|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Prawo » Prawa Człowieka
Demokracja i prawa gejów [1] Autor tekstu: Katarzyna Guczalska
Nienawidzę
twoich poglądów,
ale
oddam życie, żebyś mógł je głosić.
Przypisywane Wolterowi
W systemie
demokratycznym bycie obywatelem oznacza samodzielne decydowanie o sobie ludu (demosu). Przynależność do demosu
oznacza, że (w przestrzeni publicznej) człowiek nie jest bierną marionetką,
lecz politycznie aktywnym podmiotem. Czy jednak przywilej obywatelstwa jest
uprawnieniem powszechnym? Kim jest demos
(lud)? Co w praktyce oznaczają jego rządy? Co kryje w sobie idea społeczeństwa
ludzi politycznie równych? Czy istota demokracji tkwi w rządach większości,
czy w ochronie praw mniejszości? Jak wyartykułować moralne założenia
demokracji? Czy demokracja jest ustrojem możliwym do zrealizowania, czy jest to
raczej ideał? I co do tego wszystkiego ma homoseksualność [ 1 ]?
Nie należę ani do
wielkich zwolenniczek demokracji, ani szczególnych admiratorek homoseksualizmu
(w stylu Gay Pride) [ 2 ].
Nie interesuje mnie czy mój sąsiad ma zalegalizowany związek z mężczyzną
(lub z kobietą), czy nie. Nie znajduję jednak żadnych mocnych argumentów na
rzecz odmówienia gejom i lesbijkom prawa do legalizacji ich związków. Moje wątpliwości w tym względzie wiążą się jedynie z adopcją dzieci przez pary
homoseksualne. Poza tym uważam, że stosunek do życia seksualnego osób
trzecich należy oprzeć na zasadzie: „nie wtykaj nosa w nie swoje
sprawy".
W stanowieniu prawa
przechodzimy od prywatnych poglądów i emocji — które są różne,
irracjonalne, zmienne — i przechodzimy do ogólnych reguł życia społecznego,
które mają być sprawiedliwe, racjonalne i jednakowe dla wszystkich. Sprzeciw
wobec legalizacji związków homoseksualnych nie ma jednak w Polsce wiele wspólnego z dyskursem o demokracji, równości — czy w ogóle z głębszym namysłem nad
regułami rządzącymi życiem społecznym. Sprzeciw ten często przybiera formę
wypowiedzi typu: „Dla wielu z nas nie jest do zaakceptowania fakt, iż małżeństwem
można nazwać inną sytuację, niż związek mężczyzny i kobiety. Polacy chcą
partii, która będzie się zdecydowanie dystansowała od Kościoła, ale nie będzie
tym samym popierała związków homoseksualnych czy adopcji dzieci przez takie
pary" [ 3 ]. I tyle. Oto cała filozofia niezgadzania się na coś: „wiele osób nie może
czegoś zaakceptować", „Polacy czegoś chcą — albo nie chcą".
To nie są żadne argumenty ani racje. Mnie i moim znajomym również wiele
rzeczy się nie podoba i ich nie akceptujemy, jednak nie wynika stąd, że innym
ludziom należy zabronić tego, czego my nie akceptujemy — i na odwrót. To
prawda, że w demokracji odwołujemy się do woli większości, jednak — jak
postaram się uzasadnić — z wolą większości nie zawsze należy się zgadzać.
Nieczystym retorycznie chwytem jest również generowanie strachu przed wiązaniem z parą homoseksualną określenia „małżeństwo", skoro projekty
prawne, które styczniu 2013 r. przepadły w Sejmie, mówiły wyłącznie o związkach
partnerskich.
W przypadku odmowy
homoseksualistom prawa do legalizacji związków — prawa, którego oni sami
pragną (rzecz jasna, nie wszyscy), oraz prawa, które posiadają heteroseksualiści,
trzeba odwołać się do poważnych racji. Wychodząc naprzeciw temu
postulatowi, tekst niniejszy jest poświęcony przede wszystkim ogólnym regułom
życia demokratycznego, zaś problem legalizacji związków partnerskich (w tym
budzących największe emocje związków homoseksualnych) pojawia się niejako
przy okazji.
Świetnego pretekstu
do namysłu nad pytaniem: „czym jest demokracja?", dostarcza wypowiedź
Lecha Wałęsy, z marca 2013 r. Wałęsa powiedział o osobach homoseksualnych:
„nie życzę sobie, żeby ta mniejszość, z którą się nie zgadzam,
wychodziła na ulice i moje dzieci i wnuki bałamuciła jakimiś tam mniejszościami"
[ 4 ].
