|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Filozofia społeczna
Współczesna Medea czyli etyka i polityka w zaczarowaniu [2] Autor tekstu: Jan Kurowicki
Ona wszakże uznała, że to zbyt mało, bo
co dla innych stało się może przedawnione, dla niej wciąż trwa w kształcie jej
losu, którego już nic nie może odwrócić. Żąda więc sprawiedliwości i oświadcza,
że będzie do skutku na nią czekała. Wraz z (oczywiście) połową miliarda dla
miasta i drugą połową do podziału. Zgadza się wprawdzie, że życie popłynęło
dalej, ale, jak mówi do sprawcy zła: „Oboje zestarzeliśmy się, ty się
zmarnowałeś, mnie pokrajali chirurdzy, teraz chcę, żebyśmy sie rozliczyli:
wybrałeś sobie własną drogę, a mnie narzuciłeś moją. Gdy przed chwilą byliśmy w lesie naszej młodości, pełnym oznak przemijania, chciałeś żeby czas został
unieważniony. Obecnie ja go przekreślam, obecnie ja chcę sprawiedliwości,
sprawiedliwości za miliard" [ 5 ]. Tym samym objawia się mieszkańcom, jak Medea, bohaterka greckiej tragedii, która
nie zna upływu czasu dla rekompensaty doznanych krzywd moralnych. Trwają one, aż
nie zostaną naprawione. „Starsza pani — powiada autor — ma poczucie humoru, nie
wolno tego przeoczyć, z dystansu patrzy na ludzi, jak na towar do nabycia, i z
dystansu patrzy też na siebie samą, odznacza się osobliwym wdziękiem, groźnym
urokiem. Ale ponieważ obraca się poza obrębem ludzkiego porządku, przestała się
rozwijać, skostniała, straciła zdolność do jakiejkolwiek przemiany, wyjąwszy
przemianę w kamienne bóstwo" [ 6 ].
Na początku jednak wszyscy
stają po stronie jej krzywdziciela. Czas wszakże płynie i sytuacja się zmienia.
Stopniowo, najpierw ukradkiem, potem otwarcie, zaczynają się zapożyczać i żyć na
kredyt, jakby mieli pewność, że ktoś ich długi pokryje. Kupują buty, ubrania,
lepsze papierosy i alkohol. Proboszcz sprawia nowy dzwon do kościoła. Burmistrz
planuje nowy ratusz. Nawet żona sprawcy nieszczęść Klary uposaża się w drogie
futro. Bezrobotny ich syn — w samochód. A córka nie tylko elegancko się stroi,
ale i zapisuje na lekcje angielskiego i francuskiego. I wszyscy zapewniają go,
że tu wcale nie chodzi o jego głowę, za którą zapłacić ma starsza pani. Biorą na
kredyt różne atrakcje, bo potrzebują tego, co na skinienie im dają. Z drugiej
strony nawet burmistrz nie widziałby niczego niestosownego czy dziwnego, gdyby
się śmiertelnie postrzelił np. podczas czyszczenia myśliwskiej strzelby, którą
właśnie przyniósł mu w prezencie. W międzyczasie pojawiają się w miasteczku
radiowi i telewizyjni dziennikarze. Zwietrzyli tu bowiem sensację, która nadaje
się na niejednego newsa, choć bez poczucia wymiaru rozgrywających się zdarzeń.
Bohater sztuki zaś czuje się osaczony i zaszczuty.
Początkowo miota się. Szuka wyjścia, sojuszników. Z czasem jednak zmienia się.
Nawet zdaje się rozumieć intencje współmieszkańców. I — jak powiada autor w „Adnotacji" — dopiero wtedy staje się z wolna bohaterem na miarę Klary — Medei,
choć „początkowo jest jedynie nieświadomą ofiarą starszej pani, będąc winnym, że
życie samo zmazało wszelkie winy. Potem jednak bezmyślny, prosty człowiek,
któremu pod wpływem strachu, pod wpływem przerażenia zaczyna coś świtać, coś jak
najbardziej osobistego, w sobie samym przeżywa działanie sprawiedliwości, uznaje
własną winę i staje się wielki przez swoja śmierć, której nie brak pewnych
znamion monumentalności" [ 7 ].
