|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kościół i Katolicyzm » Organizacja i władza » Watykan i papiestwo
Joseph Ratzinger. Kryzys pontyfikatu - wywiad z watykanistą Marco Politim [2] Autor tekstu: Agnieszka Zakrzewicz
„Partia
dyplomatyczna" to powiedzenie które wskazuje na Sekretarza stanu
Stolicy Apostolskiej i najbliższe osoby z jego otoczenia. Mówi to o trudnościach
jakie miał kard. Ratzinger w Watykanie, zanim został papieżem.
Później
mamy jeszcze jeden dowód — kard. Joseph Ratzinger, jako Prefekt Kongregacji
Wiary, otworzył dochodzenie kanoniczne w sprawie Marcial Maciela Degollado -
człowieka, który jak wiemy prowadził podwójne życie, był oskarżony o nadużycia seksualne na nieletnich i być może gwałcił także jedno ze
swoich dzieci, które miał z konkubiną — natychmiast po śmierci Jana Pawła
II. 2 kwietnia 2005 r., wysłannik Ratzingera pojechał do USA oraz Meksyku i w ciągu 10 dni zebrał wszystkie dowody przeciwko założycielowi Legionu
Chrystusa. Oznacza to, że kard. Ratzinger, wiedząc doskonale ile brudu jest w Kościele, wykorzystał moment, w którym miał całkowicie wolne ręce, aby
załatwić definitywnie sprawę Maciela. Żeby
wyjaśnić do końca kwestię odpowiedzialności, musimy dodać, że niestety,
zarówno Wojtyła, jak i Ratzinger należeli do tej części hierarchii watykańskiej,
która uważała, że pedofilia jest „grzechem", a nie przestępstwem i że księża muszą odkupić swoje winy jedynie wobec Boga. Nie
zapominajmy też, że papież autoryzował w 2001 r., kardynała Dario
Castrillon Hoyosa — byłyego prefekta Kongregacji Duchowieństwa, aby wysłał
list z gratulacjami do biskupa Pierre Picana z Bayeux-Lisieux, który nie
zadenuncjował księdza pedofila Renè Bissey ze swojej diecezji. Tak więc
zdecydowana większość hierarchii eklezjastycznej, aż do chwili wybuchu
skandalu pedofilii, prowadziła podwójną grę wiedzy i niewiedzy.
-
Jest więcej dowodów na to, że wiele osób starało się, aby wszystkie
informacje o przestępstwach pedofilii dotarły do Jana Pawła II. Bernie
McDaid, ofiara z Bostonu, z którą później spotkał się w 2008 r., papież
Benedykt XVI, przyjechał do Rzymu już w 2003 roku, i jak mi opowiedział w wywiadzie — przekazał wszystkie informacje kard. Dziwiszowi, przez
arcybiskupa Greena. Czy sekretarz Dziwisz przekazał je papieżowi?
-
Tego nie wiemy. Ja też rozmawiałem z MacDaidem i opowiedział mi on całą
historię. On uważa, że jedynym sposobem, aby Watykan oczyścił się z zarzutów jest otworzenie międzynarodowego dochodzenia. Ja się z nim zgadzam — to jedyny sposób, aby zamknąć ten straszny rozdział i oddać
sprawiedliwość ofiarom. Skandaliczne jest to, że we Włoszech nie otwarto
do tej pory żadnego dochodzenia. Teraz Watykan zaostrzył zasady, poprosił
biskupów, aby do maja przyszłego roku przedstawili swoje propozycje, ale do
tej pory nic konkretnego się nie wydarzyło. We Włoszech jest 200 diecezji.
Jedynie w malutkiej diecezji Bresanone, koło granicy austriackiej otworzono
dochodzenie — bo tam, jak powiedział mi biskup, wierni oglądają telewizję
austriacką i domagali się tego. Tylko w tej małej diecezji odkryto 12
przypadków pedofilii. Wyobraźmy sobie, co wyjdzie na światło dzienne, jeżeli
Kościół zdecyduje się wreszcie potraktować poważnie sprawę przestępstw
seksualnych popełnionych przez swoich duchownych. We Włoszech, przy 200
diecezjach byłoby przynajmniej 2000-3000 przypadków. To czysta statystyka.
-
Ofiary pedofilii, które ostatnio protestują coraz głośniej przeciwko
inercji Kościoła, mówią jeszcze o dwóch ważnych rzeczach — zniesienie
przedawnienia przestępstwa pedofilii oraz wprowadzenie obowiązku zgłoszenia
przestępstwa także cywilnemu wymiarowi sprawiedliwości. Watykan nadal to
ignoruje...
