|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Rzeczywistość społeczna Auschwitz* [1] Autor tekstu: Piotr Mirski
Umysł przeciętnego człowieka, umysł nie-filozofa czy
nie-intelektualisty bardzo często ulega pokusie nadmiernego upraszczania. Dążenie
do upraszczania jest usprawiedliwione, ale samo upraszczanie nie zawsze.
Podobnie naturalną jest chęć oddzielenia zła od dobra, by określić swoje
stanowisko. Niemniej jednak sieć wzajemnych relacji międzyludzkich w dowolnej
realnej grupie ludzi z reguły nie jest prosta i z pewnością nie była taka również w obozach śmierci. Nie da się jej sprowadzić do spolaryzowanej wizji, „by
powtórzyć gest Chrystusa na Sądzie Ostatecznym: tutaj sprawiedliwi, tam potępieni".
[ 1 ] A sporo właśnie takich narracji zostało stworzonych i rozpowszechnionych w potocznym dyskursie na temat Zagłady w Europie. „Wszyscy oni, z wyjątkiem tych, którzy mieli już za sobą podobne doświadczenia,
spodziewali się, że w obozie napotkają świat straszliwy, ale zrozumiały,
zgodny z prostym modelem, który atawistycznie nosimy w sobie: "my" jesteśmy
wyraźnie oddzieleni od nieprzyjaciela, który jest na zewnątrz, jesteśmy od
niego oddzieleni wyraźną, wręcz geograficzną granicą". [ 2 ]
Tymczasem świat obozów zagłady dla nowo przybyłych więźniów był owszem
straszliwy, ale przede wszystkim — zdumiewająco niezrozumiały. Żaden z wzorców świata zewnętrznego — intelektualnych, etycznych, praktycznych -
do niego nie przystawał. W tej kwestii wszyscy omówieni w tym rozdziale
autorzy są niemal całkowicie zgodni. Cała dotychczasowa i wyobrażalna
struktura społeczna uległa destrukcji. Nie było podziału na nas i ich, nie
można było zasadniczo wyróżnić jakiejś linii frontu, „bo frontów było
dużo, krzyżowały się ze sobą, może były wręcz niezliczone, jako że
front przebiegał między każdym a każdym". [ 3 ]
Nowo przybyli więźniowie mieli zwykle nadzieję na przynajmniej solidarność
towarzyszy niedoli. To w zderzeniu z tamtą rzeczywistością szybko okazywało
się płonne, sprzymierzeńców okazywało się być bardzo mało, większość
natomiast stanowiły „zamknięte w sobie monady". Starcie z tą brutalną
prawdą bardzo często prowadziło do wybuchów agresji wobec nowych więźniów,
którzy liczyli na znalezienie sprzymierzeńców, oraz natychmiastowo niszczyło
zdolność ich oporu. Był to pożądany i zaprojektowany przez nazistów efekt — stworzony przez nich system obozów koncentracyjnych od samego swojego początku
stawiał sobie za cel psychiczne złamanie przeciwnika. Służyły temu owe
wszystkie ponure rytuały, aplikowane przez kierownictwo obozu wobec więźniów
już od samego początku ich pobytu, a więc: kopniaki, ciosy pięścią,
policzkowanie, nieustanne wykrzykiwanie rozkazów, z wściekłością prawdziwą
bądź udawaną, rozbieranie więźniów do naga, golenie włosów itd. Były
one odmienne w różnych obozach, lecz miały oczywiście ten sam, wspomniany
cel. Jak zauważa Levi, trudno było
powiedzieć, „czy te szczegółowe przepisy ustalili jacyś eksperci, czy
udoskonalano je metodycznie na bazie wcześniejszych doświadczeń, były one
jednak z całą pewnością zamierzone, a nie przypadkowe; gołym okiem widać
było ich reżyserię". [ 4 ] W rzeczywistości to z Oranienburga, z Zarządu Obozów Koncentracyjnych
przychodziły stałe wytyczne oraz rozkazy, jak postępować z więźniami, ale
nie były one w formie jakiegoś kodeksu, tylko pojedynczych poleceń dla
komendantów obozów. Poszczególne zaś formy znęcania się nad więźniami były
wymysłem konkretnych katów i morderców z szeregów SS, co wyjaśnia całą tę
różnorodność zadawanych cierpień.
