|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Społeczeństwo » Młodzież, szkoła, studia
Krzyżować czy nie krzyżować? Autor tekstu: Marcin Orliński
Choć sprawa dotyczy zaledwie jednej włoskiej szkoły, już o niej głośno
nie tylko we Włoszech, ale i na całym świecie. Dlaczego? Bo mamy do czynienia z precedensem: Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że
wieszanie krzyży w szkołach narusza prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z „własnymi przekonaniami" i „wolność religijną uczniów". Wyrok zapadł 3
listopada w związku ze skargą, jaką wniosła Soile Lautsi Albertin, włoszka
fińskiego pochodzenia, przeciw obecności krzyży w szkole, do której chodziły jej
dzieci. Trwająca od 2002 roku batalia zakończyła się dla niej sukcesem.
Na reakcję Watykanu nie trzeba było długo czekać. Jeszcze tego samego
dnia dyrektor biura prasowego Stolicy Apostolskiej ksiądz Federico Lombardi
nazwał stanowisko Trybunału krótkowzrocznym i błędnym. „W szczególności groźna
jest chęć zepchnięcia na margines ze świata wychowania znaku o fundamentalnym
znaczeniu dla wartości religijnych w historii i w kulturze włoskiej. Religia
wnosi swój cenny wkład w kształtowanie i moralny rozwój osób i jest zasadniczym
składnikiem naszej cywilizacji". Równie jednoznaczna była reakcja polskich
hierarchów kościelnych. 5 listopada kard. Stanisław Dziwisz wydał orzeczenie, w którym napisał: „Wyrok dotyczący nakazu zdjęcia krzyża we włoskiej szkole jest
niezrozumiały i budzi poważne obawy o przyszłość wolności religijnej w Europie.
Nie ma nic wspólnego z ideą założycielską twórców Unii Europejskiej. Podstawą
wszelkiej wolności jest wolność religijna".
Jaką mamy właściwie sytuację? Z jednej strony słychać głos katolików,
którzy domagają się wolności religijnej i obecności symboli religijnych w miejscach publicznych. Wolność religijna polega, wg nich, na
wolności do manifestowania swojej
wiary oraz wolności od nacisków ze
strony państwa, aby ta wiara manifestowana nie była. Z drugiej zaś — głos
niekatolików, a więc przedstawicieli innych odłamów chrześcijaństwa, innych
wyznań i wreszcie — agnostyków i ateistów. Obecność krzyży w szkołach, powiadają
ci ostatni, narusza ich wolność do posiadania własnego światopoglądu. Jeżeli
państwo ma być neutralne wyznaniowo i jeżeli ma istnieć rozdział przestrzeni
świeckiej od przestrzeni sakralnej, to symbolika chrześcijańska nie może mieć
pierwszeństwa przed symboliką innych światopoglądów czy wyznań. Być może za tym
stanowiskiem stoi zresztą prawo: polska Konstytucja wyraźnie nakazuje
oddzielenie Kościoła od państwa.
Problem jednak wydaje się
bardziej złożony. Zarówno w wypowiedzi Federico Lombardiego, jak i w
wypowiedziach polskich i zagranicznych komentatorów, pojawiają się wątki
dotyczące kultury i historii. Marek Magierowski z „Rzeczpospolitej" nazwał nawet
wyrok „cywilizacyjnym samobójstwem" Europy. Owszem, trudno się nie zgodzić, że
tradycja chrześcijańska miała olbrzymi wpływ na dzieje Europy i kształtowanie
się jej kultury. Jednak teza, że fundamentem tożsamości europejskiej są wartości
chrześcijańskie wydaje się dalece przesadzona. Co więcej, mam wrażenie, że
Kościół i komentatorzy katoliccy manipulują słowami, by łatwo i szybko się
rozprawić z problemem. Do owej „pięknej tradycji" należą bowiem nie tylko miłość
bliźniego, ale i nienawiść do inności (choćby do orientacji homoseksualnej), nie
tylko tradycja Caritasu, ale i działalność Inkwizycji, wreszcie nie tylko
wielkie i piękne idee, ale także fakt, że te idee przesłaniają często samego
człowieka i jego realne potrzeby.
Tożsamość europejska jest zbudowana nie tylko na wybranych wartościach
chrześcijańskich, ale także na wartościach świeckich. I całe szczęście. Bo gdyby
Europa nie posiadała zdolności zaprzeczania samej sobie, być może ciągle
mielibyśmy niewolnictwo, a kontynent wciąż rozświetlałyby płonące stosy. Właśnie
umiejętność zaprzeczania, odrzucania starych poglądów, w imię nowych, stanowiła
według Leszka Kołakowskiego o sile cywilizacji europejskiej. W swoim tekście
Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia
uniwersalizmu kulturowego pokazywał, że owa nieustanna zdolność do
samokrytyki stanowi jeden z jej głównych motorów. Myślę więc, że nie jedna pula
stałych wartości, a wiele nieustannie zderzających się ze sobą systemów i światopoglądów — tym właśnie jest Europa.
