« Filozofia Traktat i Dociekania - dwa oblicza tej samej filozofii Wittgensteina Autor tekstu: Kinga Jedynak
Dokonania Ludwiga Wittgensteina przysparzają współczesnej filozofii tyle samo
dylematów co powodów do dumy.
Najbardziej problematycznym wątkiem dotyczącym jego filozoficznej działalności
jest relacja między Traktatem logiczno- filozoficznym a Dociekaniami
filozoficznymi. Mimo wzrastającej liczby publikacji poruszających ten temat, w świadomości wielu
polskich filozofów wciąż króluje rozpropagowana przez prof. Bogusława
Wolniewicza opinia o niewspółmierności dwóch czołowych dzieł austriackiego
geniusza.
Stanowisko zasłużonego, jednakże nie nieomylnego autorytetu w dziedzinie filozofii Ludwiga Wittgensteina wynika z trudnej do zaakceptowania jednostronności.
W swym wstępie do
Dociekań, prof. Wolniewicz zarysowuje
następujący schemat:
"Filozofia Traktatu to wyraźnie typ (3): oparta na logice
metafizyka. A filozofia Dociekań to typ (2): lekceważenie logiki
i odrzucenie metafizyki, czyli diametralne przeciwieństwo tamtej."
Powyższy cytat wskazuje na gloryfikację treści
Traktatu i postponowanie znaczenia
Dociekań.
Trudno mi sie zgodzić ze
stanowiskiem reprezentowanym m. in. przez prof. Wolniewicza, ponieważ
mimo pewnych różnic między Wittgensteinem „wczesnym" i tym „późniejszym", można a nawet trzeba wykazać niezwykle istotne elementy ciągłości
jego myśli.
Wbrew wszelkim pozorom,
Wittgensteinowski „zwrot"
nie polegał na pozbawieniu
języka
funkcji opisowych czy
odniesienia przedmiotowego; nie był także antyrealistycznym buntem
zawiedzionego poszukiwacza
ontologicznych podstaw konieczności.
Ukazana w Traktacie
teoria logicznej konieczności stanowi prototyp schematu, na którym zbudowana
jest przedstawiona w Dociekaniach koncepcja filozoficznej gramatyki.
Nie jest tak, że filozofia w
Dociekaniach została pozbawiona bazy — ta nadal istniała, tyle że
już nie w postaci transcendentalnej formy logicznej, lecz jako
konwencjonalna gramatyka.
Należy zwrócić uwagę, iż
gramatyka przejęła istotne cechy logiki, zwłaszcza jej zasadniczą rolę w
krytyce metafizyki.
W obydwu przypadkach metafizyka
okazuje się wynikiem pomieszania sposobu przedstawiania, z tym, co
przedstawiane. Świadczy o tym chociażby, wciąż niezachwiane nie uznawanie za
sensowne zdań, których negacja jest bezsensowna.
Tak jak wcześniej należało
odróżniać zdania empiryczne od nie mówiących nic o świecie bezsensownych
tautologii, tak obecnie mamy odróżniać zdania empiryczne od wyrażeń będących
sformułowaniami gramatycznych reguł.
W obu okresach Wittgenstein
określał swoją filozofię nie jako teorię, lecz jako działalność polegającą
na rozświetlaniu sensu ludzkich wypowiedzi, zmierzającą do wyrugowania
zamętu językowego.
Wspólny jest także bezpośredni
cel jego poczynań: Wittgenstein pragnie wykazać niedorzeczność wszystkich
aspektów filozoficznej wiedzy — zarówno jej metafizycznej, jak i
quasi-naukowej postaci:
"Jasność
bowiem, do której zmierzamy, jest wprawdzie jasnością zupełną, ale znaczy to
jedynie, że problemy filozoficzne winny zupełnie zniknąć."
W
Dociekaniach filozoficznych
jest to możliwe dzięki uzyskaniu przejrzystego obrazu użycia słów, reguł
gramatycznych, syntaktycznych oraz sposobów posługiwania się językiem:
"Filozofia
jest walką z opętaniem naszego umysłu przez środki naszego języka."
Filozoficzne niepokoje
zakorzenione są w nas tak głęboko jak język.
Skoro źródła problemów
filozoficznych tkwią w nierozumieniu sposobów działania języka, to w celu
ich rozwiązania warto przyjrzeć się jego gramatyce.
Termin „filozofia" stosowany
jest przez Wittgensteina w dwóch diametralnie odmiennych odcieniach. Stanowi
zarówno zasadniczy przedmiot krytyki- chorobę wymagającą niezwłocznej
terapii, jak i działalność terapeutyczną polegającą na neutralizowaniu
problemów „filozofii" w pierwszym znaczeniu.
"Filozof
zajmuje się problemem jak lekarz chorobą." —
istotne jest jednak by
ów filozoficzny terapeuta najpierw sam się uleczył.
Celem filozofii winno być
wyleczenie ludzkości z wszelkich skłonności do filozofowania.
Tezy filozoficzne okazują się
zazwyczaj zakamuflowanymi zdaniami gramatycznymi.
Filozofując, uganiamy się za
lingwistycznymi „chimerami", mieszając problemy pojęciowe z przedmiotowymi,
toteż nasze starania odgórnie skazane są na niepowodzenie.
