dopadną czerwoni. Z rzezi ocalało niewielu. Ujęto
baronów Wittego i Tysenhausa. Byli doradcami ministra skarbu w rządzie Dżałchansa-chutuchtu,
dzięki którym Ungern mógł intensywnie eksploatować niewielkie przecież
zasoby biednego kraju. Potrzebował znacznych środków na utrzymanie i szkolenie armii. W wyduszaniu podatków i danin zakasowali lichwiarzy chińskich.
Oficerowie i żołnierze Ungerna, osaczeni ze wszystkich stron przez korpus
ekspedycyjny i mongolskie oddziały rewolucyjne, przedzierają się luźnymi
watahami na wschód do Mandżurii. Tam jest ratunek. Jedna szansa na sto
uratowania życia. Na litość i pobłażanie wrogów liczyć nie mogą. Zbawczą granicę osiągnęli nieliczni.
Na zachodzie, u podnóża ałtajskiego masywu Tabun-Bogdo, na którym
zbiegają się granice chińskiej prowincji Sinkiang, Mongolii i Syberii,
przyczaił się jeszcze esauł Kajgorodow. Rychło dołączą do niego generał
Bakicz i Kazancew, wyparci z Dżungarii przez Chińczyków. Razem stanowią siłę
dość znaczną. W kobdowskim okręgu rządzą po swojemu. Terrorem i grabieżą
chcą utrzymać w ryzach plemiona Oltów, Baitów, Mingatów, Sartów, Derbetów,
Kazachów.
Jeszcze w maju sztab V Armii bolszewickiej tworzy w Bijsku Odział Operacyjny pod dowództwem
Łotysza Nekunde krajana barona. Liczył zaledwie 50 ochotników. Zaciąg
przeprowadzano z odbezpieczonymi naganami. We wrześniu Bakicz okrążył oddział
Nekunde i Chas Batora w klasztorze nad jeziorem Tołbo nur. Pułki Armii
Czerwonej, które przyszły szybkim marszem z Syberii, przeważyły szalę. W likwidacji Bakicza uczestniczy konnica Chatan
Batora Maksordżaba, sławnego zdobywcy Kobdo z 1911 roku. Do najdalszych
zakątków Mongolii dotarła już wieść o piśmie, jakie skierował on do
premiera rządu, Dżałchansa-chutuchtu.
"Wykonując rozkaz zlikwidowania rozbitych i zajmujących się grabieżami i morderstwami band barona Ungerna, Ja, Maksordżab, aktywnie wystąpiłem i już
16 czerwca wieczorem miałem pierwsze starcie z bandami rosyjskimi naczelnika
Kazancewa i Buriata Wandałowa. Po walce okazało się, że tylko Kazancew
ratował się ucieczką, a reszta została unicestwiona. Obecnie opuszczam
Uliasutaj i zmierzam w kierunku północno-wschodnim z zamiarem spotkania oddziałów
radzieckich, aby wspólnymi siłami definitywnie oczyścić Mongolię od białych
band rozrzuconych po całym kraju" [ 4 ]. Nie
trzeba zbyt wiele inteligencji aby domyśleć się, że pismo zredagowali
radzieccy doradcy. Dla nawiązania bezpośredniej łączności z Dżałchansa-chutuchtu,
przybył do Irkucka pełnomocnik tamtejszego organu władzy rewolucyjnej.
Premier przekazał mu list Bogdo-gegena do Szumjackiego przewodniczącego Rady
Ministrów Republiki Dalekiego Wschod, z prośbą...o pomoc wojskową i dostawę
broni. Bogdo-gegen, jego premier i ministrowie wiedzieli już, kto tu rozdaje
karty. W kwietniu 1922 roku w górach Ałtaju został zabity Kajgorodow, były
komendant „dzikiej sotni" przy sztabie Kołczaka w Omsku. Trupowi odrąbano
głowę. Jesienią 1921 roku jakuccy tojoni [ 5 ]
zorganizowali powstanie. Opanowali okręgi wierchojański i kołymski, przywrócili
tradycyjny podział kraju na ułusy. Na pomoc wezwali „Syberyjską Drużynę
Ochotniczą" na czele z generałem Piepielajewem i eserem Kulikowskim. Liczyła
blisko ośmiuset żołnierzy i oficerów sformowanych we Władywostoku za pieniądzej
japońskiej firmy „Arai Chumi" i amerykańskiej „Olaf Swenson". W wyprawie wziął udział porucznik Kamil Giżycki.
