|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Biblia » Nowy Testament » Jezus - człowiek i mit
Jezus jako egocentryczny schizotymik [4] Autor tekstu: Karina Jarzyńska
Komentarz — o temperamencie bohaterów Ewangelii Witwicki zastrzega we wstępie do swej pracy, że
„czytelnik, jeżeli ma uniknąć nieporozumień, musi posiadać znajomość
psychologii ogólnej i psychiatrii" (Witwicki 1958, 16). Wskazuje na
podstawowe podręczniki: Bleulera Lehrbuch
der Psychiatrie oraz Kretschmera Geniale
Menschen. I rzeczywiście to psychologia będzie go prowadzić w komentarzu, jej aparat pozwoli zdiagnozować motywacje, emocje i cechy
charakterologiczne bohaterów tekstu — zwłaszcza Jezusa Chrystusa. Oczywiście — osiągnięcia tej nauki dostępne były Witwickiemu w stopniu ograniczonym i na dużo wcześniejszym etapie rozwoju, niż obecnie, stąd pewne archaizmy,
na czele z zaufaniem do metody introspekcyjnej i własnej intuicji.
Badacz komentuje — krok za krokiem, wedle
wersetów — głównie Ewangelię Mateusza, czyniąc jedynie wycieczki w stronę Marka, drugiego z przełożonych tekstów. Chce dotrzeć do obrazu możliwie
bliskiego postaci Jezusa historycznego, zawsze świadomy zapośredniczenia w dziele sztuki literackiej. Pozostałe dwie ewangelie są późniejsze i dlatego nie interesują one Witwickiego. Stwierdza, że Łukasz „nadaje mu
[Jezusowi] rysy miękkie, łagodne, słodkie" (Witwicki 1958, 18). Starszeństwa
tekstu Marka dowodzi natomiast fakt, że "opowiada [on] to, co sądzi, że
było, a nie szuka dowodów mających przekonań, że tak musiało być. [...]
Chrystus u niego uzdrawia w Kafarnaum wielu
(Mk 1, 34), u Mateusza uzdrawia wszystkich
(Mt 8, 16)" (tamże). To kolejny przejaw starania Witwickiego, aby oczyścić
tekst z „osadu kadzideł", także pochodzących z najwcześniejszego
okresu chrześcijaństwa.
Jezus Chrystus Najbardziej kontrowersyjnym z tematów, jakie
podjął w swym komentarzu Witwicki, jest charakterystyka psychologiczna
Jezusa Chrystusa. We wstępie tłumacz zastrzega, że zajmuje się nim „wyłącznie
tylko jako prawdziwym człowiekiem, co nie może razić wierzących oświeconych,
skoro i Kościół rzymski naucza, że Jezus był prawdziwym człowiekiem" (Witwicki
1958, 17). Ewentualną boskość Chrystusa określa jako zagadnienie nie
wchodzące w zakres zainteresowań i kompetencji psychologii. Jednocześnie w jednym z wniosków końcowych powraca do zagadnienia relacji między
psychologią a wiarą religijną:
„Nauka
Kościoła o dwóch naturach w Chrystusie ma głębokie tło psychologiczne i jest oparta na tekstach Ewangelii. Rozszczepienie tej osobowości nie mogło
być wymysłem Ewangelistów — ono jest niewątpliwie rysem autentycznym, który
zapisywaczom wspomnień i tradycji i czytelnikom sprawiał niemałe trudności i kłopoty, ale musiał być dany w rzeczywistości. Tego nie można zmyślić,
gdy się zmyśla nabożnie" (Witwicki 1958, 202).
Jezus jest
zatem dla niego człowiekiem, ale człowiekiem o rozdwojonej jaźni,
przekonanym (w toku Ewangelii coraz bardziej) o swym posłannictwie mesjańskim i Bożym synostwie. To rozdarcie między ludzką i boską autoidentyfikacją
jest, według Witwickiego, czynnikiem twórczym, stojącym u podstaw słów i zachowań Jezusa. Jest silną podstawą do uznania go za kogoś wyjątkowego: „Psychika
Jezusa, tak jak prześwieca przez opowiadania Ewangelii, nie jest w żadnym
razie psychiką człowieka pospolitego, codziennego, zrównoważonego. Wtedy
by nie był tym, czym był. Tu mamy na każdym kroku do czynienia z rozdwojeniem wewnętrznym, z osobistą realizacją poezji czytanej, z przekonaniami nieodpartymi, które nie pochodzą ze spostrzeżeń uważnie
kontrolowanych, tylko się rodzą same, z odczuciem swoistej potęgi
nadludzkiej i misji dziejowej, z przymusami wewnętrznymi, z nieliczeniem się z powagami i sugestiami otoczenia, z zaburzeniami w kontakcie z otoczeniem, z zachowaniem się, które niepokoi najbliższych [...] i prowadzi do
konfrontacji nieuniknionej" (Witwicki 1958, 203).
