|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Filozofia społeczna
Współczesna Medea czyli etyka i polityka w zaczarowaniu [4] Autor tekstu: Jan Kurowicki
Jak
bowiem prawie przed stuleciem pisał H. Broch w „Lunatykach": „człowiek, niegdyś
obraz i podobieństwo Boga, zwierciadło wartości świata, którego był nosicielem,
już nim nie jest; choćby zachował jeszcze jakieś poczucie dawnego
bezpieczeństwa, choćby zadawał sobie pytanie, jaka to nadrzędna logika
przekręciła mu sens, człowiek wypchnięty w przerażającą nieskończoność, choćby
dreszcz go przechodził, choćby pełny był romantyzmu i sentymentu i tęsknił za
ostoją w wierze, będzie bezradny w trybach usamodzielnionych wartości i nie
pozostanie mu nic innego, jak poddać się pojedynczej wartości, która stała się
jego zawodem, nie pozostaje mu nic innego jak stać się funkcją tej wartości -
zawodowiec, pożarty przez radykalną logiczność wartości, w której pazury się
dostał" [ 12 ].
5. Nasze demony
Powiada
cytowany tu na początku M. Weber , że dla człowieka współczesnego sprostanie
t a k i e j p o w s z e d n i o ś c i stało się jednak bardzo trudne. „Odczarowani dawni bogowie — rzecze -
przybierają postać bezosobowych mocy, powstają z grobów, dążą do
zapanowania nad naszym życiem i ponownie zaczynają ze sobą odwieczną walkę".
Natomiast pogoń za „przeżyciem", czyli emocjonalno-etyczna postawa i oparta na
niej działalność polityczna jest ślepa. Stanowi jeno przejaw słabości wobec tych
mocy. „Słabością jest bowiem — jak czytamy — jeśli ktoś nie może spojrzeć w najsurowsze oblicze przeznaczenia epoki, w jakiej żyje". Nie wystarcza więc
Dekalog, czucie, wiara i etyczne rodzynki w postawie oraz w działalności
polityka. Może i sycą go one duchowo, inspirują, nie zabezpieczają wszakże przed
powstałymi z grobu demonami, za którymi ślepo
m u s ipodążać.
W fikcyjnym świecie „Wizyty
starszej pani" ujawniły się niektóre z nich, jako rynek, giełda, władza,
przemoc, bogactwo, pozycja społeczna, prestiż itp. Nie w formie bezosobowej
wszakże, lecz ucieleśnione w figury, siły, czyny, stosunki i powiązania.
Zależnie od sposobu ich przejawiania się i relacji pomiędzy nimi, następują te
czy inne zdarzenia i manifestują się moralne zasady i wartości. Raz jako
absolutne, innym razem jako relatywne. Ich migotanie autor i reżyser spektaklu
ujęli w nawias ironii. My zaś, widzowie, mamy o czym myśleć, bo takie same
demony trzymają i nas na uwięzi. Mimo, że realny świat społeczny nie daje się
sprowadzić do wymiaru małego miasteczka, a to, co się faktycznie w nim wydarza
jest układem złożonych, bezosobowych procesów politycznych i ekonomicznych.
Sądzę jednak, że to miasteczko z utworu Duerenmatta nadaje się na ogólny
model, ukazujący relacje między etyką i polityką, bo w świecie, nad którym
panuje kapitał i jego stosunki — „polityczność" nie ogranicza się do regulacji
zależności między rządzącymi a rządzonymi w skali świata, państwa, jego
instytucji czy partii politycznych.
Występuje ona na każdym szczeblu społecznej struktury, gdzie istnieją jakieś
grupy społeczne i problem panowania w nich. „Polityczność" więc pojawia się
zarówno w skali globalnej, jak i w sejmie, w partii, fabryce, na uczelni, w kościele, stowarzyszeniu filatelistów, w grupie sportowej i turystycznej, jak i w rodzinie czy w przyjacielskim kółku. Wydawać się to może zaskakujące, lecz nie
należy widzieć w tym nic dziwnego. Jeszcze bowiem parę stuleci wcześniej
polityka rozgrywała się w regionach wysoko społecznie położonych klas i stanów.
Jednak (wraz z nowożytnością i kapitalizmem) stopniowo schodzi w dół.
Upolitycznia się całe życie międzyludzkie. O człowieczym losie zaś zaczyna
decydować umiejętność nie tylko gry z władzą i o władzę, ale i jednostki z innymi o status własny.
