|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Felietony i eseje » Felietony, bieżące komentarze
Moje wrażenia z wizyty Sanala [3] Autor tekstu: Jacek Tabisz
Na wykładzie spotkałem wyraźnie
zadowolonego sekretarza PSR, Alka Gutowskiego, który zdołał się wyrwać ze
swoich medycznych praktyk i cieszył się, że w jego rodzinnych okolicach
dzieje się coś ważnego i racjonalistycznego. Alek przez cały czas (i jak
zwykle) ogromnie nam pomagał jako główny informator netowy. Obok niego miałem
okazję spotkać na sali Zenona Kalafaticza, którego świetne audycje pokazujące
absurdalność wiary w Indiach i Afryce zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
Ucieszyłem się tym bardziej, że współpraca z IRA zaowocuje w oczywisty sposób
nowymi programami Zenona z Indii. Jeden z nich, poświęcony katolikom
indyjskim, postanowiliśmy zrobić kiedyś wspólnie. Rano
Psyk zapoznał nas z dworcem katowickim, gdzie niestety zburzono ciekawy, brutalistyczny gmach.
Ucieszyło mnie, że nasz katowicki gospodarz angażuje się w ekologię swojego
miasta, zarówno środowiska naturalnego, jak i miejsko — społecznego.
Choć dystans do Krakowa nie był
ze stolicy Górnego Śląska duży, pociąg wlókł się niemiłosiernie. Sanal
wykorzystywał każdą okazję, aby załatwiać swe racjonalistyczne i wydawnicze sprawy. Kaja była szara ze zmęczenia, bowiem wszystkie wykłady
musiała po części, bądź w całości tłumaczyć, nie wspominając o kwestiach organizacyjnych. Angielski Sanala, który moim zdaniem był w miarę
wolny od keralskiego akcentu, okazał się zbyt trudny dla większości naszych
tłumaczy, do tego w wykładach nie brakowało słów związanych z indyjskimi
wierzeniami, polityką i historią...
Na dworcu, jak zwykle, Sanal
zatrzymał się z nami na kawę. Zamiłowanie do tego napoju jest u Hindusów
pochodzących z południa Subkontynentu tak samo wielkie, jak u Włochów, choć
kawa nie dorównuje tej z Italii. Jest też kilkanaście razy tańsza… Na
Północy Indii, gdzie mieszka już od dawna Sanal, pija się zwykle herbatę z mlekiem zwaną czajem.
W przydworcowej galerii
handlowej dołączył do nas szybko Mateusz Burzawa, który wziął na siebie
rolę przewodnika, z której wywiązał się świetnie. Najpierw mieliśmy
jednak przejechać się szybkim tramwajem na Kazimierz, gdzie Kaja za względnie
małe pieniądze znalazła wspaniały apartament. Sanal, nie wiedzieć czemu, był
strasznie zły z uwagi na środek transportu. Postanowiliśmy częściej
korzystać z taksówek. Jak się później
okazało, przebywanie Sanala w dwóch światach — Polsce i w Indiach, sprawiło,
że niekiedy zmartwienia spowodowane jego trudną sytuacją w kraju rzutowały
znacząco na jego nastroje w Polsce. Ponura była perspektywa spędzenia nawet
trzech lat na tułaczkach na obczyźnie, w oderwaniu od rodziny, stowarzyszenia i wydawnictwa. Pocieszające zaś było zainteresowanie światowych mediów -
co jakiś czas mieliśmy okazję odsłuchiwać wraz z Sanalem na laptopie wywiadów
udzielanych przez niego dla Amerykanów, Kanadyjczyków, Brytyjczyków etc.
Po krótkim odpoczynku w apartamencie wyruszyliśmy na zwiedzanie Krakowa. W sukiennicach urzekło
naszego gościa nowoczesne muzeum. Wcześniej, jak zwykle miał okazję
skosztować nowego dania kuchni polskiej. Był nią zachwycony. Nie bał się żadnego
dania, również wołowinę zjadał bez zmrużenia oka, jak przystało na osobę
wyzwoloną z indyjskich wierzeń. Wieczorem dołączył do nas Zenon, który
podobnie jak Kaśka z Katowic był obecny na spotkaniach z Sanalem i w
Katowicach i w Krakowie.
