|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
| |
Złota myśl Racjonalisty: "...powiem o kimś, że umie myśleć naukowo, kiedy potrafi myśli swe formułować jasno, wyrażać jasno, kiedy uznaje i wypowiada tylko te przekonania, które uzasadnić potrafi, kiedy i od siebie, i od drugich z nałogu już wymaga, żeby uzasadniali to, co głoszą, kiedy potrafi ocenić logiczną wartość rozumowań, które napotka, kiedy skutkiem tego nie pyta, kto mówi, ale pyta, co kto mówi i jak to uzasadnia,.. | |
| |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Kreacjonizm dla liberałów [2] Autor tekstu: Jerry Coyne
(...) Istnieje możliwość, że ta rosnąca niezerowość sum sama została uruchomiona
przez coś innego — niewykluczone, że przez staromodnego boga, jak mogą mieć
nadzieję tradycjonaliści, i niewykluczone, że przez coś bardziej abstrakcyjnego,
bardziej filozoficznie nowoczesnego; w każdym razie przez coś głębszego.
„Istnieje możliwość": ten typ asekurowania się jest charakterystyczny dla
intelektualnego stylu Wrighta. Możliwość jest dla Wrighta wystarczającą
pewnością, ponieważ jego celem jest wpojenie religijnym czytelnikom koncepcji,
że kosmiczna ręka spoczywa na sterze życia.
II.
Wraz z Nonzero i The Evolution of God Wright pomógł rozpocząć nowy
gatunek piśmiennictwa: napisał książkę dająca intelektualne dobre samopoczucie — rosołek dla mózgu. W tym sezonie „nowego ateizmu" wierzący szukają sposobów pozostania wiernymi, ale
nadal z poczuciem, że są bystrzy. Tej sztuczki mogą dokonać wyszukane argumenty
Wrighta. Jeden z recenzentów oznajmił, że The Evolution of God dał mu
nadzieję przez pokazanie, że ewoluujące doktryny teologii mogą wskazywać na
„powolną edukację ludzkości co do prawdziwej natury boskości", inny zaś radował
się, że Wright „dostarcza ulgi i intelektualnej wagi wierzącym, których zmęczył
ton meczu bokserskiego w niedawnych debatach wiary i rozumu".
Czy jednak argumenty Wrighta są intelektualnie spójne? Deklaruje on, że jego
idee są czymś więcej niż filozoficznym dumaniem — że istotnie stanowią hipotezę
naukową, którą można sprawdzić przy pomocy empirycznych danych. „Ocena stanu
rzeczy z naukowego punktu widzenia — zapewnia on — daje więcej dowodów boskości
niż można by się spodziewać". Tak więc, jako naukowiec i biolog ewolucyjny,
potraktuję poważnie słowa Wrighta. Spójrzmy na dane.
Czy religia staje się z czasem bardziej etyczna? Czy wzrosła moralność w społeczeństwach zdominowanych przez religie abrahamowe? Jeśli tak, to czy ten
wzrost pochodzi z wiary, nie zaś z innych źródeł i czy wiąże się z logiką sum
niezerowych? A jeśli odpowiedzi na te wszystkie pytania są potwierdzające, to
czy jest to dowód istnienia Boga? Niestety od samego początku argumenty Wrighta
nie ostają się. Jego wielce ambitny projekt załamuje się przy bliższym zbadaniu. A nawet jeśli jego dane byłyby poprawne, nie przybliżyłoby nas to ani trochę do
boskości.
Jak dobra jest jego teologia? Wright starannie odrobił lekcje i szczegółowo
opisuje historię religii abrahamowych, zaczynając od animizmu wśród wczesnych
łowców-zbieraczy, przechodząc przez politeizm i monolatrię (wiarę w kilku bogów z jednym dominującym bogiem) do chrześcijaństwa, judaizmu i islamu, starożytnych i współczesnych. (A co z innymi religiami? Czy Pan Wszechświata, w swoim zapale
pociągnięcia społeczeństw ku moralnej doskonałości, zapomniał o hindusach,
aborygenach, siksach, buddystach i scjentologach?) Problem polega na tym, że
Wright ma tendencję, już zademonstrowaną w Nonzero, do rozwodzenia się o danych, które popierają jego teorię, i ignorowania tych, które jej nie
popierają. Najwyraźniejsze przykłady tutaj obejmują rzekomo wzrastające
przyjazne stosunki między grupami wyznającymi ewoluujące teologie
chrześcijaństwa i islamu.
