Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.772.747 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 718 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Mój ateizm budzi się z letargu wówczas, gdy prywatna wiara staję się sprawą publiczną; kiedy ktoś próbuje zorganizować życie innym na podstawie własnych psychopatologii.
 Kultura » Etnologia

Rytmy Życia [1]
Autor tekstu:

W Michałówce podobnie jak w Reymontowskich Lipcach rytm życia wyznaczały zarówno obowiązki gospodarskie, zwyczaje i obyczaje te osadzone w tradycji, jak też nowotworzone oraz kalendarz powinności religijnych, które nie zawsze można było nazwać rzymskokatolickimi. Tak też, jak u Reymonta oba porządki brały początek w jesieni. W niej bowiem dobiegał końca cykl rolniczy i rozpoczynał się nowy, jak też kończył się i równocześnie zaczynał rok liturgiczny. Zbierano więc z pól i ogrodów wszystko co zrodziła natura. Kopano więc ziemniaki. Zbierano jarzyny: marchew, pietruszkę, buraki ćwikłowe i pastewne. Zwożone je. Zabezpieczano na zimę w piwnicach lub kopcach ziemnych. Zbierano i zwożono kapustę a równocześnie orano i siano oziminy, których wschodzenie i wzrastanie wróżyło dobre lub słabe polny na przyszłość. Zielone poletka oziminy oznaczają dla chłopów rozpoczęcie nowego roku. Grabiono opadłe liście w sadach, wysypując je na kompostowiska, lub też ogacając nimi ściany domostw i obory, by zabezpieczyć je przed utratą ciepła gdy nadejdzie zima. Smażono powidła w wielkich kotłach umieszonych na ziemnych paleniskach, lub w domu w żeliwnych garnkach. Suszono śliwy i gruszki w specjalnie zbudowanych polowych suszarniach, w lasach wyplecionych z wikliny umieszczonych nad paleniskiem, w którym palono drewnem najczęściej pozyskiwanym z obciętych i wyschniętych konarów drzew owocowych. Dym unoszący się z pól, na których palono ogniska z ziemniaczanych badyli, mieszał się nad wioską z dymem z palenisk spod kotłów oraz z oparami prażonych śliw i suszonych owoców, tworząc niepowtarzalny bukiet zapachów.

W sadach obcinano gałęzie drzew owocowych. Wyłamywano zeschłe łodygi malin a gdy przyszły już mrozy, szatkowano kapustę i układano w beczkach do kiszenia, soląc i udeptując bosymi nogami. W gospodarstwach, w których hodowana kaczki i gęsi, zbierały się kobiety na skubanie pierza. Była to dobra okazja dla wymiany doświadczeń, wspomnień i plotek. Do opowieści o duchach i strachach, o chorobach i lekarstwach na te choroby. Rozmawiano też o urokach i odczynianiu uroków i cudownej żywej wodzie, która pomaga w stanach beznadziejnych, ale trzeba po nią wędrować aż do tajemniczego źródełka w Gorenicach. Tam był też znachor, który na sprawdzając mocz określał choroby i dawał na nie zioła. Gdy kończono skubanie organizowano wyskubek, na który zapraszano dziewczęta i chłopców. Czasami pojawiał się jakiś muzyk z harmonią lub skrzypcami. Rozmawiano, pito alkohol, tańczono niekiedy do samego rana. U gospodarzy, którzy hodowali owce dziewczęta „skubały" lub gręplowały wełnę i przędły włóczkę na kołowrotkach.

Przez dom Gienki i Stefka w tym czasie przewijało się wielu ludzi. Był to bowiem czas wszechstronnego majsterkowania. Raz to należało komuś zrobić drzwi czy okna w przy warsztacie stolarskim. Innym razem jakiś mebel lub urządzenie potrzebne w gospodarstwie. To znowu komuś podzelować, albo podkuć buty. Czy też naprawić zegar ścienny lub zegarek.

Poprawa sytuacji materialnej i częsty kontakt z miastem sprawiał, że ludzie coraz częściej nabywali zegarki i zegary, najczęściej bardziej lub mniej uszkodzone. Stefan nie wiadomo, gdzie i kiedy nauczył się je naprawiać. Zresztą on wszystko potrafił — złota rączka. Głosił zasady, które mu w tym pomagały: nie święci garnki lepią; jak człowiek coś zrobił i zepsuł, lub się samo zepsuło, to i człowiek potrafi to naprawić; trzeba tylko dobrze poznać rzecz i znaleźć lub wymyśleć potrzebne do tego narzędzia. W szufladach było zatem pełno części do zegarów i zegarków: kółek zębatych, sprężyn, włosów, osiek, kopert niklowanych i srebrzonych; okular; pilniki i pilniczki; różnej wielkości śrubokręty. Bywało, że w izbie stały trzy zegary szafkowe, z pięknymi cyferblatami, mosiężnymi wagami i wahadłami; trzy inne wisiały na ścianach a oprócz tego parę budzików. I były niemal nieprzespane noce, gdy te zegary najczęściej już naprawione o równej godzinie zaczęły dzwonić, kukać, brzęczeć. Aż nie przyszli ich właściciele i ich nie zabrali. Tak było w domu aż do wiosny.

