|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Historia
Rzeczywistość społeczna Auschwitz* [4] Autor tekstu: Piotr Mirski
Zdaniem Bruno Bettelheima, żydowsko-amerykańskiego psychologa i psychiatry, byłego więźnia obozów w Dachau i Buchenwaldzie, postaci muzułmana
nie można ujmować wyłącznie w kategoriach klinicznych. Bettelheim używa pojęcia
„sytuacji skrajnej", mającej charakter gry, w której stawką było
„pozostać albo nie pozostać człowiekiem". [ 25 ]
Postać muzułmana wyznaczała w pewnym sensie ruchomy próg, na którym człowiek
przeistaczał się nagle w to, co nieludzkie, diagnoza kliniczna zaś stawała
się diagnozą antropologiczną. Według Leviego, ujmując rzecz z etycznego
punktu widzenia, postać ta odbiera nam możliwość wydawania sądów natury ogólnej;
uniemożliwia bowiem przeprowadzanie ostrych rozróżnień, rozsadzając tym
samym np. zasugerowany w przez Jeana Amery’ego etyczny rozdział pomiędzy współbliźnim a antybliźnim. Zdaniem Giorgio Agambena, ów świadek całkowity, sam
pozbawiony oglądu etycznego świata w wyniku procesu dehumanizacji, odebrał
nam na zawsze zdolność odróżnienia człowieka od istoty nieludzkiej. Postaci pogrążonego można też przypisać znaczenie polityczne:
jest on ekspresją, skutkiem działania władzy absolutnej w wyjątkowo
radykalnej formie. Głodząc, upadlając i dehumanizując swoje ofiary, władza
absolutna powołuje do istnienia „trzecie królestwo, sadowiące się pomiędzy
życiem a śmiercią. [...] choć formalnie pozostaje on przy życiu, człowiek
ten jest postacią pozbawioną własnego imienia. Skazując go na takie
upodlenie, władza znajduje swe spełnienie". [ 26 ]
Spełnienie tym większe, gdyż stan „muzułmana" był dodatkowo postrachem
dla innych więźniów, bowiem żaden z nich nie mógł przewidzieć, kiedy jego
samego spotka taki sam los — stuprocentowego kandydata do komory gazowej. Według
Agambena muzułman jest istotą nieokreśloną, w której „człowieczeństwo i nieludzkość, życie wegetatywne i życie w relacjach, fizjologia i etyka,
medycyna i polityka, życie i śmierć bezustannie się przenikają". [ 27 ]
Nie jesteśmy świadkami istnienia omawianych istnień, trudno jest nam więc
kwestionować powyższe opisy oraz wnioski. Możemy jedynie zawierzyć tym świadectwom,
tym bardziej że podobne znajdują się w pismach innych autorów, świadków
Zagłady. Niedowierzający im zdrowy rozsądek zdaje się, mimo wszystko, zadawać
pytanie: czy dokonując podobnych twierdzeń nie stajemy przypadkiem po stronie
oprawców? Tym bardziej, że wiemy, iż teza o nie-ludzkim czy pod-ludzkim
charakterze Żydów i innych ofiar była punktem wyjścia ideologii
nazistowskiej i początkiem całego omawianego procesu. Innymi słowy — czy
etycznym jest mówienie o muzułmanach jako o nie-ludziach? Za tym określeniem mimo
wszystko, stały indywidua ludzkie, z konkretną osobowością i historią. Czy
nie dorzucamy w ten sposób swojej cegiełki do całego procesu dehumanizacji,
cegiełki wykraczającej poza śmierć? Wszystkie opisy ostatecznego stanu owych
ofiar wskazują jednak, że nie, bowiem mówią o stanie — jak w przypadku świadectw
Leviego — w którym dehumanizacja została doprowadzona do końca. Osobowość,
osobista historia i wszystkie wyznaczniki człowieczeństwa zostały u ofiar
kompletnie zmazane, zatarte, zniszczone, to co zostało, to jedynie żywe zwłoki,
bez żadnych przejawów człowieczeństwa w rozumieniu szerszym, niż tylko
biologiczne. Z relacji świadków oraz z opisów całego procesu dehumanizacji
wynika, że „stan zmuzułmanienia" był mimo wszystko stopniowalny. Byli
tacy, co nie stali się muzułmanami wcale, byli tacy, którzy poddali się temu
procesowi częściowo oraz tacy, którzy poddali mu się całkowicie. Byli też
więźniowie bliscy stanu muzułmaństwa. Levi i inni autorzy posługują się
więc pewnym typem idealnym, wyrażającym pewne — choć jak najbardziej
rzeczywiste — ekstremum.
