|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Zamykanie oczu na mizoginię [1] Autor tekstu: Nick Cohen
Tłumaczenie: Małgorzata Korszewska
Ubrane w burkę kobiety idą ulicami starego miasta w Kabulu (AFP/Getty)
Niedawno zadzwoniła do mnie producentka programów BBC i powiedziała, że
napisałem „kontrowersyjną" książkę. Wiedziałem już o tym i zgadłem z dochodzących z telefonu dźwięków wzdychania i cmokania, że ona tego nie aprobuje.
„Tak więc — ciągnęła dalej — przygotowaliśmy czworo gości do dyskusji z tobą".
Powiedziałem jej, żeby nie zawracała mi głowy — być może użyłem ostrzejszego zwrotu — a potem pomyślałem o jej kłopotliwej sytuacji. Jako stronniczy prezenter chciała
usłyszeć potępienie mojej książki, ale nie mogła ryzykować debaty „jeden na
jednego". Mógłbym ją wygrać. Co bardziej prawdopodobne, niektórzy słuchacze
zgodziliby się ze mną, inni z moim oponentem, jak to się normalnie dzieje.
Jednak aranżując program tak, żeby było czterech na jednego, mogła zachować
iluzję bezstronności, tworząc równocześnie w umysłach słuchaczy wrażenie, że
panuje pełna zgoda przeciwko argumentom, które jej nie odpowiadają. W interesie
„równowagi" i dania „każdemu możliwości wypowiedzenia się", zapełniłaby 80
procent czasu programu zwolennikami własnej pozycji. Od tego czasu pilnie uważam
na takie ustawione debaty. Są one najpewniejszym sygnałem, jakie BBC odważa się
wysłać, że pomysł nie zasługuje na wysłuchanie w dobrym towarzystwie.
Ophelia Benson nie całkiem została potraktowana w sposób „czterech na jednego".
Kiedy pojawiła się w Radio 3, w programie kulturalnym Nightwaves, żeby
dyskutować o swojej „kontrowersyjnej" książce, którą napisała wspólnie z Jeremym
Strangroomem, dali jej zaledwie dwóch oponentów i prezenter próbował być
bezstronny. Nadal jednak, kiedy jeden z jej adwersarzy przestawał ją
dyskredytować, drugi zaczynał, i w ten sposób BBC dawała sygnały słuchaczom, by
ją zignorowali.
Jeśli im się nie udało, prasa wbiła im to do głowy. „Independent" potępił Benson i Stangrooma jako „podżegających" autorów, którzy wyprodukowali
„strumień inwektyw" i „nie wykazują chęci wyjścia poza wyzwiska i przeinaczenia". „Guardian" oskarżył ich o „grubiaństwo i brak zrozumienia".
Gazeta była
„zdumiona, że ktokolwiek chciał ich opublikować" i autor artykułu zakończył, że tylko niski
motyw zarobienia pieniędzy mógł wyjaśnić publikację „głęboko nieuczciwej
intelektualnie", „histerycznej" i „dziwacznej" pracy. Moja gazeta, „Observer"
była nieco bardziej powściągliwa, ale nie tak, że mógłby to zauważyć przypadkowy
czytelnik. Dowiedzieliśmy się, że Benson i Stangroom nie są oryginalnymi myślicielami, ale „przeszukali
artykuły w gazetach". „Bełkoczą w słusznym gniewie", ich styl jest „niezgrabny",
„łopatologiczny" i „powtarzający się", ich argumenty „marne" i „otępiające".
Czytelnicy, którzy wyobrażają sobie, że Benson i Stangroom stali się obiektem
najpełniejszego ładunku żółci, jaki wypluł w tym roku literacki Londyn, ponieważ
argumentują za supremacją białej rasy lub za ponownym wprowadzeniem kary
śmierci, nie rozumieją mrocznego zwrotu, jakiego dokonała myśl Zachodu pod
koniec XX i na początku XXI wieku. Benson i Stangroom napisali książkę Does
God Hate Women?, którą poprzednicy dzisiejszych krytyków uznaliby za
feministyczną klasykę.
Pytają oni: „Czy więc Bóg nienawidzi kobiet?"
