Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.447.451 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 701 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Nawet najdalsza podróż zaczyna się od pierwszego kroku.
 Światopogląd » Ateizm i Ateologia

Racjonalna wiara [4]
Autor tekstu:

Panie, zachowaj mnie od zgubnego przeświadczenia, iż tak bardzo ci zależy by w ciebie wierzyć, że specjalnie dla niewierzących stworzyłeś piekło, i że rozumna myśl ludzka (określana jako wiedza) może w czymkolwiek ci zagrażać, albo że stan umysłu zwany wiarą religijną, ma dla ciebie większe znaczenie niż stan umysłu zwany wątpliwością, czy też stan będący innym rodzajem wiary. Jakże mało trzeba mieć wiary i zaufania do ciebie (jak i do siebie), aby wzorem św. Hieronima wypowiedzieć słowa: „O Panie, gdybym miał kiedykolwiek posiadać książki światowe i gdybym je czytał — zaparłbym się tym samym ciebie". Dzięki, że pozwoliłeś mi ustrzec się od tych bzdurnych poglądów.

Powinienem teraz poprosić cię o coś — jak to w modlitwie — ale tak sobie myślę, że gdybyś chciał mi dać coś więcej ponad to co mam, nie czekałbyś aż się z tym zwrócę do ciebie. Wszak każda moja potrzeba - nim zostanie uświadomiona sobie przez mój umysł — jest ci doskonale znana nieskończenie wcześniej, prawda? Więc o cóż takiego mógłbym cię prosić, czego byś wcześniej nie wiedział, iż mi potrzeba? Czyż nie powiedziano zresztą: „Błogosławieni, którzy o nic nie proszą,.. bo nie doznają zawodu"? Poza tym, jesteś zapewne zajęty ważniejszymi sprawami — masz przecież cały Wszechświat na głowie — po co ja jeszcze mam ci ją zawracać? A jeśli z każdym z niezliczonych miliardów światów masz podobne kłopoty jak z naszym i jeśli na dodatek istnieją tam religie i ich kapłani, to tylko można ci współczuć jedynie,.. mój Boże.

Skoro zatem tak się sprawy mają, nie ma sensu ciągnąć dalej tej modlitwy. Zachowaj mnie jedynie do końca mych dni (przy okazji wielkie dzięki, iż nie znam tej daty) w dobrym zdrowiu fizycznym i psychicznym. Nie odbieraj mi przedwcześnie pamięci — to ważne dla mnie! I spraw abym odszedł z tego „najlepszego ze światów" (ależ musiał mieć poczucie humoru ten Leibniz!) bez niepotrzebnych cierpień, najlepiej we śnie jeśli łaska. Resztę moich myśli, marzeń i pragnień znasz doskonale, więc nie ma potrzeby o nich mówić. Dzięki ci Panie za daną mi możliwość wyartykułowania swych myśli. Ty jeden na pewno mnie zrozumiesz i nie potępisz. Amen".

Tak, można śmiało powiedzieć, że zrobiłem ile się dało aby uratować swą wiarę religijną, nie rezygnując jednocześnie z rozumnego myślenia. Dlaczego więc przy niej nie pozostałem? Z bardzo oczywistego powodu; musiałbym zostać na tym etapie rozwoju swojej świadomości i przestać nabywać dalszą wiedzę religijną jak i religioznawczą. A ja niestety (dla wiary a nie rozumu) przez cały czas nabywałem i nabywam tę wiedzę, więc tamten etap racjonalizacji swoich wierzeń — siłą rzeczy — okazał się etapem przejściowym.

Bowiem im więcej nabywałem wiedzy, tym więcej rodziło się wątpliwości odnośnie zasadności tych poszczególnych „prawd" religijnych, w kontekście całościowego planu opatrznościowego (nazywanego Opatrznością bożą), a wizerunek Boga jaki się z niego zaczął wyłaniać, był tak odległy od tego jaki nauczany jest na lekcjach religii jak i tego, który kapłani przedstawiają swoim wiernym, że w pewnym momencie zmuszony byłem uznać, że w takiego Boga nie chcę wierzyć! Co mnie wtedy tak zbulwersowało intelektualnie? Był to wizerunek Boga, do jakiego doszli wielcy myśliciele chrześcijańscy, a znamienną kropkę nad "i" postawił na końcu tego procesu Sobór Watykański I, orzekając między innymi:

