|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.
Doradztwo religijne i religioznawcze II [3] Autor tekstu: Lucjan Ferus
M:
Jak to, podkłada? Nie rozumiem...
D:
To proste! Wysuwając na pierwszy plan dobroć
Boga i na niej opierając decyzję dotyczącą chrztu, sama wkłada panu do
ręki najlepszy z możliwych argumentów w tej sprawie. Nie pojmuje pan
tego? Proszę zwrócić uwagę na te słowa: „Kto uważa inaczej, zrobi
inaczej". Wystarczy więc podważyć to jej przekonanie o dobroci Boga i sprawa załatwiona.
M:
Ale w jaki sposób, skoro wszystkim wiadomo, że Bóg już z samej definicji
jest dobry, że dobroć, miłość i poświęcenie są niejako wpisane w pojęcie Boga.
D:
Pozwolę sobie spytać: skąd pan o tym wie?
M:
Jak to skąd? Tak się popularnie przyjęło uważać,.. chyba księża o tym mówią,
nie?
D: W tym właśnie tkwi problem: popularnie przyjęło się tak uważać, opierając
się na zdaniu księży. A pan sam ze swoim areligijnym światopoglądem, nie próbował
nigdy zweryfikować tej obiegowej opinii? Nie próbował pan kiedyś sprawdzić
na ile ten pogląd jest uzasadniony w
samym Piśmie św.? Czytał pan w ogóle Biblię?
M:
No, jakoś nie miałem dotąd okazji, wie pan,.. tyle obowiązków i ten
permanentny brak czasu. Ale chyba teściowa musiała ją czytać, skoro wysunęła
ten argument o dobroci bożej.
D:
Tak pan myśli? A mnie się wydaje, iż tym samym przyznała, że nie ma pojęcia
jak wygląda religijna prawda dotycząca
tego teologicznego problemu. Ba! Jestem nawet pewien, że gdyby ta lektura nie
była jej obca, nie wysuwałaby nigdy argumentu o dobroci Boga. W Biblii jest
bowiem wiele fragmentów jeżących włosy na głowie, nie będę ich cytował,
bo trwałoby to zbyt długo, więc tylko je streszczę. Jest tam opisany Bóg,
który za karę bezlitośnie topi prawie wszystkie swoje stworzenia, gdyż nie
spełniały jego wymagań moralnych. Bóg, który zabija wszystkich
pierworodnych synów Egiptu, który nakazuje wiernym zabijać swych bliźnich. Bóg,
który rzuca wyszukane przekleństwa na swych wyznawców i w razie nieposłuszeństwa
grozi zesłaniem na nich ciężkich i dolegliwych chorób, przeraźliwych plag i straszliwych kar, które dotkną nie tylko ich samych, ale też ich potomstwo. Bóg,
który grozi światu i jego niegodziwcom, iż nikt się nie wywinie spod jego
karzącej ręki, że śmierć dosięgnie każdego z nich, że ich synowie będą
roztrzaskani na ich oczach, ich córki zmiażdżone, nawet noworodki i niemowlęta
czeka ten sam los, ich domy będą splądrowane, a żony zgwałcone. Bóg, który
grozi, że ciała jego wrogów wyda na pożarcie dzikim zwierzętom, oraz
ptakom, że tych wszystkich, którzy dopuszczają się nieprawości wrzuci w piec rozpalony, albo do jeziora roztopionej siarki, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów. Mógłbym przytoczyć jeszcze wiele przykładów tej bożej
„dobroci" w różnych sytuacjach i różnych przejawach, na tym jednak
poprzestańmy. I co pan myśli o tej „dobroci" bożej w stosunku do swych
stworzeń? Chciałby pan wychowywać swoje dziecko „możliwie blisko" tego
Boga?
M: A uchowaj mnie Panie Boże! No, co ja wygaduję! Oczywiście, że nie!
Przynajmniej teraz będę wiedział co odpowiedzieć teściowej! Ale wpierw ją
spytam czy zna Biblię, czy tylko książeczkę do nabożeństwa. Dziękuję
bardzo! Nawet pan sobie nie wyobraża, jak bardzo mi pomógł.
No, chociaż jeden interesant zadowolony, dobre i to! Po chwili dzwonek
telefonu.
Doradca:
Porady religijne i religioznawcze. W czym mogę pomóc?
