|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Człowiek się zwierza Autor tekstu: Maciej Bandur
Wiek Wszechświata datuje się
obecnie na 13,64 — 13,86 miliarda lat. W pełnym zapisie jest to 13 640 000 000 -
13 860 000 000. Dla porównania nasza rodzima planeta liczy sobie 4,54 miliarda
lat, a pierwsze życie na Ziemi datuje się już na miliard wiosen po jej
uformowaniu. To ogromne liczby i fakt — mają robić wrażenie, bo chcę je w tym
momencie porównać do innej: daty wykształcenia się gatunku homo sapiens,
takiego jaki żyje współcześnie, a było to zaledwie 200 — 150 tysięcy lat wstecz. W historii Wszechświata to zaledwie chwila. Mózg tego ssaka naczelnego
charakteryzuje się przede wszystkim dużo mocniej pofałdowaną korą mózgową i większymi niż u pozostałych gatunków zdolnościami umysłowymi. To zaiste bardzo
zacna cecha, ale czy powinna być pretekstem do popadnięcia w obłędną
megalomanię?
Na początku była… niewiedza.
Ciekawość dla świata i chęć zgłębiania wiedzy o nim odwiecznie wiązała się z trudną do przezwyciężenia wadą — umiłowaniem do wymyślania odpowiedzi, mimo
braku dowodów. A że nieszczęścia chodzą parami, spryciarz homo sapiens
uczynił ze swej słabości cnotę, nadając jej wręcz status świętości.
Święte tabu, które okazało się
skutecznie działać na umysły współplemieńców, stało się częścią życia tego
gatunku, który objawił się jako bardzo podatny na wiarę w niesprawdzone
sugestie. Plotki, pomówienia, mity i cała reszta do dziś tworzą wewnętrzny obraz
świata, dla tych, którzy przyjmują je za dobrą monetę. Niewybrednemu i wygodnickiemu homo sapiens jest to bardzo na rękę — zapełnia luki
potrzebne do utworzenia w miarę spójnej wizji niemal bez wysiłku. Gorzej, gdy
dzięki mniej wybrednym (a bardziej dociekliwym) osobnikom okazuje się, iż wizja
pobratymców wcale nie odpowiada rzeczywistości. Oj, jak się wtedy nasz
wygodnicki piekli! Znów grubymi nićmi szyty światopogląd zaczyna rwać się w szwach!
Czy pamiętasz, gdy w swych dziecięcych latach bałeś się wejść w ciemne miejsce, bo wedle rówieśników
czai się tam potwór? Czasami nawet nikt nie musiał Cię straszyć, bo sam
potrafiłeś sobie coś podobnego wymyślić i całym sercem w to wierzyć! Aż w końcu
przyszła mama, zapaliła światło i okazało się, że nic tam nie ma. To dziecięce
błahostki, jednak gorzej, gdy te same mechanizmy decydują o najważniejszych dla
ludzkości sprawach. Wyrośliśmy z tego? Nie sądzę. Bajki dla dorosłych są
oprawione w złoto i zawiłe słowa, ale to jedyna różnica między nimi a tymi dla
dzieci. Tylko w tym pierwszym przypadku brakuje głosu rozsądku, który tak jak
rodzic potrafił wytłumaczyć, że świat Piotrusia Pana tak naprawdę nigdy nie
istniał. Albo że istnieje w naszych umysłach, nigdzie więcej. Byt chimeryczny,
rzekłbyś.
Pokory nie mamy w nadmiarze
A jednak mimo ciągłych
intelektualnych porażek z rzeczywistością, homo sapiens uważa się za pępek
świata, za oczko w boskiej główce. Jednak to nie pod nas jest przygotowana ta
scena, to my się do niej musieliśmy i nadal musimy dostosować.
Homo sapiens zdążył
popaść w tak dalece posunięte samouwielbienie i narcyzm, iż uznał zestawianie
siebie z innymi ziemskimi gatunkami jako obrazę! Pogardę dla innych gatunków
mamy wręcz wpisaną w swoją historię. Ile razy słyszymy sformułowania typu
„zachowujesz się jak zwierzę", „dziki jak zwierzę", aż w końcu „ty psie" (tak
jakby urodzenie się tym szlachetnym zwierzęciem było jakąś ujmą)? Tak, jakbyśmy
sami zwierzętami nie byli. Czy to wstyd albo hańba się do tego przyznać? Czy ten
fakt godzi w naszą wartość we Wszechświecie i ludzką godność? Chyba to właśnie
próbuje nam się wmówić.
A czy, dajmy na to, nasz przodek homo
erectus to jeszcze zwierzę, czy już może… no właśnie, co? Nadzwierzę? Co
to za stek bzdur?
Koncepcja człowieka jako swoiste "Übertier"
jest mocno chwiejna, ale tym, co ciągle trzyma ją przy życiu jest ciekawy
wynalazek. Dusza.
Dusza to kolejny pomysł, który wyłonił się z mroku dziejów, a który ma wyróżniać gatunek homo sapiens spomiędzy
wszystkich innych. A czy bez tego się nie wyróżniamy? Czy mamy kompleks
niższości wobec kogokolwiek i czegokolwiek, że potrzebujemy się jeszcze
dowartościowywać? A może raczej kompleks wobec samych siebie?
