|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Słabość ateizmu [2] Autor tekstu: Lucjan Ferus
„Z
tego najbrudniejszego źródła indyferentyzmu wypłynęło owo błędne i niedorzeczne mniemanie, albo raczej szalone głupstwo, jakoby każdemu należało
zapewnić i zaręczyć wolność sumienia. Szerzenie się tego zaraźliwego błędu
ułatwia owa nieograniczona wolność słowa, która szeroko zapanowała ze
szkodą Kościołów i rządów, ponieważ niektórzy bezczelnie powtarzają,
jakoby stąd płynął pewien pożytek dla religii". Albo piękna w swej
szczerości wypowiedź biskupa O'Connora: „Wolność religijna jest
tolerowana do momentu, w którym możliwe stanie się jej ograniczenie, bez narażania
na szkodę katolicyzmu". Ergo: również i w tej dziedzinie ateiści nie mają
żadnych szans wygrania ze sługami bożymi.
-
Ateiści nie mają tak silnej motywacji do bycia ateistami, jak wierzący
religijnie osobnicy do bycia wierzącymi. Dla ateistów liczy się jedynie prawda,
niezależnie od tego jaka miałaby być. I to ona ich wyzwala,
niestety także i od religii. Natomiast u wierzących sprawy się mają zupełnie
inaczej. Po pierwsze: są oni od małego dziecka indoktrynowani religijnie
(przyszli ateiści zresztą też, lecz w jakiś niewytłumaczalny sposób udaje
im się z tego religijnego uzależnienia wyleczyć),
więc wiara religijna nie jest kwestią ich wyboru jak u ateistów niewiara,
lecz kwestią przymusu, z czego na
szczęście nie zdają sobie sprawy, powtarzając bezmyślnie mantrę o „wolnej woli", którą Bóg im dał.
Po
drugie; przekonuje ich nadzieja na zbawienie ich duszy, no i oczywiście strach
przed potępieniem i wiecznymi mękami w piekle. Ateiści są pozbawieni tych
nadzwyczaj silnych bodźców psychicznych, jakie daje świadomość nagrody i kary, zatem i ich przekonania ateistyczne nie są tak zdeterminowane, jak
przekonania religijne. Poza tym, czy ateiści mają tak jasno wyznaczoną drogę
uczciwego i sprawiedliwego życia jak choćby ta, którą dla wierzących
wytyczył kard. J.H.Newman, pisząc: „Nawet najmniejszy grzech powszedni jest w oczach Boga większym złem, niż zniszczenie całego świata i śmierć w mękach
wszystkich jego mieszkańców"? Niestety, nie mają, czyli następny punkt na
korzyść wierzących i religii.
-
Kościół kat. wykorzystał już wszelkie możliwe sposoby aby uzależnić
od siebie swych wiernych i nie ma takiego pomysłu, który by wcześniej nie
został przez niego zastosowany. I tak np.: skorzystał z poprzedzającej chrześcijaństwo
idei zbawienia dusz tych wszystkich,
którzy będą wierzyć w ich Boga i zapewnił sobie monopol
na głoszenie i korzystanie z tejże idei („Poza Kościołem nie ma
zbawienia"). Potrafił też wyegzekwować ogniem i mieczem owo prawo do wyłączności,
tępiąc bezlitośnie tych, którzy sprzeciwiali się temu pomysłowi, bądź
mieli inne poglądy co do jego realizacji. Kościół ów skorzystał też z wymyślonej wcześniej idei piekła dla potępionych grzeszników, oraz tych, którym
nie po drodze z jego światłymi naukami i doprowadził do perfekcji tę ideę,
strasząc nią przez wiele wieków swych wiernych i osiągając dzięki temu
wymierne korzyści. Sam pomysł podziału na potępionych i błogosławionych przez Boga, jest nie do przecenienia.
-
Ateiści nie znają i nie mają tradycji spowiedzi
świętej, która stanowi doskonałe narzędzie władzy nad wiernymi.
Duszpasterze, którzy znają dzięki niej ich wszystkie grzechy, siłą rzeczy panują
nad ich sumieniami, a co za tym idzie również w dużym stopniu nad ich życiem.
Służby specjalne wszystkich krajów mogą tylko marzyć o tak rozwiniętej
inwigilacji swych poddanych.
