|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Neutralność - czy to możliwe? Autor tekstu: Dorota Zdrojewska
"Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem!...
Goniąc za żywiołkami drobniejszego płazu,
To się wzbija, to w głąb wali -
Nie lgnie do niego fala, ani on do fali..." [ 1 ]
— czy to możliwe?
Wygląda na to, że jesteśmy społeczeństwem, które ceni osiągnięcia, każdy chce
być „kimś", mieć stanowisko, tytuł, dokumenty potwierdzające umiejętności,
oczywiście do tego odpowiednie wynagrodzenie a przez to dobra materialne i poczucie bezpieczeństwa. Każdy chce móc wykazać się wiedzą, zdolnościami,
szerokim spojrzeniem, doświadczeniem, znawstwem niemalże, w przeróżnych
dziedzinach. W cenie jest posiadanie opinii i własnego zdania a nie wątpliwości i rozterek. Powszechne jest wymienianie się informacjami, bardziej lub mniej
praktycznymi, przeważnie związanymi z życiem codziennym. Jest to niezłe pole do
wykazywania i udowadniania innym własnej, oczywiście szczególnej, orientacji w jak najbardziej różnych dziedzinach: finanse, mechanika, budownictwo, oświata,
służba zdrowia, samo zdrowie, wystrój wnętrz, handel, podatki, kościół,
wychowanie, ewolucja, rozrywka itp., itd. Konieczne przy tym zdaje się być
wykazanie się obiektywizmem i bezstronnością, ewentualnie wyjątkowością swego
doświadczenia i wiedzy.
Wydaje się, że taka komunikacja jest pozytywnym elementem życia społecznego.
Sytuacja przedstawia się nieco inaczej po przyjrzeniu się wypowiedziom pod
względem ich różnorodności i indywidualności. Czyli: czy są one powielane, czy
wynikają z osobistej głębszej, indywidualnej refleksji. Moim zdaniem wiele z poruszanych tematów omawianych jest powierzchownie, na zasadzie płytkiego
krytycyzmu, za pomocą powtarzanych wielokrotnie, tych samych sformułowań i wyświechtanych związków frazeologicznych. Taka postawa, a w szczególności jej
powszechność, ma swoje konsekwencje. Z jednej strony im mniej jednostek
niezgodnych z grupą tym mniej konfliktów — podobno. Z drugiej jednak, grupa
traci możliwość wieloaspektowego widzenia kwestii, ich przyczyn i konsekwencji,
spadają możliwości poznawcze, zaprzepaszcza się możliwości rozwiązywania
problemów — tych samych, o których powtarzanie krytycznych opinii jest tak
popularne. Gorzej jeszcze zaczyna być, gdy uświadomimy sobie, że wielu
wypowiadających się traktuje poruszane problemy, tak jakby dotyczyły innych
osób, innych grup, z którymi sami nie mają bezpośredniego kontaktu, ani w ogóle
nic wspólnego. Czyli: są problemy, ja je dostrzegam, mówię o nich, krytykuję ale
nie zagłębiam się i nie angażuję ani w przemyślenia ani, tym bardziej, w działanie. Postawa taka podpierana jest różnymi argumentami: brakiem możliwości,
umiejętności, nieznajomością dziedziny, ale także neutralnością swoich opinii.
Brak możliwości i umiejętności czy predyspozycji, może być zasadny. Każdy
człowiek ma pewne ograniczenia, bariery, zarówno psychiczne jak i fizyczne.
Neutralność natomiast, przedstawiana w dodatku jako zaleta, budzi mój sprzeciw,
ponieważ silnie bardzo kojarzy mi się z obojętnością, chociaż przedstawiana jest
jako odmienna cecha. Mam tu na myśli na przykład: neutralność w stosunku do
życia politycznego, neutralność w stosunku do zachowań i problemów społecznych,
neutralność w stosunku do prawa czy norm, do całych dziedzin lub tylko
niektórych ich składowych.
Nie istnieją „my" i „oni", „my" i „inni", „nasi" i „obcy".