Duszę należy rozważać tu w dwóch kategoriach:
jako poetycka nazwa dla esencji umysłu ludzkiego: uczuć, charakteru, marzeń etc. i jako metafizyczna, nienamacalna i niewidzialna (jakżeby inaczej?) część
ludzkiego bytu. Mając na myśli to pierwsze, trudno nie przyznać racji: taką
duszą człowiek się wyróżnia i niezaprzeczalnie ją posiada. Biorąc jednak
metafizykę na warsztat, ciekawość zżera, kiedy owa dusza się w naszych przodkach
pojawiła, czy odpowiedź na to pytanie już została wymyślona? Czy wspólny przodek
człowieka i szympansa, którego chyba wszyscy zgodnie zakwalifikujemy jako
zwierzę, był szczęśliwym posiadaczem duszy, czy jeszcze nie? I w którym momencie
ewolucji organizmu ona się pojawia? Wraz z określoną ilością inteligencji?
No i co by orędownicy duszy sądzili w przypadku
pojawienia się przybyszy z innych planet, rodem z filmów s-f, którzy
przewyższaliby człowieka rozumem? Mormoni na łeb na szyję pędziliby ich
ochrzcić, ale reszta?
W telewizyjnej debacie na temat książki „Bóg
urojony" Richarda Dawkinsa ksiądz biorący w niej udział wypowiedział następujące
słowa, będące podręcznikowym przykładem myślenia obrońców metafizycznej duszy:
"Według mnie ateizm głosi dziwną wizję
człowieka. Głosi wizję człowieka, który się w istocie nie różni od zwierząt.
Człowieka, który skupiony jest na instynktach, popędach, który ma pozorną
wolność, którego miłość, jeśli jest, to biochemiczna. I większość społeczeństwa
wie, że jest inne doświadczenie człowieczeństwa. Wszyscy ludzie, no… prawie
wszyscy, których spotykam to są ludzie, którzy potrafią kochać, potrafią
decydować, potrafią być wierni i tu się zdecydowanie różnią od zwierząt."
Czy to, jak organizm
reaguje na stan zakochania w jakimś stopniu umniejsza uczucie? Czy ma to dla
miłości jakieś znaczenie? Czy to nie w reakcji na dostrzeżenie wspaniałości
drugiej osoby organizm produkuje biochemiczne substancje? Nie odwrotnie. Nikt
nie zakochuje się w przypadkowej osobie, bo jego organizm wytworzył akurat takie a nie inne związki w jego ciele. I jakie to ma znaczenie? Czy w chwili
uniesienia zastanawiamy się nad aktualną pracą układu nerwowego? Tu ważna jest
akcja, nie reakcja.
Rozważmy jeszcze przytoczoną koncepcję
wolności. Wolność chrześcijańską mniej więcej można zdefiniować jako: wyzwolenie
od grzechu. Grzechem jest to, co ustali Kościół, a konkretniej nieomylny moralnie papież. Wolny człowiek więc to taki, który robi
to, co mu powie Kościół. To zapewne szlachetne pojęcie „wolności" na pewno
powinno spotkać się z podziękowaniem za propozycję jej przyjęcia, aczkolwiek
jest obawa, iż ludzka godność może się buntować.
Natura — jedna
nas wszystkich matka rodziła
Nie potrafię powiedzieć w jakim
czasie uroiliśmy sobie, że świat został stworzony dla nas, a my postawiliśmy się
sami w roli Rasy Panów (brzmi znajomo?), ale ktoś napisał kiedyś słowa, które
bardzo namieszały ludziom w głowach:
"Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie
nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które
się poruszają po ziemi".
O tak, ludzkość skrupulatnie
wypełniła to zadanie, aż powiedzenie „wolny jak ptak" zatraca swe znaczenie. To,
że zostaliśmy obdarzeni przez naturę największym intelektem, oznacza, że to na
nas spada największa odpowiedzialność za otoczenie, planetę, współmieszkańców.
Nie ograniczając się li tylko do własnego gatunku. Nie oznacza to wcale permisji
na wydzieranie naturze wszystkiego, co ma. Sami jesteśmy jej częścią, więc jakby
nie patrzeć — sumiennie sami kopiemy pod sobą dołek.
Mimo jakichkolwiek poglądów na religię, należy
przyznać, że istniały niegdyś wierzenia (a dziś istnieją w niewielkim stopniu
lub jako chimera dawnych), które zawierały w sobie coś ważnego i bardzo
wartościowego. Mowa tu o wielu wiarach sprzed doby chrystianizacji: m.in. o wierzeniach Słowian, Celtów, Indian z Ameryki Północnej. Cechuje je ogromny
szacunek dla Natury, przywiązanie do niej i potrzeba życia w harmonii.
Umiejętność korzystania z jej dóbr bez nadwerężania jej łaskawości. Branie tyle
ile się potrzebuje, nie więcej. A także szacunek dla wszystkich innych
organizmów, nawet tych, które trzeba zabić dla pożywienia.
Być może warto
na innym poziomie powrócić do korzeni,
dosłownie i przenośnie. Zamiast budować ołtarze — zamieścić w ogródku lub na
balkonie karmnik dla ptaków; zamiast odprawiać modły — pomyśleć o racjonalnym
korzystaniu z atutów przyrody.
Bez konieczności personifikowania
natury i jej poszczególne sił jako bóstw — możemy okazywać jej się szacunek i poświęcać jej więcej uwagi, bo dzięki niej jesteśmy, bo jest naszym domem, a dom należy
szanować.
« Felietony i eseje (Publikacja: 06-05-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7286 |
|