Nie
można też zapominać o pomniejszych (ale też ważnych) pomysłach, które
przyciągają wiernych do kościołów i uczestnictwa w obrządkach religijnych:
święte sakramenty, bez których nie może się obejść żaden wierny, święte
msze, służące Kościołowi do nieustannego kształtowania sumień swoich
owieczek, rozbudowana do granic możliwości obrzędowość, liturgia i rytuał,
których bogata forma zastępuje właściwą
treść religii. Także wielgaśne świątynie,
wywierające swym ogromem zapierający dech w piersiach zachwyt wiernych,
nieustannie powtarzana ofiara z „krwi i ciała" Zbawiciela (co prawda
niezgodna z Pismem św., ale kto by się tym przejmował!).
Także wiele innych ciekawych pomysłów, które poszły już w zapomnienie, chociaż były nadzwyczaj skuteczne i przyniosły Kościołowi
niewyobrażalne wręcz korzyści. Np.: handel odpustami (obecnie błogosławieństwami),
olbrzymie korzyści, jakie dawał kolejny (coraz częściej wyznaczany) „Rok
święty", także te które płynęły z bardzo opłacalnego dla Kościoła kultu
relikwii, obecnie tylko kultu świętych
obrazów (co prawda niezgodnego z Dekalogiem, ale kto by się tym przejmował!),
jak i cudownych miejsc, oraz licznych pielgrzymek do nich. Na tyle licznych, że
choć w jakiejś części wynagradzają Kościołowi dawniejsze (obecnie
utracone) zyski. Niestety nie stosuje się już popularnej kiedyś i bardzo
skutecznej anatemy, interdyktu i ekskomuniki. Jakie to było widowisko!
„Przy
rzucaniu klątwy, ksiądz w żałobnej szacie z zapaloną świecą, wygłaszał
ze stopni ołtarza formułę anatemy: "Aby w domu, na ulicy, na roli, jedząc,
robiąc i chodząc, był przeklęty; aby zdrowego członka nie miał od wierzchu
głowy aż do stopy nożnej, aby wnętrzności jego wypłynęły i robactwo ciało
jego stoczyło; aby dom jego był spustoszony, a sam wymazany został z księgi
żywota i z diabłem jeno mieszkał". (Władysław Kopaliński Drugi
kot w worku).
Zaniechano też (ze szkodą dla Kościoła)
bardzo dochodowych procesów o czary i palenia czarownic na stosie. A przecież
był to tak genialny pomysł, że chyba żaden inny mu nie dorównuje. „Od
XIII do XIX w. chrześcijański Kościół palił czarownice /../ Po uśmierceniu
owych nieszczęśników klar zagrabiał ich mienie i nierzadko był to prawdziwy
powód wszczynania procesów o kacerstwo i czary" /../ „w
1199 r. papież Innocenty III zarządził, aby wszelkie mienie należące do
skazanych heretyków podlegało konfiskacie na rzecz Kościoła; ten następnie
dzielił się nim zarówno z lokalnymi urzędnikami, jak i z oskarżycielami
ofiar, w nagrodę za ich szczerość" (Karlheinz Deschner Opus
diaboli, Sam Harris Koniec wiary).
Po namyśle muszę przeprosić Waszą Ekscelencję za ten lapsus: oczywiście
jest mnóstwo innych, równie genialnych pomysłów,
zasługujących na uznanie dla ich pomysłodawców. Święta Matka Kościół na
pewno im tego nie zapomni. Tak, że w tym aspekcie owego porównania, Kościół
już nie ma tak kolosalnej przewagi nad niewiernymi i niewierzącymi jak to
onegdaj bywało. Nawet ewangelicki biskup Troilus u schyłku XVIII w. wyraził głębokie
zatroskanie „naszą epoką obojętności i wolnomyślności", w której nie
chciano już palić kobiet oskarżonych o czary. Ale
też nie jest tak do końca źle; wczesna indoktrynacja dzieci jednak robi swoje i dzięki niej kościoły nadal są pełne wiernych po brzegi. A tej możliwości
ateiści są na szczęście pozbawieni.
-
Ciekawe czy ateiści będą w stanie znaleźć w swych szeregach ludzi tak
bardzo oddanych sprawie, jacy bardzo często trafiają się w łonie Kościoła i dzięki swemu niebywałemu zaangażowaniu i odwadze, przyczyniali się do
coraz to bardziej rosnącej potęgi tej świętej instytucji. Np. taki biskup
Ambroży: „Gdy w 388 r., z poduszczenia swego biskupa, chrześcijanie spalili
synagogę w Kallinikon nad Eufratem, a później cesarz Teodozjusz nakazał jej
odbudowę na koszt biskupa, Ambroży zaprotestował: "Oświadczam, że podpaliłem
synagogę; tak, że wydałem im takie polecenie, by nie było więcej takiego
miejsca, w którym przeczy się Chrystusowi… Co stoi wyżej, pojecie porządku
czy interes religii?" /../ Wszedł
do historii religii jako prawy chrześcijanin, który się nie ugiął nawet
przed cesarzem" (Uta Ranke-Heinemann Eunuchy
do raju). I miał ponadczasową rację: po dziś dzień liczy się przede
wszystkim interes religii.