Kiedyś więc o kwestiach panowania i stosunkach podwładności decydowały
urodzenie, majątek, pozycja społeczna itp., mechanizmy wyborów i decyzji miały w sobie coś mrocznego i tajemniczego; wzniosłego lub patetycznego. Wydarzały się
dramaty i tragedie. Spryt i przewrotność polityczna były wówczas dla jednych
czymś moralnie podejrzanym; dla innych — przejawami rozumu i politycznych
umiejętności. Ale funkcjonowały na niebotycznych dla zwykłych zjadaczy chleba
szczytach. Gdy jednak stosunki międzynarodowe czy w strukturach państwa
komplikowały się, stopniowo demokratyzowały i coraz bardziej biurokratyzowały,
nawet bezpośrednie relacje międzyludzkie traciły autentycznie osobowy charakter.
Polityka stała się wszechobecna. Dlatego z czasem wszędzie, odpowiednio do
okoliczności, jest możliwy Duerenmattowski spektakl z udziałem odpowiedniej
starszej pani.
Swoistą dla przykładu jej więc wizytę
mieliśmy zresztą okazję przeżyć po 1989 r. w latach transformacji ustrojowej.
Zadłużona, niestabilna gospodarczo i politycznie Polska, była jak to miasteczko
ze spektaklu. Tym razem jednak nie ona bezpośrednio się pojawiła, lecz jej
przedstawiciel: J. Sachs, który za dobicie socjalizmu i neoliberalne reformy
ekonomiczne obiecał pomoc finansową, korzystne warunki spłaty zadłużenia i normalność taką, jak w Niemczech czy we Francji [ 13 ].
Sprostanie temu uznano za
środek realizacji dobra wspólnego. Indywidualne horyzonty troski nasyciła
nadzieja. Socjalizm został moralnie zabity, a jego trupa, inaczej niż w sztuce,
nikt nigdzie nie wywiózł. Wdeptano go w ziemię. I codziennie od dwudziestu ponad
lat, na każdym kroku straszy się nim nawet dzieci w przedszkolu. Wolny rynek zaś
ogłoszono narodową, niemal religijno-etyczną świętością. Dziką prywatyzację -
środkiem do zbawienia, czyli do uzyskania powszechnej szczęśliwości Choć sprawy
nie zakończyły się, jak u Duerrenmatta, artystycznym heppy endem: powstały i utrwaliły się nowe podziały klasowe, zakwitło bezrobocie, całe regiony kraju
znalazły się w gospodarczym i kulturalnym upośledzeniu. Nadzieja z rzadka już
gości w wielu niszach prywatności. Jakby może powiedział Weber: po śmierci bogów
żyjemy w kraju złowieszczych czarów bezosobowych demonów.
Ale „Wizyta starszej pani" nie
tylko Polsce się przytrafiła. Ot, choćby wojna w Afganistanie: czyż nie jest
swoistą odmianą zbliżonego spektaklu, choć nie ma w nim nawet pozoru
starogreckiej tragedii? Wszak jakiś czas temu wizytę w tym kraju też złożyła
pewna starsza pani — Ameryka Północna — pod postacią armii USA, by w imię
sprawiedliwości i doznanych krzywd domagać się uśmiercenia Bin Ladena, Alkaidy i ruchu talibów, co niecnie ją przed laty skrzywdzili. Wysłali bowiem w świat
terrorystów, nękających jej ambasady i obywateli, a w 2001 r. rozbili samolotami
dwa prestiżowe wieżowce w Nowym Jorku, zabijając tysiące ludzi. A przecież byli
oni jej (zbiorowym) kochasiem. Namiętnie spółkowała z nim: współfinansowała,
zbroiła i szkoliła, gdy on się zmagał z inwazyjną armią ZSRR. I gdyby nadal
wiernie stał na straży jej interesów, mordował wrogów, mógł by się spokojnie
bawić w budowanie islamskiego raju. Nawet w najbardziej okrutnej wersji. Ale nic
podobnego. W imię swych ideałów i wartości działa i zagraża ustalonemu ładowi
politycznemu w świecie zachodnim.
Kiedy więc arcybogata i zbrojna
starsza pani do Afganistanu przybyła, wzbudziła nadzieję na spokój, pomyślność i rozwój u sporej części Afgańczyków, tych zwłaszcza, którym ów kochaś dokuczył.