Osoby opisane na tych stronach nie są ludźmi. Ich ludzkość została
pogrzebana lub oni sami ją pogrzebali na skutek zniewag doznanych lub wyrządzonych
innym. Wszystkich, poczynając od nikczemnych i głupich esesmanów poprzez
kapo, politycznych i prominentów większych i mniejszych aż po niezróżnicowanych
niewolników: Haftlingów, wszystkie szczeble tej niedorzecznej hierarchii,
narzuconej przez Niemców, w paradoksalny sposób jednoczy ta sama rozpaczliwa
pustka wewnętrzna.
Lecz Lorenzo był człowiekiem; jego człowieczeństwo było czyste i nieskażone, był poza tym negatywnym światem. Dzięki niemu udało mi się nie
zapomnieć, że i ja jestem człowiekiem. [ 28 ]
Bettelheim mówi o punkcie, z którego nie ma już powrotu, po
przekroczeniu którego więzień stawał się bezpowrotnie muzułmanem. Aby przeżyć,
nie jako chodzący trup, lecz jako ludzka istota, każdy więzień musiał odkryć w sobie istnienie takiego indywidualnego punktu, którego w żadnym wypadku nie
było wolno przekroczyć, ulegając ciemiężcy, nawet jeśli wiązało się to z ryzykiem utraty życia. Przetrwanie okupione przekroczeniem tego punktu/progu
oznaczałoby pozostanie przy życiu, które straciłoby wszelki sens, byłoby to
przetrwanie nie z pomniejszonym szacunkiem dla samego siebie, lecz jako istota
całkowicie z niego wyzuta. [ 29 ]
Według tej koncepcji muzułman był kimś, kto wyrzekł się ostatniego,
niezbywalnego marginesu wolności, a w rezultacie pozwolił zniszczyć w sobie
ostatni ślad życia emocjonalnego i człowieczeństwa. Bardzo podobny wątek
porusza Jean Amery w książce Poza winą i karą. Zdając relację ze
swoich obozowych doświadczeń, wspomina, że w pewnym momencie, aby zachować
swoją ludzką godność, musiał nauczyć się „odpowiadać ciosem za
cios": „W otwartym buncie ja też uderzyłem brygadzistę Juszka w twarz:
moja godność wylądowała w postaci ciosu pięścią na jego szczęce i nie ma
już większego znaczenia, że ostatecznie to ja byłem tym, który jako o wiele
słabszy fizycznie uległem i dostałem bezlitosne baty. Dotkliwie pobity, byłem
jednak z siebie zadowolony". [ 30 ]
Zdaniem Amery’ego więc, w niektórych sytuacjach przystąpienie do walki,
zaangażowanie się w fizyczną przemoc było jedynym środkiem odtworzenia
zdezintegrowanej osobowości, odbudowania resztek ludzkiej godności.
W rzeczywistości Amery wymyślił tę historię, bo bardzo jej potrzebował.
Wiemy, na podstawie wielu innych świadectw, że stan takiej permanentnej walki
ofiary z oprawcami szybko skończył by się dla niej śmiercią. Amery stworzył
tę opowieść jako ilustrację swoich poglądów — właśnie takie akty
buntu, nie bacząc na ich fizyczny koszt w postaci bólu, były konieczne dla
odzyskania odebranej godności i stanowiły adekwatną i autentyczną odpowiedź
na podobne sytuacje: „Stałem się człowiekiem nie przez to, że wewnętrznie
powoływałem się na moje abstrakcyjne człowieczeństwo, lecz przez to, że w danej rzeczywistości społecznej odnalazłem siebie jako zrewoltowanego Żyda i jako taki się zrealizowałem". [ 31 ]
Zdaniem Bettelheima wspomniany punkt, spoza którego już nie ma powrotu,
wyznacza jednocześnie granicę pomiędzy tym co ludzkie, a tym co nieludzkie i tym samym odbiera nam wszelką możliwość współczucia ofierze, a ją samą
odziera ze świadomości własnych czynów i prowadzi do nierozróżniania tego,
co za wszelką cenę należy rozróżniać, aby przetrwać. Muzułman, końcowy
„produkt" procesu dehumanizacji, był według Bettelheima niebywałą i potworną maszyną biologiczną, pozbawioną sumienia, jak też wrażliwości i zdolności odczuwania pobudzeń nerwowych:
Więźniowie wkraczali w stadium muzułmaństwa z chwilą, gdy nic już
nie było w stanie wzbudzić w nich jakichkolwiek emocji. [...] Pomimo dręczącego
ich głodu, nawet bodźce wywoływane przez widok jedzenia nie docierały już
do ich mózgu w postaci dostatecznie wyraźnej, by wywołać jakąkolwiek reakcję.
