|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Kawaler Złotego Krzyża [3] Autor tekstu: Witold Stanisław Michałowski
Po
kapitulacji V dywizji schronił się w Minusińsku. Kierował tam fabryczką
narzędzi rolniczych. Widząc zainteresowanie czekistów swoją osobą, zbiegł w tajgę Kraju Urianchajskiegoi
przez góry Tannu Oła przedostał się
do Mongolii, gdzie go zmobilizowano, już po raz trzeci. Odmowa groziła sądem
wojennym. Krwawy Baron bardzo potrzebował ludzi z technicznym wykształceniem.
Służba pod rozkazami na wpół obłąkanego, wierzącego we wróżby „Dieduszki",
jak nazywano dowódcę Azjatyckiej Konnej Dywizji, dostarczyła mu dużo silnych
wrażeń i emocji. Wielu wystarczyłoby na całe życie. Opisze je w wydanych w 1928 roku we Lwowie wspomnieniach "Przez
Urianchaj i Mongolię". Rozgłosu i zainteresowania takiego jak książki
Ossendowskiego nie zdobyły. Obaj spotkali się
jeszcze w Urdze.
Profesor Ossendowski przekazać miał porucznikowi
technologię produkcji granatów z gazem duszącym. Giżycki po klęsce Ungerna
został instruktorem wojskowym u marszałka Czang Tso-lina, konkurenta
Czang Kaj-szeka w Mandżurii. Później wziął jeszcze
udział w zimowej wyprawie generała Piepielajewa nad Lenę. Przeżyło ją
bardzo niewielu.
Do
kraju wrócił zwiedziwszy po
drodze Annam, jak wówczas nazywano Wietnam i Oceanię, oraz zachodnie wybrzeża
Afryki, która zostanie jego
dozgonną miłością. Udział w zorganizowanym przez Ossendowskiego filmowym
safari pozwolił mu zapomnieć, o koszmarze, jaki przeżył w Azjatyckiej Konnej
Dywizji. Z zamiłowania jak się okazało przyrodnik i preparator. Debiutuje w 1927 roku
Wydając we Lwowie
Polowania egzotyczne.
Już po powrocie z Afryki przesyła
Ossendowskiemu wykaz pozycji bibliograficznych dotyczących Mongolii i informuje o kłopotach osobistych. Mąż jego blisko
50 letniej ciotki Marii K. twierdzi, że został
kochankiem jego żony i grozi, że go zabije? Dramat na miarę antycznej
tragedii. Nie nam zgłębiać tajemnice alkowy. W liście do A.F. Ossendowskiego z 20 lutego 1927 prosi o radę gdzie najlepiej wyemigrować. Do Konga? Francuskiej
Afryki Zachodniej? Czy może na Nową Gwineę?
Na
przełomie lat trzydziestych zostaje agentem konsularnym w Marsylii, a wkrótce
potem plantatorem w Liberii. Pomoc i poparcie Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego była najwyraźniej skuteczna. Dr
Nwamdi Azikiwe, pierwszy prezydent niepodległej Nigerii, pod koniec lat
trzydziestych jako młody wówczas dziennikarz, w publikowanych w USA artykułach
atakował Polskę za zakusy na wolność właśnie Liberii.
W
Archiwum Akt Nowych w Warszawie można znaleźć dokumenty przedwojennego MSZ.
Postrzępione teczki, opatrzone polskimi i rosyjskimi napisami — zapewne w 1939 roku zawędrowały chyba gdzieś bliżej wschodniej rubieży II
Rzeczypospolitej. Nie zawierają zbyt wielu akt opatrzonych adnotacją
„tajne". Ktoś zdecydował się umieścić w archiwum wycinki prasowe z wychodzącego w Monrowii tygodnika „The Weekly Mirror" W 29 numerze z 28 sierpnia 1936 roku Nwamdi
Azikiwe opublikował artykuł "Poland
wants Liberia". Blisko dwa lata później na łamach emigracyjnego (bo
Abisynię opanowali w tym czasie Włosi — przyp. W. M.) czasopisma „The Voice of
Ethiopia" ten sam chyba autor
pisze: "Poland must not touch
Liberia". W obu artykułach zawarte są ataki na nasz kraj za
zakusy na niepodległość Liberii i chęć uczynienia jej swoją kolonią. Jak
było naprawdę — wypowiedzieć by się mogli autorzy poufnych sprawozdań,
memoriałów i korespondencji dyplomatycznych kierowanych do wysoko postawionych
osobistości przedwojennego MSZ oraz Ligi
Morskiej i Kolonialnej.
Uwaga
Ligi Morskiej i Kolonialnej koncentrowała się głównie na pewnych rejonach
Ameryki Południowej, Madagaskarze (część wyspy zamierzano nawet w pewnym
okresie odkupić od Francji) i Liberii.
