Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.774 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Anatol France - Kościół a Rzeczpospolita
Artur Patek, Jan Rydel, Janusz J. Węc (red.) - Najnowsza Historia Świata tom 4 1995-2007
Julio VALDEÓN BARUQUE, Manuel TUŃÓN DE LARA, Antonio DOMINGUEZ ORTIZ - Historia Hiszpanii

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Gdybym został królem świata, to bym się nazywał Walery Armata… Pewnie nic bym nie robił. Uważam, że najlepiej się ludziom nie wcinać. Pozostawić ich samym sobie, z ich własną aktywnością. Wtrącać im się w jak najmniej rzeczy. Zapewnić szeroko pojęte bezpieczeństwo, możliwość osądzania tych, którzy szkodzili by innym i nic więcej. Pozostawić sobie wpływ na wojsko, policję i sądy, a do niczego..
 Prawo » Prawa Człowieka

Demokracja i prawa gejów [1]
Autor tekstu:

Nienawidzę twoich poglądów,
ale oddam życie, żebyś mógł je głosić.

Przypisywane Wolterowi

W systemie demokratycznym bycie obywatelem oznacza samodzielne decydowanie o sobie ludu (demosu). Przynależność do demosu oznacza, że (w przestrzeni publicznej) człowiek nie jest bierną marionetką, lecz politycznie aktywnym podmiotem. Czy jednak przywilej obywatelstwa jest uprawnieniem powszechnym? Kim jest demos (lud)? Co w praktyce oznaczają jego rządy? Co kryje w sobie idea społeczeństwa ludzi politycznie równych? Czy istota demokracji tkwi w rządach większości, czy w ochronie praw mniejszości? Jak wyartykułować moralne założenia demokracji? Czy demokracja jest ustrojem możliwym do zrealizowania, czy jest to raczej ideał? I co do tego wszystkiego ma homoseksualność [ 1 ]?

Nie należę ani do wielkich zwolenniczek demokracji, ani szczególnych admiratorek homoseksualizmu (w stylu Gay Pride) [ 2 ]. Nie interesuje mnie czy mój sąsiad ma zalegalizowany związek z mężczyzną (lub z kobietą), czy nie. Nie znajduję jednak żadnych mocnych argumentów na rzecz odmówienia gejom i lesbijkom prawa do legalizacji ich związków. Moje wątpliwości w tym względzie wiążą się jedynie z adopcją dzieci przez pary homoseksualne. Poza tym uważam, że stosunek do życia seksualnego osób trzecich należy oprzeć na zasadzie: „nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy".

W stanowieniu prawa przechodzimy od prywatnych poglądów i emocji — które są różne, irracjonalne, zmienne — i przechodzimy do ogólnych reguł życia społecznego, które mają być sprawiedliwe, racjonalne i jednakowe dla wszystkich. Sprzeciw wobec legalizacji związków homoseksualnych nie ma jednak w Polsce wiele wspólnego z dyskursem o demokracji, równości — czy w ogóle z głębszym namysłem nad regułami rządzącymi życiem społecznym. Sprzeciw ten często przybiera formę wypowiedzi typu: „Dla wielu z nas nie jest do zaakceptowania fakt, iż małżeństwem można nazwać inną sytuację, niż związek mężczyzny i kobiety. Polacy chcą partii, która będzie się zdecydowanie dystansowała od Kościoła, ale nie będzie tym samym popierała związków homoseksualnych czy adopcji dzieci przez takie pary" [ 3 ]. I tyle. Oto cała filozofia niezgadzania się na coś: „wiele osób nie może czegoś zaakceptować", „Polacy czegoś chcą — albo nie chcą". To nie są żadne argumenty ani racje. Mnie i moim znajomym również wiele rzeczy się nie podoba i ich nie akceptujemy, jednak nie wynika stąd, że innym ludziom należy zabronić tego, czego my nie akceptujemy — i na odwrót. To prawda, że w demokracji odwołujemy się do woli większości, jednak — jak postaram się uzasadnić — z wolą większości nie zawsze należy się zgadzać. Nieczystym retorycznie chwytem jest również generowanie strachu przed wiązaniem z parą homoseksualną określenia „małżeństwo", skoro projekty prawne, które styczniu 2013 r. przepadły w Sejmie, mówiły wyłącznie o związkach partnerskich.

W przypadku odmowy homoseksualistom prawa do legalizacji związków — prawa, którego oni sami pragną (rzecz jasna, nie wszyscy), oraz prawa, które posiadają heteroseksualiści, trzeba odwołać się do poważnych racji. Wychodząc naprzeciw temu postulatowi, tekst niniejszy jest poświęcony przede wszystkim ogólnym regułom życia demokratycznego, zaś problem legalizacji związków partnerskich (w tym budzących największe emocje związków homoseksualnych) pojawia się niejako przy okazji.

