|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Nieistniejący Bóg, czyli fałszem podbity optymizm teistów [5] Autor tekstu: Lucjan Ferus
Jeszcze odnośnie czasu; dlaczego ten prawdziwy Bóg tak stosunkowo
niedawno objawił się człowiekowi? (Syn boży — ok. 2tys. lat temu, jego
Ojciec — ok. 3tys. lat temu). Podczas gdy historia religii ludzkich liczy
sobie ok. 30 — 40tys. lat i występowało w niej setki różnych bogów i bogiń
(w tym wielu zbawicieli). Na dodatek ich wszystkich uważa się za fałszywych
bogów, stworzonych wyobraźnią ludzką, a dopiero nasz Bóg jest prawdziwym
Bogiem, tym właśnie, który zainicjował stworzenie wszechświata.
Dlaczego więc — objawiając się tak późno człowiekowi — pozwolił aby
ci fałszywi bogowie przez tyle tysiącleci panowali nad świadomością ludzi,
mimo wyraźnego swego zakazu, który umieścił w pierwszym przykazaniu
Dekalogu?
Że co?! Że bezsensownie łączę dane naukowe o wieku wszechświata,
istnienia biologicznego życia na ziemi i dokonań religioznawstwa z religijnymi
„wyliczeniami", wg których świat został stworzony w ciągu 6 dni, w 4004r. pne., 23 października w niedzielę, o godz. 9 rano?!. (O pardon: pominąłbym
„wyliczenia" Świadków Jehowy, wg których każdy dzień stwarzania
należy liczyć jako 1000 lat).
Ja tylko stosuję się do stylu argumentacji, jaki został zaprezentowany w książce Bóg istnieje. To właśnie w niej znajduje się wiele
odniesień do odkryć współczesnej nauki, a na potwierdzenie przywołane są
autorytety naukowe, jak chociażby ten: „Max Planck /../ jednoznacznie
utrzymywał, że nauka dopełnia religię: "Przeciwieństwo między religią a nauką wcale nie wchodzi w grę, ponieważ jedna jest dopełnieniem
drugiej". Planck stwierdził również, że „religia i nauki
przyrodnicze walczą ramię w ramię w nigdy nieustającej krucjacie przeciwko
sceptycyzmowi i dogmatyzmowi, przeciw niewierze i zabobonowi /../ a zatem
"Za Bogiem!". A przesłanie książki jest takie, iż odkrycia naukowe — zwłaszcza te z ostatnich lat — potwierdzają religijną wizję
naszej rzeczywistości.
Nie widzę więc żadnego błędu w tym łączeniu dokonań naukowych z religijnymi prawdami. Co więcej, uważam, iż byłoby niewybaczalnym błędem
gdyby w tej dyskusji — która przecież wzięła się z tego, iż autor owej
książki starał się przekonać swoich czytelników do tezy, że to odkrycia
współczesnej nauki skłoniły go do zmiany ateistycznych poglądów -
nie brać pod uwagę innych aspektów naukowych dokonań, dzięki którym
dochodzenie do prawdy (na której chyba wszystkim zależy), staje się
szybsze i łatwiejsze. Skoro więc wyjaśniliśmy to sobie, wracajmy do tematu.
Należałoby jeszcze rozwiązać problem prostej
idea Boga. W omawianej książce autor pisze:
„Główny argument
Swinburne’a głosi, że Bóg osobowy, wyposażony w tradycyjne właściwości,
jest najlepszym wyjaśnieniem działania praw przyrody. Richard Dawkins odrzucił
ten argument na tej podstawie, że Bóg jest zbyt skomplikowaną odpowiedzią na
pytanie o wyjaśnienie wszechświata i jego praw /../ Na czym niby polega
skomplikowanie idei wszechmocnego i wszechwiedzącego Ducha, idei tak prostej,
że rozumieją ją wszyscy wyznawcy trzech wielkich religii monoteistycznych -
judaizmu, chrześcijaństwa i islamu? /../ Bóg jest prosty — a nie złożony — ponieważ jest duchem, a nie przedmiotem materialnym, zatem nie ma części".
Z powyższego widać wyraźnie, iż autor nie dostrzega różnicy między
„prostym duchem", którym wg naszej religii ma być Bóg, a prostą ideą
Boga, której przeciwieństwo miał Dawkins na myśli mówiąc, że Bóg musiałby
być jeszcze bardziej skomplikowanym wytłumaczeniem od jego dzieła, które i tak jest już jest mocno skomplikowane. Postaram się przedstawić swój punkt
widzenia na tę sprawę. Otóż po pierwsze śmiem wątpić, iż wszyscy
wyznawcy tych trzech religii rozumieją ideę swego Boga (religijnej wiary nie
uzasadnia się rozumowo). Gdyby ją rozumieli, nie byłoby trzech religii, lecz
jedna jedyna. Przecież jest to idea jedynego
Boga (monoteizm), a nie trzech różnych, nieprawdaż?