„Bóg współdziała w akcie fizycznym grzechu /../ Bez dopuszczenia zła moralnego — czyli grzechu — na świecie, nie ujawniłby się ten przymiot boży, któremu na imię Miłosierdzie /../ Dopiero na przykładzie grzesznej ludzkości, grzesznego człowieka, ujawniło się miłosierdzie Boga przebaczającego". Konkluzja: „Zło moralne w ostatecznym wyniku, służy również celowi wyższemu: chwale bożej, która się uzewnętrznia przede wszystkim w jego miłosierdziu przez przebaczanie, wtórnie zaś w sprawiedliwości przez karę".

Co z tego wynika? Ano to, że Vanini miał rację twierdząc, że „Świat jest taki, jakim go Bóg zamierzył /../ Jeśli istnieje grzech, widać, że Bóg tak chce". I po co było palić na stosie autora tej nad wyraz trafnej konstatacji, skoro sam Kościół cztery wieki później przyznał, że grzeszna ludzkość była po to Bogu potrzebna, aby na jej przykładzie mógł zrealizować się piękny boży przymiot — miłosierdzie, które ujawniając się poprzez przebaczanie ludziom win i grzechów, służy chwale bożej. Nie dziwne więc jest, że Bóg współdziała w akcie fizycznym grzechu, miast do niego nie dopuścić.

W świetle tych orzeczeń, całkiem innej wymowy nabiera samo Zbawienie jak i Ofiara z Syna bożego na krzyżu, która je umożliwiła. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę bardzo znamienny i wiele mówiący fragment z Pisma Św., dotyczący Jezusa: „On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na nas" (1P 1,20). Oznacza to — ni mniej ni więcej - że Syn boży był przewidziany na Odkupiciela i Zbawiciela ludzkości, zanim ta ludzkość zaistniała i zanim pierwsi ludzie „przeciwstawili" się Bogu i dostąpili upadku.

Wygląda więc na to, że to słynne boże miłosierdzie — w powyższym kontekście — bardziej przypomina wyrafinowane okrucieństwo i bezlitosne wyrachowanie, pozbawione choćby odrobiny litości i miłości do swych stworzeń — ludzi. Byłoby ono bezcenne gdyby Bóg nie mógł zapobiec złu w swoim dziele, a on tylko nie chciał i to z bardzo egoistycznego powodu, na dodatek obarczając za nie winą ludzi (tak przynajmniej można wywnioskować z orzeczeń Soboru Wat. I, a jak wynika z „Dictatus papae" pkt. 22, Kościół kat. nigdy się nie myli). Czy więc można mi się dziwić, że w taki wizerunek Boga nie chciałem wierzyć?

Boga, który mając nieskończone i niczym nie ograniczone możliwości, by jego dzieło było doskonałe, urządza istny cyrk, aby wyglądało na to, że jego stworzenia musiały być grzeszne i ułomne z własnej winy. A wszystko po to (jak można domniemywać), aby jego ukochany Syn mógł zostać Bogiem — Zbawicielem grzesznej ludzkości. Powtarzam: w takiego Boga nie mogłem ani nie chciałem uwierzyć. Doszedłem w tym rozumowym procesie do tak absurdalnie perfidnego wizerunku Boga, że mogło to tylko świadczyć o jednym: te wszystkie „słowa boże' i te "prawdy objawione" są wymysłem samych kapłanów, którzy w różnych czasach i okolicznościach w ten sposób wyobrażali sobie swoje bóstwa i ich relacje ze światem ludzi. Tworząc mity (a później dogmaty) kierowali się zawsze potrzebą ich doraźnej wymowy, nie troszcząc się o ich logiczne konsekwencje wynikające z bożych atrybutów w całościowym kontekście dzieła bożego. Nabierającego ty samym — dla człowieka myślącego — paradoksalnej wymowy.