Następny dzień zaczęliśmy od
zwiedzania Kazimierza, w tym bardzo pięknej synagogi, którą Sanal był
zachwycony. Ucieszyło go, że po warszawskim muzeum opisującym tragedię ludobójstwa
na Żydach w trakcie II Wojny Światowej może zobaczyć żywe i barwne przejawy
tej niemal już w naszym kraju nieistniejącej kultury. Dla większego efektu
zjedliśmy obiad w restauracji żydowskiej, którą znałem z programu o wielkim
skrzypku Perlmanie, który w tej właśnie placówce gastronomicznej opowiadał o swoim projekcie grania muzyki klezmerskiej w grodzie Kraka.
Na Wawelu stanęliśmy w długiej
jak Ganges kolejce za biletami. W tym czasie wraz z Zenonem omawialiśmy z Sanalem możliwości wydania książek o polskim ateizmie i racjonalizmie w Indiach. Sanal żywo zainteresował się postacią Kazimierza Łyszczyńskiego,
pierwszego znanego polskiego ateisty, który został spalony na warszawskim
rynku przez przedstawicieli tzw. „religii miłości".
O 18:00 w Instytucie Kultury Żydowskiej
miał Sanal wykład pod tytułem „Rosnące tendencje fundamentalistyczne wśród
indyjskich religii". Poznaliśmy ciemne karty Indii, takie jak zburzenie
meczetu w Ajodhji przez fanatycznych hinduistów i ciąg wzajemnych rzezi, który
nastąpił później. Z wykładu można było wyciągnąć wniosek, iż w skali
okrucieństwa w Indiach hinduiści pobili muzułmanów. Szczytem wszystkiego była
masakra muzułmańskiej społeczności w jednym z miast Gudżaratu, gdzie palono
żywcem dzieci, niekiedy również płody wyrwane z brzuchów brzemiennych matek, torturowano,
gwałcono i zabijano muzułmanki dbając o to, by patrzyli na to ich ojcowie, mężowie,
bracia, synowie, których później też czekała zagłada. Pretekstem dla tej
rzezi było spalenie pociągu z fanatycznymi hinduistami wracającymi z rocznicy
rozebrania meczetu w Ajodhji. Okazało się, że za tym ostatnim nie stali muzułmanie,
ale gubernator stanu Gudżarat, który otwarcie chwali politykę opierającą się
na haśle „Indie tylko dla hinduistów". Obecnie ma on szanse zostać
premierem Indii. Również rodzina Nehru, który był
światłym ateistą, z pokolenia na pokolenia stacza się na dno
religijnego fundamentalizmu. Ten wykład Kaja tłumaczyła od początku do końca,
nie było bowiem tłumacza, który chciał spróbować na początku swoich sił.
Po wykładzie mieliśmy okazję
wieczerzać w pięknym miejscu na Kazimierzu ze sporą grupą członków i sympatyków PSR. Prezeska PSR Kraków, Katarzyna Bena, zatopiła się całkowicie w długiej i serdecznej rozmowie z naszym gościem. Był też Arkadiusz, nasz
sympatyk, który wyjątkowo hojnie wsparł krakowską część wizyty Sanala.
Następnego dnia zrezygnowaliśmy z pociągów na rzecz samolotu, bowiem musieliśmy się udać aż do Szczecina.
Tam czekał na nas Michał Rembas, do niedawna prezes oddziału szczecińskiego
PSR, nadal jednakże będący naszym głównym gospodarzem w mieście Gryfitów.
Urzekło mnie bez reszty oddanie Michała swojemu miastu, jego wiedza na jego
temat i wciągające o nim opowieści. Michał wydał już kilka książek na
temat nekropolii i tajemnic województwa zachodniopomorskiego.
Przed wykładem zapoznaliśmy się z ciekawym układem urbanistycznym zadbanego i wielkiego szczecińskiego śródmieścia.
Mieliśmy też okazję zakosztować sławnych pasztecików, których tradycja
wzięła się z rosyjskiej maszyny produkującej te słodkawe krokiety na
potrzeby ewentualnej wojny.
