|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Nauka » Biologia » Ewolucjonizm
Najwspanialsze widowisko świata. Świadectwa ewolucji [1] Autor tekstu: Richard Dawkins
Tłumaczenie: Piotr Szwajcer
Co sprawiło, że idea Darwina tak późno
pojawiła się na historycznej scenie? Czemu tyle trwało, nim ludzkość wpadła na
pomysł tak oczywisty i prosty — znacznie oczywistszy, gdy idei tej się
przyjrzeć, niż matematyczne idee, które Newton dał nam dwieście lat wcześniej
(czy nawet te, które dwa tysiące lat wcześniej obmyślił Archimedes)? Na te
pytania istnieje mnóstwo odpowiedzi. Może ludzi przerażał bezmiar czasu,
niezbędny by zaszła tak wielka zmiana; może ludzki umysł gubił się w przepastnej
głębi geologicznych epok, czyli nie potrafił odróżnić czasu geologicznego od
tych kilkudziesięciu lat, jakimi dysponuje każdy z nas. A może winę ponosi
religijna indoktrynacja? Może też akceptacja ewolucji okazała się tak trudna,
gdyż łudząca iluzja projektu i stwórcy istotnie jest bardzo kusząca w kontekście
niewyobrażalnej złożoności narządów takich jak choćby oko. Pewnie wszystkie te
czynniki odegrały swoją rolę. Jednak Ernst Mayr, nestor i wielka postać
neodarwinowskiej syntezy (zmarł w roku 2005 w wieku 100 lat) konsekwentnie
głosił, że przyczyna leży całkiem gdzie indziej. Według Mayra winną całego
zamieszania była wywodząca się jeszcze z antyku filozoficzna doktryna,
współcześnie określana mianem
esencjalizmu. Tak więc to duch Platona przesłaniał nam ewolucję. [ 1 ]
Duch Platona
Dla Platona cała „rzeczywistość", jaką
postrzegamy, jest niczym więcej niż cieniami pojawiającymi się na ścianach
jaskini, gdy płonie ognisko. Platon, jak wszyscy klasyczni greccy myśliciele, w głębi duszy był geometrą. Dla niego jednak trójkąt narysowany na piasku był
tylko niedoskonałym cieniem prawdziwej
esencji trójkąta, w idealnym trójkącie bowiem każda krawędź stanowi fragment
euklidesowej prostej, ma długość, ale nie ma żadnej szerokości, każda linia jest
nieskończenie cienka, a dwie linie równoległe nigdy się nie przetną. Zsumowane
kąty takiego idealnego trójkąta dają dokładnie 180 stopni, ani o pikosekundę
mniej lub więcej. W każdym razie trójkąt narysowany na piasku nie jest
prawdziwym trójkątem (esencją
trójkąta), lecz jedynie jego ulotnym cieniem.
Biologia, jak twierdził Mayr, jest
zarażona własną wersją esencjalizmu, a ów biologiczny esencjalizm traktuje
tapiry i króliki, pangoliny i dromadery tak, jakby były trójkątami, rombami,
paraboloidami i dwunastościanami. Królik zatem, który biega przed naszym nosem, w istocie jest bladym cieniem „idei" czy „esencji" królika; prawdziwego
platońskiego królika, który przebywa gdzieś tam w konceptualnej przestrzeni wraz z idealnymi kształtami i bryłami geometrycznymi. Realne króliki, zwierzęta z krwi i kości, mogą się różnić się od siebie, ale na te różnice zawsze należy
patrzeć jako na pełne błędów odstępstwa od esencji królika.
Trzeba przyznać rację Mayrowi, że taki
obraz jest krańcowo aewolucyjny. Platonik wszelkie zmiany, jakie mogą zajść w króliku, traktuje jako odejście od ideału, nic dziwnego zatem, iż zawsze odczuwa
opór przeciwko takiej zmianie — zupełnie jakby biedny królik przywiązany był
elastyczną nicią do idealnego Królika w Niebiesiech. Ewolucyjne podejście jest
krańcowo odmienne — formy potomne mogą nieustannie oddzielać się od swoich
poprzedników, a każdy potomek może stać się przodkiem dla przyszłych wariantów.
