"Ludziom, którym religijnie prano mózgi od kołyski,
trudno jest przestawić się na zaakceptowanie, że nie tylko wydarzenia religijne mają prawo do ceremoniału i że on sam nie musi być z definicji czymś o charakterze religijnym. Czy czynnością
religijna jest parapetówka, albo oblewanie zdobycia dyplomu itp.? Nie widzę
nic dziwnego w celebrowania w sposób wyszukany, poetycki, wzniosły itd. ważnych
wydarzeń w naszym życiu. Wyjrzyj trochę poza szablony, które wtłaczają
albo wtłaczali ci w głowę księża i być może religijni rodzice a poszerzysz sobie horyzonty i odkryjesz nowe idee i świat jaki cię otacza, ale
którego z lenistwa umysłowego nawet nie zauważasz. Możesz mieć z tego
tylko pożytek."
Drodzy katolicy. Zaściankowość myślenia nie pozwala
wam na przekroczenie granicy. Otóż ślub humanistyczny jest symbolem tego, że w kraju, gdzie większość ludzi zawiera śluby katolickie, można zorganizować
sobie życie w sposób alternatywny.
Inna wersja tego zarzutu
podnosi, jakoby ślub humanistyczny „małpował" kościelny. Najlepiej -
niechcący — wyraził to autor takiego wpisu: "Ciekawość, czy nowożeńcy
odbyli wcześniej humanistyczną spowiedź i przystąpili do świeckiej
komunii". Nie jest to jednak ani problem nowożeńców, ani ogółu
niewierzących co się komu z czym kojarzy. Mimo tego ktoś w zawoalowany
sposób zagroził nękaniem następnych par przecierających ten szlak: "Co
bardziej wrażliwy wierzący może uważać to za drwinę i obrazę uczuć
religijnych a nawet skierować sprawę do prokuratury z art. 196 KK". No w sumie nie ma się czemu dziwić — skoro można prokuraturom zawracać głowę z powodu figurki pieska obok figurki księdza albo papieża przygniecionego
meteorytem — to robienie tego samego z powodu zagrożenia dla rzeki pieniędzy
płynących do Kościoła katolickiego ze ślubów to wręcz "oczywista
oczywistość". Nadzieja tylko w tym, że każdy prokurator, który dostałby
takie wypociny miałby dość odwagi, by wyrzucić to do kosza. Celnie podsumował
to ktoś inny:
"Ludzie, którzy nie rozumieją,
że można żyć bez religii, wszystko będą nadal do niej odnosić. „Przecież
oni muszą w coś wierzyć" — zakrzykną teiści. „Mogą" — odpowie
ateista. Np. w człowieka, coś, co dla wielu zarozumiałych katolików
jest nie do zrozumienia."
Poza tym
historycznie było przecież odwrotnie — to chrześcijaństwo zaadoptowało
tradycje przedchrześcijańskie (w tym małżeństwo) na zasadzie inkulturacji.
Kto nie jest zainteresowany ślubem konkordatowym tego problemy, jakie ślub
humanistyczny przysparza czy też może przysparzać tej instytucji w ogóle nie
dotyczą — on po prostu wraca do korzeni kultury. Ten argument jest więc w całości
chybiony.
Ad 2.
W grzecznych
słowach argument ten przedstawił ks. prof. Marian Machinek z Uniwersytetu
Warmińsko-Mazurskiego, jeden z głównych teologów moralnych w Polsce:
"Według mnie taki ślub nie ma sensu. Rozumiem, że ma
on być pewną proklamacją laickości, protestem przeciw religii i pewną
manifestacją anarchii: wolności ponad wszystko. Zastanawiam się jednak, kim są
ludzie, którzy protestują przeciw wierności i nierozerwalności małżeństwa.
Czyż to nie ci po prostu, którzy nie chcą, by małżeństwo miało charakter
dozgonny?"
Łatwo zauważyć słaby punkt tego rozumowania. Po raz ostatni oddając
głos jednemu z internautów:
"Twój protest wobec podmiany słów w przysiędze jest
beznadziejny. Gdyby to co się powie na przysiędze było takie ważne to by
pewnie nie było tylu rozwodów w Krk oraz gdyby odpowiedni zapis w przysiędze
kapłanów miał taką moc sprawczą jak sugerujesz to kapłani Krk powinni
przysięgać: „Nie będę gwałcił i prześladował seksualnie dzieci (w tym
eskimoskich)". Wprowadzenie takiego zapisu, oczywiście by działało :) i pozwoliłoby kościołowi zaoszczędzić ponad 2 mld $ jakie kościół
katolicki zapłacił w USA od 1992 roku za prześladowania seksualne. O jakie to
proste — wprowadzić do formułki jeden taki zapis i to załatwia sprawę!"
Argument
księdza profesora wiąże się także z jedną z najbardziej kompromitujących i haniebnych kart doktryny katolickiej: fikcją unieważniania małżeństw,
wykpiwaną już przez Boya jako produkcja „dziewic konsystorskich". Czy aby
na pewno jest to bardziej moralne i odpowiedzialne niż rozwód? Na jakiej
podstawie można antycypować, że osoby korzystające z takiego ślubu są
mniej dojrzałe psychicznie czy odpowiedzialne? I czyż nie jest prawdą, że
nikt by nie wstępował w związek małżeński gdyby planował się rozwieść?
„Piekło kobiet" zmuszanych przez tenże kościół do życia z pijakami,
sadystami i degeneratami każe powątpiewać w nadzieje księdza Machinka
posiadania wyższości moralnej.
Okazuje się zatem, że idea ślubów humanistycznych ma w Polsce więcej
przeciwników niż zwolenników (co nie dziwi). Wśród przeciwników gro
wypowiedzianych słów nie ma wartości merytorycznej — to bardzo emocjonalna
próba obrony swojej pozycji, podobna do reakcji kleru na próby liberalizacji
ustawy antyaborcyjnej. Może to także wynikać ze zwykłego strachu przed tym,
co nowe — w tym kontekście nie różni się to od trzęsienia ziemi wywołanego
„Sztuką kochania" Michaliny Wisłockiej czy szokiem telewizyjnych reklam
podpasek w roku 1990. Argumenty przeciw są zaś słabe lub oparte na
doktrynie katolickiej, która z dużym prawdopodobieństwem dla takich
nupturientów nie ma wielkiego znaczenia. Tym samym każdy, kto czuje się
zwolennikiem takich ślubów może być przekonany, że ma za sobą nie tylko
zasadę De gustibus non est disputandum,
ale i bardzo silne argumenty.
Publicysta, dziennikarz. Z urodzenia słupszczanin. Ukończył politologię na Uniwersytecie Szczecińskim. Od 2005 mieszka w Wielkiej Brytanii. Członek-założyciel Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów oraz członek British Humanist Association. Współpracuje z National Secular Society.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.