„Nie ma więźnia, który by nie pamiętał w jakie osłupienie go to
wprawiło: pierwsze pogróżki, pierwsze wyzwiska i pierwsze ciosy, jakich zaznał,
nie pochodziły od esesmanów, ale od innych więźniów, od "kolegów", od
tych zagadkowych osobników, również przyodzianych w pasiaki, identyczne jak
ten, który on, nowo przybyły, właśnie na siebie włożył". [ 5 ]
Dla wielu to pierwsze przeżycie okazywało się śmiertelnym, w przenośni, a dla niektórych dosłownie, trudno jest się bowiem bronić przed ciosem, na
który nie jest się przygotowanym. Temu złamaniu psychicznemu sprzyjały
jeszcze inne elementy świata obozowego, mianowicie podział na więźniów zwykłych i uprzywilejowanych. Więźniowie obozu Auschwitz, jak i wielu innych obozów,
byli podzieleni zasadniczo na trzy główne kategorie: kryminalnych,
politycznych i Żydów, a każda z tych grup była odmiennie oznakowana:
kryminalni mieli do bluzy, obok numeru, przyszyty zielony trójkąt, polityczni — czerwony, stanowiący natomiast większość Żydzi — czerwono-zieloną
gwiazdę sześcioramienną. Jak wspomina Levi, SS-manów było niewielu i widywało
się ich względnie rzadko. „[...] Właściwymi panami są zielone trójkąty,
którym w stosunku do nas zostawia się wolną rękę; oprócz tego ci z dwóch
pozostałych kategorii, którzy zgadzają się współpracować z nimi, a jest
ich niemało". [ 6 ]
Każdy nowy więzień wzbudzał natomiast zazdrość, „bo zdawało się że
jeszcze pachnie domem; była to zawiść niedorzeczna, ponieważ w istocie
cierpiało się znacznie bardziej w pierwszych dniach pobytu w obozie niż później".
[ 7 ]
Życie społeczne w obozach było bez wątpienia regresem, prowadziło do
dominacji zachowań prymitywnych i atawistycznych. Ze wspomnianych wyżej, narzuconych odgórnie, trzech kategorii
więźniów wyłaniały się — bazując na świadectwach Leviego — cztery
kolejne podkategorie więźniów: tzw. muzułamani (których scharakteryzujemy w dalszej części niniejszego rozdziału), więźniowie zwykli, więźniowie
uprzywilejowani oraz uprzywilejowani par excellence.
Obecność więźniów uprzywilejowanych w obozie jest kwestią bardzo złożoną,
dla naszych rozważań jednakże fundamentalną. Dla zrozumienia tej złożoności,
jak i w ogóle relacji międzyludzkich w Auschwitz niezbędne jest wprowadzenie
pojęcia „szarej strefy", przestrzeni ludzkiej, która dzieliła ofiary od
prześladowców. Ta przestrzeń nigdy nie była pusta; zapełniały ją osoby
podłe, albo szlachetne (a czasem posiadające obie te cechy jednocześnie). W zrozumieniu tej sfery Levi upatruje możliwości zrozumienia rodzaju ludzkiego w ogóle, w świadomości zaś będącej skutkiem tego zrozumienia jakiejś formy,
możliwości ratunku dla człowieczeństwa, gdyby Zagłada miała nadejść po
raz kolejny.
Więźniowie uprzywilejowani stanowili w obozie mniejszość, ale
stanowili zdecydowaną większość wśród tych, którzy ocaleli. Biorąc pod
uwagę wycieńczającą pracę, dzienne racje żywnościowe były zdecydowanie
za małe i bez dodatkowego pożywienia przeciętny więzień umierał po ok 2-3
miesiącach od momentu przybycia do obozu, z głodu
lub w wyniku chorób spowodowanych wygłodzeniem. Śmierci można było
uniknąć jedynie dzięki dodatkowym porcjom jedzenia, żeby je natomiast
otrzymywać, trzeba było mieć większe lub mniejsze przywileje, „jakiś sposób,
uzyskany oficjalnie lub zdobyty, chytry lub brutalny, dozwolony lub zakazany, który
pozwalał otrzymać więcej jedzenia, niż przewidywała norma". [ 8 ]
Jak podaje Levi (i o czym już wspomniano wyżej), większość świadectw
ocalałych potwierdza, że zderzenie z rzeczywistością obozu koncentracyjnego
zbiega się z nieprzewidzianą i niezrozumiałą agresją ze strony
nieprzyjaciela osobliwego — więźnia-funkcjonariusza — który chce nad
przybyszem zapanować i zgasić w nim iskrę godności, którą on sam wcześniej
utracił. Niedozwolony jest w tym odwet — odpowiedź ciosem za cios jest
niedopuszczalna i surowo karana, często śmiercią. Mógł ją popełnić tylko
„nowy" i w tej sytuacji nie ma właściwie szans na jakąkolwiek obronę,
musi zdać się na władzę absolutną zjednoczonych przeciw niemu protegowanych — zjednoczonych, bowiem uprzywilejowany z zasady broni i proteguje innych
uprzywilejowanych.