O 17:00 Sanal wygłosił wykład
pod tytułem: „Święci mężowie w Indiach — od latających fakirów po głodzących
się ascetów". Tym razem tłumacz mężnie wytrwał niemal do końca,
wspierając Kaję pół na pół. Michał zapewnił dzięki reklamie i ogłoszeniom
90 osób na sali. Tymczasem przed naszymi oczami pojawiały się zabawne postaci
ludziobogów — od Sathya Sai Baby, który miał ogromne wpływy w Indiach, a także krew na swych rękach sztukmistrza, aż po tzw. „Przytulającą matkę",
która też była boginią, a jednocześnie, być może, zwariowaną erotomanką,
dbającą jednakże o stan konta i pozycję. Zadziwiająca była postać
prezydenta Indii, Abdula Kalama, który tak uwielbił Sathya Sai Babę, iż pisał o nim wiersze jako o stwórcy wszechświata. Nie byłoby to może aż tak
dziwne, gdyby nie fakt, iż Abdul Kalam jest jednym z wybitniejszych fizyków
indyjskich. Choć, z drugiej strony, i nam się zdarzają wielcy naukowcy wierzący w magię Jezusa… IRA zrobiło w związku z tym akcję, broniącą godności
kraju przed takim prezydentem i przyczyniła się ona do tego, że Abdul Kalam
nie został wybrany na drugą kadencję. Oczywiście prezydent w Indiach to nie
to samo co premier, ma on jedynie symboliczne znaczenie, podobnie jak prezydent
Niemiec. Niestety, premier również nie stronił od Sathya Sai Baby. Po wykładzie
zjedliśmy kolację ze sporą grupą szczecińskich racjonalistów.
Następnego dnia zwiedzaliśmy
Szczecin, korzystając z ogromnej wiedzy i zaangażowania Michała. Zaczęliśmy
od Wałów Chrobrego, później zobaczyliśmy Zamek, gdzie zachowała się
komnata tortur. Zwróciłem Sanalowi uwagę na to, iż narzędzia do zadawania mąk
eksponowane w zamku książąt pomorskich pochodzą z XIX wieku. Bardzo niewiele
lat dzieli nas, Europejczyków, od średniowiecznego barbarzyństwa… Do
naszego wspólnego zwiedzania przyłączyła się Bożena Mozelewska, aktywna
artystka i animatorka sztuki, oraz założycielka szczecińskiego PSR. Miło było
skończyć dzień na herbacie u niej. Ale zanim on się skończył, Michał
oprowadził nas po wielkim, zabytkowym cmentarzu, gdzie pokazał nam wiele
wspaniałych rzeźb nagrobnych. Naszego gościa podkradał przewodnikowi
prawdziwy filozof, czyli profesor Krysztofiak, który dołączył do nas wraz z żoną Aleksandrą i córeczką.
Nazajutrz, rano, Sanal jak
zwykle załatwiał tysiące spraw na Skypie. Szósta rano u nas to dziesiąta w Dehli. My opuściliśmy wibrujące hindi i malajalam korytarze domu kultury,
gdzie mieszkaliśmy i wiedzieni przez niestrudzonego Michała zwiedziliśmy
zaiste ciekawy modernistyczny kościół w pobliżu.
Pociąg do Poznania jechał
zadziwiająco szybko i już niebawem ujrzeliśmy czekających na nas na peronie
Marka Woźnicę i Tomasza Frydryka. Ogromnie mnie cieszył fakt, że powstający
oddział poznański PSR podjął się tak poważnego wyzwania jak goszczenie
Sanala. Pierwszego dnia w Poznaniu
mieliśmy okazję zobaczyć Starówkę. Sanal poznał nowe, poznańskie odcienie
polskiej kuchni w ładnej, rynkowej restauracji.
Barwne poznańskie kamieniczki przypadły mu najwyraźniej do gustu.
Następnego dnia Sanal jak zebrał
się nieco później, niż zakładaliśmy. Tym razem jednak nie chodziło o wzór
okładki, rozmowę z córką, czy kolejny wywiad na temat wolności słowa i prześladowań. Sanala zatrzymał robot — odkurzacz Tomka. Używając laptopa
jako kamery (nie pierwszy już raz!) musiał go zaprezentować swoim przyjaciołom z Indii. Poza tym dowiedziałem się, iż powstała koncepcja napisania listu do
papieża w proteście przeciwko decyzji biskupa. Wraz z Kają zareagowaliśmy na
nią sceptycznie. Benedykt XVI to chytra sztuka, a ponoć kościół indyjski
jest obecnie zdystansowany od papieża. Liczenie na to, iż papież potępi
przesadę indyjskiego biskupa w kwestii nieautoryzowanego jeszcze cudu (woda z wychodka skapująca z gwoździa krucyfiksu, do którego dopłynęła przez ścianę),
było cokolwiek naiwne. Z pewnością papież zrobi wszystko, aby pozyskać
sobie większe uznanie indyjskich podwładnych. Albo też zadziała skrajnie
wymijająco — jak ocenili nasi poznańscy koledzy.
1 2 3 4 Dalej..
« Felietony, bieżące komentarze (Publikacja: 24-07-2012 Ostatnia zmiana: 25-07-2012)
Jacek TabiszPrezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu. Liczba tekstów na portalu: 118 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Klerykalizacja, czy sekularyzacja? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8213 |
|