Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
205.014.385 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Rosja użyje taktycznej broni nuklearnej?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 15 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Despotyzmy z reguły wykrzykują o własnych krzywdach, wydaje im się podejrzane, że inaczej myślący korzystają z przywileju oddychania świeżym powietrzem i chodzenia na dwóch nogach. Prawidła zdrowego rozsądku nie obowiązują w Ciemnogrodach".
 Wprowadzenie » Agnosiewicz

O tym, jak mój ojciec odnalazł Pana i co z tego wynikło [2]
Autor tekstu:

Zupełnie nie rozumiem jak wierzących może ekscytować fakt, że wywierają wpływ na ledwo już działający mózg, który w stanie agonalnym zdecydowanie nie pracuje normalnie i prawidłowo, a na dodatek jeszcze niemal zawsze znarkotyzowany syntetykami. Przecież to nie jest żaden nawet najmniejszy argument przeciwko postawie ateistycznej. Co innego, gdy na starość ateista się nawróci, bo coraz mocniej przeraża go perspektywa śmierci: wówczas to faktycznie może być wykorzystane do tego, aby wykpić takiego ateusza i jego ateizm. Ale jeśli kaznodzieja skaperuje ateusza w stanie agonalnym, to przecież nie znaczy to nic ponadto, że niektóre religie sprawdzają się w roli narkotyku znieczulającego, kiedy wyrabia się tolerancja na fentanyl i słabnie kojące działanie opioidu. Do jakiej chwały jest to tytuł?

Naturalnie wszyscy pragniemy mieć pełną kontrolę nad własnymi zachowaniami i myślami, ale jest to niemożliwe. Wiem, że także ja sam w każdej chwili mogę ulec wypadkowi, który w taki sposób uszkodzi mój mózg, że stanę się innym człowiekiem. Mamy ograniczoną kontrolę także nad naszymi zachowaniami i słowami w  stanie agonii, choć nie mam wątpliwości, że obojętność religijna, czyli brak zainteresowania religijnymi prawdami wiary, może łatwo zaowocować „nawróceniem" na łożu śmierci.

KZ poświęcił ojcu wiele godzin w ostatnich trzech dniach jego życia i niewątpliwie rozmowy te poprawiały jego nastrój. Teraz dowiaduję się z internetu, że w ich wyniku "zupelnie sie zmienil. Niepokoj, ktory mial zniknal, a pojawila sie radosc". Jakże chciałbym, aby tak było! Naprawdę nie miałbym nic przeciwko temu, aby w tych ostatnich godzinach został całkowicie znieczulony przez religię — przecież i tak dostawał narkotyki.

Tak się jednak nie stało. Wszelkie znieczulenie było do samego końca tylko częściowo skuteczne. W ostatnim dniu rodzina i znajomi żegnali się z człowiekiem, który pragnął żyć, który nie pogodził się z tym, że musi za wcześnie odejść. Kiedy już nie mógł mówić, wyrażał to oczami.

Kiedy naraz Jego śmierć zaczęła funkcjonować jako przypowieść religijna, zapytałem też innych członków rodziny o ich wrażenia ze skutków aplikowania ojcu religii. Mama (new born atheist) zauważyła, że rozmowy z KZ przynosiły ojcu ulgę, ale było to dla niego coś kłopotliwego, gdyż w czasie tych rozmów chciał być sam z KZ. W ocenie mamy religijne wątki tego były drugorzędne: KZ był jego przyjacielem, który poświęcał mu w tych trudnych chwilach dożo swojego czasu. Podobnie jak KZ, nie dostrzegła zauważalnej skuteczności znieczulającej księdza. Z kolei wuj-katolik, który również był częstym gościem w hospicjum, ocenia dziś, że największą ulgę przyniosła ojcu rozmowa z księdzem. Każdy widział w tym, co chciał, w zależności od światopoglądu. Czy jednak ma to większe znaczenie, która „nadzieja" lepiej znieczulała nienormalnie funkcjonujący organizm? „Nawrócenie" w agonii można porównać do sytuacji, kiedy powiesz coś do zaspanego partnera z łóżka, a on w półśnie wybełkocze parę nibypotakujących słów i się przytuli — takie to „nawrócenie".