Jak tylko zeszły śniegi i ziemie obeschła, zaczynała się praca w ogrodzie i jego otoczeniu. Rozbierano gać i odsłaniano ściany domów. Bielono wapnem pnie drzew i spryskiwano nim krzewy agrestu i porzeczek. W inspektach, przygotowywano rozsadę kapusty i kalafiorów, wysiewano pomidory i paprykę. Plewiono poletka truskawek i poziomek. Zakładano gniazda dla wylęgu kurcząt, kacząt i gęsi. Nieco później wychodzono w pole, by je zaorać i zasiać uprawami jarymi. Sadzono ziemniaki. zagospodarowywano warzywniki. W pracach uczestniczyli wszyscy. Dorośli i dzieci z wyjątkiem niemowlaków.

Krajobraz wsi się zmieniał — piękniał. Zakwitały śliwy, grusze, czereśnie i wiśnie oraz jabłonie. Powietrze napełniało się zapachami. Wszystko stawało się piękne jak w Arkadii. Gdy przekwitały drzewa owocowe zakwitały krzewy bzu, kaliny, głogów. Wśród kwiecia brzęczały pszczoły i owady.

Pod koniec maja rozpoczynały się zbiory czereśni. Najpierw zrywano majówki, później orleanki, miodówki, czarną chrome, balicką. Obierali dorośli i dzieci. Dorośli po drabinkach i rabinach. Dzieciaki wspinały się na drzewa, chodziły po gałęziach w ich koronach z koszyczkami lub wiaderkami, do których zrywano owoce. Zsypywano je do dużych koszy, mieszczących po 20 kg owoców. Kto miał konia wiózł owoce na Kleparz w Krakowie, kto nie miał korzystał z uprzejmości tych, którzy go mieli, lub też zawieszał kosze na ramie roweru i tak wędrował z nimi do miasta, lub też kobiety obwiązywały je prześcieradłem, zakładały na plecy i tak obciążone niosły do podmiejskiego autobusu w Witkowicach, który dojeżdżał do Kleparza. Później był czas zbioru truskawek i poziomek, z którymi postępowano podobnie.

W tym samym czasie, doglądano wylęgłych kurcząt, kacząt i gąsiąt. Okopywano lub obradlano ziemniaki. Koszono trawy i kończynę na siano. Nikt nie miał czasu na próżnowanie, tym bardziej, że dzieci chodziły jeszcze do szkoły, tęskniąc za wakacjami. Sad przygotowywał kolejne zajęcia. Dojrzewały bowiem maliny, agrest i porzeczki a następnie śliwy, gruszki, jabłka i tak aż do końca lata trzeba było się w nim trudzić, by zarobić na ubrania, na obuwie, na przedmioty potrzebne w gospodarstwie i na jakieś drobne przyjemności. Po połowie lipca zaczynały się żniwa. Żniwa, młocka i orka ściernisk kończyły okres lata i zamykały powoli rok rolniczy.

Na kalendarz prac w polu i w ogrodzie nakładał się jednak jeszcze inny rytm życia — obrzędowo-liturgiczny, mający swe źródła w tradycji i religii. Tu wciąż jeszcze w sposób dość wyraźny splatały się z sobą elementy jakieś starej religii praprzodków z religią rzymskokatolicką. Już mało znane święta ze świętami chrześcijańskimi. Tu jeszcze proces inkulturacji się nie zamknął, pomimo, że księża starali się jak mogli walczyć „z pogańskimi naleciałościami". Starając się te najbardziej oporne „ochrzcić" i zaakceptować. Opisanie niektórych z nich byłoby niemożliwe, bez wiedzy jaką na ich temat przekazywała Marianowi jego sędziwa prababcia ze strony matki. Umarła w latach sześćdziesiątych XX wieku mając ponad dziewięćdziesiąt lat, pamiętała więc czasy wieku XIX i będą one przedstawione, tak jak ona je przekazała, lub jak on sam ich doświadczył, bez konfrontowania z informacjami przekazanymi przez Kolbergera lub Zofię Kossak-Szczucką.

