Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.444.907 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 700 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Mariusz Agnosiewicz - Zapomniane dzieje Polski
Mariusz Agnosiewicz - Heretyckie dziedzictwo Europy

Złota myśl Racjonalisty:
"Chrześcijaństwo jest średniowieczem ludzkości. Dlatego dziś jeszcze żyjemy w barbarzyństwie średniowiecza. Ale bóle porodowe nowej epoki zaczynają się w naszych czasach."
 Kultura » Historia

Rzeczywistość społeczna Auschwitz* [1]
Autor tekstu:

Umysł przeciętnego człowieka, umysł nie-filozofa czy nie-intelektualisty bardzo często ulega pokusie nadmiernego upraszczania. Dążenie do upraszczania jest usprawiedliwione, ale samo upraszczanie nie zawsze. Podobnie naturalną jest chęć oddzielenia zła od dobra, by określić swoje stanowisko. Niemniej jednak sieć wzajemnych relacji międzyludzkich w dowolnej realnej grupie ludzi z reguły nie jest prosta i z pewnością nie była taka również w obozach śmierci. Nie da się jej sprowadzić do spolaryzowanej wizji, „by powtórzyć gest Chrystusa na Sądzie Ostatecznym: tutaj sprawiedliwi, tam potępieni". [ 1 ] A sporo właśnie takich narracji zostało stworzonych i rozpowszechnionych w potocznym dyskursie na temat Zagłady w Europie.

„Wszyscy oni, z wyjątkiem tych, którzy mieli już za sobą podobne doświadczenia, spodziewali się, że w obozie napotkają świat straszliwy, ale zrozumiały, zgodny z prostym modelem, który atawistycznie nosimy w sobie: "my" jesteśmy wyraźnie oddzieleni od nieprzyjaciela, który jest na zewnątrz, jesteśmy od niego oddzieleni wyraźną, wręcz geograficzną granicą". [ 2 ] Tymczasem świat obozów zagłady dla nowo przybyłych więźniów był owszem straszliwy, ale przede wszystkim — zdumiewająco niezrozumiały. Żaden z wzorców świata zewnętrznego — intelektualnych, etycznych, praktycznych - do niego nie przystawał. W tej kwestii wszyscy omówieni w tym rozdziale autorzy są niemal całkowicie zgodni. Cała dotychczasowa i wyobrażalna struktura społeczna uległa destrukcji. Nie było podziału na nas i ich, nie można było zasadniczo wyróżnić jakiejś linii frontu, „bo frontów było dużo, krzyżowały się ze sobą, może były wręcz niezliczone, jako że front przebiegał między każdym a każdym". [ 3 ] Nowo przybyli więźniowie mieli zwykle nadzieję na przynajmniej solidarność towarzyszy niedoli. To w zderzeniu z tamtą rzeczywistością szybko okazywało się płonne, sprzymierzeńców okazywało się być bardzo mało, większość natomiast stanowiły „zamknięte w sobie monady". Starcie z tą brutalną prawdą bardzo często prowadziło do wybuchów agresji wobec nowych więźniów, którzy liczyli na znalezienie sprzymierzeńców, oraz natychmiastowo niszczyło zdolność ich oporu. Był to pożądany i zaprojektowany przez nazistów efekt — stworzony przez nich system obozów koncentracyjnych od samego swojego początku stawiał sobie za cel psychiczne złamanie przeciwnika. Służyły temu owe wszystkie ponure rytuały, aplikowane przez kierownictwo obozu wobec więźniów już od samego początku ich pobytu, a więc: kopniaki, ciosy pięścią, policzkowanie, nieustanne wykrzykiwanie rozkazów, z wściekłością prawdziwą bądź udawaną, rozbieranie więźniów do naga, golenie włosów itd. Były one odmienne w różnych obozach, lecz miały oczywiście ten sam, wspomniany cel. Jak zauważa Levi, trudno było powiedzieć, „czy te szczegółowe przepisy ustalili jacyś eksperci, czy udoskonalano je metodycznie na bazie wcześniejszych doświadczeń, były one jednak z całą pewnością zamierzone, a nie przypadkowe; gołym okiem widać było ich reżyserię". [ 4 ] W rzeczywistości to z Oranienburga, z Zarządu Obozów Koncentracyjnych przychodziły stałe wytyczne oraz rozkazy, jak postępować z więźniami, ale nie były one w formie jakiegoś kodeksu, tylko pojedynczych poleceń dla komendantów obozów. Poszczególne zaś formy znęcania się nad więźniami były wymysłem konkretnych katów i morderców z szeregów SS, co wyjaśnia całą tę różnorodność zadawanych cierpień.