Na
krótko przed buntem rozmawia z Ungernem. Obłożnie chory, ledwo trzyma się na
nogach. Baron tłumaczy mu, że dążenie na wschód jest błędne, gdyż i tam
wre walka z bolszewikami, zaś armia Merkułowa we Władywostoku nie ma co jeść.
On ma zamiar zimować w dogodnym miejscu, aby na wiosnę połączyć się z Wranglem. Parę godzin później jest świadkiem, jak po zastrzeleniu
znienawidzonego oprawcy, chorążego Burdukowskiego, spiskowcy ścigają
barona. Esauł Makiejew strzela doń dwukrotnie. Nie wiadomo czy
podporucznik zdążył wykonać rozkaz wydany mu przez barona 10 lipca, podczas
odwrotu spod Troickosawska. Zaopatrzono
go w specjalne pełnomocnictwo wydane przez sztab. Miało numer 128. Baron zwykł
osobiście doglądać najdrobniejszych spraw, aby utrzymać jaką taką ogólną
sprawność bojową podległej mu zbieraniny. Zwykle zresztą
starczyło jego słowo poparte spojrzeniem i wymownym potrząśnięciem złowrogiego
taszura. W zbytnią biurokrację nikt się nie bawił. Mały, prawie kwadratowy
karteluszek w lewym górny rogu opatrzony nadrukiem „Naczelnik Azjatyckiej
Dywizji Konnej". U dołu „Generał lejtnant". Okrągła pieczęć i podpis
położony ręką barona.
Zaświadczenie
Okaziciel niniejszego Podporucznik Giżycki
jest odkomenderowany do klasztoru Wan Chure w sprawach służbowych.
Wszystkich zobowiązuję do okazania pełnej pomocy
Podporucznikowi Giżyckiemu, celem ułatwienia mu szybkiego wykonania
nałożonego nań obowiązku".
Tylko
tyle. Wszyscy wiedzieli z czyim poleceniem mają do czynienia. Zastanawia fakt
zachowania tego dokumentu. Giżyckiemu parokrotnie przepadał cały dobytek i do
Mandżurii dotarł prawie na bosaka, mając przy sobie tylko rewolwer.
Fotokopię rozkazu zamieścił w wydanej wiele lat później książce. W najtrudniejszych momentach musiał mieć więc ten świstek papieru
przy sobie, chroniony w jakiejś specjalnej kopercie ze skóry, inaczej papier
by na pewno rozmiękł w wodzie w czasie tragicznej przeprawy przez Selengę.
Przeprawa miała miejsce gdzieś w drugiej połowie sierpnia. Giżycki, który
mało nie utonął, stracił cały osobisty majątek, złoty posążek Buddy,
cenne klisze, fotografie i dzienniki, oraz
stare księgi na pergaminie, zabrane z klasztoru. Niemały bagaż,
zapakowany w juki przytroczone do czterech wierzchowców, razem z nimi poszedł
na dno. Giżycki cieszył się wyjątkowym zaufaniem barona i był jednym z nielicznych, których „Dieduszka" nie bijał. Nie mamy powodu wątpić w prawdziwość rejestru strat. Przecież w czasie przeprawy toczył się bój z pułkiem bolszewickiej kawalerii. Padali zabici, ranni. Poszedł też na dno
skarbiec dywizji. Zdołano uratować jedynie część złota, srebra i biżuterii.
Zatonęło 100 skórek sobolowych, 50 wydrowych, 5000 gronostajowych i przeszło
10000 wiewiórczych, 75 pudów prochu, 4 i 1/2 puda cyjanku potasu, znaczna ilość
dynamitu, wszystkie narzędzia chirurgiczne, opatrunki, kilkanaście pudów
opium itd.
