Prawo » Prawo karne i nauki penalne
Ksiądz skazany na roboty publiczne. Jakie? Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
Pisałem wczoraj o
orzeczeniu opolskiego
sądu administracyjnego, które może nadkruszyć brak obowiązku ewidencji
przychodów parafialnych i księżowskich, wynikający z tego, że sprzedaż usług i „towarów" religijnych nie jest traktowana jako działalność gospodarcza i objęta
obowiązkiem rejestrowania poprzez kasę fiskalną. Materiał ten warto uzupełnić jeszcze ciekawszym
wyrokiem Sądu Rejonowego w Rawie Mazowieckiej z czerwca b.r. Sąd skazał
proboszcza Lewina na
30 godzin robót publicznych za hałasowanie dzwonami w nocy.
Wbrew pozorom jednak, to nie sam fakt skazania za dudnienie
dzwonami jest najciekawszy w tej sprawie. W tym bowiem przypadku „dzwonnica"
wyrabiała normę dziesięciu przeciętnych. Chodziło nie o tradycyjne dzwony, lecz o dzwony elektroniczne, nowinki techniczne które instalują sobie postępowi
księża. Sprzęt taki nie tylko dzwoni wedle ustawionego programu, lecz nadto może
emitować dowolne pieśni religijne i melodyjki. Ksiądz postanowił zostać głównym
DJ-em wsi: 33 gongi na dobę plus playlista nabożnych pieśni i melodii.
Najgorsze było to, że dzwony najmocniej waliły w czasie ciszy nocnej. O 5 z rana
wieś była budzona na jutrznię.
| 1. Kościół w Lewinie, Wikimedia |
Większość parafian położyła uszy po sobie i może
zainwestowali w korki do uszu na sen, lecz cztery osoby zaczęły protestować. W odpowiedzi ksiądz ...wzbogacił repertuar i dołożył pieśń maryjną:
Chwalcie łąki umajone, I co czuje, i co żyje, Niech z nami sławi Maryję!
która przeszywała wieś o godz. 1.30 w nocy.
Wówczas „buntownicy" skorzystali z art. 51
§ 1 Kodeksu wykroczeń: „Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek
publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, -
podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny."
Domagali się zamknięcia księdza na trzy miesiące w kryminale. Sędzia Bartłomiej Biegański nie zastosował aresztu, lecz stwierdził, że kara grzywny będzie
niewystarczająca i skazał księdza na roboty publiczne, które mają go
zresocjalizować i wychować.
Nie spotkałem się dotąd ze skazaniem w Polsce księdza na
prace społeczne, ale to nie tylko kwestia barier psychologicznych, ale może i głównie niedorozwinięcia tej kary w polskim systemie.
Dlaczego praca społeczna w Polsce hańbi?
W Polsce kara ograniczenia wolności wciąż jest dość
marginalną karą (ok. 11% skazań wobec 30% w Europie Zachodniej) i wielu
postrzega ją jako hańbiącą.
Polonia Christiana tak komentuje wyrok:
„Sędzia Bartłomiej Biegański stwierdził bowiem, że kara grzywny nie byłaby
wystarczająco surowa, można więc łatwo domyślić się, że chodziło o upokorzenie
duchownego. Zateizowane społeczeństwo coraz częściej próbuje na drodze sądowej
walczyć z duchowieństwem."
I komentarz czytelnika: „Problem podstawowy to rodzaj
wymierzonej kary, która w tej formie jest najczęściej stosowana dla drobnych
złodziejaszków i pijaczków 'prowadzących' rower. Celowe upokorzenie kapłana."
Kuriozalne jest, że kara polegająca na wykonywaniu prac na
rzecz dobra ogólnego nie jest postrzegana jako najbardziej honorowa spośród
orzekanych. To że często jest to sprzątanie ulic nie wynika z chęci upokorzenia
karanego, lecz nade wszystko z tego, że skazani na ogół nie posiadają sensownych
kwalifikacji.
Na karę tę bywają skazywani także ludzie ze
świecznika. Przykładem czołowa polska pływaczka, Otylia Jędrzejczak, która za
nieumyślne spowodowanie wypadku samochodowego w którym zginął jej brat, w 2007
została skazana na 9 miesięcy prac społecznych, łącznie 270 godzin.
