|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Etnologia
Rytmy Życia [4] Autor tekstu: Marian Dziwisz
W Boże Ciało w Naramie i Michałowicach
oraz innych wioskach, w których były kościoły odbywały się procesje. Nigdy
jednak nie docierały one do wiosek od kościoła oddalonych.
W przeddzień Świętego Jana w domach pleciono wianki z liści kopytnika i z rozchodnika i poświęcano je w kościele, przynoszono i wieszano nad
drzwiami domów. Jak wyjaśniała Prababcia, było to echo czasów minionych, których
nie umiano wpleść w święta kościelne. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych tradycja ta zanikła, ale kiedyś, kiedyś wianki
przygotowywały panienki na wydaniu. Pleciono je tak samo i z tych samych roślin,
po to by w noc przesilenia wiosenno — letniego udać się z nimi nad rzeki, u brzegów, których rozpalano ogniska i obchodzona Noc Kupały. Śpiewano przy
nich obrzędowe pieśni. W wiankach umieszczano ogień i puszczano je na wody
rzeki. Już jednak nikt, łącznie z Prababcią nie pamiętał ani pieśni obrzędowych,
ani obrzędów tej nocy.
W połowie lipca w niedzielę tygodnia, w który przypadało święto Matki
Boskiej Szkaplerznej w Naramie odbywał się odpust. Od rana przed murami kościoła i plebanii rozkładano kramy: ze słodyczami i zabawkami. Tu można było kupić
niemal wszystko: cukierki, czekoladki, lizaki na patyku; ciasta i ciasteczka;
piszczałki, gwizdki, organki duże i małe; drewniane koniki zaprzęgnięte do
wózeczków; koguciki drewniane na kółkach klaszczące skrzydełkami;
korkowce, kolorowe piłeczki na gumce wypełnione trocinami; baloniki na
druciku; chusty i chusteczki. Wszystko pachniało i mieniło się kolorami. Na
placu przed szkołą ustawiano karuzelę i taką z konikami dla młodszych dzieci i wysoką, motorową z siedzeniami na łańcuchach. Przy karuzelach grała
muzyka. Tłum ludzi przechodził pomiędzy straganami. Był gwar przepełniony dźwiękami
zakupionych instrumentów muzycznych, strzelaniem z korkowców i pistoletów.
Kawalerowie starali się podrywać panienki. Tym bardziej, że po południu w remizie strażackiej zaczynała się zabawa, trwająca do rana.
***
Gdy zbliżała się połowa sierpnia zmawiano się na pielgrzymkę do
Kalwarii Zebrzydowskie, na obchody Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny,
zwanej Matką Boską Zielną. W przeddzień 15 sierpnia kobiety przygotowywały w domach do święcenia ziele. Posyłały dzieci na łąki i do lasu by przyniosły
zioła konieczne do wiązanki, którą się poświęcą.
Wciąż jeszcze pielęgnowały tradycję przekazaną im przez ich babki i matki.
Prababcia opowiadała, że i to święto było kiedyś związane z kultem
Matki — Ziemi zwanej też Matką Zielną. Zbierano wtedy zioła tak, jak dziś i układano je w wiązki, ale towarzyszyły temu pieśni i obrzędy. Gospodyni
domu wychodziła jeszcze nocą boso, ubrana tylko w zgrzebną koszulę, by o świcie
być na łąkach i skalistych zboczach. Gdy zaszła na łąki, zaczęła zbierać
zioła, śpiewając:
Wyszłam o świcie boso w czystej i zgrzebnej koszuli.
Nogi obmyłam rosą
aby nie kalać ziemi.
Zioła na łąkach zbieram
bym była zdrowa, szczęśliwa
by wszyscy moi zdrowi i trzoda moja i przechodzień,
który zagrodę mą odwiedzi.
W świetlisty bukiet układam
trawy i życiodajne zioła
bo w nich jest moja nadzieja
gdy przyjdzie złe, spokój naruszy.
Nazbierawszy ziół
wracała z nimi do domu i układając je w bukiet znowu śpiewała:
Układaj zioła, układaj
układaj zioła starannie
układaj
zioła pomału
mięty, rumianku, dziurawca
nie żałuj, kobieto, nie żałuj,
piołunu, wrotyczu dodaj
dodaj, dodaj gałązkę
by zioła nie były gorzkie
lebiody skalistej dołóż
kłączami perzu obłóż.
Układaj zioła, układaj
układaj zioła starannie
układaj zioła pomału.