-
Tak, to niestety kolejny punkt, pokazujący dwuznaczne zachowanie Watykanu i brak silnych rządów papieża. Watykan mówi w tej chwili, że biskupi mają
śledzić normy narodowe w tym zakresie. Są kraje, w których prawo zmusza
biskupa do złożenia doniesienia na policję i kraje — takie jak Włochy,
gdzie nie jest to obowiązkowe. Niestety, to właśnie w tych krajach, w których
nie ma obowiązku zawiadamiania policji, problem pedofilii kościelnej nie
jest jeszcze traktowany poważnie — dlatego Watykan powinien sam zobowiązać
swoich biskupów do składania doniesień.
-
Wygląda więc na to, że papież dużo mówi, a mało robi...
-
Dlatego zdecydowałem się
opowiedzieć o kryzysie rządów
papieskich, bo jakiekolwiek działanie Benedykta XVI zatrzymuje się w połowie.
Joseph Ratzinger jest wielkim teoretykiem — dostrzega i rozumie problemy, nie
ma jednak temperamentu osoby, która rządzi, a więc rozwiązuje problemy. Na
przykład — papież dostrzega proces sekularyzacji Europy, jest świadomy, że
współczesne chrześcijaństwo nie może być pakietem zakazów, że wiara
musi być szczera, a nie z obowiązku — ale nie potrafi temu zaradzić.
W
tej chwili Kościół katolicki przeżywa największy kryzys powołań w swojej historii i papież nie robi nic. Nie tylko w Europie, ale na całym świecie — brakuje proboszczów w parafiach. W Ameryce Łacińskiej, czy w Afryce, są
parafie, w których ksiądz pojawia się raz na miesiąc lub jeszcze rzadziej. W diecezjach Europy Zachodniej brakuje przynajmniej 1/3 księży, wielu
duchownych musi pracować na dwa etaty. Jeżeli załamie się system parafii,
które skupiają wiernych, załamie się cała struktura Kościoła.
Owszem — na przykład we Włoszech jest zatrudnianych coraz więcej księży z Polski, Ameryki Łacińskiej i Afryki, ale z jednej strony — w ten sposób
odbiera się duchownych tamtym regionom, z drugiej strony proboszczowie
imigranci nie zawsze rozumieją włoskich parafian i ich potrzeby.
W
ostatnich latach ubyło również 40 tys. sióstr zakonnych i nie ma chętnych
na ich miejsce. To poważny problem, gdyż siostry zakonne to
„piechota" Kościoła, która jest zawsze na pierwszej linii — w szpitalach, w sierocińcach, w domach opieki. Dawniej, dla kobiet „pójście
na służbę Boga" było przywilejem i robiły to chętnie arystokratki.
Dziś niewiele kobiet ma takie ambicje.
-
Myślę, że wykształcona kadra duchowieństwa
polskiego powinna się z tego cieszyć, bo łatwo wyemigruje i znajdzie dobrze
płatną pracę za granicą… Ale chyba problem jest znacznie poważniejszy
niż brak „rąk duchownych" do pracy...
-
Kolejny problem, jaki wpłynął na kryzys rządów papieskich, to brak
konsultacji ze współpracownikami i podwładnymi. Kilka miesięcy przed
wyborem na papieża, kardynał Ratzinger udzielił mi wywiadu. Powiedział
wtedy ważną rzecz: „Nie można kierować współczesnym Kościołem jak
monarchią". On natomiast nadal rządzi jak monarcha, nawet bez
konsultacji z kolegium kardynalskim, które zebrało się zaledwie trzy razy.
Nie można kierować wielkim organizmem religijnym, liczącym 1 miliard i 200
tys wiernych, tak odgórnie i samotnie. W Watykanie, zebranie szefów
wszystkich dykasterów — czyli posiedzenie gabinetu rządu — odbywa się
jedynie dwa razy do roku. Czy możemy sobie wyobrazić, co by się działo,
gdyby posiedzenie gabinetu prezydenckiego Stanów Zjednoczonych odbywało się
dwa razy do roku? Papież widuje więc tylko niektórych kardynałów — szefów
najważniejszych dykasterów. Brakuje mu nawet tych zwyczajnych „bodźców
ludzkich" jakie miał Wojtyła, który na obiedzie i kolacji gościł zawsze
jedną lub dwie osoby. To znaczy, że każdego roku, Wojtyła słuchał uwag i opinii przynajmniej 300-400 osób (duchownych, intelektualistów, artystów) i to w różnych sprawach oraz na różne tematy. Benedyktowi tego brakuje.