Istotne przy tym znaczenie ma dla sensu
spektaklu wymiana zdań między miliarderką a dyrektorem miejscowej szkoły -
humanistą. Prosi on ją oto o zaniechanie myśli o zemście, nie doprowadzanie
mieszkańców do ostateczności i dopomożenie „biednym, słabym, ale uczciwym
ludziom wieść nieco godniejsze życie"; na zdobycie się przez nią „na prawdziwe
człowieczeństwo". Ona jednak trwa przy swoim. Mówi: „Człowieczeństwo, moi
panowie, jest podporządkowane giełdzie milionerów, jeśli ktoś rozporządza takim
kapitałem jak mój, stać go na stworzenie sobie własnego ładu świata. Świat
zrobił ze mnie dziwkę, teraz ja zrobię z niego burdel" [ 8 ].
Kiedy zaś słyszy, że ma
wiekopomną możliwość, aby bezinteresownie wydźwignąć miasto ze stanu wegetacji,
mówi, że to ona właśnie świadomie im go zafundowała, kupując je już dawno wraz z zapleczem produkcyjnym, które unieruchomiła. Zmieni to, powiada, gdy zostanie
spełnione jej życzenie. Ona rozgrywa i chce wygrać. Płaci i wymaga.
I niepostrzeżenie, wraz z nabywanymi przez mieszkańców dobrami i otwierającymi się możliwościami, jej
racje stają się dla wszystkich oczywiste. W finale spektaklu odbywa się zebranie
mieszkańców. O nikczemnych zbrodniach dawnego kochanka Klary, świętych
wartościach, o konieczności sprawiedliwego zadośćuczynienia i karze mówi w patetycznym przemówieniu nauczyciel-humanista. Zebrani przyjmują je z entuzjazmem. Burmistrz natomiast zarządza głosowanie za wyrokiem śmierci.
Wszyscy są za. Opowiada się też zanim oskarżony.
Wyrok zostaje wykonany
zbiorowo, przy zgaszonych światłach, w miarę po cichu. Pod nieobecność pań i dziennikarzy, którzy udają się na poczęstunek. Trupa zabiera starsza pani, a zbiorowość, w imię prawdy i niepodważalnych wartości podąża ku świetlanym
perspektywom...
3. Starsza pani jako polityk
Jak w kropli rosy odbija się w pomniejszeniu świat widzialny, tak w tym
spektaklu i zobrazowanym w nim miasteczku ukazują się przesłanki współcześnie
dziejącej się polityki oraz materialne stosunki między nią i wartościami
etycznymi. Oczywiście obraz ten jest (bo być musi) uproszczony. Zarówno bowiem
wizerunek świata w tej kropli, jak i wizja polityki w dramacie nie ogarnia
całości zjawisk, a wybrane momenty. Jest tego wszakże dostatecznie wiele, by
zasługiwało na filozoficzną refleksję.
Tak więc w przedstawieniu bohaterka jawi się nie jako zwykła, skrzywdzona
kobieta, nie tylko też jako po prostu Medea, żywcem przeniesiona ze
starogreckiego teatru, lecz jako polityk, realizujący misję, w której sensowność
wierzy. Dysponuje przy tym nie tylko racjami moralnymi, lecz prestiżem i bogactwem, pozwalającym jej uruchamiać tajemne demony: bezosobowe i mroczne siły w człowieku i stosunkach między ludźmi, aby nad nimi panować. Jej zaś
działalność rozgrywa się na kilku planach jednocześnie.
Pierwszy realizuje jeszcze przed wizytą. Stanowi go ciąg finansowych decyzji, za
których sprawą rujnuje miasto i jego mieszkańców, choć oni — nieświadomi tego -
uważają spadające na nich plagi za namotane przez „Żydów", przez „wielką
finansjerę", czy „międzynarodowy komunizm" [ 9 ]. Ich jednak
skutkiem, jak powiedziałby W. Benjamin są „troski", które, czytamy, są umysłową
chorobą, charakterystyczną dla epoki kapitalizmu, przypominającą duchową
beznadzieję w nędzy w wędrownych i żebraczych zakonach. „Warunki tak
beznadziejne — pisze — wytwarzają winę. "Troski" są oznakami poczucia winy
wywołanego przez beznadzieję. „Troski" rodzą się ze społecznej, a nie
indywidualnej i materialnej beznadziei" [ 10 ]. Kiedy więc starsza pani zjawia się
na dworcu, uosabia dla nich nadzieję bez-troski: pomyślnej przyszłości i wartości godziwego życia, które mogą zaistnieć dzięki niej. To też dochodzi do
głosu na pierwszym spotkaniu w urzędzie miasta z władzami. Znajduje wyraz w czołobitności i komplementach. Potem — w rozmowie z humanistą.
Sytuacja jednak, do której ona doprowadziła, otwiera dla niej także plan
drugi: działań prowadzących do samoupokorzenia się mieszkańców i pozbawienia
życia ich rękoma dawnego jej kochanka. Kiedy więc oferuje miastu miliard
dolarów, ale i formułuje warunek darowizny, wie doskonale, jak zareagują. I że
wszystko musi
się potoczyć tak, jak chce
ona.