Stowarzyszenie „Alter ego", zajmujące się obroną interesów ofiar wypadków,
zapowiadało wystąpienie o zatrudnienie pływaczki w stowarzyszeniu, by
wykonała swój wyrok trenując dzieci w pływaniu. Nie udało mi się jednak
potwierdzić, czy faktycznie w ten sposób odbyła swą karę. Choć internet
wypełniły pokrzykiwania o „równych i równiejszych" i lamenty nad
niezapuszkowaniem Jędrzejczak,
trudno
cokolwiek zarzucić orzeczeniu sądu. Jakkolwiek poseł i były sędzia, Janusz Wojciechowski,
uznał za celowe obwieścić, że on tego wyroku nie rozumie, więc jest on
„nierozsądny", wszak Otylii nie
trzeba uczyć pracować, a zasądzona praca może przeszkodzić mistrzyni w treningach i „upokorzyć ją". Jednak kara prac społecznych to nie żadna nauka
pracowitości, lecz konieczność dania czegoś od siebie dla społeczności w której
się żyje. Rozumiem jednak, że idea ta jest szczególnie trudno przyswajalna
przez rozgrywających polskiej polityki, którym mniej hańbiące wydaje się
pozbawienie wolności w zawieszeniu niż ograniczenie wolności z koniecznością
pracy dla ogółu (sic!).
Środowisko polskich karnistów od dawna jednak postuluje rozszerzenie
zakresu stosowania kary prac społecznych, w szczególności kosztem orzekanej kary
więzienia, która nie resocjalizuje, lecz demoralizuje.
Na karę robót publicznych są także i w Polsce skazywani
sprawcy przestępstw i wykroczeń o podłożu ideologicznym. W sierpniu b.r. Sąd
Rejonowy w Białymstoku skazał 18 działaczy rasistowskich na 14 godzin prac
społecznych dla każdego. Starali się oni zakłócić Marsz Jedności wznosząc okrzyki „Nasza
święta rzecz, Żydzi z Polski precz" itp. Sąd nie poszanował jednak ich świętości i
skierował do odpracowania swych czynów. Od razu rozpoczęła się debata
nad tym, jakie prace byłyby dla grupy skinów szansą na jakieś wychowanie.
Wyborcza zaproponowała porządkowanie cmentarza żydowskiego, wiceprezydent -
zdzieranie wlepek z latarń w ścisłym centrum miasta, prezes Stowarzyszenia na
rzecz Kultury i Dialogu 9/12 — zamalowywanie obraźliwych napisów na murach.
Jaka praca społeczna dla księdza?
A jakie prace mogłyby spełnić swój efekt wobec lewińskiego
księdza, który uwierzył, że jest Dzwonnikiem z Notre Dame?
W „Rzeczpospolitej" skrytykowano karę prac społecznych,
gdyż może ona „ośmieszyć proboszcza". Na wypadek jednak uprawomocnienia wyroku
zaproponowano „prace społeczne" w postaci nieodpłatnej katechezy. To ci dopiero
kara, ta nieodpłatna katecheza! „Gość Niedzielny" mógłby przelicytować Rzepę,
proponując społeczną pracę w urzędzie gminy i „karne" pozawieszanie krzyży w tych pomieszczeniach, gdzie ich brakuje.
Swoją drogą, autorka tekstu w „Rzeczpospolitej" popełniła
wymowny błąd, podając, że ksiądz został skazany przez sąd w Łowiczu. W istocie w
Łowiczu jest sąd, któremu podlega ksiądz — trybunał biskupi. Ksiądz został
natomiast skazany przez sąd świecki — w Rawie Mazowieckiej.
Rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi, gdzie obecnie jest
rozpatrywane odwołanie od wyroku, wskazuje natomiast, że na ogół kierują na
roboty do zieleni miejskiej lub komunikacji. W ramach Zieleni miejskiej skazani
powinni przede wszystkim oczyszczać trawniki z psich kup, które stanowią
prawdziwe plagi wielu naszych miast. „Gazeta Kościańska" podaje, że w 2010 r.
skazani zebrali w Kościanie 4,5 worka psich odchodów. Ale Zieleń miejska to
także parki, obiekty sportowe, cmentarze — i pewnie tam zostałby posłany skazany
ksiądz. Jeśli wśród skazanych są fachowcy, bywają oni kierowani do
ambitniejszych prac, jak np. malowanie pomieszczeń, zakładanie płytek, stolarka
okienna i in.
Jedyna kara, w której społeczeństwo jest współkarzącym
Niewątpliwie jednak celu kary ograniczenia wolności nie
należy postrzegać w poniżeniu skazanego czy zemście na nim. Celem tym jest
społeczna użyteczność, wychowanie, resocjalizacja przez wymierną pracę dla
ogółu.