Świetnego pretekstu do namysłu nad pytaniem: „czym jest demokracja?", dostarcza wypowiedź Lecha Wałęsy, z marca 2013 r. Wałęsa powiedział o osobach homoseksualnych: „nie życzę sobie, żeby ta mniejszość, z którą się nie zgadzam, wychodziła na ulice i moje dzieci i wnuki bałamuciła jakimiś tam mniejszościami" [ 4 ]. Ustosunkowując się do tej oraz innych wypowiedzi Lecha Wałęsy, twierdzę, że nie ma on racji uważając demokrację jedynie za rządy większości. Myli się również twierdząc, że geje i lesbijki, pragnący legalizacji swoich związków, narzucają swoje poglądy większości.

Wykluczenie z demosu

Jeśli opowiadamy się za ideą obywatelstwa powszechnego (bezwarunkowego uprawnienia każdego człowieka do rządzenia) — jesteśmy zwolennikami demokratycznej zasady równości. Jeśli natomiast twierdzimy, że pewne osoby nie mogą i nie powinny wysuwać roszczenia do bycia obywatelami — bliższa nam będzie idea demokracji wykluczającej. W pierwszym przypadku, każdemu (z racji swego człowieczeństwa i podlegania prawom) przyznajemy prawo do procedur jego stanowienia. W przypadku drugim, bronimy tezy przeciwnej, argumentując, że roszczenie do obywatelstwa nie jest uprawnieniem uniwersalnym, gdyż członkami demosu mogą być jedynie ci, którzy spełniają określone warunki, np. posiadają odpowiednie kwalifikacje do rządzenia. A jeśli do rządzenia i stanowienia prawa potrzebne są odpowiednie kompetencje, obywatelstwo nie jest uprawnieniem powszechnym i bezwarunkowym. Co więcej, wysuwanie obywatelstwa jako roszczenia niezbywalnego dla wszystkich jest niebezpieczne dla stabilności samej demokracji [ 5 ].

Wykluczenie części ludzi z demosu nie może być postrzegane jako sprzeczne z ideą demokracji. Zbyt łatwo zapominamy dzisiaj, że w nowożytnej Europie tylko pewne warstwy społeczne mogły brać udział w rządzeniu. Klasyczne koncepcje demokracji były w istocie elitarne. Dla Johna Locke’a, czy Jana Jakuba Rousseau, było oczywistością, że pewna grupa ludzi, podlegająca prawom demosu, jest z niego wykluczona i nie uczestniczy w procesie stanowienia prawa. Wykluczenie to dotyczyło dzieci, kobiet, czy osób upośledzonych umysłowo. John Stuart Mill opowiadał się za cenzusem wykształcenia oraz cenzusem majątkowym, optował natomiast za włączeniem do demosu kobiet, które były wykluczone z procedur politycznych do XX wieku, a w niektórych państwach wykluczenie to obowiązuje nadal. Współcześnie wykluczeni z demosu są na mocy prawa sprawcy niektórych przestępstw (tak zwane pozbawienie praw publicznych), a także osoby niepełnoletnie. W największej dziś demokracji na świecie, Indiach, dyskryminowane są nie tylko kobiety, ale również służba domowa (ok. 90 mln ludzi, w praktyce niewolnicy).

W XXI w. społeczeństwa nadal akceptują pewne formy wykluczenia z demosu (np. pozbawieni praw publicznych są sprawcy niektórych przestępstw, a także osoby niepełnoletnie), jednak w cywilizacji zachodnioeuropejskiej niewyobrażalny jest powrót do praktykowanych niegdyś form dyskryminacji. Niemożliwe wydaje się być ponowne uznanie kobiet za obywateli niepełnoprawnych, podobnie, służby domowej, ludzi o odmiennym kolorze skóry, czy określonej przynależności religijnej. A czy istnieją jakieś racje ku temu, aby z demosu wykluczyć ludzi ze względu na ich preferencje seksualne?

Casus Wałęsy

Tak, Lech Wałęsa podaje rację uzasadniającą dyskryminowanie mniejszości homoseksualnej. Ludzi o tej preferencji należy dyskryminować, ponieważ jest ich mniej niż ludzi o preferencji heteroseksualnej. Ludzi tych należy dyskryminować, ponieważ „bałamucą", czyli — jak można się domyślić — urządzają demonstracje na ulicach. Tak bowiem (chyba) literalnie należy rozumieć pragnienie byłego prezydenta, by: „ta mniejszość, z którą się nie zgadzam, wychodziła na ulice i moje dzieci i wnuki bałamuciła jakimiś tam mniejszościami. Wałęsa stwierdził również, że: "w Sejmie posłowie o orientacji homoseksualnej powinni siedzieć 'za murem'". Umieszczenie ich "za murem" (w getcie), ma jak się wydaje oznaczać wykluczenie posłów homoseksualnych z możliwości stanowienia prawa, które, w domyśle, byłoby przychylne mniejszości homoseksualnej.