Mężczyzna:
Chciałbym podzielić się z panem smutną wiadomością, chociaż może już
znana jest panu z mediów. Otóż jeden z naszych braci zakonników — mniejsza o nazwisko — porzucił nasze zgromadzenie, mając za nic ślubowanie wierności
Bogu. Uważam, iż jest to klasyczna przegrana zakonnika z własną pożądliwością,
który dokonał niewłaściwego wyboru i poszedł za miłością ludzką, a nie
miłością Pana Boga. Dla mnie jest to żałosne zachowanie człowieka, który
zdradził swego Boga dla zwykłej kobiety. Mam nadzieję, że przyzna mi pan
rację?
D:
Pozwolę sobie mieć odmienne zdanie. Uważam, iż żałosne są pańskie poglądy
dotyczące tych problemów. A dokładniej mówiąc, są żałośnie infantylne, o innych ich wadach nie wspominając.
M:
Co takiego?! Nie ma pan prawa mnie obrażać! Wypraszam sobie taką
niesprawiedliwą ocenę!
D:
Niesprawiedliwą? Proszę więc posłuchać jej uzasadnienia,
a dopiero potem wydawać werdykt. Ten problem ma dwa aspekty: miłość człowieka
do Boga i miłość mężczyzny do kobiety. Niestety w obu myli się pan i to
tak bardzo, że tylko można panu współczuć tej „świętej naiwności",
że posłużę się okrzykiem Jana Husa na widok zaślepionego dewocyjnie chłopa,
ochoczo podkładającego drew na stos, na którym on płonął (chociaż spotkałem
się też z wersją, w której płonął Giordano Bruno).
Otóż wg mnie niezrozumienie tego problemu polega na tym, iż kapłani w minionych wiekach stworzyli bardzo ułomny wizerunek naszego Boga. Powiedziałbym
nawet, że wręcz infantylny: Boga, który wymaga od swych stworzeń (ludzi),
aby w niego wierzyli i kochali go pod groźbą piekła. Jednym słowem Bóg chce
aby jednocześnie kochano go i lękano się go. Boga, który stworzył niebo,
przeznaczone dla posłusznych sobie i wielbiących go, ale też — jakby nie
dowierzając swym ułomnym kreaturom — postanowił ich siłą zawlec do tego wymarzonego miejsca wiecznej szczęśliwości,
strasząc ich w razie czego wiecznymi mękami piekielnymi. Boga, który jest zazdrosny
o uczucia swych stworzeń i który gotów jest ukarać
każdego, kto chciałby z nim konkurować na tym polu. Nie będę teraz
analizował przyczyn z powodu których
stworzono taki, a nie inny jego wizerunek. Skupmy się na tej miłości człowieka
do swego Boga. Mam mówić dalej?
M:
Skoro już pan zaczął, to proszę dokończyć. Myślę, że jakoś to
przetrzymam.
D:
Dziękuję za wytrwałość. A zatem: podstawowe pytania jakie powinien sobie
zadać każdy wierzący, brzmią: Czy naprawdę Bogu potrzebna jest nasza wiara,
nasza miłość i uwielbienie, a nawet poświęcanie swego życia dla
manifestacji tych uczuć przed bliźnimi? Czy jest to raczej tylko wymysł chorych ambicji i chorej wyobraźni tych, którzy tworzyli
jego wizerunek? Rozpatrując to, zacznijmy od pewnej analogii: załóżmy, iż
jest pan uczonym, który stworzył wyjątkowy szczep bakterii posiadających
pewien rodzaj świadomości. Proszę mi powiedzieć, czy jako ich stwórcy,
rajcowałaby pana myśl, aby wierzyły one w pana istnienie, kochały pana i wielbiły, modliły się oraz czciły i adorowały pańskie wyobrażenia, które
siłą rzeczy przypominałyby ich własny wygląd, gdyż na inne nie byłoby ich
stać? Satysfakcjonował by pana taki rodzaj dowartościowania
z ich strony? Potrafiłby pan pokochać
te stworzenia i poświęcać się dla
nich? Gdyby pan miał syna, zadałbym w tym miejscu jeszcze jedno pytanie, a tak, poprzestanę na powyższych. Odpowie mi pan na nie?
M
(dłuższa chwila ciszy, potem niepewnie): Nigdy nie zastanawiałem się nad
tymi sprawami. Poza tym,.. to chyba nie jest najwłaściwsza analogia, jeśli
chodzi o ten przypadek?