Nie dziwi się jednak, iż w minionych zdarzeniach nie widzą oni zła.
Myślą, że jeśli kogokolwiek wtedy skrzywdzili, to lekkomyślną erotycznie
dziewuchę, a nie arcybogatą starszą panią, którą łączy z nią jeno to, że
pochodzi „z tej ziemi", z ich miasteczka. Jest jednak teraz jego perłą w koronie. Przeszłość stanowi drobny, nieznaczący epizod. Powinna więc, jak oni,
przejść nad nim do porządku. Gdyby wtedy zajmowała pozycję tę samą, co teraz, do
żadnej tragedii by nie doszło, bo przecie nie chodziło by o jakąkolwiek
Klarysię, ale o posażną, godną poważania Klarę. Seksualne więc figle z nią
kochanka, byłyby wstępem do moralnej chwały ich małżeństwa. Ale rozumie się, że
wolał on wówczas pannę, która wniesie mu sklep w wianie, niż gołe (nie tylko w krzakach) dziewczę. Fałszywie ją oskarżył, to prawda, lecz to wiano pozwoliło mu
wyjść „na ludzi". Kierować się niezłomnie etycznością zacnych obywateli. Są więc
oburzeni i zaskoczeni jej żądaniem.
Dla nich bowiem jest tak, jakby
dawno temu krzywdy doznał pewien damski lump, jakaś biedna kobieca wywłoka, a zraniona czuje się obecna tu królowa. To tylko podczas nabożeństw w kościele
ludzie są sobie równi, lecz życie się do nich nie sprowadza! W tym rzeczywistym
są równi i równiejsi. Oburzają się więc na dictum starszej pani i na początku
moralnie solidaryzują z oskarżonym. Głośno wyrzekają się oferowanego miliarda. A choć o tym w spektaklu bezpośrednio się nie mówi, bronią w ten sposób statusu
swej dotychczasowej normalności i „naturalnego" w niej, hierarchicznego
zróżnicowania ludzi.
Starsza pani doskonale o tym wie i to rozumie. Wie też, że się na nic tu
nie zda dalsze pogrążanie ich w nędzy. Zdaje jednak sobie sprawę, że w świecie
współczesnym rzeczywiste stosunki panowania można też realizować i w inny
sposób: przez wyzwolenie samoprzemocy. Należy tylko posłużyć się odpowiednimi
środkami i spokojnie czekać na zamierzony skutek. W tym konkretnym przypadku
wystarczyło nie wycofać się z hojnego prezentu dla miasta i jego mieszkańców,
mimo, że odrzucili warunek jego otrzymania, lecz podtrzymać ofertę, by sami
zadali gwałt własnej normalności i jej aksjologicznym sankcjom. I to właśnie,
niby nic nie robiąc, uczyniła, otwierając kolejny plan. A czasu jej nie
brakowało.
Postawiła ich oto w takiej sytuacji, w której cokolwiek by uczynili,
byłoby złe. Odmawiając bowiem przyjęcia pieniędzy, skazywali by siebie na dalszą
wegetację i brak perspektyw. Biorąc je i spełniając żądanie, byliby zabili
człowieka, którego wina zdawała się im niewspółmierna do kary. Sami zaś by się
splamili współudziałem w zbrodni. Stanęli więc przed nierzadkim w polityce
paradoksem: jak usmażyć jajecznicę i nie roztłuc jajka?
1 2 3 4 Dalej..
Przypisy: [ 5 ] F. Duerrenmatt — „Wizyta starszej pani", Warszawa, 1988 r. s. 35. [ 9 ] op.
cit. s. 10. Nawiasem mówiąc: wypowiedzi na ten temat bohaterów sztuki zostały
przez Krzystka pominięte. Pewnie z powodu panującej poprawności politycznej,
choć dobrze by pasowały do polskiej, pszenno-kartoflanej, dzisiejszej
mentalności. [ 10 ] W.
Benjamin — Kapitalizm jako religia", „Krytyka Polityczna" nr. 11/12, 2007 r. « Filozofia społeczna (Publikacja: 17-02-2013 Ostatnia zmiana: 19-02-2013)
Jan KurowickiProfesor zwyczajny, kierownik katedry nauk społecznych na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor ponad trzydziestu książek z filozofii kultury, literatury i filozofii społecznej. Ostatnio wydana: "Estetyczność środowiska naturalnego" (Książka i Prasa, 2010) Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Pod okiem demona przekory | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8752 |
|