Na nasze ekrany wszedł w marcu jeden z najbardziej
antyreligijnych filmów jakie widziałem — wybitnie zrealizowana „Mgła" Franka
Darabonta nakręcona na podstawie opowiadania Stephena Kinga. Horror uderzający w samo serce religii, mimo tego nie widać pod kinami protestów moherowego
aktywu jak choćby kiedy pokazywano film o księdzu-homoseksualiście...
Religijni fani filmu bronią go twierdząc, iż pokazuje on
wypaczenia prawdziwej religii. Na próżno jednak. Film traktuje o samej istocie
religii. W początkowej scenie nawiązuje bezpośrednio do „Labiryntu
Fauna", który pokazał umysł dziecka przytłoczonego okrucieństwem wojny,
uciekającego w świat baśniowy, wprawdzie też dość okrutny, lecz jednak
urzekający. „Mgła" też pokazuje
ucieczkę. Tyle że nie dziecka, lecz dorosłych. Z tej ucieczki nie rodzi się
baśń, lecz religia...
Fabuła filmu zasadza się na wydarzeniach w supermarkecie w którym uwięzieni zostali mieszkańcy miasteczka — znajdującego się w pobliżu
bazy wojskowej w której realizowane są tajne projekty naukowe — po tym jak
miasto opanowała śmiercionośna mgła. Mgła wydobywa się zza drzwi
rozwartego (przez niepokornych naukowców drwiących z tajemnic Boga) przejścia
między światami równoległymi. We Mgle szaleją dzikie zwierzęta jakby z wcześniejszych etapów ewolucji. Owe potworki są najbardziej krytykowanym
elementem filmu, gdyż są mało realistyczne, jakby plastikowe. O to jednak
chodzi. Potworki z innych wymiarów są nierealistyczne, aby nie przyćmiewać
prawdziwych potworów jakie wyłoniły się we Mgle — potworów czyhających w ludziach, budzących się wówczas, kiedy rozum śpi. To te potwory mają budzić
główną grozę we Mgle.
Ludzie uwięzieni w hipermarkecie dzielą się na trzy
obozy: Wierzących pod przewodem pani Carmody (wcieliła się w nią wybitnie
Marcia Gay Harden), Sceptyków pod przewodem prokuratora Nortona (w tej roli
Andre Braugher) oraz Realistów pod przewodem malarza Thomasa Jane’a (zagrał
go David Drayton).
Sceptycy giną najszybciej. Można by ich postrzegać jako
prztyczek dla radykalnych racjonalistów: uważają, że potwory we mgle nie mogą
istnieć, bo to nierealne. Według mnie jednak są oni drugą odmianą ślepo
wierzących. Odmawiają bowiem sprawdzenia opowieści o zagrożeniu, wyrzekają
się empirii. Nie ma znaczenia, czy zagrożenie jest naturalne czy nadnaturalne — jeśli byliby ludźmi racjonalnie myślącymi, powinni sprawdzić, czy zagrożenie
istnieje. Wśród nich są nie tylko osoby niewierzące w „nadnaturalne"
potwory, ale i osoby deklarujące wiarę w Boga „nowoczesnego" (czyli
bezkrwawego). Radykalni niewierzący to zatem nie tyle racjonaliści co po
prostu ludzie nierozsądni.
Warto podkreślić, że w filmie tylko jedno nierozsądne
szaleństwo zostało nagrodzone: poświęcenie dla dzieci.
Realiści to ludzie ostrożni, racjonalnie myślący,
szukający najlepszych sposobów poradzenia sobie z problemem, najbardziej
zatroskani o pomoc innym, niepozwalający zabić swego człowieczeństwa
strachowi. Wśród nich prym wiedzie artysta, młoda nauczycielka (bardzo dobrze
zagrana przez Laurie Holden), stara nauczycielka (świetnie zagrana przez
Frances Sternhagen) oraz kurduplowaty i niepozorny sprzedawca (Toby Jones), który
okazuje się nie tylko najlepszym strzelcem, ale i najmędrszym wolnomyślicielem.
Początkowo jest ich najwięcej, lecz w miarę narastania grozy i dramatyzmu,
ich liczba sukcesywnie topnieje na rzecz trzeciej grupy.