Ustosunkowując się do tej oraz innych wypowiedzi Lecha Wałęsy, twierdzę, że
nie ma on racji uważając demokrację jedynie za rządy większości. Myli się
również twierdząc, że geje i lesbijki, pragnący legalizacji swoich związków,
narzucają swoje poglądy większości.
Wykluczenie
z demosu
Jeśli opowiadamy się
za ideą obywatelstwa powszechnego (bezwarunkowego
uprawnienia każdego człowieka do rządzenia) — jesteśmy zwolennikami
demokratycznej zasady równości. Jeśli natomiast twierdzimy, że pewne osoby
nie mogą i nie powinny wysuwać roszczenia do bycia obywatelami — bliższa nam
będzie idea demokracji wykluczającej. W pierwszym przypadku, każdemu (z racji
swego człowieczeństwa i podlegania prawom) przyznajemy prawo do procedur jego
stanowienia. W przypadku drugim, bronimy tezy przeciwnej, argumentując, że
roszczenie do obywatelstwa nie jest uprawnieniem uniwersalnym, gdyż członkami demosu
mogą być jedynie ci, którzy spełniają określone warunki, np. posiadają
odpowiednie kwalifikacje do rządzenia. A jeśli do rządzenia i stanowienia
prawa potrzebne są odpowiednie kompetencje, obywatelstwo nie jest uprawnieniem
powszechnym i bezwarunkowym. Co więcej, wysuwanie obywatelstwa jako roszczenia
niezbywalnego dla wszystkich jest niebezpieczne dla stabilności samej
demokracji [ 5 ].
Wykluczenie części
ludzi z demosu nie może być
postrzegane jako sprzeczne z ideą demokracji. Zbyt łatwo zapominamy dzisiaj,
że w nowożytnej Europie tylko pewne warstwy społeczne mogły brać udział w rządzeniu. Klasyczne koncepcje demokracji były w istocie elitarne. Dla Johna
Locke’a, czy Jana Jakuba Rousseau, było oczywistością, że pewna grupa ludzi,
podlegająca prawom demosu,
jest z niego wykluczona i nie uczestniczy w procesie stanowienia prawa.
Wykluczenie to dotyczyło dzieci, kobiet, czy osób upośledzonych umysłowo.
John Stuart Mill opowiadał się za cenzusem wykształcenia oraz cenzusem majątkowym,
optował natomiast za włączeniem do demosu
kobiet, które były wykluczone z procedur politycznych do XX wieku, a w niektórych
państwach wykluczenie to obowiązuje nadal. Współcześnie wykluczeni z demosu
są na mocy prawa sprawcy niektórych przestępstw (tak zwane pozbawienie praw
publicznych), a także osoby niepełnoletnie. W największej dziś demokracji na
świecie, Indiach, dyskryminowane są nie tylko kobiety, ale również służba
domowa (ok. 90 mln ludzi, w praktyce niewolnicy).
W XXI w. społeczeństwa
nadal akceptują pewne formy wykluczenia z demosu
(np. pozbawieni praw publicznych są sprawcy niektórych przestępstw, a także
osoby niepełnoletnie), jednak w cywilizacji zachodnioeuropejskiej niewyobrażalny
jest powrót do praktykowanych niegdyś form dyskryminacji. Niemożliwe wydaje
się być ponowne uznanie kobiet za obywateli niepełnoprawnych, podobnie, służby
domowej, ludzi o odmiennym kolorze skóry, czy określonej przynależności
religijnej. A czy istnieją jakieś racje ku temu, aby z demosu
wykluczyć ludzi ze względu na ich preferencje seksualne?
Casus
Wałęsy
Tak, Lech Wałęsa
podaje rację uzasadniającą dyskryminowanie mniejszości homoseksualnej. Ludzi o tej preferencji należy dyskryminować, ponieważ jest ich mniej niż ludzi o preferencji heteroseksualnej. Ludzi tych należy dyskryminować, ponieważ
„bałamucą", czyli — jak można się domyślić — urządzają
demonstracje na ulicach. Tak bowiem (chyba) literalnie należy rozumieć
pragnienie byłego prezydenta, by: „ta mniejszość, z którą się nie
zgadzam, wychodziła na ulice i moje dzieci i wnuki bałamuciła jakimiś tam
mniejszościami. Wałęsa stwierdził również, że: "w Sejmie posłowie o orientacji homoseksualnej powinni siedzieć 'za murem'". Umieszczenie ich
"za murem" (w getcie), ma jak się wydaje oznaczać wykluczenie posłów
homoseksualnych z możliwości stanowienia prawa, które, w domyśle, byłoby
przychylne mniejszości homoseksualnej.