Drogę Jezusa
od Nazaretu po Kalwarię cechuje według Witwickiego swoista dialektyka, pomiędzy
„samopoczuciem ludzkim", liczącym się „z otoczeniem, z tym, co ludzie
myślą i z bezpieczeństwem własnej osoby", a „samopoczuciem mesjańskim",
które się nie liczy „z nikim i niczym i prowadzi do nieuchronnej śmierci"
(Witwicki 1958, 200-201). Dlatego np. bohater Ewangelii wzbrania się przed
jednoznacznym ogłoszeniem swej boskości, tudzież unika przebywania w Jerozolimie — choć zdarzają mu się wybuchy gniewu, gdy ktoś jego godności
mesjańskiej zaprzecza czy choćby niedowierza.
Wszelkie rozpoznania badacza opierają się na konkretnych fragmentach
tekstu, stąd ogólne wnioski na temat charakteru Jezusa docierają do nas
stopniowo, wraz z lekturą komentarza. Zanim zostanie on nazwany
„schizotymikiem", dowiadujemy się, że jego rodzice (lub matka i opiekun)
wykazują podobne cechy. Maria i Józef mają — każde z osobna — „swoje
zamknięte życie wewnętrzne i swój osobny stosunek z Bogiem, a kontaktu
duchowego między nimi nie ma. Rysy usposobienia wybitnie schizotymiczne" (Witwicki 1958, 186; podkr. moje — KJ). Pojęcie
to, dziś już przestarzałe, pochodzi z teorii kontytucjonalizmu Ernsta
Kretschmera. Omawia ją w swym podręczniku Witwicki, w ten sposób pisząc o schizotymikach: „nieśmiali,
niebezpośredni w reakcjach, nietowarzyscy, bez humoru, dziwacy, i raz bywają
mimozowato drażliwi, czuli na drobiazgi, kochają książki i przyrodę,
nerwowi, dziwnie podrażnieni, a przy tym twardego serca i stalowego hartu,
albo też widać w nich jakby oschłość uczuciową, brak reakcji, zaczem
robią wrażenie potulnych, posłusznych, podatnych — pokąd ich nie zdradzi
jakieś niesłychane, nieprzewidziane zachowanie się, którego niepodobna
odnieść do tych dyspozycji uczuciowych, jakie objawiają po wierzchu. Zbliżają
się więc do typu schizofrenicznego" (Witwicki 1963, 335-336). [ 10 ]
Schizotymiczność
miałaby się łączyć z atletycznym lub astenicznym typem budowy ciała -
Witwicki wykonał w podręczniku ilustracje poglądowe poszczególnych typów, a ich porównanie z ilustracjami do Ewangelii jednoznacznie wskazuje, że
Jezusa identyfikował on jako astenika. Poza wskazaniem na podobieństwo
charakterologiczne Jezusa i jego rodziców, Witwicki rysuje taki właśnie
obraz głównego bohatera tekstu Mateusza na podstawie wielu fragmentów, z których
miałby się wyłaniać.
Wspomniany już epizod kuszenia na pustyni był w tym świetle wynikiem
rozdarcia wewnętrznego, które sprawiało, że „kontakt z rzeczywistym światem
był [dla Jezusa] groźny i trudny" (Witwicki 1958, 206), a to „wyrzuciło"
go na pustynię, z dala od ludzi. Typowo schizotymiczne trudności w kontaktach z otoczeniem miałby mieć także Jan Chrzciciel, co także
spowodowało u niego wybór oddalenia się od ośrodków władzy i skupisk
ludzkich w okolice pustynne. Trudności te u Jezusa łączy się także z brakiem zrozumienia ludzkich potrzeb, „oschłością uczuciową", a tej z kolei niedaleko już do egocentryzmu.
Witwicki wręcz stwierdza, że główną treścią nauk i motorem czynów
Jezusa był troska o uznanie jego posłannictwa i boskiej natury, co przesłaniało
mu potrzeby innych ludzi. Fragment o przypowieściach komentuje następująco:
„Jezus myśli głośno obrazami przed tłumem. Mówi o swoich sprawach.
Rozważa sam dla siebie małą skuteczność swoich kazań, rozważa
przeszkody, utrudniające jego misję [...]; mówi niby to do ludzi, ale nie
dla ludzi, tylko dla siebie" (Witwicki 1958, 280). Nie myśli o metodzie wykładu,
nie stara się komunikować, być zrozumiałym. To zaś, co uczniowie słyszą,
„nie wydaje się tajemnicą królestwa Boga, tylko osobistą tajemnicą
Jezusa" (tamże, 284). I najbardziej dosadnie: „Przez
cały czas jesteśmy w Ewangelii świadkami walki Jezusa o uznanie jego godności.
Stosunkowo bardzo mało czytamy o jego walkach o cokolwiek innego. To już w zasadzie wynikało z natury jego idei mesjańskiej. Idea w zasadzie osobista.
