|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Listy i opinie Dlaczego monarchia oświecona może lepiej chronić wolność niż demokracja [2] Autor tekstu: Piotr Napierała
Peter
Gay uważa go za przykład typowego practical philospoher godzącego się na
kompromisy polityczne i akceptującego polityczną rzeczywistość, byle tylko
posunąć naprzód sprawę oświecenia i tolerancji religijnej , lecz z drugiej
strony mającego wyraźne poglądy polityczne , które, o czym już wspomniałem,
określa mianem „konstytucyjnego absolutyzmu".
Konstytucyjny
absolutyzm Voltaire’a polegał na tym, iż popierał on wszelkie pomysły
zmierzające do osłabienia pozycji i i przywilejów politycznych szlachty, zwłaszcza
tej skupionej w parlamentach (dlatego chwalił antyfeudalną wizję historii
Francji przedstawioną przez ks. Dubosa), przy jednoczesnym zabezpieczeniu w jakichś sposób praw ludu (tu podobały mu się propozycje gminowładztwa
przedstawione przez jego przyjaciela d'Argensona). Stąd pochodziła niechęć
jaką darzył arystokratycznych pisarzy takich jak Montesquieu (podziwiał jego
metody badawcze, choć nie do końca je pojmował, ale krytykował wnioski).
Voltaire włączał się w każdą akcję mogącą ograniczyć wpływy parlamentów.
Gdy w 1750 roku było widać, że rojalistyczny minister Machault (powiązany z d'Argensonem, markizą de Pompadour i Voltaire'm — tzw. „partią króla")
nie zdoła przeprowadzić tego planu, wskutek braku dostatecznej śmiałości
samego króla Ludwika XV, Voltaire był bardzo zrezygnowany (jego pamflet: „Głos
mędrca" — La voix du sage nie przekonał stronników „partii króla"
ani samego władcy do energiczniejszego działania i parlamenty przetrwały burzę,
wyczuwając lęk i niezdecydowanie króla. Rezygnacja przywiodła Voltaire’a
do Prus, gdzie miał nadzieję obcować ze skuteczniejszym władcą.
Zupełnie
odwrotnie niż Montesquieu, Voltaire pokładał ufność we wzmocnieniu władzy
królewskiej, o ile oczywiście władca będzie człowiekiem oświeconym i tolerancyjnym — jakim był np. Fryderyk II Pruski. Miał nadzieję, że
frakcja filozoficzna na dworze weźmie w końcu górę (wielkim rozczarowaniem
był upadek liberalnego ministra Choiseula w 1770 roku), co doprowadzi do
zlikwidowania przejawów nietolerancji religijnej, egoizmu szlachty,
„politycznej władzy religii" (określenie Pierre’a Manenta) i zniesienia
takich despotycznych elementów rządu jak lettres de cachet. Te cele zostały
zrealizowane, lecz niestety dla Voltaire’a nie we Francji, lecz w Austrii,
Prusach, Toskanii, Hiszpanii, Szwecji i Portugalii.
Porównajmy
przez chwilę dzisiejszą demokrację z XVIII-wieczną monarchią, taką jaka
stara się być oświeconą. Zobaczymy zaraz, że np. ówczesny król Sabaudii
był bardziej dostępny niż dzisiejszy prezydent Włoch (Rousseau mogący
swobodnie rozmawiać z włoskimi książętami versus przepaść społeczno-obyczajowa
na linii prezydenci dzisiejszych republik a obywatel). Zobaczymy, że Maria
Teresa Habsburg otaczała się doradcami mądrzejszymi od siebie, podczas gdy
dziś demokratyczny premier raczej tępi
bystrzejszych od siebie jako konkurentów. Król nie musi schlebiać i kadzić
narodowi, lecz czyni to co uważa za słuszne. Ta niezależność od ludu jest
zaletą rządu a nie wadą, czyni rządy bardziej fachowymi. Pamiętajmy, że
filozofowie mogli niemal bezkarnie krytykować monarchów, a handlarze rybami,
jak pisze p. Bartyzel, nie słuchali próśb królów by usunęli stragany z dziedzińca Luwru.