„Nie ma więźnia, który by nie pamiętał w jakie osłupienie go to wprawiło: pierwsze pogróżki, pierwsze wyzwiska i pierwsze ciosy, jakich zaznał, nie pochodziły od esesmanów, ale od innych więźniów, od "kolegów", od tych zagadkowych osobników, również przyodzianych w pasiaki, identyczne jak ten, który on, nowo przybyły, właśnie na siebie włożył". [ 5 ]

Dla wielu to pierwsze przeżycie okazywało się śmiertelnym, w przenośni, a dla niektórych dosłownie, trudno jest się bowiem bronić przed ciosem, na który nie jest się przygotowanym. Temu złamaniu psychicznemu sprzyjały jeszcze inne elementy świata obozowego, mianowicie podział na więźniów zwykłych i uprzywilejowanych. Więźniowie obozu Auschwitz, jak i wielu innych obozów, byli podzieleni zasadniczo na trzy główne kategorie: kryminalnych, politycznych i Żydów, a każda z tych grup była odmiennie oznakowana: kryminalni mieli do bluzy, obok numeru, przyszyty zielony trójkąt, polityczni — czerwony, stanowiący natomiast większość Żydzi — czerwono-zieloną gwiazdę sześcioramienną. Jak wspomina Levi, SS-manów było niewielu i widywało się ich względnie rzadko. „[...] Właściwymi panami są zielone trójkąty, którym w stosunku do nas zostawia się wolną rękę; oprócz tego ci z dwóch pozostałych kategorii, którzy zgadzają się współpracować z nimi, a jest ich niemało". [ 6 ] Każdy nowy więzień wzbudzał natomiast zazdrość, „bo zdawało się że jeszcze pachnie domem; była to zawiść niedorzeczna, ponieważ w istocie cierpiało się znacznie bardziej w pierwszych dniach pobytu w obozie niż później". [ 7 ]

Życie społeczne w obozach było bez wątpienia regresem, prowadziło do dominacji zachowań prymitywnych i atawistycznych. Ze wspomnianych wyżej, narzuconych odgórnie, trzech kategorii więźniów wyłaniały się — bazując na świadectwach Leviego — cztery kolejne podkategorie więźniów: tzw. muzułamani (których scharakteryzujemy w dalszej części niniejszego rozdziału), więźniowie zwykli, więźniowie uprzywilejowani oraz uprzywilejowani par excellence.

Obecność więźniów uprzywilejowanych w obozie jest kwestią bardzo złożoną, dla naszych rozważań jednakże fundamentalną. Dla zrozumienia tej złożoności, jak i w ogóle relacji międzyludzkich w Auschwitz niezbędne jest wprowadzenie pojęcia „szarej strefy", przestrzeni ludzkiej, która dzieliła ofiary od prześladowców. Ta przestrzeń nigdy nie była pusta; zapełniały ją osoby podłe, albo szlachetne (a czasem posiadające obie te cechy jednocześnie). W zrozumieniu tej sfery Levi upatruje możliwości zrozumienia rodzaju ludzkiego w ogóle, w świadomości zaś będącej skutkiem tego zrozumienia jakiejś formy, możliwości ratunku dla człowieczeństwa, gdyby Zagłada miała nadejść po raz kolejny.

Więźniowie uprzywilejowani stanowili w obozie mniejszość, ale stanowili zdecydowaną większość wśród tych, którzy ocaleli. Biorąc pod uwagę wycieńczającą pracę, dzienne racje żywnościowe były zdecydowanie za małe i bez dodatkowego pożywienia przeciętny więzień umierał po ok 2-3 miesiącach od momentu przybycia do obozu, z głodu lub w wyniku chorób spowodowanych wygłodzeniem. Śmierci można było uniknąć jedynie dzięki dodatkowym porcjom jedzenia, żeby je natomiast otrzymywać, trzeba było mieć większe lub mniejsze przywileje, „jakiś sposób, uzyskany oficjalnie lub zdobyty, chytry lub brutalny, dozwolony lub zakazany, który pozwalał otrzymać więcej jedzenia, niż przewidywała norma". [ 8 ]

Jak podaje Levi (i o czym już wspomniano wyżej), większość świadectw ocalałych potwierdza, że zderzenie z rzeczywistością obozu koncentracyjnego zbiega się z nieprzewidzianą i niezrozumiałą agresją ze strony nieprzyjaciela osobliwego — więźnia-funkcjonariusza — który chce nad przybyszem zapanować i zgasić w nim iskrę godności, którą on sam wcześniej utracił. Niedozwolony jest w tym odwet — odpowiedź ciosem za cios jest niedopuszczalna i surowo karana, często śmiercią. Mógł ją popełnić tylko „nowy" i w tej sytuacji nie ma właściwie szans na jakąkolwiek obronę, musi zdać się na władzę absolutną zjednoczonych przeciw niemu protegowanych — zjednoczonych, bowiem uprzywilejowany z zasady broni i proteguje innych uprzywilejowanych.

