|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Holandia według Iana Burumy [4] Autor tekstu: Piotr Napierała
Dalej nieco nieskładnie snuje Buruma rozważania o holenderskim
moralizatorstwie (przy okazji m.in. pogrzebu Theo), i o Jodenhoek — dzielnicy
żydowskiej w Amsterdamie, Annie Frank i o Geercie Mak, który starał się
zaatakować antysemityzm i islamofobię wynajdując im wspólną płaszczyznę
(zupełnie jakby dało się porównać rasizm z wstrętem wobec ideologii...),
wywołując jak pisze Buruma „wściekłość przyjaciół Theo" — a czy
nie jest ona uzasadniona, z powodu jaki podałem właśnie w nawiasie?
Jak dowiadujemy się dalej, Hirsi Ali skrytykowała listownie Joba
Cohena, kolejnego wroga „przyjaciół Theo", za jego pomysł, by muzułmanów
integrować za pomocą religii (s.
234). Cohena porównywał van Gogh Theo do kolaborantów wysługujących się
nazistom, gdy ten apelował o szacunek dla innych kultur, argumentując, że
przecież akceptuje się w Holandii fakt, że np. nie ma miejsca dla kobiet w ultrakalwińskiej partii politycznej… Hirsi Ali porównuje z tego powodu
Cohena do naiwnych polityków z USA, którzy dali mudżahedinom broń przeciw
ZSRR, a potem sami musieli ich zwalczać… (s. 239). Na koniec Buruma rozmawia z dwoma muzułmanami; laickim zwolennikiem wznoszenia mostów miedzy islamem a Zachodem, radnym Amsterdamu, socjaldemokratą Ahmedem Aboutalebem, synem wiejskiego
marokańskiego imama, dla którego religia
to sprawa prywatna, stąd jego walka z fanatykami z meczetu Tawhid (s. 245), i ortodoksyjnie muzułmańskim nauczycielem historii
Abdelhakim Chouaatim, który krytykuje okrojony program nauczania historii w szkołach, jako mnóstwo jojczenia o biedzie Żydów (Buruma zgadza się z nim,
ze to okrojenie nabrało groteskowego wymiaru). Chouaati uważa 11 września za
żydowski spisek, oraz sądzi, że skoro
muzułmanie nie wymyślili komór gazowych, nie ma powodu, by wywozić
Żydów do Palestyny. Jest także kreacjonistą i zwolennikiem szarijatu (ale
tylko, jeśli opowiedziałaby się za nim większość ludności Holandii, co
ciekawe uważa holenderskie prawodawstwo za w 90% zgodne z szarijatem!). Nieco
rozczarowuje koniec książki Burumy, który chcąc budować mosty niczym
Aboutaleb, zupełnie zatraca się w problemach jakie opisuje. Moralizuje (choć
sam tak moralizatorstwa nie znosi!) , iż rewolucyjny islam ma tyle wspólnego z Koranem, co gułagi z „Kapitałem" Marxa, co oznacza tylko, że zapomniał,
że 1) Marxa bolszewicy poznawali za pośrednictwem znacznie pośledniejszego,
ale bardziej zajadłego pisarza — Lenina i 2), że Koran inaczej niż Mein
Kampf, czy Kapitał, a podobnie jak Biblia i Manifest Komunistyczny
wyraźnie
identyfikuje wroga (potomkowie Chama/burżuje), zaś idzie o wiele dalej od nich
we wskazaniu jak należy wrogów zabijać. Chcąc zachować salomonowe oblicze
Buruma krytykuje wzmożoną walkę z imigrantami, wyrzucanymi od niedawna
bezpardonowo z Holandii nawet za jakieś drobne uchybienia urzędowe, i wyrzucenie Hirsi Ali, gdy dokopano się do jej lipnego uzasadnienia azylu.
Autor Śmierci w Amsterdamie..., wyraźnie zapomniał, że
liberalizm to nie tylko jakaś zachodnia utopijna ideologia, ale uniwersalny
przepis na wolne społeczeństwo — na wolność jako rzecz (jako pierwszy
wolność jako stan a nie ideę opisywał prawdziwy według Pierre’a Manenta,
twórca liberalizmu czyli
Montesquieu), który nie może podlegać negocjacjom, i próbuje, jak tak
wielu pisarzy obecnie rozwodnić liberalne wartości w zgniłym multikulturanym
kompromisie. Choć dobrze, że nie daje sobą powodować sentymentalnym
populistom typu Fortyuna, trudniej już zrozumieć jego nieco prześmiewczą
postawę wobec Theo. Wydaje się, że Buruma, Anglik z wyboru, uległ typowo
brytyjskiemu przeświadczeniu, że każdemu najlepiej w jego kulturze (może
dlatego, że oświecenie angielskie było mocno angielsko-protestanckie, a mało
uniwersalistyczne, co ciekawie opisał John Gray), co doprowadziło do erozji
wspólnych wartości „brytyjskich", przed czym ostrzegała krytyczka
multikulturalnej edukacji (Sikh
uczy się o sikhizmie, Anglik o historii Anglii, a Pakistańczyk o islamie) i autorka „Londonistanu", Melanie Philips, która uważa, że brak brytyjskiej
wersji „American Creed" — wartości niezależnych od krwi rasy i pochodzenia, źle wróży przyszłej integracji. Niewystarczająco, moim
zdaniem, docenia Buruma potrzebę, by religia była sprawą ściśle prywatną,
uważając, podobnie jak Job Cohen, że przestrzegający prawa muzułmanin jest
już dobrym obywatelem. Przypomina to mrzonki libertarian takich jak Hans Hermann
Hoppe, który uważa np. dzielnice nazistowskie, za zupełnie normalny element
społeczeństwa żyjącego pod państwem-minimum. Tak samo jak Hoppe, Buruma nie
docenia roli państwa w łagodzeniu napięć społecznych i w promowaniu
tolerancji.
Mimo mojej niechęci do
zbyt konserwatywno-libertariańskiego i miękkiego wobec
postmodernistycznego Multi-kulti autora, uważam że książka Burumy to jednak
fascynująca panorama liberalnej i islamskiej Holandii, którą polecam każdemu.
1 2 3 4
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 11-01-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8636 |
|