Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.013.156 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Jan Wójcik, Adam A. Myszka, Grzegorz Lindenberg (red.) - Euroislam – Bractwo Muzułmańskie

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Istnienie staje się, nieporównywalnie bardziej interesujące, gdy poszerza się nasz horyzont doznań, uczuć i przemyśleń. I gdy praktycyzm życiowy nie ogranicza widzenia świata do perspektywy tego co własne, jednostkowe. Nie wstydźmy się marzeń. Ich najgłębszym sensem jest bowiem pobudzenie nas do działania. Człowiek czynu stara się kształtować swoje życie na miarę własnych tęsknot i pragnień skrystaliz..
 Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki

Holandia według Iana Burumy [3]
Autor tekstu:

Do lewicowców „anty-islamskich", z którymi Buruma przeprowadza wywiad należy Jolande Withuis, która w swym spojrzeniu na rzeczywistość kładzie nacisk na otwartość reguł gry. Na tej podstawie broniła liberalnego lekarza, który zwolnił pielęgniarkę odmawiającą zdejmowania chusty islamskiej podczas pracy. Withuis uważała, że w pracy chodzi o zaufanie, a chusta symbolizuje raczej zamknięcie się w obrębie własnej kultury i własnych partykularnych zasad. Buruma przy okazji prezentuje własny pogląd; według niego chusta nie szkodziła, gdyż nie uniemożliwiała kobiecie wykonywania pracy (s. 126), możemy więc przypuszczać, że francuskie zakazy hidżabów, jako utrudniających identyfikację też doń by nie przemówiły. Nie na darmo świat anglosaski piętnuje francuskie zakazy, choć to właśnie one, a nie anglosaski multikulturalizm realizują liberalną ideę podziału na sferę prywatną i społeczną. Inny były działacz lewicy Paul Scheffer opowiada w następnym wywiadzie, jak czekał w kolejce na lotnisku w Stambule, i widział przed sobą kolejkę 10 obywateli holenderskich, z których żaden nie znał języka niderlandzkiego, wtedy poparł prawicę — sceptyczną wobec imigracji. Z obu rozmów Buruma wyniósł przekonanie, że integrację utrudnia wymknięcie się dzieci spod kontroli rodziców (s. 128-129). Moim zdaniem to wymknięcie skutkujące często bandyckimi wybrykami, można by właśnie obrócić na korzyść integracji. W końcu te dzieciaki i tak znajdują się między dwiema sprzecznymi kulturami.

Buruma rozmawia też z muzułmankami; z dwudziestoparoletnią Chafiną Ben Dahman, która sama chusty nie nosi, za co niektórzy muzułmanie traktują ją jak dziwkę, ale mimo to uważa, że wynika to z prymitywizmu marokańskich wieśniaków; nie z nakazów islamu, lecz wieśniaczego islamu (s. 131). Chafina opowiada jak jej ojciec jest jedynie fasadowym muzułmaninem, a matka fanatyczką, i że całe jej rodzeństwo zbuntowało się przeciw nim (Chafina dopiero na kursie hotelarstwa zetknęła się z nie-muzułmanami i zachwycił ją brak licznych tabu w rozmowach, a zachodniego sposobu bycia uczyła się z TV), Ciekawie też opowiada o tym, że kiedyś bała się zajścia w ciąże od pocałunku i o tzw. 'kozicach" — potulnych kobietach z Maghrebu sprowadzanych na żony dla holenderskich Marokańczyków, bojących się bardziej bojowych koleżanek. Chafina ma jak najgorsze zdanie o marokańskich mężczyznach, jako niesłownych, fałszywych i nierzetelnych (s. 135). Inna muzułmanka — studentka prawa na uniwerku w Nijmegen, Nora Choua, nosi czador, ale odwiedza dwóch swoich braci, którzy ożenili się z rodowitymi Holenderkami (rodzice Nory unikają kontaktów z synowymi). Nora opowiada, że jej rodzice nie rozumieli co to jest prawo, i że można je studiować. Jest przeciwko absolutnej swobodzie wypowiedzi, i uważa, że miłośnicy Theo van Gogha nie byliby niemi, gdyby jego krytyka dotykała ich osobiście, uważa więc, że wolność słowa jest „nadużywana" (typowe religianckie myślenie). Jednocześnie zaskoczyło ją to, że po 11 września, Holendrzy zaczęli traktować ją jak muzułmankę, a nie jak Norę jak wcześniej; ta zmiana stosunku chrześcijańsko-ateistycznej większości dotknęła jednak głównie niewykształconych muzułmanów, którym nad głową wyrastać zaczął czasem szklany sufit braku zaufania. Nie rozumie tego, bo jej zdaniem marokańscy chłopacy gadają czasem coś tam o dżihadzie, ale to „dziecinada". Jest za rozdziałem kościoła i państwa, co pozwala Burumie zakwalifikować ją jako „postępową" i religijną jednocześnie, co pokazuje dobitnie, że Buruma jest zwolennikiem podgniłych kompromisów z islamem (s. 138). Nora liczy na adwokaturę, ale martwi ją to, że sędzia holenderski musi wyglądać „neutralnie", a to ją „mentalnie likwiduje" jako muzułmankę.