Papież praktycznie nie widuje nikogo — nawet nuncjuszy i ambasadorów. Za
pontyfikatu Jana Pawła II, za każdym razem, gdy nuncjusz czy ambasador
przybywał do Rzymu, składał wizytę i relacje papieżowi. Teraz Benedykt
XVI widuje dyplomatów tylko na początku i na końcu ich kariery. Nie czuje
więc nawet pulsu polityki zagranicznej. Aktualny papież nie chce spotykać
się indywidualnie z biskupami — lecz grupowo. Jesteśmy więc w sytuacji, w której doszło do zminimalizowania przepływu informacji pomiędzy
Ratzingerem, a otaczającym go światem. To kolejny powód kryzysu.
-
Papież Benedykt XVI jest więc bardzo osamotniony i samotny z wyboru.
Przypomina trochę bohatera filmu Nanniego Morettiego „Habemus papam".
Co w tej sytuacji robi Kuria Rzymska?
-
Jeżeli zapytamy papieża, on oczywiście nie odczuwa tego oddzielenia od świata i otaczającej go rzeczywistości. Podczas jednej z podróży mówił
dziennikarzom, że nie jest odizolowany, że widuje często swoich współpracowników,
że przybywa do niego wielu przyjaciół z Niemiec, przybywają pielgrzymi. W rzeczywistości jednak rządzi w samotności i jest osamotniony. Większość
swojego czasu i energii intelektualnych poświęca na pisanie swojego
wielkiego dzieła o Chrystusie. Ktokolwiek ma regularną pracę i próbuje
napisać książkę, wie dobrze jak trudno jest się skoncentrować. Dla papieża
napisanie książki o Chrystusie to wielkie wyzwanie i wielka odpowiedzialność.
Jeżeli
więc dużą część swojego dnia, papież poświęca na pisanie książki… — w sposób naturalny brakuje mu czasu na zarządzanie Kościołem.
Jest
jeszcze jeden problem. Benedykt XVI wybrał sobie na swoją „prawą rękę" — czyli na Sekretarza Stanu — kardynała Bertone, który — tak
jak on — pochodzi z Kongregacji Doktryny Wiary, nie ma więc doświadczenia
politycznego i dyplomatycznego, jakie ma wielu innych. Inni papieże — na
przykład Pius X, który też był skupiony na aspekcie teologicznym, wybrał
na Sekretarza Stanu kard. Rafael Merry del Val, który miał olbrzymie doświadczenie
dyplomatyczne — w ten sposób bilansując teologię i politykę. Tego
brakuje w tym pontyfikacie. W Kurii nie ma „partii antypapieskiej",
wszyscy są jednak bardzo niezadowoleni, że Watykan stracił na znaczeniu międzynarodowym.
-
Kardynał Ratzinger został wskazany już przez Jana Pawła II jako następca.
Pokładano w nim wielkie nadzieje, jako w papieżu okresu przejściowego,
który przeprowadzi Kościół przez epokę postwojtyłową dokonując kilku
reform. Czyżby wybór był zły?
— W momencie, w którym umarł Jan Paweł II, który rządził przez 27 lat, nie
było już wielu kandydatów na następców — bo odeszli wcześniej. Ratzinger
bez wątpienia był kandydatem „najwyższej jakości" ze względu na
swój autorytet moralny oraz dlatego, że był postacią publiczną, którą
świat dobrze znał. Nie bał się konfrontacji i tłumów, brał udział w wielkich debatach. Był otwarty na dialog ze światem nauki oraz z niewierzącymi.
Wiemy,
że Ratzinger nie chciał zostać papieżem. Nie miał wielkich ambicji przywódczych.
Był szczery w swojej skromności. Chciał już trzykrotnie podać się do
dymisji za pontyfikatu Jana Pawła II. Ratzinger miał poparcie lobby
konserwatorów bliskiego Opus Dei, które chciało papieża tradycjonalistę.
To dla Kościoła miał być moment przerwy po wielkich przemianach
ekumenicznych jakie wprowadził Wojtyła i po okresie „mea culpa".
Lobby to — jak widać — nie miała jednak wizji geopolitycznej Kościoła.
1 2 3 Dalej..
« Watykan i papiestwo (Publikacja: 17-12-2011 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 7622 |
|