To przecież nie w tym rzecz, że w agonii nie działają „teorie" życiowe, lecz w tym, że wówczas niemal już nic nie działa. Gaśnie całość.

Marzyłem wówczas o całkowitym znieczuleniu ojca i byłoby mi zupełnie obojętne jakim narkotykiem. Nie ze względu na Niego, bo Jego Historia dobiegała już końca, lecz ze względu na mamę — dla której umieranie ojca było ogromnie ciężkie. Dała mu wówczas całą siebie, jak chyba nigdy za życia. Jego ogromne pragnienie życia powodowało tym większy jej ból i gdyby ojciec faktycznie mógł umrzeć radosny, jak funkcjonuje to teraz w religijnej opowieści, mama nie zostałaby tak zdruzgotana jego śmiercią.

Ta śmierć spowodowała w istocie zasadnicze zmiany dotyczące religii w rodzinie: mama, która dawniej naciskała na praktyki religijnie obojętnego ojca — porzuciła wiarę w Boga i Kościół. Dziś uważa się za bezapelacyjną ateistkę.

To, że mój ojciec mógł w ogóle zaaplikować sobie tuż przed śmiercią znieczulenie religijne, wynika moim zdaniem z wyższości fentanylu nad morfiną. W 1992 r. umierała moja babcia, a jego teściowa — również na nowotwór. Była znieczulana morfiną, która w pewnym momencie nie koiła już bólu czysto fizjologicznego. Ten ból, jakiego doświadczyła w swojej agonii, spowodował u tej całe życie szczerze i gorliwie wierzącej osoby przedśmiertne wyplucie religii. Zrobiło to na mnie duże wrażenie, kiedy osoba, która zawsze najmocniej kibicowała mojej gorliwości religijnej, powiedziała mi, że religia w obliczu tego jest już bez znaczenia. Mniej więcej w tym okresie zaczęły gasnąć moje przekonania religijne. Nie potrafię powiedzieć, czy ta śmierć zrobiła ze mnie ateistę, ale musiała mieć na to wpływ.

Czyż to nie igraszka losu, że agonia zamienia gorliwego katolika w ateistę, a obojętnego w zielonoświątkowca? Czy moja babcia umarła jako katoliczka czy ateistka? Czy mój ojciec umarł jako obojętny czy zielonoświątkowiec? Myślę, że najbardziej pewne przemiany światopoglądowe to te, które ich śmierci spowodowały w żyjącej części rodziny. Nie spowodowały nawrócenia, lecz wywrócenie. Upadły odpowiedzi. Pojawiły się pytania.

Fascynuje mnie śmierć niewierzącego. Nie gardzę tymi, którzy upadają na duchu. To bardzo ludzkie. Ale podziwiam tych, którym udaje się rozstać ze światem w spokoju ducha — bez samooszukiwania się nadzieją, której nie dawali wiary będąc w pełni sił. [ 1 ] Umarłbym z zawiedzionym wyrazem twarzy, jeśli śmierć przydarzyłaby mi się gwałtownie. Chciałbym mieć możliwość umierania, aby mieć czas zmierzyć się z tym problemem. Śmierć jest wszak głównym problemem naszego życia i dobre poradzenie sobie z nim jest tegoż życia ukoronowaniem. Finalną weryfikacją siły naszego światopoglądu. Naszego egzystencjalnego poukładania. Obecnie niestety mam ograniczoną wolę godnej śmierci i dobrego zakończenia życia. Agonia czasami przybiera taki obrót, że należy ją przyspieszyć sztucznie. To elementarne prawo tych, którzy nie traktują życia jako Bożego dopustu, lecz jako pole do autokreacji.

Nie chodzi tylko o to, aby umrzeć „bez modlitwy", choć dla ateisty jest to na pewno zasadniczy walor „godnej śmierci". Chodzi też o to, aby móc umrzeć wtedy, kiedy nie ma już żadnej woli życia. Pomyślmy jak śmieszne wobec niektórych przypadków pseudonawróceń ateistów w agonii, są o wiele częstsze przypadki wściekłej walki o przedłużenie życia o ile się da ze strony wierzących. Powinni ufać Panu, który wszak najlepiej wie, kiedy wezwać ich do siebie, a nie na siłę, medycyną przeciwstawiać się Bożym decyzjom, których wejście w życie starają się odwlec choćby i o parę dni.