Po drugie; komplikacja idei Boga polega na tym, iż jest ona w bardzo
wielu miejscach, niespójna logicznie, wewnętrznie sprzeczna ale co najważniejsze
niedorzeczna w swych głównych założeniach:
Oto wszechmocny i wszechwiedzący Bóg, przyczyna powstania i istnienia
niewyobrażalnie wielkiego Uniwersum, stwarza w jakimś zakątku wszechświata
maleńką (w skali kosmicznej, oczywiście) planetę — Ziemię, a na niej
rozumne istoty, ludzi. Następnie objawia się im i zaczyna osobiście kierować
ich życiem, wg narzuconych im reguł, wymagając od nich całkowitego posłuszeństwa i lojalności. Kiedy ludzie zawodzą jego oczekiwania (do czego sam się
przyczynia każąc im rozmnażać się z grzeszną naturą), topi wszystko co stworzył, włącznie ze zwierzętami, by po jakimś
czasie wybrać sobie jeden naród i nad nim roztoczyć swoją opiekę, która
polegała głównie na prowadzeniu ich od wojny do wojny z innymi narodami, które
stały na drodze do potęgi jego wybrańców.
Posiadając nieskończone i niczym nie ograniczone możliwości, i dzięki
temu mając nad nimi władzę absolutną, mógłby i tak od nich uzyskać
wszystko, czego by tylko zapragnął — bez objawiania się tym istotom. Jednakże
jemu to nie wystarczy; ludzie nie tylko muszą być mu posłuszni pod każdym
względem, ale też muszą mu składać ofiary, czcić go w określony rytuałem
sposób, budować dla niego świątynie, adorować jego wizerunki i poświęcać
mu swe życie. A nade wszystko muszą w
niego wierzyć, gdyż niewiara może ich drogo kosztować; nierzadko utratę
życia na ziemi, ale też i wieczne męki w ogniu piekielnym po śmierci.
Czy to możliwe aby to był ten sam Bóg, który prawie 14mld. lat temu
zainicjował powstanie wszechświata? Jak to pogodzić ze sobą?: Istota, która
jest w stanie stworzyć z niczego tak niewiarygodny ogrom, zawierający miliardy
miliardów gwiazd — zachowuje się na ziemi jak prymitywny wódz plemienny;
apodyktyczny, okrutny i bezlitosny dla wrogów, pragnący uznania i hołdów ze
strony wiernych sobie, poza tym niesprawiedliwy i stronniczy.
Gdzie w tych jego żałośnie — infantylnych działaniach (które Stary
Testament opisuje szczegółowo i bez żenady) widać tę nieskończoną
Inteligencję owego boskiego Umysłu? Gdzie tu widać wielkość tego
Projektanta, który ponoć tak precyzyjnie dostroił współrzędne wszechświata?
Tego genialnego Umysłu Boga, który potrafił stworzyć takie prawa przyrody, iż
rządzi się ona nimi po dziś dzień,.. a nie może poradzić sobie z człowiekiem,
który jakoby miał być jego
„koroną stworzenia" w jego doskonałym dziele!?
Zastanówmy się: czy ten genialny Umysł, mający na dodatek nieskończone i niczym nie ograniczone możliwości, wiedzący absolutnie wszystko o swoim dziele i to w każdym momencie czasu jednocześnie — pozwoliłby (ba! wręcz nakazał!) aby jego stworzenia istniały i reprodukowały się jako bardzo ułomne
byty, tylko dlatego, iż ich protoplaści nie sprostali pewnej próbie? A jedyną możliwość naprawy tego stanu rzeczy, przewidział wyłącznie dla
swego Syna, z którego sam sobie złożył ofiarę, by przekupić siebie za ten
nieudany twór — człowieka. Na dodatek obarczając go winą
za zło istniejące w jego dziele, i z której to winy (i jej konsekwencji)
będzie on rozliczany na Sądzie Ostatecznym.