Uczeni jesteśmy, że milczenie złotem, że zły to ptak co własne gniazdo kala, że
nie wychylaj się przed szereg. Stosując się do tych nauk, zbyt często
bezrefleksyjnie i nieświadomie, mamy dobre samopoczucie, że nie wściubiamy nosa w nie swoje sprawy, nie podejmujemy zbędnego ryzyka, którego konsekwencje
mogliby odczuć także nasi bliscy. Ja jednak postrzegam to jako wygodne
leżakowanie w przytulnym gniazdku, do którego nie dajemy wstępu co bardziej
wstrząsającym i trudnym fragmentom rzeczywistości. Wijemy sobie takie gniazdko
opierając się na przekonaniu o własnym, jednostkowym braku wpływu na
rzeczywistość oraz ograniczeniach czasu i siły: fizycznej i ekonomicznej.
Spoczywamy wygodnie w domowych pieleszach zajęci jedynie tym co nas bezpośrednio
dotyczy, wyjaśniając niekiedy, że w sumie nie mamy w co ingerować, że sprzeciwy
nie mają sensu, skoro i tak niewiele od nas zależy. Powszechne jest także
przekonanie, że sprzeciw i walka to wyraz idealizmu i naiwności, które dobre są
dla młodych, jako co najwyżej emocjonalny epizod, który w odpowiednim momencie
należy zakończyć i dojrzeć: zdystansować się, stać się realistą, pójść na
kompromis, zająć się własnymi sprawami. Postawę swoją prezentujemy także jako
nie tykanie, nie babranie się w g..., nie widzimy tego, że zwyczajnie umywamy
ręce. Bezczelnie umywamy ręce i nazywamy to neutralnością. Nie chcemy sobie zdać
sprawy ze swych możliwości, nie chcemy wychynąć z owego uwitego gniazdka.
Uważam, że wynika to z braku świadomości konsekwencji własnego niedziałania i milczenia. Każde niepodjęte działanie, każda nieprzemyślana kwestia, każde
przemilczenie jest poparciem status quo. A przecież zjawiska o których „się
mówi" są konkretnymi zdarzeniami dla konkretnych osób. Fakt — często nie znanych
nam osobiście i może dlatego traktowanych jako „onych", „innych" — ale to
żyjących teraz ludzi, spotykają problemy, o których sobie rozprawiamy: przemoc,
dyskryminacja, trudności w dochodzeniu swych praw, wypaczające szkolnictwo.
Przez „nie wychylaj się", „nie wtrącaj się w cudze sprawy" cierpią konkretni
ludzie, którzy tak samo jak my nie będą mieli drugiego życia i których czas i zdrowie są bezcenne. Dla zachowania swego spokoju nie wtrącamy się, a inni za
nasz spokój płacą krzywdą. Nie widzimy, że to my cierpimy przez nasz brak
działania. Neutralność to klapki na oczach i krótkowzroczność, to
niewypowiedziane założenie, lub bezmyślna nadzieja, że nas coś nie spotka, że
nas temat, problem nie dotyczy.
Uważam, że bycie neutralnym to bycie współodpowiedzialnym i współwinnym. Każde
nasze zlekceważenie, brak refleksji, powtarzanie popularnych twierdzeń jest
zgodą na istniejącą rzeczywistość: struktury, zależności, układ sił, schematy,
stereotypy, normy, tak jak „milczenie jest zgodą". Każdy unik przed
odpowiedzialnością, ucieczka lub wycofanie to powielanie i podtrzymywanie a więc
tworzenie istniejących opresji, które o ironio, w potocznych rozmowach
krytykujemy. Co ciekawe krytykujemy także hipokryzję.
Interesujący w tym kontekście jest poniższy opis:
„Podobno
istnieje w Polsce wspólnota, która ma tylko czterech członków. Nazywają się oni:
Każdy, Ktoś, Jakiś i Nikt. Pewnego dnia mają do wykonania ważną pracę i Każdy
jest pewny, że Ktoś to zrobi. Jakiś chce to zrobić, bo myśli, że Nikt tego nie
zrobi. Wtedy Ktoś się złości, bo przecież jest to robota dla Każdego. Jakiś ma
nadzieję, że Ktoś to zrobi, ale potem Każdy dochodzi do wniosku, że Nikt tego
nie zrobi. Kończy się to tym, że Ktoś wini Jakiegoś za to, że Nikt nie zrobił
tego, co mógł zrobić Każdy." [ 2 ]
Dlaczego już samo szukanie rozwiązania jest odbierane jako przerastająca nas
odpowiedzialność? Dlaczego jest w nas niechęć do podejmowania prób, z których
przecież, jeśliby okazały się niekorzystne można zrezygnować, można wycofać się?