Takie zjawisko jest zdaniem Leviego zjawiskiem nieuniknionym, we wszelkich wspólnotach ludzkich — nie ma go tylko w utopiach. Władza sprawowana nad wieloma przez kilku lub jednego, sprawia, że przywileje same się mnożą i kwitną, nawet wbrew woli tej władzy. Owa niejednorodna klasa więźniów funkcyjnych tworzy wspomnianą „szarą strefę", która z kolei dzieli i łączy dwie warstwy: grupę panów i zbiorowisko sług. Jej dobrze ugruntowana, wewnętrzna struktura jest do tego stopnia skomplikowana, że stanowi istotną przeszkodę w jasnym osądzaniu osób w nią uwikłanych.

Jednym z typów więźniów uprzywilejowanych wymienionych przez Leviego byli kolaboranci. Ci wywodzący się z przeciwnego nazizmowi obozu, którzy wcześniej byli wrogami, pozostawali zawsze podejrzani. Nie wystarczyło im wyznaczać marginalnych zadań; by ich ze sobą związać, trzeba było obciążyć ich winą, splamić krwią, w możliwie jak największym stopniu skompromitować, by stali się złączeni ze „zleceniodawcami" nierozerwalną więzią współudziału. To sposób dobrze znany z działalności rozmaitych grup przestępczych, wszystkich czasów i miejsc. „Im twardszy jest ucisk, tym powszechniejsza okazuje się wśród uciskanych gotowość do kolaboracji z władzą". [ 9 ] Kolaboracja jest jednakże zjawiskiem zróżnicowanym, ma nieskończenie wiele odcieni i motywacji: naśladowanie i podziw dla zwycięzcy, konwersje ideologiczne, żądza zagarnięcia dla siebie choćby części władzy (choćby nawet żałośnie ograniczonej), tchórzostwo czy choćby trzeźwa kalkulacja, że w ten właśnie sposób uda się przetrwać. Wszystkie te przyczyny były u źródeł owej szarej warstwy, której członków łączyła chęć zachowania i umacniania przywilejów. Jednakże, zdaniem Leviego, należy jasno stwierdzić, że największa wina leży w systemie, w samej strukturze państwa totalitarnego, w którą to wpisany był udział rozmaitej kolaboracji (był on w zasadzie niezbędnym elementem systemu), której to działalność jednakże bardzo trudno poddać ocenie.

Istniała też osobna grupa, której Levi do kolaborantów zasadniczo nie zalicza. Byli to tzw więźniowie funkcyjni, pełniący za dodatkowe pół litra zupy rozmaite funkcje — porządkowe (zamiatanie, zmywanie itp.), kontrolerzy zawszenia, posłańcy, tłumacze itd. Byli zazwyczaj przywiązani do swoich specjalnych funkcji, obrony swojego „miejsca pracy", niemniej ich nadzieja na zachowanie życia nie różniła się w istocie od nadziei nieuprzywilejowanych. Kwestia niezaliczenia tej grupy do kolaborujących staje się problematyczna jeśli weźmiemy pod uwagę tych, którzy pełnili funkcje przywódcze w ramach swojej funkcyjności — kapo, blokowych, pisarzy, aż po cały świat więźniów, którzy pełnili, czasem bardzo istotne, funkcje administracyjne w obozie, w sekcji „politycznej" (gestapo), w sekcji pracy czy w karcerach. Ci okazywali się ludźmi rozmaitego gatunku, np. niektórzy z nich, mający dostęp do ściśle tajnych informacji i sprawujący ważne funkcje, byli jednocześnie członkami tajnych organizacji ruchu oporu, w ramach których udzielali pomocy współtowarzyszom, choćby dzięki wnikliwej obserwacji oficerów SS i wiedzę kogo można przekupić, odwieść od zbyt okrutnych decyzji czy oszukać. Część z nich została po wojnie historykami (Herman Lanbein, Eugen Kogon), a ich motywacje aby przetrwać były niekiedy wzniosłe — ażeby dać świadectwo po zakończeniu wojny, by pomóc zatriumfować sprawiedliwości.


1 2 3 4 Dalej..
 Zobacz komentarze (48)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Primo Levi, Pogrążeni i ocaleni, przeł. S. Kasprzysiak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 40.
[ 2 ] Tamże, s. 40.
[ 3 ] Tamże
[ 4 ] Tamże, s. 42.
[ 5 ] Tamże, s. 19.
[ 6 ] Primo Levi, Czy to jest człowiek, przeł. H. Wiśniowska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008, s. 40.
[ 7 ] Primo Levi, Pogrążeni i ocaleni… s. 42.
[ 8 ] Tamże, s. 44.
[ 9 ] Tamże, s. 47.

« Historia   (Publikacja: 24-09-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Piotr Mirski
Absolwent The European Institute for Jewish Studies "Paideia" w Sztokholmie. Doktorant wydziału Filozofii i Socjologii UMCS w Lublinie. Pisze doktorat pod tytułem "Boskie wahadło historii", na temat Zagłady, jej ideologicznych i historycznych przyczyn, a w dalszej części na temat reakcji religijnej myśli żydowskiej na kwestię Szoa i udział/braku udziału/istnienia/nieistnienia Boga.

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Strategie przetrwania oraz kwestia wiary religijnej w Auschwitz
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 9297 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365