Feliks
Kopczyński, kapitan Korpusu Geografów był autorem monografii tego kraju. W zeszycie 2 czasopisma Ligi z 1935
roku (zaraz za obszernym opracowaniem „Kolonie mandatowe a Polska")
uwagę zwraca tytuł
„Republika Murzyńska Liberia". Pierwszy konsul generalny
tego kraju w Polsce, obywatel
Haiti, dr Leo Sajaus objął swój urząd oficjalnie w maju 1934 roku. W tym
samym roku Kamil Giżycki stał się właścicielem 7500 akrowej działki w Batoli -Wężowej Górze położonej zaledwie 120 kilometrów od stolicy, przy głównym
trakcie samochodowym, zmierzającym przez Ghanę w kierunku granicy z Gwineą i Wybrzeżem Kości Słoniowej. Plantatorami byli również
bracia Zygmunt i Tadeusz Brudzińscy, S. Szabłowski, J. Chmielewski, E.
Januszewicz, K. Armin. Pułkownik Brudziński i dr Babecki są doradcami rządu
liberyjskiego. Podobnie jak i dr
Ludwik Anigstein — kierujący badaniami nad ustalaniem przyczyn chorób o znaczeniu społecznym. Dr J.
Hirschler, profesor zoologii lwowskiego uniwersytetu, stanąwszy na ziemi afrykańskiej
2 września 1935 roku rozpoczyna działalność
korzystając z listów polecających i wszechstronnej pomocy właśnie
Kamila Giżyckiego
W
środowisku zamieszkałych w tym kraju Europejczyków był wówczas osobistością
znaczącą. Zgrupowanie znacznej liczby Polaków w rejonie o tak trudnych, dla
Europejczyka warunkach klimatycznych, co podkreślał kpt. Kopczyński w swej
monografii, daje wiele do myślenia. Kartoteka Ligi Morskiej i Kolonialnej z 1937 roku obejmująca osoby przebywające w Afryce i kandydatów na wyjazd
zawiera zaledwie kilkadziesiąt nazwisk. Jest wśród nich Michał hr. Zamoyski
plantator w Angoli i ks. Leon
Sapieha, uprawiający kawę i herbatę w Gwinei Francuskiej. Sytuacja wewnętrzna w małym państwie, utworzonym w 1847 roku przez kilkanaście tysięcy wyzwoleńców
przybyłych ze Stanów Zjednoczonych, była nader skomplikowana. Przybysze z Ameryki otrzymali sto tysięcy dolarów od Białego Domu i zgodę na nazwanie
stolicy imieniem prezydenta Stanów Zjednoczonych Monroe'go. Potem dawni właściciele
niewolników zapomnieli o czarnych eks-współobywatelach za oceanem.
Ci zaś, postępując
wzorem swych niedawnych panów, zamieniali
ludność tubylczą, równie jak oni czarną, ale nie znającą języka
angielskiego, kilkakrotnie przewyższającą ich liczebnie, w coś pośredniego
między niewolnikami a chłopami pańszczyźnianymi i zepchnęli w głąb buszu.
Amerykanom by to nie przeszkadzało, gdyby koncern Firestone’a nie zainwestował
olbrzymich sum w założenie na 35
tysiącach hektarów plantacji kauczuku. Stanowiło to co prawda zaledwie dziesiątą
część posiadanej przez koncern ziemi ale jednocześnie ludność tubylczych
szczepów, coraz bardziej zdecydowanie domagająca się pełni praw, zaczęła
dysponować znaczną ilością nowoczesnej broni palnej. W przypadku wybuchu
ostrego konfliktu wewnętrznego Polska, jako państwo nie skompromitowane
kolonialną przeszłością i neutralne, mogła mieć szansę na uzyskanie z ramienia Ligi Narodów mandatu nad Liberią, którą nawet oskarżono i to chyba
zasadnie o tolerowanie niewolnictwa.
Materiały przechowywane w Archiwum Akt Nowych
świadczą, że plantatorzy polscy zostali skłonieni do opuszczenia
Liberii, "ponieważ sprzedawali broń — strzelby myśliwskie". Strzelby te razem z innymi towarami miały
się znaleźć w rejonie Rappatown, przywiezione z Polski pod pokładem M/S
„Poznań". Czy dla zauszników koncernu Firestone’a był to pretekst,
aby pozbyć się z „ich" terytorium niewygodnych świadków, czy też
pretekstem były „inne towary przywiezione na M/S "Poznań", które
po cenach dumpingowych z licytacji sprzedawał Syndykat Plantatorów
Polskich", postępując według poufnej instrukcji.
Kamil Giżycki, z zawodu literat, bo taki podał na kwestionariuszu MSZ,
mógł posiadać środki na wykonywanie określonych zleceń. Wśród nielicznej
polskiej kolonii, żyjącej w Liberii przez wiele lat odgrywał rolę znaczącą.