Zauważmy, że wszystkie
(umiłowane) najczęściej używane słowa filozofów, takie jak: „prawda",
„dobro", „byt"
itd., funkcjonują na wiele różnych, często całkiem zwyczajnych, sposobów.
Filozofowie, zaś używając wyrazów
poza ich naturalnymi kontekstami — usiłują raz na zawsze rozstrzygnąć kwestie
znaczeń terminów, dotrzeć do najgłębszej istoty.
Produktem myślicielskiej pracy
jest zazwyczaj chaos wynikający z pomieszania zdań gramatycznych należących
do różnych gier językowych.
Dzieje się tak chociażby wtedy,
gdy korespondencyjne pojmowanie prawdy rzutuje się na obszary mówienia, w
których obrazowanie nie jest możliwe.
Wydaje mi się, iż w błędzie są Ci, których zdaniem Wittgenstein w swych Dociekaniach
porzucił korespondencyjną teorie prawdy na rzecz teorii koherencyjnej.
Innowacją było poszerzenie
zakresu tego zagadnienia.
W Dociekaniach
korespondencyjna teoria prawdy jest nadal aktualna, jednakże nie jest już
powszechnie obowiązująca, albowiem stała się jedną z wielu gier językowych — jej
reguły wymagają, by odnosiła się wyłącznie do przypadków, które można
zweryfikować za pomocą percepcji.
Środkiem prowadzącym do
odpowiedzialnego filozofowania winna być- zdaniem Wittgensteina- sumienna
analiza językowa, precyzująca znaczenia poszczególnych pojęć, umożliwiająca
jasny przegląd reguł językowych.
Filozofia zaczyna się i kończy
na analizie języka.
"Filozofia
nie może w żaden sposób naruszać faktycznego użycia języka, a więc może je w
końcu tylko opisywać. Albowiem nie może go też uzasadnić. Zostawia ona
wszystko tak jak jest".
Dylematy rozwiązuje się nie
przez gromadzenie nowych doświadczeń, lecz dzięki zestawieniu rzeczy dawno
znanych.
Filozoficzne terapie polegają
na sprowadzaniu słów : "(...)
z ich zastosowań metafizycznych z powrotem do codziennego użytku".
Trudności „miłości mądrości"
rodzą się wtedy, gdy język „świętuje":
"(...)obraca
się niejako na jałowym biegu, a nie gdy pracuje."
Zamęt językowy nie jest
przyczyną aporii, na które natrafiamy gdy usiłujemy rozwikłać problemy
filozoficzne- zamęt ten jest de facto przyczyną powstawania tych problemów.
Celem dociekań gramatycznych
miała być krystaliczna przejrzystość gramatyki, opisującej całą paletę
możliwych sposobów użycia poszczególnych słów. Tym razem nie
„wczesno-Wittgensteinowska" myśl, ale same okoliczności dopowiadają to, czego
nie mówią zdania. Zdania to swoiste
narzędzia, są mostem a nie celem.
Jeżeli jakieś kryteria decydują o tym, że pewien przedmiot nazywamy „książką" czy „grzebieniem", to chodzi tu
bardziej o rolę, jaką określona rzecz pełni w naszej egzystencji,
niż o jakąkolwiek istotną cechę
jej samej.
Przez całe życie, niezmiennie i niezachwianie, praca filozofa była dla Ludwiga Wittgensteina:
"[...]
właściwie pracą nad sobą. Nad należytym pojmowaniem. Nad tym, jak postrzega
się rzeczy. (I czego się od nich wymaga)".
W moim odczuciu,
„stałym
sworzniem" dwóch
czołowych dzieł Wittgensteina jest pojmowanie filozofii jako techniki
soteriologicznej (chodzi oczywiście o rodzaj ziemskiego zbawienia).
Tak samo jak w przypadku Traktatu, cel nowej książki jest etyczny — osiąga się go poprzez
wprowadzenie ładu poza sferą tego, co etyczne, o tym, co etyczne milcząc.
"Wynikami
filozofii są odkrycia zwykłych niedorzeczności oraz guzy, jakich nabawia się
rozum atakując granice języka. One właśnie, owe guzy, pozwalają docenić
wartość tych odkryć."
Dobitnym przykładem takiego
bolesnego „guza" jest właśnie
Traktat logiczno-
filozoficzny,
w którym Wittgenstein
bojkotował granice języka,
zatem łamał własne zasady. Wittgenstein przejrzał wreszcie na oczy i doszedł
do wniosku, że:
"Najważniejsze
fakty uświadamiamy sobie nieraz dopiero wtedy, gdy powstrzymujemy się od
pytania 'dlaczego?'."
Dopiero w końcowych partiach Traktatu, jego autor rozproszył obezwładniające go mgły, co umożliwiło mu
wydać na świat siódmą i ostatnią nad wyraz znamienną tezę, głoszącą, że:
"O
czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć".
Owa pamiętna maksyma świadczy o
pojęciu chorobliwego tonu Traktatu.
Owoc pracy wczesnego Wittgensteina
może więc pretendować zarówno do miana wzorcowego przypadku myślicielskich
dolegliwości, jak i do ziarna, z którego wyrosła filozoficzna terapia.
« Filozofia (Publikacja: 20-06-2010 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7363 |