Nie przypadkiem Alfred Russell Wallace, człowiek, który niezależnie od Darwina i w tym samym momencie również odkrył ewolucję poprzez dobór naturalny,
zatytułował rozprawę, w której odkrycie to opublikował,
On the tendency of varieties to depart
indefinitely from the original type (O
dążności odmian do nieskończonego odbiegania od typu pierwotnego).
W każdym razie, jeśliby miało istnieć
coś takiego jak wzorcowy królik, ów zaszczytny tytuł przyznać należy niczemu
więcej, niż najwyższemu punktowi krzywej dzwonowej opisującej rozkład cech w populacji jak najprawdziwszych, kłębiących się oraz podskakujących — i wciąż
zmieniających się — futrzastych króliczków. A taki punkt z czasem wędruje i w
miarę przemijania kolejnych generacji może dotrzeć do miejsca (które oczywiście
trudno zdefiniować), gdzie owa „norma", to, co nazywamy królikiem, oddaliła się
tak daleko od swego pierwowzoru, że w zasadzie zasługuje już na zupełnie nową
nazwę. Jak więc widać, nie ma żadnej ponadczasowej „królikowatości", żadnego
idealnego („esencjonalnego") królika, krążącego gdzieś po orbicie. Jest tylko
populacja futrzastych, długouchych koprofagów, intensywnie poruszających
wąsikami, a ich wielkość, kształt, umaszczenie (i apetyt seksualny) podlegają
prawom rozkładu statystycznego. To, co niegdyś znajdowało się na długouchym
krańcu krzywej, w późniejszym geologicznym kształcie może wyznaczać sam jej
szczyt, a jeśli uwzględnimy odpowiednio dużą liczbę pokoleń, może się zdarzyć,
iż rozkłady jakiejś cechy w populacji przodków i odległych potomków już w ogóle
się nie pokrywają: okazuje się, że nawet królik o najdłuższych uszach wśród
prapra...pradziadków miał uszy krótsze niż najbardziej krótkouchy z jego dalekich
potomków. Wszystko płynie, jak mawiał inny grecki filozof, Heraklit, nie ma nic
stałego. I nieraz po setkach milionów lat może być bardzo trudne do uwierzenia,
że jakiś zwierzak w ogóle może być potomkiem królika i to mimo że w żadnym
pokoleniu typ dominujący nie różnił się jakoś znacząco od przeciętnej w pokoleniu swoich rodziców czy dzieci. Ten sposób rozumowania Mayr nazwał
myśleniem populacyjnym. Była to dla
niego antyteza esencjalizmu i dlatego właśnie, jak twierdził, tak trudno było
zaakceptować idee Darwina, albowiem my wszyscy — czy to za sprawą dziedzictwa
greckiej filozofii, czy z innych powodów — najwyraźniej nosimy esencjalizm w naszym mentalnym DNA.
Dla kogoś z platońskimi klapkami na
oczach królik to królik, i już. Sama idea, że króliczy gatunek konstytuuje
wędrujący obłok statystycznych średnich, albo że (typowy) współczesny królik
może drastycznie różnić się od swego odległego o miliony lat przodka (i tak samo
być niepodobnym do swego potomka, który nadejdzie za milion lat), stanowi
pogwałcenie wewnętrznego tabu. I rzeczywiście — od psychologów zajmujących się
rozwojem języka wiemy, że dzieci są naturalnymi, instynktownymi esencjalistami.