Czy to w taki sposób ma się przejawiać wielkość
naszego Stwórcy? Tego genialnego Projektanta, którym tak się zachwycają
różni uczeni, badający szczegółowo jego twory przyrody, lub inne aspekty
jego dzieła? Nie chciałbym przedwcześnie zniechęcać uczonych — teistów,
ale coś mi się wydaje, że bardzo trudno im będzie udowodnić
(teraz kiedy religia powołuje się na autorytet nauki, chyba można już
żądać dowodów, a nie tylko niczym
nie uzasadnionej wiary w prawdy przez
siebie głoszone, czyż nie?), że Bóg, który majstrował przy Wielkim
Wybuchu, jest tym samym Bogiem, którego wyznaje nasza religia. Tym nie mniej,
chętnie zapoznam się z ewentualnymi dowodami.
Zakończeniem książki są dwa dodatki; na komentowanie pierwszego
szkoda mi czasu. Niech usprawiedliwi mnie fragment, w którym autor tego dodatku
R. A. Varghese chce przekonać czytelników, że „za wszelkiego rodzaju ateizm
odpowiada wyłącznie celowa odmowa "patrzenia". W tym celu proponuje
eksperyment myślowy: „Powiedzmy, że mamy przed sobą stół marmurowy /../
Czy sądzicie, że przez bilion lat lub nawet czas nieskończony ten stół mógłby
nagle lub stopniowo stać się świadomy, uzmysłowić sobie otoczenie i siebie w taki sposób, w jaki wy to sobie uświadamiacie? To, że doszło lub mogłoby
dojść do tego, jest po prostu niewyobrażalne. I dotyczy to wszelkiej innej
materii". Ta analogia jest równie głupia jak to „małpie twierdzenie",
którym autor posłużył się w pierwszej części publikacji, dlatego pozwolę
sobie nie zawracać głowy tymi bzdurami.
Natomiast drugi dodatek wieńczący zakończenie książki, jest bardzo
znamienny: autor — dla którego głównym powodem nawrócenia się na teizm były
ponoć dowody naukowe (i to nie byle jakiej, bo nowoczesnej nauki!), oddaje
głos księdzu N. T. Wrightowi, broniącemu prawdziwości objawienia się Boga
chrześcijan. Pisze o nim tak:
„Odpowiedzi, których Wright udziela /../
stanowią w sumie najsilniejszy argument na rzecz prawdziwości wierzeń chrześcijan, z jakim się zetknąłem. Obydwa dodatki uważam za wartościowe uzupełnienie
tej książki, ponieważ są ilustracją tego sposobu myślenia, który przywiódł
mnie do zmiany zdania w kwestii istnienia Boga".
Skoro więc najsilniejszym
argumentem do nawrócenia się na wiarę w Boga, była dla autora tej książki,
argumentacja księdza Wrighta, to po co było angażować do tego autorytet
nauki i powoływać się na jej najnowsze dokonania? Ta argumentacja, która tak
bardzo przekonała A. Flew'a, sprowadza się do następujących twierdzeń (w
skrócie):
1. „Dowody na rzecz istnienia Jezusa są w rzeczywistości
tak przytłaczające /../ co za istnieniem każdej innej postaci świata starożytnego
/../ Jest całkiem oczywiste, że Jezus jest bardzo, ale to bardzo dobrze
udokumentowaną postacią historyczną".
2. Podstawy do twierdzenia, że Jezus jest wcielonym
Bogiem, zawierają liczne cytaty ze świętych ksiąg Żydów, oraz świadectwa
przedstawione w Starym jak i Nowym Testamencie.
3. Sama historia Jezusa opisana w Ewangeliach, przekonuje
nas, że był prawdziwym Bogiem.
4. Dowodów na zmartwychwstanie Jezusa, jest tyle w Ewangeliach przedstawionych, że trudno nie uwierzyć w nie. Należy tylko
wierzyć, że opisują one prawdę.
Właśnie tego rodzaju argumentacja jest tak bardzo przekonująca dla
autora książki, iż wszystkie jego dotychczasowe (60-cio letnie) dokonania na
niwie ateizmu, wydają mu się bezwartościowe. Po cóż więc było cofać się
do początków wszechświata, odległych od nas o prawie 14mld lat — kiedy
wystarczyło tylko zapoznać się z pierwszą lepszą argumentacją księdza
katolickiego? Po cóż była ta jałowa „pielgrzymka rozumu", skoro
wystarczyło się cofnąć do wierzeń z dzieciństwa, aby stwierdzić, że to
jest właśnie ta prawda, którą negowało się przez całe dorosłe życie, a która i tak tkwiła głęboko w podświadomości, by teraz wydostać się na
wierzch i całkowicie zawładnąć świadomością autora.
1 2 3 4 5 6 7 Dalej..
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 24-05-2012 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8059 |
|