Wright twierdzi, że jeśli
zbadamy cztery główne Ewangelie chrześcijańskie w kolejności ich powstawania -
od Marka poprzez Mateusza, Łukasza do Jana — zobaczymy ukierunkowaną zmianę ku
bardziej miłującej i otwartej na innych teologii. Tę zmianę powodowało jego
zdaniem pragnienie apostołów rozszerzenia „mandatu miłości" na coraz więcej
ludzi, przesuwając go „poza granice Izraela". Wright spekuluje, że nowa religia,
otoczona wrogami, dałaby sobie znacznie lepiej radę, gdyby była otwarta na
innych, nie zaś kłótliwa. Apoteozę tego trendu — mówi Wright — znajdujemy w Listach Pawła: "Paweł był bardziej niż Jezus odpowiedzialny za
zaszczepienie chrześcijaństwu koncepcji między etnicznej miłości braterskiej".
Jest to wątpliwa i tendencyjna interpretacja. Wczesna Ewangelia według Marka,
napisana między 65 a 70 rokiem naszej ery, chociaż surowa, słynna jest z podwójnego przykazania miłości: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim
sercem" i „I miłować bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż
wszystkie całopalenia i ofiary". (Wright lekceważy te zwroty „kochaj bliźniego
swego" jako nakazujące miłość ograniczoną tylko do Izraelitów.) Ewangelie
Mateusza i Łukasza, pisane nieco później, w latach 80-85 n.e., zawierają słynne
wydarzenia świadczące o przyjaznym nastawieniu, szczególnie Kazanie na Górze i przypowieść o dobrym Samarytaninie, które Wright traktuje jak wielki postęp,
ponieważ „wyraźnie przenoszą miłość poza granice etniczne". Choć jednak nie
znajdziemy tych opowieści u wcześniejszego Marka, nie ma ich także w późniejszej
Ewangelii według św. Jana, napisanej między 90 a 110- r. n.e.
To, co jest najbardziej oczywiste, kiedy przechodzimy od Marka do Jana, nie jest
postęp ku przyjaznej postawie, ale ku „Chrystologii": widzenie Jezusa jako
boskiej istoty, człowieka równocześnie śmiertelnego i boskiego, wcielonego,
zmartwychwstałego i sprawcę cudów. Jeśli Jan podkreśla miłość, to jest to miłość
do Chrystusa — to jest miłość, która przynosi zbawienie. Nie ma w tym niczego
humanistycznego. Wzrost Chrystologii był oczywiście użyteczny dla rosnącej
wiary, ponieważ doktryna, że zbawienie można zyskać tylko poprzez Jezusa, jest
znakomitym sposobem zdobycia neofitów i utrzymywania wiernych w ryzach.
Przypuszczam, że można to nazwać strategią sumy niezerowej, ale nie ma to nic
wspólnego z teorią Wrighta dotyczącą przyjaznych stosunków między różnymi
wiarami ani jego koncepcją Ewangelii jako Pism wielokulturowości.
Wright jest pod wielkim wrażeniem Listów Pawła, którego nazywa „apostołem
miłości", będącym kulminacją chrześcijańskiej moralności; Paweł rzeczywiście
kładzie większy nacisk na dobroczynność niż Jan i inni. Silniej jednak wybija
się obsesja Pawła ze sprawami „moralnymi", takimi jak obrzezanie,
bałwochwalstwo, nieczystość i stosunki seksualne — to jest, z czystością i nieczystością, a wszystkie te zachowania uważa on za „grzeszne" Uczeni w Biblii
powiadają nam, że Paweł posługiwał się tą taktyką nie tylko po to, by zjednoczyć
rozmaite społeczności chrześcijańskie wokół Morza Śródziemnego, ale także, by
oczyścić je z przywiązania do prawa żydowskiego i do poglądów gnostyków, którzy
podawali w wątpliwość boskość Chrystusa.
Choć dla Wrighta postęp polega na złożoności, woli on kuć swoje żelazo z jednego
zdania Listu Pawła do Galatów: „Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już
niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy
bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie". To, mówi Wright, oznacza
doniosłą zmianę w teologii chrześcijańskiej: rozciągnięcie miłości na
niechrześcijańskich cudzoziemców. Ten słoneczny pogląd na postęp teologii nie
jest jednak tak wyraźny, kiedy rozważymy to zdanie w kontekście. Poprzedzają je
bowiem następujące słowa: „Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa". A następują po nim te słowa:
„Jeżeli zaś należycie do Chrystusa, to jesteście też potomstwem Abrahama i zgodnie z obietnicą — dziedzicami". Paweł więc nie propaguje miłości między
ludźmi różnych wyznań, ale mówi nie-żydowskim Galatom, że mogą stać się
duchowymi potomkami Abrahama tylko przez nawrócenie się na chrześcijaństwo. To
przesłanie, tak powszechne w Listach Pawła, nie oznacza żadnego teologicznego
lub moralnego postępu w stosunku do Ewangelii Marka. Nie ma tu żadnej dynamiki
sumy niezerowej. Jest tylko Paweł, który używa Jezusa jako szlabanu przy wejściu
do świętej wspólnoty, jako rodzaju duchowego kleju.