Może
to dziwne, ale matka Mariana pamiętała jeszcze tę drugą piosenkę i przyśpiewywała
ją sobie przy układaniu wiązki ziół, w której obowiązkowo musiały się
znaleźć: mięta, rumianek, dziurawiec, lebioda skalista (nazywana lebiodką),
krwawnik, gałązka wrotyczu i piołunu, kłącza perzu. Ułożony z nich pękaty
bukiet obwiązywano łykiem z kory wiklinowej. Ziele święcono w kościele,
przynoszono do domu i wieszano w suchym, osłoniętym od słońca i deszczu,
przewiewnym miejscu. Tam wysychało. Po zioła sięgano w razie jakichś
dolegliwości. Raz to po miętę, rumianek czy dziurawieć w razie kłopotów żołądkowych
czy trawiennych. Po odrobinę piołunu gdy dzieciom nie dopisywał apetyt; po
jeden lub dwa koralikowe kwiatki wrotyczu przeciw pasożytom. Sięgano też po
nie gdy w zagrodzie wycieliła się krowa lub okociła owca. Gotowano wodę
wlewano do wiadra, wrzucano do niej garść wybranych ziół. Gdy napar przestygł
podawano go do picia krowie lub owcy.
Z
czasem, kiedy coraz popularniejsze stawały się leki dostępne w apteka, gdzieś w latach 60-tych, ziele zanoszone do święcenia miło już znaczenie bardziej
symboliczne, podtrzymywania tradycji niż praktyczne, nie dbano już o jego skład i zioła zaczęto zastępować kwiatami, najczęściej z własnego ogródka.
Być
może jednak warto przypomnieć, co opowiadała Prababcia o uroczystościach
Matki Zielnej: gdy mijała polowa dnia, kobiety wkładały na siebie odświętne
stroje, zabierały z sobą resztki ubiegłorocznych ziół, zawiązane w czystą
szmatkę oraz przygotowany bukiet i wędrowały z nimi na Łysą Górę -
skaliste wzgórze pokryte ubogą roślinnością. Najbliższa taka, był gdzieś
za Michałowickim Lasem w Kierunku Bibic, ale jeszcze po tej stronie granicy, to
znaczy w zaborze rosyjskim. Musiały tam dotrzeć przed zachodem słońca. Na
wzgórzu stał zbudowany z wikliny szałas i był ułożony stos drzewa i gałęzi
na ognisko.
Gdy
słońce chyliło się już ku zachodowi i wszystkie kobiety były zgromadzone w kręgu wokół przygotowanego ogniska, z szałasu wychodziła kobieta z długimi,
jasnymi i rozpuszczonymi włosami, przyozdobionymi
kwiatami, w długie po ziemie białej szacie z wysoką, zakrzywioną laską w lewej dłoni. W prawej zaś z zapalonym łuczywem. Pozdrawiała zebrane i w
chodziła do środka kręgu, do ułożonej watry. Czekała jak słońce zbliży
się do horyzontu i zacznie się za nim skrywać. Wtedy rozpalała ognisko, mówiąc:
wrzućmy w ogień wszystko co
stare,
nasze
bóle, troski i żale.
wrzućmy w ogień uschnięte zioła,
niech
powietrze sobą nasycą.
Bukiety wznieśmy nad czoła,
niechaj
niebo nad sobą zobaczą.
Po
tych słowach kobiety podchodziły kolejno do ogniska, rozwiązywały szmatki z resztkami starych ziół i wrzucały je w ogień, po czym wracały do kręgu. W tym samy czasie prowadząca uroczystość dorzucała do ogniska, przygotowane
wcześniej gałązki jałowca, żywiczne gałązki sosny, uschnięte pnącza róży.
Gdy powietrze napełniło się aromatami intonowała pieśni, podchwytywane
przez zebrane. Śpiewając je okrążały ognisko, przemiennie zbliżając się
do niego i okadzając w jego dymie, trzymane w ręku zioła. Po siedmiu okrążeniach,
zatrzymywano się. Celebranka opuszczała na chwilę. Szła do szałasu. Tam
zostawiała laskę i wracała z glinianym dzbanem w jednej ręce, w drugiej miała
garść gliny. Podeszła do ogniska. Podniosła w górę dzban i zaczęła z niego wąskiem strumieniem wylewać wodę w płomienie ogniska, mówiąc:
Wlewam w ogień wodę czysta źródlaną
Wrzucam w ogień garść ziemi
(wrzuciła)
Przywołuję wiatr.