Po niefortunnej
wypowiedzi, wywołującej falę krytyki (ale również — jak twierdzi Wałęsa -
nieoficjalny aplauz i szerokie wsparcie), były prezydent brnął dalej:
„Straciłem już 70 tysięcy dolarów. Obliczę moje straty i wystawię
rachunek. Pokażę światu, jak mniejszość seksualna prześladuje większość" i dodał: „Może jeszcze zarobię na tym wszystkim. Obliczę, ile straciłem
na tym, podejrzę, kto to załatwił, wtedy przy wyborach będę mówił:
patrzcie, jak postępuje mniejszość, w jaki sposób walczy. Ja nie daruję
nikomu i im też nie daruję". Następnie złagodził stanowisko:
„Powiedziałem tylko, że mniejszości, które szanuję, nie powinny
narzucać swoich poglądów większości". W końcu dowiedzieliśmy się również,
że Wałęsa chce, „żeby w Polsce były związki partnerskie, ale ułożone w dobry sposób. Są tacy ludzie, trzeba dać im prawa, tylko niech nie wchodzą
na miejsca większości, nie afiszują się i pokazują rzeczy, które są
intymne". Zdaniem byłego prezydenta związki partnerskie: „trzeba ułożyć w dobry sposób, prawidłowy, aby nie zakłócały praw większości".
Stwierdził on również: „nigdy nie chciałem ograniczać praw mniejszości.
Wrobił mnie ten dziennikarz, a ja nie byłem precyzyjny. Moim marzeniem było,
żeby odzwierciedlać przekrój społeczeństwa, szczególnie w parlamencie.
Takie, jakie jest społeczeństwo, takie powinny być wybory. I wtedy mówiłem,
że wasza mniejszość nie znalazłaby się przed murem ani za murem tego
parlamentu". Tłumacząc się ze swojej niechętnej homoseksualistom
wypowiedzi, uściśla: „To, co robią, powinno byś skromne, intymne, a nie
tak publiczne".
1 2 3 4 5 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Tytuł tekstu, „prawa
gejów", jest jedynie hasłem wywoławczym. Nie wspominam tu wprost o osobach biseksualnych, czy transseksualnych, jednak artykuł de facto poświęcony jest mniejszościom seksualnym, a nawet
wszelkim mniejszościom. Pragnę
też zauważyć, że w dyskursie emancypacyjnym środowisk LGBT można zauważyć
tendencję do używania słowa „homoseksualność" zamiast
„homoseksualizm". Homoseksualizm wywodzi się bezpośrednio z XIX-wiecznego języka medycyny (choroba!). Poza tym rzeczowniki z przyrostkiem „-izm" sugerują istnienie jakiejś ideologii (np.
komunizm), podczas gdy tu chodzi o cechę człowieka. Jeśli uznamy
homoseksualność za cechę człowieka, dość absurdalnie brzmią wtedy posądzenia o „promowanie" homoseksualności. Jak bowiem można propagować
immanentną właściwość człowieka? W innych językach również podkreśla
się aspekt tożsamościowy: homosexuality (ang.), homosexualité (fr.),
Homosexualität (niem.), itd. [ 2 ] Gay Pride to parada manifestująca
dumę z bycia gejem, lesbijką, itd. Uczestnictwo w niej ma pozwolić środowiskom
LGBT na zaistnienie w przestrzeni publicznej, ma też pokazać ich swoisty
charakter (stąd kolory, pióra itd.). Polska Gay
Pride ma także pewien wymiar polityczny. W polskich miastach odbywają
się również tzw. marsze równości. Są to przedsięwzięcia przede
wszystkim polityczne. Uczestniczą w nich nie tylko geje i lesbijki, ale również
organizacje pozarządowe. Chodzi w nich o publiczne wyartykułowanie żądań
równych praw dla społeczności LGBT. [ 4 ] Wszystkie cytowane wypowiedzi
polityków podaję za „Gazetą Wyborczą". [ 5 ] Zapewne, oba punkty widzenia znajdą swoich zwolenników i przeciwników.
Jedni będą akcentowali zasadę równości — obawiając się
niedemokratycznych rządów elit, drudzy będą kładli nacisk na warunki,
jakim musi sprostać obywatel (będą to, na przykład, odpowiednie
kwalifikacje), obawiając się chaosu politycznego wynikłego z braku
kompetencji rządzących. Więcej na ten temat zob. R. Dahl, Demokracja i jej krytycy, przeł. S. Amsterdamski, Kraków: Znak 1995. « Prawa Człowieka (Publikacja: 18-07-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9116 |
|