Całe jednak społeczeństwo było (i jest) podzielone nie tylko politycznie, ale
też na archaiczne wspólnoty plemienne i na zbiorowości o sprzecznych interesach
ekonomicznych. Nie pali się więc do spełnienia jej życzeń. Tym bardziej, że
inaczej niż Klara ze sztuki Duerenmatta i spektaklu Krzystka, pani ta nie
oddawała się rozrywkom, czekając, aż mieszkańcy dojrzeją do pożądanych przez nią
zachowań, lecz walcząc z niegdysiejszym kochasiem, zamiast do ładu doprowadziła
do chaosu. Strzelając zaś do niego z precyzją walca drogowego posłała do raju
Mahometa sporo cywilów, dlatego wielu z jeszcze nie trafionych skumało się z jej
wrogami. Ale ona nie ustępuje. Trwa przy swoim. Być może jednak kiedyś wyjedzie,
wygra, wymusi samoprzemoc na Afgańczykach.
Wszak w utworze Duerrenmatta
starsza pani stwierdza, że człowieczeństwo ustala się na giełdzie milionerów. Ta
amerykańska mogłaby dodać, że wprawdzie przede wszystkim tam, ale ucieleśnia się
postaci sztabu jej potężnej armii. Tymczasem widoki na to, że się wszystko
zakończy jak w powyższym spektaklu, są raczej mierne. Horyzonty troski
poszczególnych Afgańczyków są wypełnione niepewnością i nieufnością. Horyzontowi
problemów ich państwa natomiast nie przyświeca takie choćby, jak w spektaklu,
dobro wspólne. Demony, jak dawni bogowie, zaczarowują świat. I kwitną w nim
wyabsolutnione wartości etyczne oraz zasady tej starszej pani tylko.
Ona jednak może na to sobie
pozwolić. Ale nie każdy. Kiedy bowiem czytam, że np. w Afryce i Ameryce
Łacińskiej pojawiają się ideologie, które, w imię sprawiedliwości żądają
materialnego zadośćuczynienia za wielowiekową eksploatację kolonialną [ 14 ], nie
dziwi nikogo, że zbywa się je wzruszeniem ramion. Potraktowano by je serio, nie
bacząc nawet na nieokreśloność tego żądania, gdyby stawiający je byli równi
Klarze z analizowanego tu spektaklu. Jeżeli bowiem człowieczeństwo ustala się na
giełdzie, to nic tu nie ma do powiedzenia żaden z prezentujących tę ideologię
polityków, zbrojnych jeno w uczciwość, odpowiedzialność za wspólnotę,
umiejętność odróżnienia dobra od zła, a może i w Dekalog itp.
Cytowany wyżej Broch zdaje się mieć rację: człowiek nie jest już
zwierciadłem wartości świata. Rozsypały się one. I nie przypadkiem
przeraża pisarza to, że np. logika wojska, jeśli wymagać będzie sytuacja,
doprowadzić może do wytępienia narodów, ostrzeliwania cywilów, katedr i szpitali; logika menadżera wieść do wyniszczenia konkurencji; logika malarza -
do tworzenia dzieł zrozumiałych tylko dla twórcy; czy wreszcie logika
przekrętów mieszczańskiego kombinatora, mieszcząca się w bezwzględnej
konsekwencji hasła „bogaćcie się!", prowadzić może do utrwalania obszarów nędzy i wykluczenia, lub polityka nawet do dyktatury, aby tylko osiągnąć swe cele. A -
dodajmy — logika starszej pani do wspólnotowej samoprzemocy i morderstwa.
To
wszystko stanowi rezultaty bezradności w trybach usamodzielnionych wartości,
które ujawniły się z przeraźliwą jasnością już w drugiej połowie dziewiętnastego
wieku. Wówczas to, skutkiem złożonych procesów ekonomicznych, politycznych i kulturowych, człowiek stał się jednowymiarowy. Okazał się tworem czegoś wobec
niego zewnętrznego: sprzecznych stosunków społecznych, anonimowych instytucji,
ślepej gry rynkowej. Dlatego wszędzie możliwe są wizyty jakiejś starszej pani.
Niekoniecznie jednak tak wyniosłej i wzniosłej, jak Medea.
1 2 3 4
Przypisy: [ 12 ] H.
Broch — „Lunatycy", Wrocław, 1997 r. s. 580 — 581. [ 13 ] Szerzej o tym w: N. Klein — „Doktryna szoku", Warszawa, 2008 r., s. 211-215. [ 14 ] J.
Ziegler — „Nienawiść do Zachodu", Warszawa, 2010 r. « Filozofia społeczna (Publikacja: 17-02-2013 Ostatnia zmiana: 19-02-2013)
Jan KurowickiProfesor zwyczajny, kierownik katedry nauk społecznych na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu. Autor ponad trzydziestu książek z filozofii kultury, literatury i filozofii społecznej. Ostatnio wydana: "Estetyczność środowiska naturalnego" (Książka i Prasa, 2010) Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Pod okiem demona przekory | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8752 |
|