Problem godnej śmierci doskonale ukazał film Clinta Eastwooda Million Dollar Baby (pol. Za wszelką cenę — zdobywca Oskara za najlepszy film 2004 r. i kilkunastu innych nagród filmowych). Maggie głównym sensem swojego życia uczyniła mistrzostwo w kobiecym boksie zawodowym i idzie do tego wielkimi krokami. W trakcie zawodów doznaje kontuzji w wyniku której zostaje całkowicie sparaliżowana. Odtąd liczy się już tylko jedno: prawo do śmierci. Większość ludzi nie ma wypracowanego sensu własnego życia. Żyją z dnia na dzień i w analogicznej sytuacji wolą życie sparaliżowane aniżeli śmierć. Dla wielu jednak to jest koniec życia i zanik jakiejkolwiek woli życia. W imię teologicznych doktryn wlecze się za nami do dziś niehumanitarny nakaz dźwigania „dopustu Bożego".

Powinienem jeszcze wrócić do listu dziennikarza radiowego, którego oburzył mój tekst w Focusie, rozbierający na części pierwsze opętania i egzorcyzmy (a przecież, powiada z filozoficzną głębią pan Romuald, „są dziwy na niebie i ziemi o których się nie śniło waszym filozofom", więc mój tekst „jak zwykle przyniósł więcej szkody niż pożytku"). Pan Romuald osią swojej długaśnej epistoły uczynił „nawrócenie Woltera na łożu śmierci". Kolejny zepsuty kotlet, którym napychają się wierzący i którego nawet już nie mam siły od ust im odejmować. Jest to ten typ reakcji obronnych wobec racjonalizmu, że gdybym nawet własną śmiercią odparł tę „argumentację", to napisałby, że na pewno zrobiłem to nie z przekonania, lecz na złość Panu Bogu i wszystkim świętym. Ta religijność przejawia się agresją słowną, czyli możemy stwierdzić, że jest na pewno tym złym rodzajem narkotyku egzystencjalnego, który spowodował przez wieki pasmo szkód i przemocy.

Oceniając moją działalność, która niewątpliwie będzie jeszcze przedmiotem niejednej napaści i karykatury, proszę jednak wziąć pod uwagę, że w zasadzie nie jestem człowiekiem antyreligijnym. Jestem jedynie wrogiem społecznie szkodliwych narkotyków. Ilekroć jednak w człowieku religijnym dostrzegam jakiekolwiek przejawy humanizmu wobec drugiego człowieka czy wobec życia, tylekroć jest mi on bratem. KZ jest mi bardziej bratem aniżeli wielu ateistów, których nienawiści miałem okazję doświadczać, i niezrównanie bardziej bratem aniżeli pan Romuald z Polskiego Radia, który, jak wierzę, poza reakcjami obronnymi także ma w sobie coś, co zasługuje na szacunek ateisty. Warto bowiem wierzyć w człowieka.


1 2 

 Zobacz także te strony:
Wokół Miłosza i nawróceń na łożu śmierci
 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Priony. Czyżby nowożytny miecz Damoklesa?
Mówienie o Bogu. Po lekturze Feuerbacha

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (40)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Polecam tutaj dwie osobiste opowieści niewierzących o ich umieraniu: Rafaeli oraz Janusza Johna Sztybera.

« Agnosiewicz   (Publikacja: 23-02-2011 Ostatnia zmiana: 24-02-2011)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Mariusz Agnosiewicz
Redaktor naczelny Racjonalisty, założyciel PSR, prezes Fundacji Wolnej Myśli. Autor książek Kościół a faszyzm (2009), Heretyckie dziedzictwo Europy (2011), trylogii Kryminalne dzieje papiestwa: Tom I (2011), Tom II (2012), Zapomniane dzieje Polski (2014).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 952  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 5  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Oceanix. Koreańczycy chcą zbudować pierwsze pływające miasto
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 950 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365