***

Nowy rok liturgiczny w Kościele, zaczynał się właściwie w październiku nabożeństwami różańcowymi, w który uczestniczyły głównie kobiety i to starsze. Pod koniec października zaczynały się przygotowania do Zaduszek. Sprzątano na cmentarzach. Porządkowano groby, przyozdabiając je zielonymi gałązkami, układankami z kasztanów, żołędzi, sinieguliszek. We Wszystkich Świętych ludzie modlili się w kościele, rzadko kto odwiedzał cmentarz. Dopiero w Dzień Zaduszny późnym popołudniem spieszono do kościoła w Naramie, bo do tej parafii należała Michałówka i znaczna część mieszkańców Górnej Wsi. Pozostali z Górnej Wsi należeli do parafii w Korzkwi. W Naramie, za szkołą, nie zbyt daleko od kościoła i w pobliżu Naramskiego Lasu był cmentarza, na który leżeli bliscy. O zachodzie słońca w kościele odbywały się egzekwie — żałobne nieszpory w intencji wszystkich zmarłych, celebrowane przez proboszcza ubranego w żałobną kapę. Przed ołtarzem na katafalku była ustawiona symboliczna, trumna używana tylko na okoliczność Dnia Zadusznego. Śpiewano psalmy i pieśni w intencji zmarłych. W kościele panował półmrok, był bowiem rozświetlany świecami. Po nabożeństwie przed kościołem ustawiała się procesja, podobna do konduktu żałobnego. Naprzodzie procesji niesiono krzyż, za nim chorągiew żałobną, za nimi szedł ksiądz w tej samej żałobnej kapie, w której odprawiał egzekwie. Za nim niesiono ową symboliczną trumnę. Za trumną szli ludzie z naftowymi latarniami i świeczkami. Po drodze do cmentarza śpiewano pieśni. Na cmentarzu procesja przechodziła główną aleją i zawracała do bramy cmentarnej. Tu rozwiązywała się. Ksiądz, organista i kościelny wracali na plebanię. Wierni zostawali na cmentarzu i gromadzili się przy grobach bliskich. Zapalali świeczki na grobach. Modlili się. Wielu zostawało czuwać przy grobach aż minie północ. Mieli z sobą jedzenie i picie — podobne po to by podzielić się nim duchami zmarłych. Po Zaduszkach niektórzy we wsi opowiadali, że na cmentarzu spotkali duchy bliskich osób, że niektóre z nich udzielały im rad, przestróg, ostrzeżeń. Bywało namawiały do zawarcia zgody z kimś z rodziny lub wioski. Opowiadano też o ukazaniu się dziewczyny w ślubnym stroju z welonem na głowie. Mówiono, że to duch jakieś parafianki, której narzeczony miał tragiczny wypadek w dniu ślubu i umarł. Ktoś z nią nawet rozmawiał i mówił, że ona oczekuje, że ksiądz udzieli jej ślubu na grobie ukochanego.

Będąc dzieckiem Marian niewiele rozumiał z obrzędów Dnia Zadusznego. Owszem sprzątanie grobów bliskich i ich odwiedzanie tak, tym bardziej że na cmentarzu leżał jego dziadek i brat, ale egzekwii odprawianych w kościele i procesji z trumną na cmentarz, ani też pozostawania przez niektórych na nim aż do północy nie. Rodzice ich znaczenia też nie bardzo potrafili mu wyjaśnić. Prababcia mówiła, że egzekwie i procesja na cmentarz, to symboliczny pogrzeb dla tych, którzy zginęli bez wieści, lub nie zostali w sposób godny pochowani. Prawdziwy sens tej ceremonii zrozumiał dorastając, dzięki lekturze: Mickiewiczowskich Dziadów, Antygony Sofoklesa; powieści o powstaniach, pierwszej i II wojnie światowej, wierszy Czesława Miłosza W Warszawie, Tadeusza Różewicza Ocalony. Przecież po okrutnej wojnie, która co tylko minęła sens tego symbolicznego pogrzebu był szczególny. Po latach dopiero uświadomił sobie, że ludzie, którzy szli za trumną, odziani w żałobę i w czasie uroczystości płakali, to matki, żony, siostry lub bracia tych spośród parafian, którzy nie wrócili z wojny i nawet jeśli wiedzieli, że zginęli — nie żyją, to nie mogli ich godnie pogrzebać.


1 2 3 4 Dalej..
 Zobacz komentarze (3)..   


« Etnologia   (Publikacja: 28-08-2012 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Marian Dziwisz
Filozof, poeta, nauczyciel, były redaktor "Zdania" a następnie "Pisma Literacko-Artystycznego" Redaktor lub współredaktor antologii tekstów z zakresu religioznawstwa: Buddyzm, Judaizm, Taoizm Wydanych w Bibliotece "Pisma Literacko Artystycznego"

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Ponad uprzedzeniami i stereotypami
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8294 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365