[...] Inni więźniowie starali się okazać im dobroć kiedy tylko mogli, częstując
jedzeniem, muzułmani jednak nie byli już w stanie odpowiedzieć na tego
rodzaju wyrazy współczucia. [ 32 ]
Świadectwo to jest częściowo zafałszowane, bowiem
wszyscy niemal inni świadkowie podzielają przekonanie, że muzułmanom w obozie nikt nie okazywał ani dobroci ani współczucia. Słowa Bettelheima tracą
więc — przynajmniej częściowo — na wiarygodności. „Nikt nie chce oglądać
muzułmana na własne oczy" — zdaniem Agambena według tej, powszechnej w Auschwitz zasady zafałszowuje on swoje świadectwo. Nie tylko jednak zafałszowuje
je, ale idzie też o krok dalej — czyni on obraz muzułmana jeszcze bardziej
skrajnym, przerysowanym, tworząc pewien nierealny już, paradygmat ofiary jako
czysto wegetatywnej maszyny. Według Agambena ma to na celu stworzenie kryterium
zapewniającego możliwość odróżnienia — za wszelką cenę — tego,
„czego w obozie nie sposób było odróżnić: człowieka od istoty
nieludzkiej". [ 33 ]
Bazując na koncepcji Betelheima można by stwierdzić,
że przekroczenie punktu, progu, o którym mówi, jest tożsame ze śmiercią
moralną, ostateczną utratą człowieczeństwa, a co za tym idzie możliwością
bycia podmiotem działań etycznych w świecie. Zdaniem Agambena natomiast, muzułman
opisany przez Leviego jest bardziej miejscem pewnego społecznego eksperymentu, w którym człowieczeństwo i moralność jako taka są postawione pod znakiem
zapytania już na samym początku. Za wieloma świadectwami Leviego kryje się
przeświadczenie, że każdy, kto był w Auschwitz, wyzbył się w pewnym
stopniu ludzkiej godności. [ 34 ]
Muzułman jest natomiast przypadkiem granicznym, za sprawą którego nie tylko
kategorie takie jak godność czy szacunek, ale i sama idea „granic człowieczeństwa"
traci sens.
Wyobraźmy sobie, że esesmani wpuściliby do obozu jakiegoś
moralizatora, który za wszelką cenę starałby się przekonać muzułmanów do
konieczności zachowania godności i szacunku do samego siebie również w Auschwitz. Postępowanie tego człowieka byłoby przecież czymś odrażającym, a jego kazania okrutnym żartem w odniesieniu do tych, których nie tylko nie
sposób już do niczego przekonać, ale którym nie można już także udzielić
jakiejkolwiek ludzkiej pomocy. [ 35 ]
Proste zanegowanie człowieczeństwa muzułmanów przez innych więźniów
oznaczałoby pogodzenie się z wyrokiem wydanym przez nazistów i byłoby równoznaczne z powtórzeniem ich gestu. Stąd też, wobec niemożliwości udzielenia im
pomocy, inni więźniowie nie rozmawiali z nimi i ignorowali ich, bowiem
milczenie i niedostrzeganie były — przynajmniej tymczasowo — jedyną właściwą
wobec nich etyczną postawą.
* Tekst jest fragmentem przygotowywanej pracy doktorskiej.
1 2 3 4
Przypisy: [ 25 ] Bruno Bettelheim, The Informed Heart, The Free Press, Nowy
Jork 1960, s. 42. [ 26 ] Wolfgang Sofsky, Die Ordnung des Terrors: Das Konzentrationslager,
S. Fischer, Frankfurt am Main 1997, s. 230. [ 27 ] Giorgio
Agamben, Co zostaje z Auschwitz, przeł. S. Królak,
Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2008, s. 48 [ 28 ] Primo Levi, Czy to jest człowiek… s. 175. [ 29 ] Giorgio Agamben, Co zostaje z Auschwitz… s. 56. [ 30 ] Jean Amery, Poza winą i karą, Wydawnictwo
Homini, Kraków
2007, s. 203. [ 32 ] Bruno Bettelheim, The Informed Heart… s. 152-156. [ 33 ] Giorgio Agamben, Co zostaje z Auschwitz... s. 58. [ 34 ] Primo Levi, Pogrążeni i ocaleni… s. 82. [ 35 ] Giorgio Agamben, Co zostaje z Auschwitz... s. 63. « Historia (Publikacja: 24-09-2013 )
Piotr Mirski Absolwent The European Institute for Jewish Studies "Paideia" w Sztokholmie. Doktorant wydziału Filozofii i Socjologii UMCS w Lublinie. Pisze doktorat pod tytułem "Boskie wahadło historii", na temat Zagłady, jej ideologicznych i historycznych przyczyn, a w dalszej części na temat reakcji religijnej myśli żydowskiej na kwestię Szoa i udział/braku udziału/istnienia/nieistnienia Boga. Liczba tekstów na portalu: 3 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Strategie przetrwania oraz kwestia wiary religijnej w Auschwitz | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9297 |
|