D:
Pewnie, że nie jest! I to z wielu względów. Chodziło mi tylko o wyobrażenie
sobie tej ogromnej różnicy między
Stwórcą, a jego ułomnym stworzeniem. O tym przede wszystkim powinno się pamiętać,
aby nie tworzyć takich właśnie paradoksów
jak choćby ten o miłości do Boga i jego miłości do nas. Do czego niby
miałaby być potrzebna Bogu ta nasza miłość? Czyżby nie wiedział pan, że
według doktryny katolickiej „Bóg jest pełnią i pierwowzorem wszelkiej możliwej
doskonałości /../ Posiada całą pełnię bytowania, tzn. wszystkie możliwe
doskonałości w stopniu nieskończonym. A także "jest w sobie i z siebie
najszczęśliwszy" (Dogmatyka, ks. kard. Ignacy Różycki). Wynika z tego
jednoznacznie, że Istocie, która cieszy się całą
pełnią bytowania i jest w sobie i z
siebie najszczęśliwsza, nie potrzebna jest do niczego ani nasza miłość,
ani uwielbienie, ani oddawanie czci, ani też nasza wiara. Ani też infantylnie
pojmowane służenie Bogu, przed którym
zresztą Bóg już dawno przestrzegał kapłanów w swoim Słowie: „Bóg /../
który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręka
ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował"
(Dz 17,24,25). Myślę, że nie są panu obce te prawdy wiary?
M:
Mhmm,.. pozwoli pan, że pominę milczeniem tę złośliwość.
D:
No, cóż,.. skoro tak pan to odbiera? Podsumujmy więc, co wynika z powyższego:
otóż do atrybutów Boga należy również wszechwiedza i wszechobecność.
Kard. J. H. Newman tak to ujął: "Bóg jest istotą dla której nie ma nic
przeszłego, ani nic przyszłego, jest zawsze teraz".
Czyli ogarnia on swoją świadomością całe
swoje dzieło, od początku do końca jednocześnie. Konsekwencją tych
boskich cech jest to, iż żadne jego stworzenie nie może uczynić niczego,
czego on nie wiedziałby nieskończenie wcześniej i na co nie wyraziłby zgody. O czym w Piśmie św. tak napisano: „Bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie
byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś ty tego nie chciał?
Jakby się zachowało, czego byś nie wezwał?". Aby postawić kropkę nad
"i" przytoczę jeszcze orzeczenie Soboru Wat. I: "Jest przyjętą tezą
przez wszystkich teologów kat., że Bóg współdziała nie tylko w utrzymaniu w istnieniu, ale w każdej czynności
stworzeń".
Można więc śmiało założyć, iż Bóg nie tylko wiedział nieskończenie
wcześniej o zamierzonym „zdradzeniu" go przez owego zakonnika, ale też współdziałał z nim w podejmowaniu tej decyzji, jak i w zrealizowaniu swej miłości do
kobiety. Co istotniejsze, iż musiał także współdziałać w realizacji jej
miłości do owego zakonnika. Jak więc w tym kontekście można na poważnie mówić o jakiejkolwiek „zdradzie" Boga przez człowieka? Może mi pan odpowiedzieć
na to pytanie?
M:
Hmm,.. Obawiam się, iż mamy całkiem różne koncepcje Boga...
D:
Czyja jest zatem fałszywa, lub eufemistycznie mówiąc; który z nas mija się z prawdą?
M:
Wybaczy pan, ale nie odpowiem na to pytanie.
D:
Rozumiem. Więc pozostaje nam drugi
aspekt tego problemu: miłość do kobiety, która to wg pana jest czymś o wiele bardziej poślednim, niż miłość do Boga, nieprawdaż? I tu niestety również
się pan myli. Jeśli bowiem przyjmiemy koncepcję, iż wszystko pochodzi od
Boga, to należy uznać, iż miłość między ludźmi jest najcudowniejszym
darem jaki od niego dostaliśmy. Darem wpisanym tak głęboko w nasze serca, iż
stał się on najważniejszą częścią naszego człowieczeństwa,
gdyż tylko miłość jest w stanie nas ubóstwiać
i nic poza nią. Zatem absurdalny podział na „miłość czystą i wzniosłą"
kierowaną do abstrakcyjnego Bytu, oraz „miłość cielesną i grzeszną"
związaną z drugim człowiekiem, jest jedną z największych bzdur, jakie ludzie (właściwie kapłani)
wymyślili w swej historii, kierując się z gruntu fałszywą hierarchią wartości,
oraz infantylnymi wyobrażeniami na temat naszych bóstw, a także ich relacji
do nas i naszego świata.
1 2 3 4 Dalej..
« Powiastki fantastyczno-teolog. (Publikacja: 28-01-2013 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8693 |
|