Po tym jak już większość się sfanatyzowała wolnomyśliciel
szepcze: "Witajcie na Ulicy Sezamkowej. Hasło dnia to pokuta"
Obóz Wierzących powiększa się sukcesywnie w miarę jak
śmiertelny strach zabija rozum i człowieczeństwo. To jest początek religii.
Nad uformowaniem „supermarketowego kościoła" pracuje od samego początku
sfrustrowana pani Carmody (to zdecydowanie najwybitniejsza kreacja w filmie, dzięki
niej wspaniały nastrój grozy; jedyne do czego się w tej roli można przyczepić
to zbyt duża uroda aktorki — prawie pięćdziesięcioletnia Harden jest
zdecydowanie atrakcyjną kobietą, nie bardzo pasującą do zgorzkniałej
osobowości Carmody, która nim przekształciła się w proroka była odrażającą
babą epatującą agresją do ludzi). W grupie tej dominują kobiety oraz ludzie
niewykształceni. Początkowo Carmody zdobywa dwie wyznawczynie i we trzy głoszą
Dzień Sądu i konieczność ekspiacji. Narwany i butny robotnik załamuje się
po wypadzie do apteki i staje się najgorliwszym wyznawcą-oprawcą. Z czasem
grupa się powiększa. "Fanatyczka ma teraz czterech wyznawców, którym
wygłasza kazania, wkrótce dojdą kolejne cztery. Kiedy stwory ponownie wrócą
już będzie miała całą kongregację i wówczas będziemy mogli obawiać się
kogo poświęci, żeby było lepiej" — mówi niewierzący. Zaiste tak się
też stało. Bóg zrodzony w pierwocinach religii to bóg łaknący krwi. On zaćmionemu
umysłowi racjonalizuje skąd to paraliżujące i bezsensowne okrucieństwo.
Ten Bóg pożąda mięsa ludzkiego zapijanego krwią ludzi
za przyczyną których Wszechmocny został z równowagi wyprowadzony zsyłając
Zło. Na pierwszy ogień idzie młody żołnierz, który wprawdzie nie jest
osobiście odpowiedzialny za rozwarcie drzwi do innego wymiaru, lecz jest
zapewne mniej niewinny niż zwykli obywatele. "- Judasz! Nadal nie wiesz?
Nadal nie znasz prawdy? Zostaliśmy ukarani. Za co? Za sprzeciwienie się woli
Boga! Za złamanie jego zakazanych, odwiecznych zasad! Chodzenie po księżycu!
Rozbijanie jego atomów! Amen! … lub komórek macierzystych!… i aborcje! I niszczenie tajemnic życia, które tylko Bóg ma prawo znać! Amen!
Amen! (...)Oni [naukowcy] to
zrobili! Oni pluli w oko Wszechmogącego! (...) Niech paskudztwa poczują zapach
jego krwi!" Na drugi ogień mają iść Niewierzący, a konkretnie dziecko
ateisty. Młoda niewinna krew uspokoi Gniew Boży. Wzorem Abrahama.
Aby rozpalić taki fanatyzm potrzeba było nie tylko dużej
dawki sytuacji nadzwyczajnej, nie tylko charyzmy proroka, ale przede wszystkim
dostatecznie dużo nienawiści do świata i ludzi, całkowitej ucieczki w świat
urojony. Carmody zakłada, że większość ludzi jest zła. To ułatwia przyjęcie
środków najradykalniejszych. Umiejętnie straszy i histeryzuje. Jej Bóg
domaga się krwi tych złych ludzi.
Doskonale pokazany jest konflikt religii i nauki. Jeszcze
lepiej: religii i edukacji (oświecenia). Stara nauczycielka żali się, że więcej
wydaje się na przedsiębiorców i bomby, tymczasem najważniejsza powinna być
edukacja dzieci. Jedyne osoby, które szamoczą się z fanatyczką to dwie
nauczycielki. Wobec zastraszania ludzi młoda nauczycielka wali w twarz
fanatyczki na co ta się odgraża: "- Uklękniesz przede mną nim to się
skończy". Dużo zabawniejsza jest konfrontacja starej nauczycielki i prorokini: babcia zdziela ją puszką groszku z „biblijnym" komentarzem: "-
Obrzucanie kamieniami ludzi, którzy cię wkurzają jest całkowicie dobre.