Milczenie to zgoda, to współudział. Współudział w tym, co spotyka konkretne
jednostki, a czemu może moglibyśmy zapobiec gdybyśmy kiwnęli palcem, wychylili
dziób ze swego gniazdka i przyznali, że coś nas porusza zamiast zachowywać
wzniosłą powagę i wyimaginowaną, pozorną nietykalność.
Przykłady? Jeśli przemoc tak często dotyka kobiety dlaczego dziewczynek nie uczy
się w szkołach samoobrony? Dlaczego po macoszemu traktowana jest nauka pierwszej
pomocy? A jeżeli są rodzice, którzy o tym myślą, dlaczego nie zorganizują takich
zajęć i wolą trzymać dzieci w domach? Czemu tak rzadko reagujemy na klapsy i krzyki rodziców na dzieci, choćby na placach zabaw? Dlaczego milczymy gdy ktoś
powie do chłopca: przestań mazać się jak baba? Dlaczego w przypadku przemocy na
ulicy pozostajemy co najwyżej świadkami, którzy potem „zaangażują się" i zechcą
łaskawie poświęcić swój czas i zeznawać? Dlaczego poddajemy się presji i posyłamy dzieci na religię i do komunii?
Nie czujemy w sobie poparcia, nie dostrzegamy w mijanych postaciach ludzi, nie
czujemy, że drugiego człowieka krzywda boli tak samo jak bolałaby nas. Nie
rozumiemy, że inny jest taki sam jak my. Straszliwie nie polegamy na sobie.
Straszliwie nie ufamy. Próby działania interpretujemy jako naiwność i niedojrzałość, dobrą może dla innych, zakładamy „że się nie uda", widzimy
potencjalną porażkę i powód do wstydu. Mamy wykrzywione wyobrażenia, skojarzenia i definicje: emocjonalnego zaangażowania, inicjatywy, próby, ryzyka, pracy w celu innym niż osobisty interes. I tak osadzeni na swoich pozycjach,
zabarykadowani przed „innymi", jesteśmy współodpowiedzialni i współwinni
dziejącym się krzywdom. Patetyczne? Radykalne? Proszę porozmawiać z kimś, komu
zdarzyło się bezskutecznie wzywać pomocy — w tłumie. My sami żyjemy w świecie
jaki kreujemy, a ten świat to nie jest tylko to jakieś wyodrębnione gniazdko z niedzielnym obiadem i mszami w święta. Trzeba rozejrzeć się szerzej, przestać
kręcić się w kółko, dumnym i bladym, jedynie we własnych sprawach, pomiędzy
pracą a domem, przestać „jeść po to, aby żyć, żyć po to, aby jeść" [ 3 ].
Nie jest możliwe wyalienowanie się, jeżeli żyjemy w jakiejkolwiek grupie a nie
jako pustelnicy. Fałszem jest przekonanie o własnej bezsilności i neutralności.
Odpowiedzialni jesteśmy nie tylko za siebie wobec siebie, ale także za skutki
naszych działań i wpływ, jaki one mają na otoczenie. Ponosimy odpowiedzialność
za własne milczenie. „Nie wiedziałem" i „nie myślałam o tym" nie jest
wytłumaczeniem. Brak reakcji czyni nas współwinnymi. Od tego współudziału nie da
się umyć rąk. Zacznijmy reagować na to co nas spotyka. Od szczegółu do ogółu:
warto zacząć przyglądać się własnym odruchom, wypowiedziom, poglądom, reakcjom,
potem zacząć je rewidować, weryfikować, analizować: dlaczego?, skąd?, po co? i dyskutować o nich. Badanie siebie, pozwoli na rekonstruowanie, budowanie swego
światopoglądu i kierowanie swymi działaniami w sposób bardziej świadomy,
twórczy, satysfakcjonujący i korzystny.
Przypisy: [ 1 ] A. Mickiewicz, „Oda do młodości" w:
„Pisma poetyczne", Drukarnia Narodowa w Krakowie, 1925, str. 36. [ 3 ] Simone de Beauvoir, „Mandaryni",
Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2009, str. 553. « Felietony i eseje (Publikacja: 04-03-2010 )
Dorota Zdrojewska
Ukończyła Wydział Nauk Ekonomicznych na Uniwersytecie Warszawskim. Napisała pracę magisterską o ekologii. Obecnie pracuje jako księgowa i podjęła podyplomowe studia Gender Studies na Uniwersytecie Warszawskim.
Liczba tekstów na portalu: 8 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Ménage à trois | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7180 |
|