Zwróćmy uwagę na chronologię. Rozkaz wyjazdu do Wan Chure wydany
był co najmniej miesiąc wcześniej. Ale kartka papieru ocalała, a złoty posążek
Buddy diabli wzięli. Jak to być może? A może przedstawiała znacznie większą
wartość niż cały ładunek końskich juków? Wtedy wszystko staje się jasne.
Lamowie klasztoru Wan Chure będą respektowali
polecenia barona nawet po niepotwierdzonej wieści po jego uwięzieniu czy śmierci.
Ostatecznie jechali na jednym koniu. Zastanówmy się. Skarb dywizji ginie w nurtach rzeki. Ale czy cały? Kto w tak gorących i niepewnych czasach wozi ze
sobą całą zdobycz i to wyruszając na wojenną wyprawę na obce terytorium.
Zatonąć mogła rzeczywiście podróżna kasa i zrabowane w czasie marszu łupy.
Właśnie skórki soboli, gronostajów, zdarta z kobiet biżuteria. Ale główny
depozyt musiał przedtem być ukryty. Na pewno dobrze.
Nieczynne
wówczas kopalnie złota znajdowały się w rejonie wzgórz Nojon Ull, na
trasie, którą w kwietniu 1921 roku ungernowcy maszerowali z Urgi na północ.
Liczono na powodzenie, ba, pomyślność całego przedsięwzięcia. Skrzynie ze
złotymi rublami zamierzano być może odzyskać w drodze powrotnej. Wzgórza
znajdują się w odległości niespełna 180 kilometrów od klasztoru Wan Chure.
Po przeprawieniu się przez Selengę podporucznik Giżycki mógł więc udać się
do klasztoru, tam zażądać oddziału uzbrojonych lamów i karawany arb odkopać
skrzynie i próbować przemknąć się z nimi do Władywostoku. Szanse na
powodzenie przedsięwzięcia nie były zbyt wielkie. Ale rozkaz należało
wykonać. W opłakanym stanie dociera do Hajłaru, gdzie zostaje wojskowym
instruktorem w armii marszałka Czang-To-Lina.
Gdy marszałek rzekomo za sprawą japońskich sprzymierzeńców odlatuje,
wraz z całym pociągiem pancernym, do nieba, generał Popielajew angażuje go
do wyprawy nad Lenę. Do kraju wraca dopiero parę lat później zwiedziwszy po
drodze Annam, Indie, Oceanię, zachodnie wybrzeże Afryki. W Afryce utknie na dłużej.
Bada folklor szczepów Afryki Równikowej, poluje. Zajmuje się również i innymi sprawami.
Kamil Giżycki należał do tych naszych rodaków, których ślepy
los rzucił w latach bolszewickiej rewolucji do położonego w centrum Azji
kraju gór, stepów i pustyń. Walczyli często
po obu stronach barykady, trafiając tam często dzięki przypadkowi. Nic
nowego w historii. W momencie wybuchu I wojny światowej był świeżo
upieczonym, absolwentem gimnazjum jezuickiego w Chyrowie, którego imponujący
architekturą gmach oglądamy jadąc tranzytem z Przemyśla do Ustrzyk Górnych.
Już jako studenta Politechniki w Monachium zmobilizowano go do C. K. armii
austriackiej. Front, niewola, obóz jeniecki, korpus czeski, V dywizja
syberyjska polska dowodzona przez gen. Czumę, późniejszego obrońcę Warszawy z 1939 r., to dalsze epizody z życiorysu młodego podporucznika saperów.
1 2 3 Dalej..
Przypisy: [ 3 ] Wypowiedzi Ungerna cyt.
za: A. Sąyers i A. Kahn: Wielki spisek przeciwko ZSRR, Warszawa
1948, str. 118-119. [ 4 ] W. I. Judin: Mongolskij
sbornik, Moskwa 1959, str. 122-123. [ 5 ] tojoni (jakuckie) — książęta. « Historia (Publikacja: 07-01-2008 Ostatnia zmiana: 08-01-2008)
Witold Stanisław MichałowskiPisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli. Więcej informacji o autorze Liczba tekstów na portalu: 49 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Kaukaz w płomieniach | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5682 |
|