Charakterystyczny
dla monarchii wyraźny podział na rządzących i rządzonych, powoduje
unikniecie demokratycznej schizofrenii politycznej, powodującej, że każdy
ukryje przeciwnika króla, ale mało który obywatel ukryje przeciwnika władzy,
która „niby" reprezentuje tego obywatela — a wiec demokracja otwiera drogę
tyranii. Monarchia może zbankrutować i nie musi to pociągać za sobą
bankructwa narodu, bo ten jest w dużym stopniu niezależny od finansów władcy.
Mając za sobą mityczne poparcie ludu, demokratyczni politycy w ich imieniu
godzą się na wszystko, narzucają wszystko i nawet przepraszają (np.
„Francuzi" — „Niemców") za wszystko nie spytawszy o zdanie obywateli. W monarchii wojsko i wojna ograniczają się do królewskich sił wojskowych i nie angażują całego narodu, podczas gdy demokratyczny pobór powszechny
przyniósł rzezie czasów napoleońskich i I wojny światowej (prowadzonej
przez demokratycznych ministrów i demokratycznych ministrów marionetkowych
cesarzy). Pisarz Laurence Sterne bawiący we Francji w czasach wojny
siedmioletniej nie wiedział nawet, że jest wojna, bo wojna to sprawa książąt — nie ludu. Lud nie ma w niej nic do wygrania, więc takie postawienie sprawy
jest uczciwe. Monarcha był w stanie
rozsądzić spór między np. władzą ustawodawczą i sądowniczą, dziś
takiego arbitra bardzo brakuje. Własność prywatna jest bardziej zagrożona w demokracji niż w monarchii, bo istnieje w niej: „sprawiedliwość społeczna" — tj. kradzież w majestacie prawa.
Dla monarchy etniczność nie ma znaczenia, liczy się za to lojalność, stąd
era monarchii nie znała nacjonalizmu, a wiemy jakie mogą być skutki
rozbudzonego nacjonalizmu… Z pewna przesadą
można też stwierdzić, że w demokracji prawda rzadko przebija się w gąszczu ideologii i mitów, bo tylko
suwerenny monarcha ma interes w jej poznaniu, gdyż musi on zostawić swe państwo w jak najlepszym stanie dla potomków-dziedziców. Monarchia absolutna nie jest
tez tak przegadana jak demokracja, i oszczędza ludzką energię.
Jak
już wspomniałem, modne jest przeciwstawianie XVIII-wiecznej mało oświeconej
monarchii francuskiej, brytyjskiej quasi-monarchii, będącej tak naprawdę
rodzajem parlamentarnej arystokracji podobnej do niderlandzkiej arystokracji
burmistrzów miast i innych dostojników tzw. Regentów. Otóż tak jak w Paryżu
spalono ręką kata „Listy perskie" Montesquieu, tak w Londynie palono pisma
jakobińskie również ręka kata. Jak w Paryżu więziono Diderota za ateistyczne
listy o ślepcach, tak w Londynie więziono Wilkesa za zbyt bezpośrednią
krytykę polityki króla. W obu państwach,
tak jak i w Holandii w XVIII wieku nie można było publicznie krytykować panującego
ustroju, co wynikało z prowizoryczności ówczesnych rządów. Dziś nasze
demokracje mają — dzięki postępowi technologii — pełną kontrolę nad
populacją, więc nie musza już reagować tak ostro.
Na
koniec dodać można, że ogromna większość klasycznych filozofów gardziła
demokracją lub bała się jej. Jefferson demokrację rozumiał jako rodzaj
wybieralnej arystokracji, co do dziś powoduje błędne wnioski. Wyjątkami byli
Spinoza, van der Enden i Rousseau; wszyscy trzej nie do końca władni nad własnymi
myślami.
1 2
« Listy i opinie (Publikacja: 29-11-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7575 |
|