Cóż można powiedzieć. Władze religijne i konserwatywni duchowni czczą koszmarnie
okrutnego, niesprawiedliwego, mściwego Boga. Czczą Boga 10-letnich chłopców,
Boga zabijaków z boiska, Boga gwałcicieli, gangów i alfonsów. Czczą — mimo
retoryki o sprawiedliwości i współczuciu — Boga, który staje po stronie silnych
przeciwko słabym, Boga, który oklaskuje przywileje i karze egalitaryzm. Czczą
Boga, który jest mężczyzną i który zmawia się z innymi mężczyznami przeciwko
kobietom. Czczą zbira. Czczą Boga, który uważa, że małe dziewczynki powinny być
wydawane za mąż za dorosłych mężczyzn. Czczą Boga, który z aprobatą patrzy na
dorosłego mężczyznę, gwałcącego dziecko, bo to dziecko to jego „żona". Czczą Boga,
który uważa, że kobieta powinna otrzymać 80 batów, ponieważ jej włosy nie były w pełni zakryte. Czczą Boga, który jest zadowolony, kiedy trzej bracia rozwalają
swoje siostry na kawałki siekierami, ponieważ jedna z nich wyszła za mąż bez
zgody ojca.
Jeśli to brzmi ostro, to pomyśl że prawo szariatu stanowi, iż zgwałcona
kobieta musi stanąć przed niemal niewykonalnym zadaniem dostarczenia czterech
męskich świadków dla poparcia swojego zarzutu albo będzie skazana za
cudzołóstwo. Kiedy gwałciciele powodują ciążę pakistańskich kobiet, sąd traktuje
ich rosnące brzuchy jako dowód przeciwko nim. W Nigerii sądy szariatu nie
tylko karzą zgwałconą kobietę za cudzołóstwo, ale wydają dodatkowy wyrok chłosty
za fałszywe oskarżenie „niewinnego" mężczyzny. W Izraelu ultra ortodoksyjne
gangi w Jerozolimie biją kobiety widziane w towarzystwie żonatych mężczyzn. W Stanach Zjednoczonych fundamentalistyczni mormoni dają nastolatki za żony starym
mężczyznom i mówią im, że muszą całkowicie podporządkować się ich życzeniom. W Arabii Saudyjskiej kobiety żyją w państwie teokratycznym, które nie pozwala im
chodzić po ulicy bez towarzystwa, prowadzić samochodu lub rozmawiać z mężczyznami spoza rodziny. Carmen Dufour, po tym jak niemądrze wzięła za męża
gałązkę z odnogi rodziny bin Ladenów, opisuje konsekwencje:
Początkowo nie uświadamiałam sobie, co w tym kraju wydawało się takie dziwne,
ale potem mnie to uderzyło: połowa populacji Arabii Saudyjskiej jest cały czas
trzymana za murami. Trudno było to pojąć — miasto niemal bez kobiet. Czułam się
jak duch. Kobiety nie istniały w tym świecie mężczyzn.
Żeby przejść od duchów do zwłok: jeśli talibowie ponownie przejmą władzę w Afganistanie, raz jeszcze zakażą kobietom dostępu do przestrzeni publicznej,
pozbawiając ich w ten sposób zatrudnienia, a więc zamykając opiekę zdrowotną i edukację. Każdy nauczyciel, który ośmieli się uczyć je czytać i pisać, zostanie
stracony. A tymczasem Islamska Republika Iranu niemal z pewnością powróciła do
taktyki terroru, gwałcąc uwięzione kobiety zanim zostają zabite. Ponieważ prawo
religijne uznaje zabijanie dziewic za nielegalne, strażnicy urządzają ceremonię
„ślubu" i gwałcą więźniarki.
„Żałuję tego, chociaż te małżeństwa były legalne — powiedział członek milicji
religijnej Basij, wspominając jak w młodym wieku został aprobowanym przez
państwo gwałcicielem — Widziałem, że dziewczyny bardziej bały się 'nocy
poślubnej' niż egzekucji, która czekała je rano. I zawsze broniły się, więc
musieliśmy im wkładać tabletki nasenne do jedzenia. Rano dziewczyny miały twarze
pozbawione wszelkiego wyrazu; wyglądało jakby były gotowe lub wręcz chciały
umrzeć".