Albo
papież Innocenty III, który „był człowiekiem niesłychanie ambitnym,
pysznym, o niezaspokojonej żądzy bogactw i gotowym za pieniądze do każdej
transakcji /../ zalecił również zwyczaj tworzenia dla Izraelitów odrębnych
dzielnic (tzw. getta)". Czy też Bonifacy VIII, który "polecił świętej
inkwizycji tępić wszystkich, którzy głosili wyższość ludzi uprawiających
dobrowolne ubóstwo nad resztą duchowieństwa, żyjącego z intratnych beneficjów",
itd. itd. Długo można by wyliczać tych wszystkich, którzy się przyczynili
do potęgi Kościoła. Wątpię aby ateiści znaleźli tak oddanych ludzi pośród
swoich szeregów. Do tego trzeba mieć klasę, charakter i wybitny umysł.
-
Ateiści nie mają żadnego wpływu na
swe władze wybierane aktualnie w demokratycznych wyborach. Dzięki zapobiegliwości i mądrości hierarchów naszego Kościoła, nawet wtedy, kiedy on sam przestał
być władzą absolutną dla większości
ludzi podlegających jego wpływom, zapewnił sobie uprzywilejowaną pozycję,
nawet w krajach, w których istnieje rozdział Kościoła od Państwa. W tych
krajach będących jakoby neutralnymi światopoglądowo, Kościół i tak ma
najwięcej do powiedzenia (włącznie z wpływem na prawodawstwo), a religijne
symbole wiszą w każdym urzędzie państwowym i placówkach użytku społecznego.
Natomiast prezydenci i parlamentarzyści kończą swą przysięgę słowami:
„Tak mi dopomóż Bóg". Czy np. ateiści mogą żądać od naszych władz,
aby wprowadzili religioznawstwo do
programu nauczania? Nie mogą, bo to wg hierarchów kościelnych jest „łamanie
sumień" młodych ludzi. A Kościół kat. może żądać od władz, aby
religia została objęta obowiązkowym egzaminem maturalnym (i znając nasze
realia, prędzej czy później tak się stanie).
Wiadomym
nam wszystkim jest, jakie korzystne skutki dla instytucji Kościoła przynosi
taka sytuacja. Zresztą sama historia potwierdza najdobitniej, iż najlepszy
sojusz, który zawsze przynosił Kościołowi najwięcej korzyści, to sojusz
ołtarza z tronem. Dlatego nigdy nie potępił on żadnego z totalitarnych
systemów — jeśli tylko współpracował on z Kościołem na niwie ideowej — ani żadnego z dyktatorów i wielkich zbrodniarzy ludzkości, jeśli tylko
byli gorliwymi wyznawcami tego samego Boga i tej samej religii. Jeśliby
natomiast porównać wpływ religii na
ludzkość, z wpływem ateizmu na
ludzkość, to ten drugi jest tak znikomy, iż można go śmiało nazwać -
jak to ktoś trafnie określił — ateizmem w „krótkich spodenkach". Jest
doprawdy niepoważny. Następny punkt dla religii.
-
Czy istnieje w świadomości ludzi określenie „wojujący katolik"? Nie
istnieje. Istnieje natomiast pejoratywne określenie „wojujący ateista",
chociaż historia pokazuje jednoznacznie, iż jest ono fałszywe w jej kontekście,
bo najwięcej wojen, bitew, pogromów i rzezi odbywało się z pobudek
religijnych, a ludzie wierzący — nie ateiści — wyrządzali (i wyrządzają)
swym bliźnim najwięcej krzywd i cierpienia. Dzieje się tak dzięki czarnemu
pijarowi dla jednych (ateiści), a chwaleniu nadzwyczajnych zasług dla drugiej
strony — ludzi Kościoła i wiernych z nim związanych. Długo mógłbym
jeszcze wyliczać Waszej Ekscelencji atuty naszej religii i naszego Kościoła,
świadczące o wyższości naszej organizacji na organizacją ateistów, jednakże
będę kończył ów raport, nie chcąc wystawiać na szwank cierpliwość
Waszej Ekscelencji. Podsumuję go w ten sposób:
1 2 3 Dalej..
« Felietony i eseje (Publikacja: 10-12-2013 )
Lucjan Ferus Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo). Liczba tekstów na portalu: 130 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Nieudane autodafe | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9488 |
|