Być może zresztą muszą, jeśli mają zachować zdrowie psychiczne w momencie, gdy
ich rozwijające się umysły zajmują się dzieleniem świata na odrębne kategorie, z których każda zasługuje na odrębną nazwę. Wszak nawet Księga Rodzaju głosi, że
pierwszym zadaniem Adama było nadanie imion wszystkim zwierzętom.
Jeśli Mayr ma rację, to rzeczywiście
nic dziwnego, że my, ludzie, musieliśmy tak długo — aż do drugiej połowy XIX
wieku — czekać na Karola Darwina. Raz jeszcze przyjrzyjmy się, jak bardzo
antyesencjalistyczna jest ewolucja. Otóż w opisanym wyżej ujęciu populacyjnym
istotnie jest to, że każdy gatunek skoligacony jest z każdym innym, na przykład
królik z leopardem, za pośrednictwem sieci „ogniw pośrednich", z których każde
jest tak podobne do swego sąsiada w tym długim łańcuchu, że w zasadzie bez
problemów mogłoby mieć z nim płodne potomstwo. Istotnie — trudno wyobrazić sobie
cokolwiek, co mocniej naruszałoby esencjalistyczne tabu. I to, o czym piszę, nie
jest wcale wyłącznie przeprowadzanym w wyobraźni eksperymentem myślowym.
Naprawdę — przynajmniej w ewolucjonistycznej perspektywie — istnieje szereg
„zwierząt pośrednich", łączących królika z leopardem. Każde z tych zwierząt
kiedyś żyło, oddychało i uprawiało seks i każde z nich powinno zostać zaliczone
do dokładnie tego samego gatunku, jak jego bezpośredni sąsiedzi w rozciągającym
się przez eony czasu ewolucyjnym kontinuum. Wszystkie te zwierzęta były
równocześnie potomkami swoich sąsiadów i przodkami kolejnych. Ten długi łańcuch
zwierząt łączy ze sobą królika i leoparda — acz, jak przekonamy się później,
nigdy nie istniał żaden „krópard". Podobne ciągi łączą królika z wombatem,
leoparda z homarem i każde żyjące dziś zwierzę oraz każdą współczesną roślinę z każdym innym żywym organizmem zamieszkującym naszą planetę. Być może część z moich czytelników potrafi już wyjaśnić, dlaczego ta w pewien sposób szokująca
wizja nieuchronnie wynika z przyjęcia ewolucyjnego światopoglądu, na użytek
pozostałych pozwolę sobie jednak nieco ją rozwinąć. Posłużę się w tym celu
eksperymentem myślowym, który ochrzciłem mianem „punkt zwrotny".
Weźmy zatem królika, a raczej królicę
(choć to wybór czysto arbitralny; dla poniższych rozważań płeć naszego bohatera
nie ma żadnego znaczenia). Postawmy ją obok jej matki, teraz, jaką trzecią z kolei postawmy w szeregu babcię, czyli mamę mamy. I tak dalej, przez milenia i epoki, aż przed naszymi oczyma rozwinie się pozornie nieskończony łańcuch
królic, każde ze zwierzątek z mamą z jednej strony i córką z drugiej. A teraz
urządźmy sobie spacer wzdłuż tego łańcucha, cofając się w czasie, i z uwagą oraz
starannie przyglądajmy się mijanym zwierzakom. Cóż zobaczymy — otóż okaże się,
iż mijane królice z czasem zaczynają się nieco różnić od swej współczesnej
potomkini, ale zmiany następują tak wolno, że praktycznie nie mamy szans
dostrzec różnicy między córką a matką, tak samo jak nie widzimy ruchu małej
wskazówki naręcznego zegarka i w pewnym sensie tak samo, jak trudno nam
obserwować dorastanie dziecka. Widzimy dopiero, gdy raptem staje się
nastolatkiem, a później dorosłym człowiekiem. W eksperymencie z królicami
istnieje jeszcze jeden czynnik, który sprawia, że tak trudno nam odróżnić od
siebie kolejne pokolenia. Otóż w każdej dekadzie i w każdym stuleciu dzieje się
tak, że zróżnicowanie wewnątrz populacji jest większe niż międzypokoleniowe
różnice między matkami a córkami. Jeśli zatem próbujemy dojrzeć ruch naszej
„wskazówki godzinowej", porównując matki i córki (a nawet babcie i wnuczki),
minimalne odmienności mogą nam umknąć przysłonięte zróżnicowaniem hasających po
okolicznych łąkach krewnych i przyjaciół podglądanej przez nas rodziny.