I czy Paweł rzeczywiście jest uosobieniem chrześcijańskiej tolerancji? Rozważmy
inne jego słowa: niewierzący, zuchwali i cudzołożnicy, między innymi, zasługują
na śmierć (List do Rzymian 1:31-32); kobiety powinny być poddane swoim mężom i nie powinny mówić w kościele (1 List do Koryntian 11:3, 14:34-36) i los każdego
jest przesądzony przez Boga i nie może być zmieniony działaniami człowieka na
ziemi (List do Rzymian 7-11). To wcielenie przyjaźni międzyetnicznej radzi także
chrześcijanom, by nie stowarzyszali się z niewierzącymi (2 List do Koryntian
6:14-17). I w jaki możliwy sposób Listy Pawła mogą być kulminacją ukierunkowanej
zmiany, skoro zostały napisane przed Ewangeliami Mateusza, Marka,
Łukasza i Jana? Listy pochodzą z lat 50 56 n.e. i są o kilka dziesięcioleci
wcześniejsze niż te Ewangelie. Oczywiście Paweł nie mógł mieć żadnej wiedzy o teologii, która nastała po nim, niezależnie od tego, jaką moralność głosiła.
Na dodatek do tej selektywnej i zawiłej interpretacji Wright włącza cały rozdział „co by było gdyby",
zaplanowany jako dowód, że dziwne przypadki historii nie zmieniają kursu strzały
teologicznej moralności. Na przykład rzymski cesarz Konstantyn nawrócił się na
chrześcijaństwo po wygraniu bitwy w 312 r. n.e., które to zdarzenie było
kluczowe w rozprzestrzenieniu tej wiary. A co byłoby, gdyby przegrał bitwę, albo
nie zdecydował się nawrócić? Wright rozmyśla nad nieapetycznymi implikacjami
swojej teorii: „Jeśli doktryna Pawła międzyetnicznej zgody mogła zostać
zaprzepaszczona, gdyby nie jedno zwycięstwo militarne, to jak silny może być ten
motor? Jeśli Logos jest rzeczywisty, to czy moralnego oświecenia nie powinno
napędzać coś mocniejszego niż kaprysy historii?"
Wersja teizmu Wrighta jest zbyt sprytna, by twierdzić, że Bóg mógł po prostu
manipulować ludzką historią. Zamiast tego czuje się on zmuszony do
argumentowania, że szerzenie się moralności przez wiarę — niepowstrzymany postęp — było nieczułe na konkretne wydarzenia historyczne. Tak więc pisze on, że gdyby
Konstantyn nie istniał, niewielka chrześcijańska sekta marcjonitów — która
odrzucała Stary Testament i cały Nowy Testament poza Listami Pawła — przejęłaby
stery, ponieważ „stworzenie Cesarstwa Rzymskiego uczyniło międzyetniczną zgodę
jeszcze cenniejszym towarem niż była przedtem". A gdyby nie istniał Paweł lub
nawet sam Jezus? Nie ma problemu — wkroczyłaby z pewnością jakaś inna religia,
żeby wykonać zadanie. „Nawet gdyby Jezus nigdy się nie urodził lub zmarł
nieznany, mógł pojawić się jakiś inny wehikuł do przekazania memu trans-etnicznej zgody".
Ten rodzaj specjalnego odwołania nie robi dobrze argumentacji Wrighta, tyle
tylko, że uniemożliwia obalenie rozumowania. Zawsze bowiem można argumentować do
tyłu i wynaleźć powód, dlaczego sprawy musiały potoczyć się tak, jak się
potoczyły. „Nieuchronność historyczna" jest prastarą sztuczką w procesie
usprawiedliwiania. Te argumenty o „nieuchronności" przypominają twierdzenia
religijnych naukowców, że także gdyby ewolucja zaczęła się jeszcze raz od samego
początku, Bóg nadal zapewniłby pojawienie się stworzenia „uczynionego" na jego
obraz i podobieństwo. Naukowa odpowiedź na takie spekulacje brzmi oczywiście:
nie wiemy.
1 2 3 4 5 Dalej..
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 05-08-2009 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6717 |
|