Ktoś mógłby jednak zaoponować: owszem, rozwój cywilizacji europejskiej
następował skokowo, czasami rewolucyjnie, trochę na modłę heglowską, ale
przecież największe dzieła kulturowe inspirowane były religią chrześcijańską.
Odpowiedziałbym, że oczywiście, wielkie dzieła literackie, malarskie i muzyczne
odnoszą się do wartości chrześcijańskich. Jednakże nie stąd wynika ich
artystyczna wartość. Poza tym oprócz Jerozolimy w dorobku mamy jeszcze Ateny, o których jakoś się nie pamięta, a bez których być może w ogóle nie mielibyśmy
Cywilizacji Zachodniej.
Czy krzyż nad szkolnymi drzwiami stanowi więc symbol europejskiej
tożsamości? Nie sądzę. Tym bardziej dziwią mnie słowa katolickich dziennikarzy,
którzy jak mantrę powtarzają, że krzyż stanowi symbol historycznego trwania
naszej cywilizacji. Równie wątpliwe się wydaje, by wiszący nad drzwiami krzyż
nawiązywał do dziedzictwa kultury europejskiej. Bo choć może na to wskazywać
jego pole semantyczne, prawie na pewno tak nie jest: krzyż w szkole nie został
powieszony ani ze względów historycznych, ani ze względów estetycznych.
Powieszono go ze względów etycznych — po to, by przypominał o wartościach ściśle
chrześcijańskich, którymi niepodzielnie zarządza Kościół Katolicki.
Ale co z tą wolnością religijną? Przecież dzieci buddystów, muzułmanów,
Żydów, agnostyków i ateistów nie mają obowiązku patrzenia na krzyż czy modlenia
się do chrześcijańskiego Boga? Problem w tym, że szkoła pełni przede wszystkim
funkcję wychowawczą. Ma więc obowiązek nauczać, że istnieją różne religie i światopoglądy, które funkcjonują na takich samych prawach i nie są z góry
uprzywilejowane. Tymczasem symbol religijny w miejscu publicznym może sugerować,
że katolicka wizja świata z jakichś względów jest promowana, a więc że być może
jest opcją jedynie słuszną. Co więcej, prosty rachunek semiotyczny pozwala
stwierdzić, że w ten sposób promowana jest również instytucja Kościoła jako
wyroczni w kwestiach społecznych. Przypomina, kto ma być autorytetem moralnym i autorytarnie rozstrzygać, co jest dobre, a co złe. Czy krzyż nad drzwiami może
na przykład stanowić dla dziecka uzasadnienie i uprawomocnienie jego homofobii?
Nie wiem, ale wydaje się to całkiem prawdopodobne.
Jak już pisałem, neutralność światopoglądowa państwa wymaga równego i sprawiedliwego traktowania wszystkich możliwych wyznań. Pewnym rozwiązaniem
wydaje się umieszczenie, obok krzyża, symboli innych religii, np. gwiazdy
Dawida. Pomysł ma jednak tę wadę, że potencjalnie lista różnych wyznań i światopoglądów jest nieskończona i zawsze mogłoby się pojawić dziecko, które
słusznie żądałoby umieszczenia kolejnego symbolu. Co więcej, jednym z możliwych
światopoglądów jest również taki, że Boga nie ma, a źródłem wartości jest np.
empatia, zdrowy rozsądek albo umowa społeczna. Gdyby zawiesić w szkołach
tabliczkę z napisem „Boga nie ma", to czy katolicy wykazaliby się wobec niej
taką samą tolerancją, jakiej wymagają od niekatolików dla swoich krzyży? Wątpię.
Diagnoza wydaje się jasna: tolerancja dla inności wymaga neutralności
światopoglądowej w sferze publicznej. Przestrzeń nad drzwiami w szkołach,
urzędach i innych miejscach, w których codziennie przychodzi się nam wszystkim
mijać, powinna pozostać pusta. Choć może to zdziwić katolików, ja, jako
agnostyk, również posiadam uczucia — cieszę się, gdy mogę z kimś racjonalnie
porozmawiać na tematy związane z etyką, i przykro mi, kiedy ktoś bez argumentu
próbuje mi narzucić własny punkt widzenia. Ponieważ jednak mój agnostycyzm nie
wyklucza poszanowania dla cudzych uczuć religijnych, przeto na pytanie
postawione w tytule zmuszony jestem odpowiedzieć w duchu uniewinnienia: nie
krzyżować!
« Młodzież, szkoła, studia (Publikacja: 10-11-2009 )
Marcin OrlińskiUr. 1980. Poeta, krytyk literacki. Doktorant w Instytucie Badań Literackich PAN. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Laureat wielu ogólnopolskich nagród literackich. Stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie literatury. Wydał tomy wierszy Mumu humu (Kraków 2006), Parada drezyn (Łódź 2010) oraz Drzazgi i śmiech (Poznań 2010). Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Tygodniku Powszechnym”, „Przekroju”, „Twórczości”, „Odrze”, „Akcencie”, „Kresach”, „Toposie” czy „Bez dogmatu”, a także w kilku wydawnictwach zwartych. Mieszka i pracuje w Warszawie. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 6 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Świętuję, ale bez Boga | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6930 |
|