On ludzi i sprawy ludzkie albo uważał za rzeczy niegodne troski, albo je
pojmował w związku ze swoją osobą i w zależności od niej.
Egocentrycznie" (Witwicki 1958, 288).
Dlatego właśnie
na pytanie uczniów, jaką nagrodę otrzymają za wszystkie swoje wyrzeczenia,
odpowiada obietnicą tego, na czym zależało najbardziej jemu samemu:
wiecznej chwały, prawa do odbywania sądu i boskiej
mocy. Nie zastanawia się, czy to jest ich własne najgłębsze
pragnienie. Czytamy: „on nikogo nie zwykł był
pytać, czego kto pragnie i nie do tego zmierzał, żeby wszystkie pragnienia
ludzkie zaspokajać" (Witwicki 1958, 318). Podobnie jeśli chodzi o wymagania stawiane tak uczniom, jak i ogółowi ludzi. W miejsce nakazów
Mojżeszowych, „skrupulanctwa zewnętrznych form", Jezus nakłada bowiem
na ludzi „jarzmo wewnętrzne, zacieśniając
poczucie obowiązku moralnego i plamy grzechowej do uczuć, myśli i słów.
To jarzmo on nazywa miłym i ten ciężar lekkim. Zapewne dlatego, że gotów
był odpuszczać grzechy każdemu, kto w niego uwierzył. I sam nigdy tych
jarzm nie nosił" (tamże, 272). I tak na przykład jako ten, kto nie
przejawia żadnych potrzeb seksualnych, tego samego wymaga od swoich
uczniów (tamże, 314). Wykazuje tu zatem pewną krótkowzroczność, wynikającą
ze skupienia na sobie, ale też — jak zaraz zobaczymy — wręcz
wyrachowanie w dążeniu do spełnienia swej misji.
Witwickiego interpretacja Kazania na Górze może zbulwersować
niejednego czytelnika. Za motywację przedstawionej wówczas przez Jezusa
nauki uznaje on bowiem chęć uzależnienia od siebie ludzkich sumień. Jak
czytamy: "on potrzebował do swojej działalności i czuł się sam
potrzebny ludziom, którzy mieli poczucie
plamy grzechowej, ciążącej na nich i prosili o jej zmazanie. Nie miał żadnego
pola między ludźmi o spokojnym sumieniu" (Witwicki 1958, 255). Dlatego właśnie
stawiał ludziom wymagania nieco ponad ich siły, by żyjąc stale w poczuciu
grzechu, potrzebowali miłosiernego zbawcy. Zwłaszcza zakaz pożądania
kobiety w myślach, przy okazji patrzenia ni nią, Witwicki komentuje jako z konieczności mający „ten skutek, że upowszechniał u wiernych poczucie
grzechu ustawicznego" (tamże, 224). W efekcie świat miał wydawał się
„zalany potopem grzechu", zaś Mesjasz „drugim Noem". Jedynie zaufanie
do niego i wiara w jego posłannictwo mogło ludzi uratować przez złem własnej
natury. Witwicki zastrzega się w pewnym momencie, że „nie znaczy to, że
Jezus po to kruszył serca, na chłodno, aby miał kogo rozgrzeszać i nad kim
panować. To nie było świadome wyrachowanie osobiste. On służył Ojcu i szukał chwały Ojca" (tamże, 232), ale poprzednio cytowane słowa wydają
się wskazywać na całkiem przeciwne przekonanie autora komentarza. Układ
Kazania nazywa on „psychologicznie celowym, skoro szło o pozyskanie mas dla
misji mesjasza" (tamże, 233), zaś podsumowując ten wątek pisze:
1 2 3 4 5 6 Dalej..
Przypisy: [ 10 ] Alternatywą dla takiego temperamentu jest cyklotymia, występująca u ludzi
odznaczający się łatwością współżycia i kontaktu z otoczeniem oraz
skłonnością do cyklicznie występujących stanów podniecenia i depresji;
miałaby się łączyć z pykniczną budową ciała i w skrajnej postaci
przeradzać się w cyklofrenię. Witwicki omawia całą teorię w dość
obszernym podrozdziale (Witwicki 1963, 329-345), co wskazuje na wysoką
wagę, jaką do niej przywiązywał. O Jezusie wprost pisze na stronie 261:
„To nie był miękki cyklotymik. Rysy schizotymiczne objawiał
jaskrawo". « Jezus - człowiek i mit (Publikacja: 10-04-2008 )
Karina Jarzyńskaur. w 1983 r. w Gdańsku. W ramach MISH UJ ukończyła Polonistykę (spec. Wiedza o Kulturze), obecnie kończy Religioznawstwo. Przewodnicząca Międzywydziałowej Grupy Badań nad Mitem i inicjatorka konferencji "Narrare necesse est: o potrzebie i trwałości mitu w świecie odczarowanym" (UJ, maj 2007). Interesuje się zwłaszcza teorią tekstów sakralnych. Mieszka w Krakowie. Strona www autora
| Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5828 |
|