Niech się żywioły połączą
Niech
nasze zioła owioną
niech
im mocy nadają.
Kobiety
wyciągały zioła w kierunku ogniska, z którego unosił się gęsty dym i powtarzały chórem:
Niech
się żywioły połączą
Niech
nasze zioła owioną
niech im nadadzą moc.
Niech im nadają moc,
Niech
im nadadzą moc.
Prowadząca
zanosiła dzbanek do szałasu, wracała z laską w dłoni do kręgu i intonowała
ostatnią pieśń. Była to ta sama, którą kończono uroczystości majowe:
Gdy trwoga nas ogarnie.
Matko wspomóż nas.....
Pod
usłanym gwiazdami niebem przy graniu świerszczy kobiety wracały do domów.
Swoją
drogą, to aż dziwne, że w kościelnym święceniu ziół istnieje pewne
podobieństwo do kończącego rytu tamtego obrzędu. Najpierw ksiądz odmawia
modlitwę, później przechodzi przez środek kościoła kropiąc zioła i ludzi
wodą a następnie bierze trybularz z ogniem, sypie kadzidło i ponownie
przechodzą przez środek okadza je.
Ostatnim
akordem w rytmie chłopskiego roku były i pozostają dożynki. Jeżeli wierzyć
Prababci, to święto, które zrodziło się z wdzięczności ludzi biednych -
pańszczyźnianych chłopów. Gdy zakończyły się żniwa dziedzic pozwalał chłopom
na skoszenie i zebranie resztówek, czyli pozostawionych tu i ówdzie zbóż
oraz na zbieranie kłosów na polach. Po zbiorze chłopi wyplatali wieniec z kłosów i zanosili go w podzięce panu. Później, po uwłaszczeniu, gdy już mieli własną
ziemię, po zbiorach wieniec składali wójtowi gminy. Szli do wójta z wieńcem w korowodzie, śpiewając piosenki i pieśni. Niektóre z nich przetrwały, między
innymi, zaczynająca się od słów: Plon
niesiemy plon.... Po przekazaniu wieńca urządzano zabawę na świeżym
powietrzu. Śpiewano i tańczono. Gdy rozwinął się ruch ludowy świętu
nadano charakter ludowego święta plonów. Dożynki organizowano w każdej
gminie. Pleciono zbożowe wieńce, wypiekana chleb z nowych zbiorów i barwnym
korowodem, lub na ustrojonych wozach i bryczkach ruszano do kościoła by wieńce
poświecić. Po poświęceniu chleb i uroczyście wręczano gospodarzowi dożynek,
po czym bawiono się na zorganizowanym festynie. W okresie dwudziestolecia międzywojennego
zorganizowano po raz pierwszy ogólnopolskie dożynki prezydenckie.
Od
wspominanych czasów minęło wiele lat. Już dobrze wkroczyliśmy w XXI wiek,
jak to określa Zygmunt Bauman w „ponowoczesność". Michałówka istnieje
jeszcze tylko w pamięci odchodzącego pokolenia. Określenie „chłop" już
nie przystoi w stosunku do wielu mieszkańców, którzy przybyli tu z miasta i prawie nic a nic nie mają wspólnego z rolą i rolnictwem. Elektryczność,
wodociągi, radio, telewizja, Internet wywarły poważny wpływ na styl życia a także na obyczaje. Żyjąc w „globalnej wiosce", w której w parę sekund
możemy się skontaktować z ludźmi w odległych zakątkach ziemi, stykamy się
wieloma kulturami i religiami a przecież staramy się zachować wartości
przekazane przez dziadków i rodziców, bo jak napisał Konstanty Ildefons Gałczyński
w Pieśniach:
Słońce wschodzi i zachodzi,
drzewa kwitną, liście ronią,
my strumień rzeczywistości
kształtujemy naszą dłonią.
[............................]
Jesteśmy wpół drogi. Droga
pędzi z nami bez wytchnienia.
Chciałbym i mój ślad na
drogach
ocalić od zapomnienia.
1 2 3 4
« Etnologia (Publikacja: 28-08-2012 )
Marian Dziwisz Filozof, poeta, nauczyciel, były redaktor "Zdania" a następnie "Pisma Literacko-Artystycznego" Redaktor lub współredaktor antologii tekstów z zakresu religioznawstwa: Buddyzm, Judaizm, Taoizm Wydanych w Bibliotece "Pisma Literacko Artystycznego" Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Ponad uprzedzeniami i stereotypami | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8294 |
|