Ten milicjant rozmawiał, anonimowo, z izraelską gazetą, więc można by
kwestionować autentyczność wywiadu, gdyby nie to, że użycie gwałtu jako
narzędzia represji doprawdy nie jest tajemnicą. Uchodźcy, którzy uciekli z Iranu, kiedy ajatollahowie zainstalowali tam teokrację, opisywali te „śluby" z bolesnymi szczegółami. Kiedy lekarz zbadał ciało Zahry Kazemi, kanadyjskiej
dziennikarki aresztowanej i zamordowanej przez mułłów, znalazł jednoznaczne
dowody, że same tortury im nie wystarczyły. Nie jest to więc prawdziwy sekret,
raczej sekret w pełni widoczny, przez który obserwatorzy patrzą na wylot,
zamiast go zobaczyć.
Wolą koncentrować się na pracach Karen Armstrong, która została beatyfikowana
przez inteligencję, zamiast przez Watykan. Nic tak nie doprowadza do szału
krytyków Benson i Stangrooma jak ich obalenie zaskakującego twierdzenia
Armstrong, że „emancypacja kobiet była projektem drogim sercu Proroka". Autorzy
pokazali, że opisy życia Mahometa, które przetrwały, informują, iż skonsumował
on małżeństwo z dziewięcioletnią dziewczynką i wziął za konkubinę
dziewczynkę-niewolnicę. (Argument o uniku Armstrong miałby znaczenie tylko
historyczne, gdyby nie to, że zarówno w Jemenie, jak i w Iraku islamistów
zainspirował przykład Proroka i po przejęciu władzy obniżyli wiek zamążpójścia
dla dziewczynek do dziewięciu lat.) Reakcja „Sunday Times" na Does God Hate
Women? była prawdziwie złowieszcza. „W tym tygodniu ma zostać opublikowana
akademicka praca o religijnych postawach wobec kobiet — doniosła ta gazeta -
mimo obaw, że może spowodować gwałtowne reakcje muzułmanów, ponieważ krytykuje
proroka Mahometa za wzięcie dziewięcioletniej dziewczynki na trzecią żonę. Takie
twierdzenia mogą wzbudzić gniew niektórych muzułmanów".
Żaden rozgniewany muzułmanin nie skontaktował się z reporterkę, żeby ostrzec o „gwałtownych reakcjach". Nie widziała ona gróźb przeciwko Benson i Stangroomowi
na czacie. „Sunday Times" wymyślił skandal tam, gdzie skandalu nie było i nie
przeszkadzało mu, że może sprowokować ataki na autorów. Jako ponura oznaka
naszych nerwowych czasów wydawca zareagował panicznym telefonem do
„ekumenicznego doradcy", żeby ocenił, czy powinna odbyć się promocja książki.
Istnieje niebezpieczeństwo uogólniania tego konkretnego wypadku furii, jaką
media skierowały na Benson i Stangrooma. Powinienem więc powiedzieć, że nie
trzeba mi mówić, iż religia ma wiele postaci i nie wszystkie z nich są
uciążliwe. W pełni akceptuję, że religia może być, jak powiedział Marks,
„westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, duszą
bezdusznych stosunków". Oczywiście wielu liberalnie nastawionych ludzi nie
dołączyłoby się do zakrzykiwania Benson i Stangrooma; zgodziliby się całym
sercem, że uciskowi kobiet trzeba się przeciwstawiać w każdych okolicznościach.
Znakomici dziennikarze BBC, „Independent", „Guardiana", „Observera" i „Sunday
Times" piszą wstrząsające reportaże o okaleczaniu genitaliów kobiecych i „honorowych zabójstwach" w oparciu o prace takich organizacji pozarządowych jak
Human Rights Watch i Centre for Social Cohesion. Policja i pracownicy socjalni
ciężko pracują, żeby zwalczać znęcanie się, zaś agencje rozwoju twierdzą
uparcie, że najpewniejszą drogą do zmniejszenia nędzy jest kształcenie kobiet.
Jednak, jeśli zbyt długo będziesz patrzeć na jasną stronę, oślepi cię słońce.
Mimo wszystkich tych zastrzeżeń pozostaje niezbity fakt, że główny nurt opinii nie
uważa ucisku kobiet za pilny problem, jeśli dzieje się w imię kultury lub
religii, szczególnie zaś w imię kiedyś uciskanych kultur i religii. Mizoginia,
którą generują, nie porusza serc ani nie wzbudza pasji. Rządy, które dławią
połowę swoich populacji, nie spotykają się z bojkotem ani z demonstracjami przed
swoimi ambasadami, wnioskami o potępienie na konferencjach międzynarodowych ani
potępieniem w codziennych dyskusjach politycznych.
1 2 3 Dalej..
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 21-09-2009 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6811 |
|