Instalując nowego konsula honorowego Rzeczypospolitej
prezes Ligi Morskiej i Kolonialnej, generał Orlicz-Dreszer, skierował pismo
rekomendujące właśnie na Rappatown, gdzie rezydował Giżycki. Autorytetu,
kontraktów i popularności nie zdobywa się od razu. Trzeba pracować przez
wiele lat, by zyskać zaufanie ludności, poznać miejscowe stosunki, obyczaje,
obrzędy, opanować języki najbliższych plemion, umieć rozmawiać z lokalnymi
kacykami. Poufne pismo do konsulatu RP w Marsylii z 17 marca 1939 roku dotyczące przekazywania broni przez polskich
plantatorów ciemiężonym plemieniom Mano, Gio i Koro gdzieś zaginęło. Ale i bez znajomości jego treści jest prawdopodobne, że
realizowano plan opracowany przy ulicy Wierzbowej. w Warszawie.
Giżycki na
wieść o zbliżającej się wojnie wraca do Polski, przywożąc cenny zbiór
militariów afrykańskich. Bierze czynny udział w Ruchu Oporu. Wykonując
najtrudniejsze zadania w Wydziale Propagandy BIP Komendy Głównej AK, występuje
często w mundurze oficera Wehrmachtu. Odgrywanie tej roli ułatwia mu doskonała
znajomość niemieckiego. W konspiracji używa pseudonim Batoli.
Przekroczywszy pięćdziesiątkę kawaleryjskiej fantazji
nie stracił, Nie zapomniał też o Wężowej Górze. Po wyzwoleniu, osiada z żoną
we Wrocławiu. Tam ukazują się jego książki: Wężowa
Góra, Listy z Archipelagu Salomona, Na samotnym atolu, W pogoni za Mwe,
Hebanowa miłość, Lwica Uanga, oraz Nil — rzeka Wielkiej Przygody.
Ostatnią
swoją podróż statkiem odbył w 1963 roku. Zahaczył i o Nigerię, gdzie zrobił sobie zdjęcie z ciemnoskórymi
uczennicami żeńskiego liceum w Port Harcourt. Należał obok Stefana
Szolc-Rogozińskiego, badającego wnętrze Kamerunu i Adama Pomiana
Hajdukiewicza, autora wydanej po szwedzku monografii Beninu
pt. Dahome, land och folk -
do nielicznych naszych rodaków będących autentycznymi znawcami
problematyki afrykańskiej. Wiedzieli o tym kierownicy i ideolodzy Ligi Morskiej i Kolonialnej, wysocy urzędnicy — Departamentu II
przedwojennego MSZ.
Gdy
po czterdziestu latach powtórenie trafiam do mieszkania Kamila Giżyckiego
podłogę pokoju w którym mieścił się ongiś gabinet pisarza zajmuje
ogromna ilość plastykowych toreb zbliżej nieokreśloną zawartością. .Ich właściciel z góry
deklaruje, że żadnej książki w swoim życiu jak dotąd nie przeczytał.
Wzrok mu na to nie
pozwala..
Za równowartość
paru litrów wódki nabywam kilkadziesiąt tomów stojących na, zasnutej
pajęczynami półce z autografami autorów. Są wśród nich Romuld Cabaj,
Zbigniew Kubikowski, Kazimierz Koszutski, Ewa Szumańska, Józef Kazimierz
Kowalski, Stefan Łośi wielu wielu innych, W dniu 28 sierpnia 1953 roku swoją CÓRECZKĘ zadedykował Drogiemu
Koledze Kamilowi Giżyckiemu z serdecznym podziękowaniem za opowieści o nosorożcu Wojtek… Żukrowski. Dla przypiętowania
transakcji otrzymałem dodatkowo nadany w dniu 22 lipca 1955 Kamilowi Giżyckiemu uchwałą Rady Państwa PRL Złoty
Krzyż Zasługi, oraz odznaki Budowniczego Wrocławia i Zasłużonego dla Dolnego Śląska. Ex -adiutant barona Ungerna
na te odznaczenia również zasłużył.
1 2 3
« Historia (Publikacja: 07-01-2008 Ostatnia zmiana: 08-01-2008)
Witold Stanisław MichałowskiPisarz, podróżnik, niezależny publicysta, inżynier pracujący przez wiele lat w Kanadzie przy budowie rurociągów, b. doradca Sejmowej Komisji Gospodarki, b. Pełnomocnik Ministra Ochrony Środowiska ZNiL ds. Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpat Wschodnich; p.o. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Budowniczych Rurociągów; członek Polskiego Komitetu FSNT NOT ds.Gospodarki Energetycznej; Redaktor Naczelny Kwartalnika "Rurociągi". Globtrotter wyróżniony (wraz z P. Malczewskim) w "Kolosach 2000" za dotarcie do kraju Urianchajskiego w środkowej Azji i powtórzenie trasy wyprawy Ossendowskiego. Warto też odnotować, że W.S.M. w roku 1959 na Politechnice Warszawskiej założył Koło Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli. Więcej informacji o autorze Liczba tekstów na portalu: 49 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Kaukaz w płomieniach | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5682 |
|