Na tym mniej więcej etapie zakończyłem racjonalizację swoich wierzeń religijnych, mając już na tyle rozwiniętą świadomość, aby widzieć do czego ona prowadzi. Był to czas, kiedy z osobnika wierzącego stawałem się agnostykiem i widocznie ten okres mądrzejszej wiary religijnej był mi potrzebny, abym miał czas pożegnać się z „pięknymi" iluzjami i zacząć dostrzegać prawdziwą rzeczywistość, zapisaną w historii religii, a nie w apologetycznych dziełach. Myślę, że skoro dopomógł mi on w łagodnym przejściu od jednego do drugiego światopoglądu, to jest duże prawdopodobieństwo, iż także pomoże innym. Dlatego — między innymi — napisałem ten tekst.

Wnioski jakie wyciągnąłem z tego paroletniego procesu racjonalizacji swych wierzeń religijnych ( mam na myśli wyłącznie swój przypadek) są takie: wiarę religijną możemy racjonalizować tylko jako rozumianą psychiczną potrzebę (człowiek musi w coś wierzyć): wierzenia religijne są nam potrzebne ze względu na naszą ułomną naturę. Pomagają bowiem zminimalizować lęk przed widmem wiszącego nad nami „miecza Damoklesa" w postaci świadomości własnej śmiertelności. Od biedy można by to nazwać racjonalnym podejściem do tego teologicznego problemu, chociaż mam duże wątpliwości. Natomiast nie da się ich racjonalizować jako prawd religijnych, używając podstawowych narzędzi, którymi posługuje się rozum: mianowicie logiki oraz wiedzy wykraczającej poza religię. A to dlatego, iż wiara religijna z samej definicji („Jest to cnota nadprzyrodzona, dzięki której za łaską Boga /../ wierzymy w to, co objawił, nie ze względu na wewnętrzną prawdę /../ ale dla powagi samego Boga" (Sob. Wat. I, rozdz. 3), nie toleruje analizowania swych „prawd objawionych" rozumem, traktując to jako świętokradztwo.

Mechanizm tego procesu jest prosty: "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli".

(J 8,32). Jego uniwersalność polega na tym, że potrafi on wyzwolić umysł również i od religii; tak wielka jest siła prawdy (jeśli rzeczywiście nią jest). Z mojego doświadczenia wynika, że zbyt daleko idąca racjonalizacja wierzeń religijnych prowadzi do zamiany ich w wiedzę religioznawczą, a co za tym idzie stanowi prostą drogę (ale nie na skróty) do ateizmu. Dzieje się tak dlatego, iż tworzy się coś w rodzaju informacyjnego „efektu domina": odkrywanie cząstkowych prawd — w tym przypadku religijnych — rozszerza nasz horyzont postrzegania w tym obszarze poznawczym, na inne jego aspekty i trwa to dotąd, aż ułoży się nam w umyśle całościowy i spójny obraz nowej rzeczywistości, który w dopełnieniu z innymi dziedzinami wiedzy o świecie i o nas samych, jest nie do podważenia rozumowymi narzędziami.

A zatem — wbrew temu co sądzą wierzący — ateizm jest konsekwencją racjonalnego myślenia, dzięki któremu nasz rozum mimo wczesnej indoktrynacji religijnej, potrafi w niektórych przypadkach (dość nielicznych niestety) dostrzec prawdę pod niezliczonymi pokładami kłamstwa i fałszu, którymi charakteryzują się wszystkie wierzenia religijne. Zatem przekonanie, że można być racjonalnie wierzącym (religijnie) osobnikiem, można śmiało między bajki włożyć. I nie tylko ja na to wpadłem. Ba! Można nawet przyjąć, że przez dobrych parę lat starałem się „ominąć" ten problem, wymyślając mądrzejszą wersję swoich religijnych wierzeń. Nic mi z tego nie wyszło, bo nie mogło wyjść!

Powód dla którego tak się stało, został różnie przez różne osoby rozpoznany: i tak wg S. J. Leca: „Tym samym rozumem wierzyć i myśleć niepodobna", albo wg L. Feuerbacha: „..człowiek w religii ma oczy tylko po to, aby nie widzieć, aby być ślepym na wszystko, a rozum tylko po to, aby nie myśleć, aby być głupim jak tabaka w rogu". Także Kościół katolicki wypowiedział się w tej sprawie: 


1 2 3 4 5 Dalej..
 Zobacz komentarze (62)..   


« Ateizm i Ateologia   (Publikacja: 27-03-2012 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Liczba tekstów na portalu: 130  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 7894 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365