Po niefortunnej wypowiedzi, wywołującej falę krytyki (ale również — jak twierdzi Wałęsa - nieoficjalny aplauz i szerokie wsparcie), były prezydent brnął dalej: „Straciłem już 70 tysięcy dolarów. Obliczę moje straty i wystawię rachunek. Pokażę światu, jak mniejszość seksualna prześladuje większość" i dodał: „Może jeszcze zarobię na tym wszystkim. Obliczę, ile straciłem na tym, podejrzę, kto to załatwił, wtedy przy wyborach będę mówił: patrzcie, jak postępuje mniejszość, w jaki sposób walczy. Ja nie daruję nikomu i im też nie daruję". Następnie złagodził stanowisko: „Powiedziałem tylko, że mniejszości, które szanuję, nie powinny narzucać swoich poglądów większości". W końcu dowiedzieliśmy się również, że Wałęsa chce, „żeby w Polsce były związki partnerskie, ale ułożone w dobry sposób. Są tacy ludzie, trzeba dać im prawa, tylko niech nie wchodzą na miejsca większości, nie afiszują się i pokazują rzeczy, które są intymne". Zdaniem byłego prezydenta związki partnerskie: „trzeba ułożyć w dobry sposób, prawidłowy, aby nie zakłócały praw większości". Stwierdził on również: „nigdy nie chciałem ograniczać praw mniejszości. Wrobił mnie ten dziennikarz, a ja nie byłem precyzyjny. Moim marzeniem było, żeby odzwierciedlać przekrój społeczeństwa, szczególnie w parlamencie. Takie, jakie jest społeczeństwo, takie powinny być wybory. I wtedy mówiłem, że wasza mniejszość nie znalazłaby się przed murem ani za murem tego parlamentu". Tłumacząc się ze swojej niechętnej homoseksualistom wypowiedzi, uściśla: „To, co robią, powinno byś skromne, intymne, a nie tak publiczne".


1 2 3 4 5 Dalej..
 Zobacz komentarze (48)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Tytuł tekstu, „prawa gejów", jest jedynie hasłem wywoławczym. Nie wspominam tu wprost o osobach biseksualnych, czy transseksualnych, jednak artykuł de facto poświęcony jest mniejszościom seksualnym, a nawet wszelkim mniejszościom. Pragnę też zauważyć, że w dyskursie emancypacyjnym środowisk LGBT można zauważyć tendencję do używania słowa „homoseksualność" zamiast „homoseksualizm". Homoseksualizm wywodzi się bezpośrednio z XIX-wiecznego języka medycyny (choroba!). Poza tym rzeczowniki z przyrostkiem „-izm" sugerują istnienie jakiejś ideologii (np. komunizm), podczas gdy tu chodzi o cechę człowieka. Jeśli uznamy homoseksualność za cechę człowieka, dość absurdalnie brzmią wtedy posądzenia o „promowanie" homoseksualności. Jak bowiem można propagować immanentną właściwość człowieka? W innych językach również podkreśla się aspekt tożsamościowy: homosexuality (ang.), homosexualité (fr.), Homosexualität (niem.), itd.
[ 2 ] Gay Pride to parada manifestująca dumę z bycia gejem, lesbijką, itd. Uczestnictwo w niej ma pozwolić środowiskom LGBT na zaistnienie w przestrzeni publicznej, ma też pokazać ich swoisty charakter (stąd kolory, pióra itd.). Polska Gay Pride ma także pewien wymiar polityczny. W polskich miastach odbywają się również tzw. marsze równości. Są to przedsięwzięcia przede wszystkim polityczne. Uczestniczą w nich nie tylko geje i lesbijki, ale również organizacje pozarządowe. Chodzi w nich o publiczne wyartykułowanie żądań równych praw dla społeczności LGBT.
[ 4 ] Wszystkie cytowane wypowiedzi polityków podaję za „Gazetą Wyborczą".
[ 5 ] Zapewne, oba punkty widzenia znajdą swoich zwolenników i przeciwników. Jedni będą akcentowali zasadę równości — obawiając się niedemokratycznych rządów elit, drudzy będą kładli nacisk na warunki, jakim musi sprostać obywatel (będą to, na przykład, odpowiednie kwalifikacje), obawiając się chaosu politycznego wynikłego z braku kompetencji rządzących. Więcej na ten temat zob. R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, przeł. S. Amsterdamski, Kraków: Znak 1995.

« Prawa Człowieka   (Publikacja: 18-07-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Katarzyna Guczalska
Jest doktorem filozofii, doktoryzowała się na UJ pisząc pracę na temat filozofii Hegla. Autorka książki "Państwo jako dzieło sztuki. Piękno i wolność w filozofii Hegla", Kraków: Aureus 2010.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora
 Poprzedni tekst autora: Koń trojański w Kościele
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 9116 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365