Dalej Buruma pisze o Hirsi Ali; o jej wejściu na prawicowe salony, gdzie przywitano jak drogocenny egzotyczny okaz (s. 142). Pisze też o jej młodości w Somalii, gdzie żyła jak w klasztorze, a także w Kenii, gdzie jej ojciec mieszkał jako wygnaniec polityczny i gdzie mogła się (potajemnie) spotykać w kinie ze swym chłopakiem. W kinie oglądali nieskrępowanych zakazami swych amerykańskich rówieśników („Cichy wielbiciel"), dlatego dla niej do dziś język angielski jest językiem nauki i rozumu. Jej ojciec — demokrata, a choć konserwatywny społecznie, do dziś jest uwielbiany przez Hirsi Ali. Choć paradoksalnie to jego ucieczka w 1980 roku do Etipii przed prześladowaniami politycznymi, zapobiegła wydaniu jej jako młodej gąski za jakiegoś starego muzułmanina (s. 153), gdy ojciec postanowił wydać ją za mąż, za krewnego mieszkającego w Kanadzie, wiedziała o Zachodzie niewiele, ale wystarczająco by próbować ucieczki (w Niemczech, gdzie samolot miał międzylądowanie).

Zachodni i muzułmańscy wrogowie (ma ich na tyle, że jeździła po Hadze limuzyną o pancernych szybach) Hirsi Ali uważają, że krytykuje ona cały świat islamski, zamiast obyczajów lokalnych, które tak dały jej w kość w Somalii, ona jednak obwinia islam, który nakazuje traktować mężczyzn jako nieodpowiedzialne bestie, które w każdej chwili mogą zerwać się z łańcucha, jeśli kobieta zachowa się „nieskromnie". (s. 147). Jednym z pierwszych wrażeń jaki wywarł na niej Zachód, był „staranny, zaplanowany, uporządkowany" krajobraz niemiecki (Bonn), i podobny w holenderskim Volendam, gdzie zdziwiło ją to, że mimo europejskiej wolności, Holendrzy upodabniają swe domy do siebie nawzajem. Za radą znajomej Somalijki, udawała uchodźcę z terenów objętych wojną, by dostać azyl (s. 155).

Inny anty-islamski imigrant, z którym rozmawia Buruma, to felietonista i profesor prawa rodem z Iranu, Afshin Ellian, przeciwnik reżymu szacha, a potem członek lewicowej partii Tudeh, rozpędzonej przez ajatollahów (s. 155). Potem mieszkał w Kabulu, w opanowanym przez wojska ZSRR Afganistanie, no i w Holandii. Oto jak opisuje on swe pierwsze wrażenie:

...miękka spokojna zieleń Holandii. Tyle spokoju. Popłakałem się. Gdy zobaczyłem ludzi w kawiarniach i na ulicach, którzy rozmawiali spokojnie, wybuchając gromkim śmiechem, zapłakałem nad losem moich dawnych przyjaciół. Tutaj bowiem wreszcie panowała wolność. Walczyliśmy o nią, ale tak naprawdę nigdy jej nie widzieliśmy...

Nie oznacza to jednak, że cały Zachód Ellian traktuje tak samo; nie lubi USA, którym pamięta wspieranie szacha. Niemniej jednak Holandię pokochał od zaraz, w ciągu roku nauczył się mówić znakomicie po niderlandzku. Najbardziej fascynowało go to, że Europejczycy „potrafią żyć nie podrzynając sobie wzajem gardeł", co nakierowało jego uwagę na liberalizm i ideę rządów prawa (s. 157). Buruma cytuje wypowiedzi Hirsi Ali i Elliana, ale zarzuca im odwrócony fanatyzm, choć sam wcześniej pisał, że „fanatyzm oświeceniowy" to oksymoron. Po raz kolejny widzimy tu jak autor unika twardego opowiedzenia się po stronie wartości liberalnych (choć podobnie jak Hirsi Ali i Ellian uważa je niby za uniwersalne, a nie „zachodnie" a więc nie nadające się dla ludzi z innych kultur jak mówią zamaskowani jako multikulturaliści , nihiliści i sentymentalni ex-konserwatyści). Widać chęć utrzymania się w maistreamie, który balansuje dziś miedzy liberalizmem a postmodernistycznym Multi-kulti, jest dla autora najważniejsza.