Robili tak w Biblii, czyż nie? A ja mam dużo groszku." Ostatecznie
fanatyczkę zabija wolnomyśliciel, kiedy ta wezwała wiernych do złożenia
ofiary z chłopca.
„Mgła" pokazuje także jak odległy od istoty religii,
od tego, co legło w prapoczątkach jako jej fundament, jest „nowoczesny Bóg".
Carmody kpi z niego („Wszystkie te gadki o nowoczesnym Bogu"). Jedyna osoba
deklarująca się jako wyznawca „nowoczesnego Boga" wychodzi wraz z grupą
Sceptyków i chwilę później zostają z niego tylko nogi.
Religia nie tylko pozwala ludziom przetrwać w okolicznościach
pierwotnej trwogi (pierwotna proteza, pas bezpieczeństwa, aby nie zwariować całkowicie i nie popełnić samobójstwa), ale i budzi najniższe instynkty, które pod
jej rządami hasają nieskrępowane przez człowieczeństwo i rozum. Racjonaliści
to przecież w filmie ludzi najbardziej humanitarni. Rozum i humanizm idą w parze. Religia dzieli ludzi, ale nie twórczo, lecz nietolerancyjnie. Wierzący
nie mogą znieść Niewierzących. Budzą oni bowiem wątpliwości. A wątpliwości
są destruktywne dla tego czym ma być religia. Niewierzący mają wybór: albo
„uwierzyć", albo się wynieść z przestrzeni zajmowanej przez Wierzących.
"Fanatyczka jest jak nasz własny Jim Jones
— mówi
artysta. — Trzeba uciekać stąd nim ludzie zaczną pić napój z cyjankiem." Wielebny Jones to założyciel Świątyni Ludu Kościoła Pełnej
Ewangelii, który miał swój apokaliptyczny „hipermarket" w Jonestown w Gujanie. W wyniku jego orędzia w 1978 r. 914 osób popełniło zbiorowe samobójstwo
poprzez zażycie trucizny. Religia zatruwa wszystko, jak by powiedział
Christopher Hitchens.
King przestrzega, aby nie lekceważyć szaleńców, gdyż o ile są wariatami na co dzień, wystarczy katastrofa, aby stali się pasterzami i przewodnikami. „Mgła" z pewnością przestrzega także przed przesadną wiarą w ludzi. W chwilach zagrożenia budzą się najniższe instynkty i przesądy.
-
Nie masz zbyt wielkiej wiary w ludzi? — żali się młoda nauczycielka
-
Nie.
-
Ale ludzie są zasadniczo dobrzy, porządni.
-
Pewnie, dopóki telefon działa i możesz wykręcić 911, ale bez tego
ludzie pogrążają się w ciemnościach, gdy ich bardzo przestraszysz, zasady
przestają obowiązywać, ludzie stają się na powrót prymitywni. -
odpowiada artysta
-
Zwrócą się do każdego, kto im zaoferuje pomoc.
-
Jako gatunek jesteśmy zasadniczo szaleni. Wystarczy umieścić więcej
niż dwoje w pokoju, wybrać strony i wymyślić powody, by jeden zabił
drugiego. Myślisz, że dlaczego wymyśliliśmy politykę i religię? — kończy
wolnomyśliciel.
„Mgła" nie jest zapewne peanem na cześć
racjonalizmu, humanizmu i nauki. Mało tam wiary w człowieka [ 1 ], jeszcze mniej w naukę (nawet pomimo tego, że ona na końcu zwycięża; z pewnością jednak
rodzi się w bólach). Ale prawdziwe potwory budzi religia. Bywa użyteczna, ale
kosztem humanizmu i racjonalizmu, kosztem człowieczeństwa i rozumu. Bywa
protezą, ale dzieli i fanatyzuje ludzi. Jest oczywiście iluzją.
[ 1 ]Nie opowiedziałem całego filmu, w szczególności nie mówię nic o zakończeniu, które jest najbardziej wstrząsającym fragmentem filmu — to już głos samego reżysera; opowiadanie Kinga kończy się bowiem jako niedopowiedziane.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.