Tak czy inaczej, z wolna i niepostrzeżenie, w miarę naszej wędrówki przez pokolenia dotrzemy wreszcie do
królic, które wyglądają już całkiem odmiennie niż ich (odległe) potomkinie i bardziej niż do królika podobne są do ryjówek (choć też nie do końca). I właśnie
jedno z tych zwierząt nazwę „punktem zwrotnym", bowiem to ono było
najpóźniejszym — i najbliższym współczesności — wspólnym przodkiem (w linii
żeńskiej, co jednak nie ma specjalnego znaczenia) królika i leoparda. Nie wiemy,
co prawda, jak dokładnie wyglądało, ale z ewolucyjnego punktu widzenia bez
wątpienia musiało istnieć. Oczywiście, tak jak wszystkie inne zwierzęta,
samiczka ta należała do tego samego gatunku co jej matka i wszystkie córki.
Przyjmijmy teraz, że w „punkcie zwrotnym" decydujemy się zmienić kierunek
wędrówki w czasie i zaczynamy poruszać się w stronę teraźniejszości, kierując
się w stronę leoparda (oczywiście trzeba będzie uważnie wybierać właściwe
rozgałęzienia, przebierając wśród bardzo różnych potomków naszego „punktu
zwrotnego"). Teraz po każdej ryjówkoidalnej samiczce pojawi się jej córka. I znów, niedostrzegalnie i stopniowo, przedmiot naszych obserwacji będzie się
zmieniać, a owe ogniwa pośrednie mogą nadal w niczym nie przypominać żadnego
istniejącego współcześnie gatunku, choć oczywiście są bardzo podobne do siebie. W każdym razie, jeśli odpowiednio długo posuwać się będziemy wzdłuż osi czasu
to, mimo iż może się nam wydawać, że nic się nie zmienia, w pewnym momencie
staniemy oko w oko z leopardzicą.
1 2 3 4 5 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] To nie jest dokładny cytat z Mayra, ale sądzę, iż trafnie oddaje
jego przekonania. « Ewolucjonizm (Publikacja: 13-01-2010 )
Richard Dawkins Wybitny ewolucjonista, profesor Uniwersytetu w Oxfordzie. Urodził się w 1941 roku w Nairobi. Autor książki Samolubny gen, w której nadał nazwę i spopularyzował koncepcję George’a C. Williamsa, a która rzuciła nowe spojrzenie na przyczyny i sposoby ewolucji. Koncepcja ta umożliwiła lepsze niż kiedykolwiek wcześniej zrozumienie i wytłumaczenie motywów ludzkich (i zwierzęcych) zachowań, na gruncie zarówno biologii molekularnej, jak i psychologii ewolucyjnej. Najważniejsze jego publikacje: Samolubny gen (The Selfish Gene, 1976); Ślepy zegrarmistrz (The Blind Watchmaker, 1986); Fenotyp rozszerzony. Dalekosiężny gen (1982); Rzeka genów (River Out of Eden, 1995); Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa (Climbing Mount Improbable, 1996); Rozplatanie tęczy (Unweaving the Rainbow, 1998), The Ancestor’s Tale (2004), Bóg urojony (God Delusion, 2006), The Greatest Show on Earth (2009) Więcej informacji o autorze Więcej informacji o autorze Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 75 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Wykorzystywanie seksualne dzieci i nieporozumienia wokół moich wspomnień | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7077 |
|