Ayaan i jej młodsza siostra Haweya, mieszkały w Holandii w „mieście talerzy", i uczyły się mówić po niderlandzku, ostatecznie jednak Haweya, która w Kenii nosiła szorty i buntowała się, zmieniła się w fanatyczkę, podczas gdy nadal relatywnie potulna muzułmanka Ayaan porzuciła zupełnie islam, ucząc się sposobu życia w Holandii od pewnego małżeństwa (uwielbiała ich, choć znów, tak samo jak w przypadku stylu architektury domów w Volendam, zdziwiła ją relatywna potulność i uwielbienie konwenansów w wolnym kraju). Ayaan ciężko przeżyła śmierć Hawei w 1998, która popadła w obłęd religijny, zaniedbała potrzeby swego organizmu i zmarła (s. 163). Haweya była typową ofiarą muzułmańskiej schizofrenii, o której opowiadał Bellari Said. Ayaan studiowała politologię w Lejdzie i miała chłopaka Holendra imieniem Marco. Marco był ateistą, a Ayaan nadal trzymała się islamu. Gdy dał jej Manifest ateistyczny Hermana Philipse, odmówiła lektury uznając, że taka książka musi być dziełem diabła, rozstali się jednak nie z powodów różnic religijnych, lecz charakterologicznych; był dla niej zbyt uporządkowany. Potem jednak mieszkała 4 lata z gorliwą chrześcijanką w Ede, i pod wpływem rozmów z nią, poprosiła Marco o książkę Philipse'go, wtedy dopiero porzuciła wiarę (s. 165). Philipse (kolega Burumy z przedszkola!), miał potem z nią romans. Buruma trochę sobie podkpiwa z Philipse'go, jako staroświeckiego gentlemana czującego się personifikacją zachodniej cywilizacji. Hisri Ali podziela fascynację Philipse'go oświeceniem, a zwłaszcza jego zbawczą moc „odzierania człowieka z kultury", często bardzo opresyjnej jak plemienna kultura Somalii. Dlatego porzuciła socjaldemokratów, gdy ci zaczęli popadać w relatywizm kulturowy, i jej zdaniem sabotować integrację emigrantów ze społeczeństwem zachodnim, w imię źle pojętej obrony ich kulturowej odrębności (s. 168) i przystąpiła do wolnorynkowej partii VVD, jednak Hirsi Ali była dla „regentów: tej partii nieco zbyt radykalna, z jej marzeniem by zostać "Voltaire'm islamu". Buruma ma pretensję do Hirsi Ali, że traktuje islam jak monolit kolektywistyczny, który toczy śmiertelną walkę z liberalnym zachodnim indywidualizmem, podczas gdy nawet wśród muzułmanów w Holandii, Turcy są lepiej traktowani niż Marokańczycy, bo mają wspanialszą historię, uważają prawa kobiet i demokrację za coś oczywistego itd. (s. 174), oraz, że mieni się być Voltaire'm islamu, jednak w odróżnieniu od Voltaire’a atakuje nie potężnych lecz słabą mniejszość. W wywiadach próbuje wykazać, że muzułmanie o liberalniejszych poglądach nie odebrali tego filmu dobrze, bo był zbyt moralizatorski, ostry i szokujący (tekst Koranu na nagim ciele kobiety).

Gdy zabito Theo van Gogha, zaczęto znów mówić o oświeceniu, i o skostniałej samczej kulturze islamu, której przedstawiciele są niezdolni do jakiejkolwiek samokrytyki. Zabójca Theo, ponoć „rozczarował" Holendrów; nie był żadnym wojownikiem dżihadu, ale sfrustrowanym nieudacznikiem; który jak pisze Buruma, starał się wpasować w holenderskie społeczeństwo (nie oglądał np. TV marokańskiej, lecz belgijską, która ponoć mniej trzyma stronę Izraela niż holenderska (s. 194) — i pomyśleć, że Wilders żalił się, że Zachód, w tym i Holandia, takie kubły pomyj wylewa na Izrael… Zabójca van Gogha stał się wojującym islamistą dopiero gdy nie udało mu się zostać ochroniarzem na amsterdamskim Luchthaven Schiphol, a to z powodu złej opinii u policji (s. 209). Zdaniem imama Alega Eddaudi winien jest islam, ale tylko taki, który doprowadzony jest do sztucznie „czystej" wyzutej z kulturowej treści formy (s. 208), a także to holenderscy pracownicy socjalni, którzy utrudniają rodzicom Marokańczykom wysyłanie swojej niesfornej młodzieży do Maroka, by tam nauczono ich moresu. (Turcy nadal posyłają swoich do ojczyzny — s. 215). W Holandii wydaje im się, że wolno wszystko, podczas gdy w Maroku dostali by lanie za niesforne zachowania. A więc islam częściowo zostaje tu oczyszczony z zarzutu bycia ideologią nienawiści — a więc jak mówią angielscy marksiści — BLAME SOCIETY!


1 2 3 4 Dalej..
 Zobacz komentarze (1)..   


« Recenzje i krytyki   (Publikacja: 11-01-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Piotr Napierała
Urodzony w 1982r. w Poznaniu - historyk; zajmuje się myślą polityczną oświecenia i jego przeciwników i dyplomacją Francji i Anglii XVIII wieku, a także kwestiami związanymi z ustrojem państw (Niemcy, Szwecja, W. Brytania, Francja) w tej epoce.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 74  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Bernard-Henri Lévy American Vertigo
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8636 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365