Takie zjawisko jest zdaniem Leviego zjawiskiem nieuniknionym, we wszelkich
wspólnotach ludzkich — nie ma go tylko w utopiach. Władza sprawowana nad
wieloma przez kilku lub jednego, sprawia, że przywileje same się mnożą i kwitną, nawet wbrew woli tej władzy. Owa niejednorodna klasa więźniów
funkcyjnych tworzy wspomnianą „szarą strefę", która z kolei dzieli i łączy dwie warstwy: grupę panów i zbiorowisko sług. Jej dobrze ugruntowana,
wewnętrzna struktura jest do tego stopnia skomplikowana, że stanowi istotną
przeszkodę w jasnym osądzaniu osób w nią uwikłanych.
Jednym z typów więźniów uprzywilejowanych wymienionych przez Leviego
byli kolaboranci. Ci wywodzący się z przeciwnego nazizmowi obozu, którzy wcześniej
byli wrogami, pozostawali zawsze podejrzani. Nie wystarczyło im wyznaczać
marginalnych zadań; by ich ze sobą związać, trzeba było obciążyć ich winą,
splamić krwią, w możliwie jak największym stopniu skompromitować, by stali
się złączeni ze „zleceniodawcami" nierozerwalną więzią współudziału.
To sposób dobrze znany z działalności rozmaitych grup przestępczych,
wszystkich czasów i miejsc. „Im twardszy jest ucisk, tym powszechniejsza
okazuje się wśród uciskanych gotowość do kolaboracji z władzą". [ 9 ]
Kolaboracja jest jednakże zjawiskiem zróżnicowanym, ma nieskończenie wiele
odcieni i motywacji: naśladowanie i podziw dla zwycięzcy, konwersje
ideologiczne, żądza zagarnięcia dla siebie choćby części władzy (choćby
nawet żałośnie ograniczonej), tchórzostwo czy choćby trzeźwa kalkulacja,
że w ten właśnie sposób uda się przetrwać. Wszystkie te przyczyny były u źródeł owej szarej warstwy, której członków łączyła chęć zachowania i umacniania przywilejów. Jednakże, zdaniem Leviego, należy jasno stwierdzić,
że największa wina leży w systemie, w samej strukturze państwa
totalitarnego, w którą to wpisany był udział rozmaitej kolaboracji (był on w zasadzie niezbędnym elementem systemu), której to działalność jednakże
bardzo trudno poddać ocenie.
Istniała też osobna grupa, której Levi do kolaborantów zasadniczo nie
zalicza. Byli to tzw więźniowie funkcyjni, pełniący za dodatkowe pół litra
zupy rozmaite funkcje — porządkowe (zamiatanie, zmywanie itp.), kontrolerzy
zawszenia, posłańcy, tłumacze itd. Byli zazwyczaj przywiązani do swoich
specjalnych funkcji, obrony swojego „miejsca pracy", niemniej ich nadzieja
na zachowanie życia nie różniła się w istocie od nadziei
nieuprzywilejowanych. Kwestia niezaliczenia tej grupy do kolaborujących staje
się problematyczna jeśli weźmiemy pod uwagę tych, którzy pełnili funkcje
przywódcze w ramach swojej funkcyjności — kapo, blokowych, pisarzy, aż po
cały świat więźniów, którzy pełnili, czasem bardzo istotne, funkcje
administracyjne w obozie, w sekcji „politycznej" (gestapo), w sekcji pracy
czy w karcerach. Ci okazywali się ludźmi rozmaitego
gatunku, np. niektórzy z nich, mający dostęp do ściśle tajnych informacji i sprawujący ważne funkcje, byli jednocześnie członkami tajnych organizacji
ruchu oporu, w ramach których udzielali pomocy współtowarzyszom, choćby dzięki
wnikliwej obserwacji oficerów SS i wiedzę kogo można przekupić, odwieść od
zbyt okrutnych decyzji czy oszukać. Część z nich została po wojnie
historykami (Herman Lanbein, Eugen Kogon), a ich motywacje aby przetrwać były
niekiedy wzniosłe — ażeby dać świadectwo po zakończeniu wojny, by pomóc
zatriumfować sprawiedliwości.
1 2 3 4 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Primo Levi, Pogrążeni i ocaleni, przeł. S. Kasprzysiak,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 40. [ 6 ] Primo Levi, Czy to jest człowiek, przeł. H. Wiśniowska,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008, s. 40. [ 7 ] Primo Levi, Pogrążeni i ocaleni… s. 42. « Historia (Publikacja: 24-09-2013 )
Piotr Mirski Absolwent The European Institute for Jewish Studies "Paideia" w Sztokholmie. Doktorant wydziału Filozofii i Socjologii UMCS w Lublinie. Pisze doktorat pod tytułem "Boskie wahadło historii", na temat Zagłady, jej ideologicznych i historycznych przyczyn, a w dalszej części na temat reakcji religijnej myśli żydowskiej na kwestię Szoa i udział/braku udziału/istnienia/nieistnienia Boga. Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Strategie przetrwania oraz kwestia wiary religijnej w Auschwitz | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9297 |
|