W naszym systemie wymiaru sprawiedliwości potrzebne są
głośne skazania na tę karę, gdyż potrzebna jest szersza debata społeczna o niej,
wykraczająca poza grono specjalistów. W przeciwieństwie bowiem do pozostałych
kar, jej stosowanie nie jest zależne wyłącznie od państwa, ale także od współpracy szeroko pojętego społeczeństwa. Aby można było skazywać na
ograniczenie wolności, potrzebna jest infrastruktura społeczna: instytucje
gotowe przyjmować takich pracowników oraz potrafiące wykorzystywać ich pracę
(obecnie wciąż niestety bywa tak, że skazani wykonują prace całkowicie zbędne i nieużyteczne), nie tylko z sektora państwowego, ale i pozarządowego; nawet
jednak w instytucjach państwowych skuteczność kary jest uzależniona od
nastawienia ich pracowników.
W skali globalnej niewątpliwie kara ograniczenia wolności
poprzez prace społecznie użyteczne jest pod wieloma względami korzystniejsza
społecznie i skuteczniejsza także indywidualnie. W Polsce wciąż istnieją duże
bariery dla wykonywania tej kary.
Dominuje u nas bowiem irracjonalna mentalność, że
przestępców najlepiej zamykać w więzieniach, nawet jeśli niekoniecznie są to
najcięższe przypadki. Polacy w większości nie wierzą w sens karania przez prace
społeczne. Najgorsze, że media nie robią prawie nic dla poprawy tego stanu
rzeczy, a na dodatek często jedynie pogłębiają skalę problemu, którego efektem jest
to, że Polska jest euroliderem zapychania więzień.
Najlepszym obrazem tego są artykuły prasowe o najnowszym
raporcie NIKu: Tworzenie warunków do
wykonywania kary ograniczenia wolności w formie nieodpłatnej kontrolowanej pracy
na cele społeczne oraz prac społecznie użytecznych z 21 czerwca 2012.
Otworzyłem jedynie kilka pierwszych wyników wyszukiwania — co jeden to większa
bzdura, pokazująca, że albo dziennikarz klecący podsumowanie raportu nie
przeczytał albo go nie zrozumiał. Money.pl:
Raport NIK bardzo krytyczny. Prace
społeczne się nie sprawdzają. Dziennik:
Skazani na prace społeczne. NIK ostro
krytykuje ten pomysł; Senior.pl: NIK:
skazywanie na prace społeczne nie ma sensu. Wymowa komentarzy prasowych
sprowadzała się do tezy, że NIK podważa sens skazywania na prace społeczne.
Wymowa
samego raportu NIK była zgoła inna: „Przykłady należytego wykorzystania
pracy skazanych wskazują, że korzyści z ich pracy mogą znacznie przewyższać
wydatki na organizowanie tych prac." Raport NIK bynajmniej nie podważa sensu kar
robót społecznych, tylko usiłuje zdiagnozować, co należy poprawić, aby ujawniły
one cały swój potencjał.
Pomimo że w wielu miejscach Polski wciąż brak dobrej
infrastruktury społecznej dla stosowania tych kar zgodnie z ich założeniem
(m.in. właśnie przez tego rodzaju nierzetelne dziennikarstwo), to jednak jest
sporo przykładów ich dobrego funkcjonowania.
Jednym z nich jest 24-tysięczne miasto powiatowe Kościan leżące nieopodal
Poznania, gdzie większość skazanych kierowanych jest do Straży Miejskiej. W 2010 skazani przepracowali łącznie 3546 godzin na kwotę 29184 złotych brutto. Wartość
pracy wyliczono przy zastosowaniu najniższego wynagrodzenia. Koszty poniesione w związku z wykonywaniem prac wyniosły ponad 4534 złotych. „W większości
przypadków otrzymują ocenę dobrą lub bardzo dobrą. Zdarzało się nawet, że
skazany pracował dłużej niż przewidywał wyrok, bo chciał dokończyć pracę, którą
zaczął" — mówi komendant Straży, Maciej Szymczak.
Dobrze byłoby gdyby druga instancja podtrzymała wyrok prac
społecznych dla księdza. Tak nietypowa sprawa dałaby dobrą sposobność do
ciekawej dyskusji społecznej o karze prac społecznych w Polsce. Przy okazji
ostudziłaby zapewne zapał innych miłośników dzwonnictwa sakralnego w Polsce.
Dodatkowym smaczkiem tej sprawy jest fakt, że wyrok ten
został wydany przez młodego sędziego, który
swą nominację odebrał z rąk prezydenta w ubiegłym roku. Czy to jaskółka
nowego pokolenia w polskim sądownictwie?
« Prawo karne i nauki penalne (Publikacja: 14-09-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8344 |